Serie A TIM
Ten manifest użytkownika Mlody_Trener przeczytało już 839 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
- Znowu bezsensownie się zdenerwowałem – oskarżył sam siebie Robert.
- Słyszałem, wszyscy byli pod wrażeniem – odpowiedział z uśmiechem Dominico.
- Co?!
- No tak. Ten tekst przejdzie najprawdopodobniej do historii. Nieźle dałeś popalić temu dziennikarzynie.
- A jak ogółem? – spytał Robert. – Dobrze wypadłem?
- Moim zdaniem kapitalnie, do niczego nie mogą się przypiąć.
- Nogi mi się uginały.
- Przynajmniej nie było tego widać. Odpowiadałeś pewnie, aż Claudio był podekscytowany.
- To najważniejsze.
Ochroniarz odpalił samochód i ruszył w kierunku domu Roberta.
- Kiedy pierwszy sparing?
- Najprawdopodobniej jutro zagramy wewnętrzny meczyk z juniorami, a trzy dni później z Ajaxem Amsterdam, u siebie.
- Tak szybko udało ci się załatwić tak dobry zespół? – Ochroniarz z niedowierzaniem spojrzał w stronę Topolsky’ego.
- Znamy się dobrze z Martinem Jolem. Dla nas obu będzie to dobry sprawdzian. W dodatku Holender będzie miał przewagę, bo ich zespół rozpoczął sezon przygotowawczy już dwa tygodnie temu.
- Dodatkowo ten Suarez… - zasugerował Domi.
- Nie tylko. Pantelic, Aisatti, Oleguer, Emanuelson, na nich też trzeba uważać.
- No, niestety.
- Spokojnie, Ajax będzie faworytem, ale na pewno tanio skóry nie sprzedamy.
- Mogę się założyć, że będzie naprawdę ogrom kibiców. Wiesz, że widziałem dzisiaj w sklepie koszulkę Lazio z twoim nazwiskiem na plecach.
- Wiem, z rana dzwonił do mnie przedstawiciel sklepu z prośbą o pozwolenie. Oczywiście się zgodziłem.
- Ale trzeba przyznać, że sprzedawcy dawno nie mieli takiego utargu – z uśmiechem przyznał Domi.
Samochód wjechał na teren kamienicy. Dominico zatrzymał go przed główną bramą i zgasił silnik.
- Czas się pożegnać.
- Cześć – powiedział Robert i otworzył drzwi.
W drodze po schodach mijał obrazy, figurki i ozdoby, które sam fundował gospodarzowi kamienicy. Na wycieraczce, znajdującej się przy drzwiach mieszkania Topolsky’ego, znalazła się kartka z dziwnie ułożonymi literami przypominającymi jakiś szalony szyfr.
Ydg dóhcaz wółoina ipątsod
Ąjaktops ęis icmat i ino
Ottessap iwzrd ecąceiwś inorhco
Yb cinmejat hcyzsan ein ćinołsdo
Jednak po kilku sekundach Topolsky odszyfrował tekst i już wiedział o co dokładnie chodzi. W swoich tajnych lożach Masoni uczyli się paru kodów, dzięki którym mogli spokojnie informować siebie o wszystkich zdarzeniach nawet w miejscach publicznych. To pozwalało zmniejszyć ryzyko znalezienia kryjówek znajdujących się w liczbie tysięcy na całym świecie.
***
- Wszyscy gotowi? – zapytał mężczyzna stojący przed ogromnym budynkiem wykonanym w całości ze szkła. Była to siedziba Unipol Gruppo Finanziario S.p.A. znajdująca się na Via Dei Fraggi we wschodniej części Rzymu.
- Cartamente – odpowiedział pierwszy.
- Si capo – zachrypniętym głosem powiedział następny.
- Pronto – rzucił jeszcze jeden.
- Tak więc słuchajcie – kontynuował wysoki, ciemnooki mężczyzna mierzący niecałe sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu. Miał na sobie srebrny, błyszczący się w zachodzącym słońcu Rzymu, niesamowity garnitur oraz wysoce niekomfortowy krawat umocowany tak mocno, że z chęcią pociągnąłby za niego i zdjął ze swojego ciała. Ciemne okulary oraz teczka dodawały mu biznesmeńskiego wyglądu, który niewątpliwie był częścią nikczemnego planu. – Zamiar jest jasny i przejrzysty. Zachowujemy się spokojnie, jak prawdziwi biznesmeni. Oczekujemy swojej kwoty kredytowej. Nic nie może się nie udać. Wszyscy ochroniarze i asystenci prezesa są podstawieni, a kamery w gabinetach i na piętrach, gdzie znajdują się pokoje, są wyłączone. Aro, ty wchodzisz do Intesa Sanpaolo za piętnaście minut, Roto, wejdziesz do UniCredit za pięć minut, a ty, Karmano, do tego IWBank możesz już teraz iść. Jakieś pytania?
- Nazwiska…
- Ach, no tak, zapomniałem. Aro, idziesz do Alfonso Iozzo, Roto do Alessandro Profumo, a Karmano, na ciebie czeka Alessandro Prampolini.
- Będę mógł iść na pizze po wszystkim?
- Oczywiście, tylko pamiętaj, dzisiaj musimy być u nas.
Wszyscy czterej weszli do wyznaczonych miejsc, gdzie mieli rozpocząć swoje zadania.
Jako pierwszy wszedł Karmano, znajdujący się na Via Giovanni Lanza, Włoch hiszpańskiego pochodzenia. Przybrany syn jednego z największych fizyków współczesnego świata, Melvina Schwarza, nagrodzonego Noblem w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym ósmym roku za eksperymentalne udowodnienie istnienia dwóch typów neutrin, elektronowego i mionowego. Otworzył szerokie drzwi prowadzące do Intesa Sanpaolo, jednego z największych banków we Włoszech, powstałego z fuzji dwóch potężnych firm, Banca Intesa i Sanpaolo IMI. Ubrany był jak większość wchodzących do tego budynku ludzi. Elegancki czarny garnitur oraz dobrze dopasowany krawat i czarne, świecące się w błyskach lamp lakierki nie sprawiały, że wyróżniał się wśród tłumu będącego w całym budynku. Wiele stoisk, ogrom ludzi i sześciu ochroniarzy – oto, co na pierwszy rzut oka zdołał zauważyć. Spojrzawszy na prawo, zauważył stanowisko z napisem „iscrizione”. Podszedł tam i grzecznie zapytał:
- Gdzie mogę zastać Alfonso Iozzo, jestem umówiony… – Karmano zerknął plakietkę na koszulce obsługi – …pani Alicjo?
Młoda, trzydziestoletnia kobieta ubrana w koszulkę z napisem Intesa Sanpaolo oraz plakietką z imieniem i nazwiskiem, przywitała go ciepłym, lśniącym uśmiechem.
- Jest na pierwszym piętrze – spojrzała w tym momencie na jednego z ochroniarzy stojących koło stanowiska. – Trabino, zaprowadź pana do prezesa.
Karmano poszedł za muskularnym dwudziestopięciolatkiem, który udawał się na pierwsze piętro. Wszedł po świecących schodach i podążał w kierunku drzwi umieszczonych na końcu korytarza. Minął dyplomy za najlepsze osiągnięcia bankowe, puchary za rozgrywki piłkarskie rzymskich firm, które nieprzerwanie organizowane były w każdym roku. W końcu dotarli do drzwi, na których wisiała złota tabliczka z napisem presidente. Ochroniarz pewnym krokiem oddalił się od Aro, a on zapukał.
- Proszę wejść – odezwał się głos zza ściany.
W tym samym czasie, trzy kilometry na północ, na Via Valnerina, znajdował się Roto gotowy do wejścia do budynku UniCredit Gruppo. Miał sześćdziesiąt dwa lata, choć wyglądał na osiemdziesiąt. Wyczerpany wojną wietnamską i wieloletnią służbą w wojsku amerykańskim podróżował po świecie w poszukiwaniu godnych ludzi, którzy mogliby wstąpić w szeregi wolnomularzy. Dzięki niemu w latach osiemdziesiątych do masonerii dołączył między innymi Jakusho Kwong, mistrz zen i wielka osobistość intelektualna Azji. Po nieszczęsnej wojnie wietnamskiej Rotowi zostały tylko wspomnienia i spora blizna na łysej głowie. Wziął głęboki oddech i poszedł w kierunku drzwi. Pomieszczenie nie było zbyt duże. Kilka biurek, stanowisk i stolików zajęło praktycznie całą powierzchnię. Mimo tego był to bardzo przyjemny budynek. Ściany pomalowane na czerwono, kilka malowideł oraz mała rzeźba na samym środku dodawały przyjemnego, domowego nastroju. Roto spojrzał na zegarek, wybiło wpół do dziesiątej, po czym rozglądnął się w poszukiwaniu jakiejś informacji, która pomogłaby mu w dojściu do gabinetu prezesa, Alessandro Profumo. Po kilku sekundach obserwacji zobaczył na końcu pomieszczenia drewniane drzwi w połowie zasłonięte przez rosłego ochroniarza. Spokojnym krokiem podążył w tamtym kierunku. Muskularny mężczyzna spojrzał na niego gniewnym wzrokiem po czym spytał:
- Czego pan tutaj szuka?
- Nie tym tonem do mnie, dziecino – odparł Roto. – Jestem umówiony z panem Profumo, proszę mnie wpuścić.
Na drzwiach zobaczył plakietkę z imieniem i nazwiskiem prezesa. Ochroniarz wyciągnął z kieszeni krótkofalówkę i skontaktował się z prezesem. Po kilku wymienionych zdaniach szef odłączył się.
- Dowód poproszę.
- Już daję. – Na szczęście miał podrobiony dowód przez masońskich pracowników.
Roto wyciągnął z lewej kieszeni marynarki dokumenty. Spojrzał, czy wszystko się zgadza, po czym oddał je o w ręce rosłego trzydziestolatka. Ochroniarz przypatrzył się uważnie dowodowi. Gdy zorientował się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, otworzył drzwi i kazał wejść do środka.
Aro wyciągnął słuchawki od swojego nowego MP3, bowiem wiedział, że nadchodzi czas, by działać. Aro był mężczyzną młodym, mającym dwadzieścia dziewięć lat, najmłodszym w czołówce masonów. W wieku ośmiu lat został adoptowany przez jednego z masonów wysokiej rangi. Od początku swojej nauki był kreowany na wielkiego myśliciela i z wybitnymi osiągnięciami brnął ku końcowi edukacji. Studia, na wydziale fizyki jądrowej i cząsteczkowej, zaczął w wieku szesnastu lat. Od osiemnastego roku życia zostawał wprowadzany w tajniki pracy masońskiej. Wszyscy darzyli go ogromnym szacunkiem i podziwem, a on odpłacał się wiedzą i rzetelnością wobec wszystkich zadań otrzymanych od wolnomularzy. W dwudziestym pierwszym roku życia dostał propozycję pracy w CERN w Genewie, przy Wielkim Zderzaczu Hadronów, największym na świecie akceleratorze cząsteczek. Za radą wszystkich najważniejszych masońskich postaci przyjął propozycję i na pięć lat wyjechał do Szwajcarii, gdzie razem ze swoją grupą naukowców tworzyli coraz to większe wiązki antymaterii posuwając technologię o parędziesiąt lat. Zwerbował przy tym paru niesamowicie zdolnych, młodych ludzi, z którymi tworzy aktualnie Naukowo-militarną Jednostkę Wolnomularzy, tajną podorganizację zajmującą się produkcją każdego rodzaju broni oraz zbiorem danych na temat ludzi, miejsc i zdarzeń potrzebnych masonom. Szczególnie ta druga sprawa, zbiór danych, jest bardzo przydatna i chroniona przez wolnomularstwo. Każdy znający dane i zajmujący się zbiorem musi złożyć dodatkową przysięgę względem najważniejszej zasady: „Śmierć zdrajcy”. Ten, kto nie utrzymał w tajemnicy wszystkich informacji znajdujących się w tej jednostce, musiał niestety pożegnać się nie tylko z masonerią, ale także z życiem. Tak było w przypadku Roberta Calviego, prezesa Banco Ambrosiano i wszechwiedzącego masona. Był ważną postacią, czuwał nad każdą informacją związaną z masonami. 17 czerwca 1982 roku został pozbawiony władzy i odwołany ze stanowiska prezesa banku. Nie mógł już niczego kontrolować, był bezużyteczny, stał się nikim, ale groźnym „nikim”, bo znał nazbyt wiele tajemnic. Calvi zyskał potężnych wrogów: nienawidził go Watykan, masoni i mafia, która deponowała w Banco Ambrosiano ogromne sumy. Roberto stał się przegranym, a za wiedzę, którą próbował rozpowszechnić, musiał zapłacić… życiem.
Aro spojrzał jeszcze raz na zegarek, by upewnić się, że nadszedł czas. Zdjął okulary, mocno zawiązał krawat i poszedł w kierunku szklanych drzwi Intesa Sanpaolo. Pociągnął za dużą, metalową klamkę i znalazł się w środku. Budynek olśniewał. Szklane biurka, dwa piękne żyrandole znajdujące się na samym środku pomieszczenia, mała fontanna po wschodniej stronie oraz podłoga z marmuru. Wszystko to sprawiało, że Aro czuł się tam bardzo przyjemnie. W ściennych niszach znajdowały się drzwi. Obszedł znaczną część budynku, lecz, ku jego zdziwieniu, nie znalazł żadnego miejsca przeznaczonego dla prezesa. W pewnym momencie znalazł niewielkie schody prowadzące na pierwsze piętro szklanego budynku. Na końcu znajdował się ochroniarz, dobrze zbudowany mężczyzna trzymający w ręku krótkofalówkę. Aro ominął pracownika banku i podążył do jedynych drzwi. Ochroniarz spojrzał się na niego tajemniczym wzrokiem, lecz nie zareagował. Po kilku sekundach szybkiego chodu w kierunku gabinetu prezesa stanął przed samymi drzwiami, na których, oprócz tabliczki, znajdowały się rubiny, czerwony minerały z gromady tlenków. Ostrożnie zapukał i wszedł.
***
Robert przebrał się w mniej wygórowane rzeczy. Garnitur i świecące lakierki zamienił na luźną koszulkę z krótkim rękawem, dżinsowe spodnie oraz sportowe buty Nike. Spokojnym krokiem wyruszył w kierunku okna, odsunął firankę i zobaczywszy, że zachód słońca ogarnia Wieczne Miasto poszedł w kierunku drzwi. Wyszedł ze starej kamienicy na Corso del Rinascimento, gdzie od początku pobytu w Rzymie mieszkał. Po swojej prawej stronie, w oddali zobaczył Pizza Navona oraz jedną z najpiękniejszych fontann na świecie, Fontannę del Moro, którą zaprojektował znany na całym świecie Giovanni Lorenzo Bernini, włoski architekt, autor największych i najznamienitszych rzeźb w całym Rzymie. Po dwóch minutach drogi pełnej starych domów dotarł do Sant’Agnese in Agone, kościoła zbudowanego w XII wieku, a w XVI wieku odnawianego przez Girolamo i Carlo Reinaldich, znakomitych barokowych architektów. Następnie szedł przez bardzo wąską Via del Governo Vecchio, na której końcu znajdował się kościół Chiesa Nova. Znów posuwał się wąską ścieżką, aż dotarł do skrzyżowania. Skręcił w prawo, a z oddali widać było już monstrualną budowlę Zamku Świętego Anioła oraz jego mostu Ponte Sant’Angelo. Zamek Świętego Anioła był nieziemską budowlą stworzoną dla rzymskiego cesarza Hadriana, pod koniec jego życia. Po paru minutach Robert dotarł przed mauzoleum. Na chwilę przystanął zwracając uwagę na wielkość i piękność tego budynku. Mimo iż widział go wiele razy, to zawsze ten widok przyprawiał go o ciarki. Popędził do wschodniej części budynku. Słońce powoli zachodziło, tak więc nie miał wiele czasu na zwiedzanie budynku. Znajdował się na placu wyglądającym jak muzeum starożytnej broni. Widział katapulty, marmurowe kule armatnie i wiele innych przerażających urządzeń. Znajdowało się to w tym miejscu, bowiem ta część w ciągu dnia była otwarta dla turystów. Po kilku sekundach natrafił na dość wysoki płot. Z pomocą drabiny specjalnie umieszczonej dla niego, Robert wzniósł się na mur otaczający zamek. Przeszedł kilka metrów, po czym stromym przejściem zszedł na ziemię. Prawie w połowie okrążył mauzoleum Hadriana i natrafił na podjazd z marmuru prowadzący jakby pod budowlę. To był początek Il traforo, gigantycznej spiralnej rampy znajdującej się wewnątrz świątyni dla szybkiego poruszania się. Zszedł na sam koniec podjazdu i zobaczył wąską ścieżkę prowadzącą dalej, do tunelu. Tutaj było już znacznie ciemniej. Do poprzedniej części świątyni Hadriana dochodziło częściowo światło z ulic, tutaj natomiast nic już nie było widać. Jednak Robert, znając tutejszą okolicę, zawsze nosił w prawej kieszeni spodni małą latarkę. Wyciągnął ją i zaczął świecić. Po przejściu paru metrów znowu jego oczom zawitał mały plac, najprawdopodobniej część lochów przeznaczona dla straży pilnującej więźniów. Pod koniec III wieku mauzoleum przemieniło się w zbiorowisko dla wysokiej rangi generałów przegranych wojsk. Tutaj Robert chwilę się zawahał. Konstrukcja została tak zrealizowana, że praktycznie nie było widać wyjścia z tego miejsca. Jednak w północnej ścianie mury zachodziły na siebie tworząc bardzo ciasne przejście. Na podłodze widniał wielki pentagram, który swoją końcówką wyznaczał miejsce dalszej wędrówki przez to tajemnicze miejsce. Przeszedł małym labiryntem do miejsca naprawdę strasznego. Il prigione. Część zamku przeznaczona do trzymania największych zbrodniarzy. To pomieszczenie nigdy nie zaznało światła, elektryczności i technologii. Znajdowało się tam kilkanaście małych cel zamknięte przerdzewiałymi, żelaznymi prętami. Po prawej stronie tego pomieszczenia, w lekko schowanym przez nachodzące na siebie ściany miejscu widniały drzwi, metalowe, zadbane i naoliwione. Robert poszedł w ich stronę. Wziął głęboki oddech, bowiem wiedział, że przechodzi do jednego z najtajniejszych i najbardziej tajemniczych miejsc Rzymu. Il passetto. Wąski tunel długości około kilometra, zbudowany pomiędzy Watykanem a Zamkiem Świętego Anioła. Do tego miejsca ze Stolicy Apostolskiej miał dostęp tylko papież, który często w czasie wojen czy oblężeń Rzymu chronił się przed śmiercią. Przeszedł około sto pięćdziesiąt metrów, kiedy zobaczył na prawej ścianie jedyną złotą cegłę. Oznaczała ona oświecenie, początek tajnego miejsca. Robert wyciągnął tę tajemniczo świecącą rzecz, a za nią kilkanaście innych, które nie były zamocowane w ścianie. Tak przez paręset lat utrzymywali się w tajemnicy najpierw iluminaci, a potem masoni. Po wyciągnięciu odpowiedniej ilości cegieł utworzył się mały kratek wielkości metra kwadratowego. Na czworaka przeszedł do małego tunelu, małego, ale niesamowitego. Wysadzony był od początku do końca czystym złotem. Jedna lampa umieszczona na suficie tegoż tunelu wystarczyła do tego, by prawie całkiem oślepić Roberta. Na końcu krótkiego, mającego około sześciu metrów przejścia widniały drzwi, tym razem z innego metalu, rutenu. Srebrne drzwi także świeciły się niemiłosiernie. Topolsky podszedł do nich. W wyznaczone kwadratem miejsce zapukał małym palcem pięć razy, po czym drzwi same się otworzyły ukazując niesamowite oblicze pokoju. Pomieszczenie pomalowane było na kolor czerwony oznaczający władzę i cesarstwo. W prawym rogu umieszczony był ogromny, zrobiony z rubinu cyrkiel, symbol mądrości i rozumu. Po lewej stronie dość dużego miejsca znajdowała się biblioteczna szafa zajmująca całą długość zachodniej ściany. Położone były na niej książki, głównie rękopisy, sławnych ludzi nauki począwszy od Galileusza, a skończywszy na współczesnych fizykach i chemikach. Na północnej ścianie, niedaleko cyrkla, znajdował się wielki obraz Świątyni Salomona, która oznaczała doskonałość, dążenie człowieka do boskości. Na samym środku pomieszczenia ustawiony był stół w kształcie elipsy zachowany od czasów iluminatów. Zrobiony był całkowicie z włókna węglowego. Przy stole siedzieli już wszyscy najbardziej wtajemniczeni masoni z trzydziestym trzecim stopniem. Ubrani byli w czarne szaty wyglądem przypominające sutanny. Dodatkowo nosili pasy, na których widniały wszystkie najważniejsze symbole wolnomularzy oraz jeden z masońskich ambigramów.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Scout = dobry taktyk? |
---|
Wyznaczając scouta do obserwacji następnego rywala, zwracaj uwagę na wartość atrybutu Wiedza taktyczna. Dzięki temu będzie on w stanie trafnie zasugerować rodzaj treningu przedmeczowego oraz proponowane ustawienie. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ