Premier League
Ten manifest użytkownika kornuch przeczytało już 783 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Wrzesień 2009
Ten dzień musiał nadejść, pojechaliśmy z drużyną do Manchesteru na Old Trafford, przed nami były dwa arcy trudne mecze z Arsenalem i z Czerwonymi Diabłami… Powiem w tajemnicy, że liczyłem na 1 punkt w tych dwóch meczach. Pierwszy raz mogłem poczuć magię przepychanek słownych.
-Kornecki? Tak to się wymawia? Nie słyszałem… jest za młody i nie znany żeby mógł prowadzić klub z taką długą historią i do tego w Premiership.
Tyle można było usłyszeć na konferencji prasowej od Fergusona na mój temat. Miałem cichą nadzieje, że po meczu zapamięta moje nazwisko na długo.
Manchester United: Foster - Evra, Vidic, Ferdinand Brown –Rossi Carrick, Fletcher, Valencia - Berbatov, Rooney
Birmingham: Hart – Lukovic, R.Johnson, Pavon, Carr - McFadden, Fahey, Ferguson, Larsson -Lewandowski, Benitez
Wyszliśmy w bardzo defensywnym nastroju, Manchester wyszedł w najmocniejszym ustawieniu, no może poza obsadą bramki. Foster nie należy wg mnie do jakiś wirtuozów bramkarskich i na to liczyłem. Kazałem moim piłkarzom oddawać wiele strzałów z dystansu. Czerwone Diabły od samego początku bardzo groźnie atakowali, byliśmy na to przygotowaniu. Chociaż, że Hart wybronił dwie sytuacje Berbatova jedną sam na sam i strzał głową po rzucie rożnym, to jednak w 16 minucie po centrze Valencii – Wayne Rooney wpakował piłkę do siatki. Minutę później po raz kolejny nie wykorzystał akcji jeden na jednego Berbatov , tym razem fatalnie prze strzelając. Jednak co się odwlecze to nie uciecze. Bułgar zrehabilitował się za wszystkie sytuację, genialnym podaniem między dwóch obrońców do Rooneya, a ten bez problemów pokonał Harta. Manchester United nie cofnął się, wręcz przeciwnie atakował coraz bardziej. Najlepsze okazje w pierwszej części spotkania mieli Ferdinand uderzeniem głową i Rooney kiedy po raz drugi wyszedł sam na sam, jednak tym razem Hart wykazał się kapitalną obroną. W drugiej połowie Manchester oddawał więcej strzałów jednak o wiele bardziej nie celnych, nie oddali ani jednego celnego strzału do 70 minuty. Ja na swoją pierwszą poważną sytuację musiałem czekać do 74 minuty kiedy to Larsson z 30 metrów uderzył w słupek. Minutę później Lewandowski nie pokonał Fostera wychodząc jeden na jednego. Mój zespół zaczął się rozkręcać w 88 minucie Philips przedarł się przez obronę jednak strzelił minimalnie obok bramki. Mecz zakończył strzał w „okno panu Bogu” Dimitara Berbatova.
Nie udało się, no ale na co mogłem więcej liczyć. Nie byłem zadowolony jedynie z Beniteza pierwszy mecz w lidze po kontuzji, wcześniej grał jedynie w rezerwach, ale zagrał fatalnie. Kiedy jego koledzy z drużyny próbowali, on nie robił zupełnie nic.
Wciąż liczyłem na 1 punkt w końcu Kanonierów podejmowałem na swoim stadionie.
Kiedy myślałem, że słabo zagraliśmy przeciwko Manchesterowi to, to co zaprezentowaliśmy przeciwko Arsenalowi to była ogromna przepaść umiejętności, ale po kolei…
Birmingham: Hart - Queudrue, Lukovic, R. Johnson, Parnaby – McFadden, Ferguson, Larsson, O’Shea – Phillips, Lewandowski
Arsenal: Almunia – Clichy, Silvestre, Gallas, Sagna – Albin, Diaby, Song, Fabregas, Arshavin - Eduardo
Dzień jak każdy inny na stadionie zgromadziło się około 28 tysięcy kibiców, wszyscy oczekiwali pierwszego gwizdka, gdy Chris Foy rozpoczął mecz wtedy zaczęła się „rzeź”. Ataki Arsenalu nie kończyły się, Eduardo już w 8 minucie uderzył w poprzeczkę. Arsenal przez ciągłe ataki był odkryty dlatego w 16 minucie udało mi się pociągnąć kontre w której McFadden świetnie wyłożył piłkę Fergusonowi lecz ten fatalnie przestrzelił. Bardzo tego żałowaliśmy bo zaraz po rozpoczęciu gry przez bramkarza, rozrzuceniu piłki na lewe skrzydło, Juan Angel Albin wystawił piłkę niemal, że na nos Fabregasowi, a Hiszpan nie zmarnował tej sytuacji. Arsenal grał bardzo mądrze, do końca połowy nie mogłem stworzyć ani jednej sytuacji. Postanowiłem wymienić siłę rażenia ściągając Phillipsa i wpuszczając Portillo, wiele to nie zmieniło. Arsenal wciąż grał dobrze, w 63 minucie rozklepali całą obronę 4 podaniami: Diaby na środek do Fabregasa ten na skrzydło do Arshavin, Rosjanin na środek na woleja do Cesca Fabregasa a ten umieścił piłkę w siatce. Gra się w miarę uspokoiła, toczyła się głównie w środku pola. W 80 minucie fantastycznym strzałem z przed pola karnego popisał się Arshavin, jednak Joe Hart popisał się świetnym refleksem. W 85 minucie Arsenal znokautował moje Birmingham, a dokładniej Diaby po rzucie rożnym umieścił piłkę w siatce. Bramkę honorową w 93 minucie mógł zdobyć Portillo jednak jego strzał sparował bramkarz.
Mój plan się nie powiódł… może za bardzo optymistycznie po ostatnich dwóch kolejkach patrzyłem na te mecze. Wiem jedno, spadłem na ziemie po tym spotkaniu. Był dopiero wrzesień, a ja już rozglądałem się za piłkarzami, którymi mógłbym wzmocnić zespół, pewne było to, że nie wszyscy z tych, których miałem daliby radę grać na wysokim poziomie jaki oczekiwałem. Na oku miałem dwóch piłkarzy z ligi szkockiej na środek pomocy i skrzydło.
Po meczu z Kanonierami miałem mieć całkiem inne spotkanie, w którym to ja miałem dyktować warunki z Boltonem.
Birmingham: Hart – Queudrue, Lukovic, R. Johnson, Parnaby – McFadden, Ferguson, Fahey, Larsson – Benitez, Lewandowski
Bolton: Jaaskelainen – Robinson, Cahill, Knight, Steinsson – Gardner, Muamba, Davis, McCann, Riga - Davies
Wyszliśmy bardzo skoncentrowani już w pierwszych minutach bramkę mógł zdobyć Benitez, jednak Jaaskelainen fantastycznie obronił ten strzał. W 12 minucie nie miał już nic do powiedzenia po uderzeniu Larssona. W 16 minucie tercet Boltonu – Muamba, McCann i Davis rozklepali moją linie obrony jednak kiedy wydawało się, że Davies kopnie piłke do pustej bramki to w ostatniej chwili Lukovic ją wybił. Gra się uspokoiła na długo, w 40 minucie w pole karne wrzucał Riga i fantastycznym lobem głową piłkę w siatce umieścił Davies. Stało się to w momencie kiedy nie przyszło mi do głowy, że coś mogło się zmienić. W przerwie większych zmian nie dokonałem, kazałem grać tak jak w pierwszej połowie. Zaraz po przerwie w 46 minucie jak pokazały powtórki Lewandowski był faulowany w polu karnym, jednak sędzia na to nie zareagował. Kilka minut później Larsson z rzutu wolnego uderzył w poprzeczkę. Postanowiłem wpuścić kogoś bardziej technicznego, kto dałby więcej precyzji zespołowi – postawiłem na Portillo. Moje ataki nie ustępowały, Lewandowski, McFadden, Ferguson każdy z nich zmarnował sytuację sam na sam. Nagle czas minął szybko, sędzia już zakończył mecz… Poczułem się skrzywdzony, może to dlatego, że sędzia nie podyktował ewidentnego rzutu karnego, a może dlatego, że ten mecz powinniśmy wygrać, a jednak zabrakło nie raz kilku centymetrów…
Byłem wściekły, nie wiedziałem czego zabrakło – mogliśmy być tak blisko zdobycia 9 punktów w 5 meczach. Na zespół do utrzymania bylibyśmy w korzystnej sytuacji…
Miałem ciekawą sytuację, żeby zmienić całą w złość w radość i szczęście – pojechaliśmy do północno-zachodniej części Anglii, na Anfield Road do Liverpoolu. Koncepcję na takie mecze mam jedną bronimy się licząc na kontry i co najważniejsze mądrze grać piłką. Już w pierwszych minutach miałem okazję na bramkę, widać było, że ta taktyka idealnie sprawdza się przeciwko LFC. Jednak Lewandowski nie skorzystał z sytuacji i nie umieścił głową piłki w siatce. Jednak kilka minut później fantastycznym strzałem z przed pola karnego wykazał się najstarszy na boisku Kevin Phillips. Po tej bramce wyraźnie cofnąłem zespół. To nie poprawiło gry The Reds wciąż byli nie groźni pod moją bramką, aż do 41 minuty kiedy to Kuyt z byle jakiej pozycji z około 30 metrów strzelił minimalnie niecelnie. W drugiej połowie to już była całkiem inna drużyna. Zamurowałem się pod własną bramką i możliwe, że tylko to uchroniło mnie przed stratą gola. Skrzydłowi Riera i Babel byli najbardziej aktywni, ataki Liverpoolu szły tylko skrzydłami, jednak moi wysocy obrońcy czyścili wszystkie wrzutki. Do czasu… kiedy to The Reds zmienili styl gry. Benayoun kiwając dwóch piłkarzy wystawił idealnie piłkę Babelowi ten bez problemu pokonał Harta. Liverpool był na fali, serce mi zamarło kiedy to w 72 minucie Kuyt wychodząc sam na sam strzelił w słupek. Ja też miałem okazję do przesądzenia meczu na swoją stronę po rzucie wolnym wykonywanym przez Larssona piłkę świetnie na rzut rożny sparował Reina. Moje serce znów zostało wystawione na próbę kiedy w 91 minucie Kuyt strzelił bramkę, jednak sędzia odgwizdał spalonego. Mój zespół pokazał charakter. Odkułem się za poprzednie spotkanie, niby lepiej jeden mecz przegrać, by następny wygrać, ale jednak trzeba się cieszyć z tych 2 punktów w ostatnich meczach. I jeszcze zwycięstwo nad Benitezem, którego osobiście nie lubię.
Kiedy wygrałem miesiąc temu wygrałem z Aldershot i zakwalifikowałem się do trzeciej rundy Pucharu Ligi Angielskiej, to nie myślałem, że będę się w niej musiał zmierzyć z klubem, któremu kibicowałem w dzieciństwie, z Chelsea. Postanowiłem wyjść tak samo na to spotkanie, jak z Liverpoolem. Chelsea już od początku meczu grała zdecydowanie lepiej niż The Reds. W 8 minucie Joe Cole minął dwóch obrońców jednak fatalnie przestrzelił w końcowej fazie akcji. 4 minuty później Drogba nie pokonał Harta w sytuacji jeden na jednego. Na pierwszą sytuację musiałem czekać do 30 minuty i nie zmarnowałem jej. McFadden wrzucił piłkę w pole karne tam przeszła ona obok Ivanovica i Lewandowski spokojnym strzałem uderzył obok Petra Cecha. Ferguson powinien był znokautować rywala jednak nie zmieścił piłki w siatce uderzeniem z dystansu. Obi Mikel dał sygnał do ataku uderzeniem sparowanym przez bramkarza na słupek. Bramkę do szatni mógł mi strzelić Zhirkov jednak poraz kolejny wielkimi umiejętnościami wykazał się Joe Hart. Zaraz po przerwie po rzucie rożnym Pavon mógł strzelić bramkę głową jednak przestrzelił. W 53 minucie nowy nabytek Chelsea, Miccoli zdobył swoją pierwszą bramkę dla klubu po uderzeniu z rzutu wolnego. Gra ustała, zrobiła się bardziej brutalna posypało się trochę żółtych kartek. W 73 minucie Deco uderzał z przewrotki jednak minimalnie niecelnie. Wprowadzony Sturridge robił olbrzymie zamieszanie jednak to było za mało, żeby zaskoczyć moją parę stoperów. Po raz kolejny potrzebna była dogrywka. Gra stała się bardziej ostrożniejsza ja wciąż czekałem na kontry, a Chelsea wiedziała, że jeśli zagra ofensywniej to może się to zemścić a przy dobrej dyspozycji obrońców mogło się to bardzo źle dla nich skończyć. W 115 minucie stało się coś strasznego, Tainio sfaulował Drogbe gdy ten wyszedł sam na sam. Tainio wyleciał z boiska a do jedenastki podszedł Carvalho. Stoper The Blues nie zmarnował szansy. Chelsea wyszła na prowadzenie, a sędzia zakończył pierwszą część dogrywki. Druga to już była gra Chelsea, zagrała ze mną bardziej w dziada w środku pola przez 15 minut. Zły po meczu nie byłem, jednak był nie dosyt dlatego, że pożegnałem się z tymi rozgrywkami.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Dbaj o harmonię |
---|
Aby osiągać sukcesy, niezbędna jest dobra atmosfera w szatni. Za nastroje zawodników odpowiadają ich morale oraz statusy, a narzędzie do utrzymywania harmonii w zespole stanowi interakcja z piłkarzami - drużynowa i indywidualna. |
Dowiedz się więcej |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ