Serie A TIM
Ten manifest użytkownika Mlody_Trener przeczytało już 2437 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Tylko promienie słońca, które oświetlało zapełniony turystami Rzym, przedostawały się przez zasłonięte żaluzje Roberta Topolsky’ego. Leżał na swoim łóżku zrobionym z drzewa bukowego i zastanawiał się nad niedawnym telefonem od nieznanego człowieka. Chwilę leżał bez ruchu, wyciągnął się i wstał, po czym udał się do łazienki. Wziął zimny prysznic będący nieodłączną częścią jego poranka i z pośpiechem wyszedł zatrzymując się tylko przy dość dużym progu dzielącym przedpokój od toalety. Stanął przed ogromną dwudrzwiową szafą, w której trzymał wszystkie swoje rzeczy. W tym aspekcie, jak wszyscy jego znajomi, był bardzo oszczędny.
- Jeans’owa ekskluzywność, czy może garniturowa elegancja – w myślach zadał sobie pytanie.
Przez chwilę trzymał się w niepewności, lecz w końcu wybrał elegancki garnitur od Armaniego, kupiony jeszcze w czasach, gdy wykładał na Uniwersytecie w Princeton. Ułożył włosy, wyperfumował się i założył nowo kupione lakierki. Teraz był już gotowy do wyjścia. Schodząc ze schodów kamienicy spotkał Domenico, z którym zamienił kilka słów. Jako że oboje lubili się, Robert opowiedział dozorcy o propozycji ze strony klubu z Rzymu. Widać było poruszenie na twarzy gospodarza, lecz niezwłocznie pogratulował i życzył Topolsky’emu jak najlepiej. Robert przeszedł parę metrów na parking, gdzie czekały taksówki. Wybrał jedną z nich i dał polecenie zawiezienia go do siedziby Lazio Rzym. Po dwudziestu minutach byli już na miejscy. Były wykładowca historii i ikonografii zapłacił taksówkarzowi i wysiadł z samochodu. Spokojnym krokiem doszedł do drzwi. W tych momentach myślał tylko o najbliższe przyszłości i o spotkaniu, które miało rozpocząć się za kilkanaście sekund. Ukłonił się sekretarce i ruszył schodami w kierunku pokoju prezesa. Na pierwszym piętrze czekał na niego ochroniarz, który dość pospiesznie zaprowadził Roberta do gabinetu, jednak nie tego, w którym był dzień wcześnie podczas rozmowy z prezesem. Muskularny mężczyzna mierzący sto osiemdziesiąt pięć centymetrów, posiadający ekskluzywny garnitur od Hugo Bossa, tatuaż węża na szyi oraz Desert Eagla w lewej kieszeni spodni, ukłonił się i wskazał drzwi, do których miał wejść. Jego oczy świeciły się w świetle licznych lamp będących na korytarzu. Po chwili ukłonił się jeszcze raz, obrócił się na pięcie i poszedł w odwrotnym do Roberta kierunku. Topolski zadumał się przez moment i zapukał.
- Proszę wejść – usłyszał głos prezesa i energicznym ruchem otworzył drzwi. Jego oczom ukazały się cztery osoby. Trzech mężczyzn, i o dziwo, jedna kobieta, która swoim pięknym uśmiechem dała mu trochę wewnętrznego spokoju, którego tak potrzebował. Wszyscy siedzieli na fotelach za wielkim stołem. Robertowi przypomniały się zaliczenia ustne na studiach, które odbywały się w takiej samej atmosferze. Kolejno od lewej siedzieli: Mauricio Vadano (dyrektor sportowy), Marina Delacio (dyrektor finansów), Claudio Lotito (prezes klubu) oraz Flavico Merdano (jeden z członków zarządu).Trzej panowie ubrani byli w eleganckie garnitury, na których świeciły się rubiny przyczepione do rękawów. Jedyna dama w tym gronie miała ubraną piękną suknię, która podkreślała jej krągłości.
- Witam – powiedział z uśmiechem na ustach prezes klubu. Nie był on popularną osobą wśród kibiców stołecznej drużyny. Grupa fanatyków ultras nie popierała oszczędnej polityki Lotito. – Proszę usiąść, zaraz przejdziemy do rzeczy – serce Roberta zaczęło bić szybciej. Mimo swej pewności siebie w takich chwilach krew krążyła mu szybciej, a pot spływał po czole.
- Podczas ostatniego spotkania zrobił pan na mnie ogromne wrażenie – kontynuował Claudio. – Otwarcie powiedział pan, co sądzi o ostatnich sezonach naszego zespołu i co się nie podoba. Z całym zarządem przeanalizowaliśmy dokładnie plan, który dał mi pan. W związku z nim mamy parę pytań – w tym momencie odezwała się pani Marina.
- Napisane było wyraźnie, że klub za pana kadencji będzie obfitował w pieniądze mimo sporych pieniędzy na nowe transfery. To jest praktycznie niemożliwe. Nasze długi sięgają stu dwudziestu milionów euro, a co roku na same spłaty pożyczek wydajemy siedem milionów. Jak pan chce to zrobić? – Robertowi nie spodobała się arogancja i przebiegłość ze strony dyrektorki finansów.
- Otóż zaraz wyjaśnię. Po pierwsze sam tego nie zrobię. Będę chciał, by nasz zespół był jak złożony system, w którym każdy, niezależnie od rangi i płac, będzie pracował rzetelnie na rzecz klubu. Tylko to może doprowadzić do równowagi i rozwoju klubu. Wyobraźmy sobie mózg. Teraz mówię i w pani mózgu naraz pracują miliardy neuronów odpowiedzialnych za przyswojenie informacji, zweryfikowanie ich i zdolność do odpowiedzi na nie. Załóżmy, że nie pracują równolegle. Takie przypadki się zdarzają, tylko nie u ludzi zdrowych, a u osób z chorobami mózgu, które praktycznie zmieniają ich życie na zawsze – w oczach zarządu było widać zaciekawienie, więc Robert kontynuował swój wykład. Do takich kazań był przyzwyczajony w czasie pracy na uniwersytecie. Musiał odpowiadać na wiele pytań ze strony studentów na temat jego kontrowersyjnych lekcji. – Teraz przełóżmy to na klub, bowiem mówić umie każdy, ale trzeba jeszcze do tego doprowadzić. Otóż, czy wyobrażacie sobie codzienne życie bez lekarza, naukowca, czy śmieciarza? – Spytał Topolsky
- Oczywiście, że nie. Są to podstawowe zawody, bez których człowiek praktycznie nie może dobrze funkcjonować – odpowiedział w imieniu wszystkich prezes.
- No właśnie. I to jest cała filozofia tego, co powiedziałem. Każdy, który będzie za mojej kadencji pracował w tym klubie, będzie rozliczany ze swojej rzetelności wobec klubu. Nie będę pobłażliwy. Jeżeli uda nam się coś takiego zrobić to gwarantuję, że ustabilizuje ten klub w czasie dwóch lub trzech sezonów. Tak zmienię sztab szkoleniowy, by każdy skaut, fizjoterapeuta, czy trener pracował codziennie na sto procent swoich możliwości – czuł, że rozwiał wszelkie wątpliwości względem tego pytania.
- Planuje pan szeroko rozwinąć sieć skautingową, by do naszej akademii piłkarskiej przybywali gracze w wieku czternastu, piętnastu lat. Jak to można zrobić według pana myśli? – Spytał dyrektor sportowy klubu.
- Wiem, że Lazio posiada jedną z najlepszych akademii w całych Włoszech. Dodatkowo na bardzo wysokim poziomie stoi ośrodek treningowy, a mianowicie chodzi mi o ośrodek Formello, na który wybrałem się niedawno. - Ośrodek rozciąga się na obszarze czterdziestu hektarów, które zagospodarowane zostały przez takie obiekty jak baseny, boiska do piłki nożnej, korty tenisowe, hotele, czy centrum medyczne. Obecnie Formello jest główną bazą przygotowawczą zawodników Lazio.
- Za młodych zawodników będą odpowiadali skauci, którzy chodząc na mecze juniorów różnych klubów na pewno upatrzą jakąś przyszłą gwiazdę zespołu - kontynuował Robert. - Za wszelką cenę będę starał się takich zawodników ściągać jak najszybciej. To jest przyszłość klubu, w którą nigdy nie można przestawać inwestować.
- Myślę, że teraz już nikt nie ma żadnych wątpliwości – prezes wyjął ze swojego biurka, które stało na drugim końcu pokoju, kartkę formatu A4, na której za parę sekund Robert miał złożyć swój podpis. – Proszę, oto pański kontrakt na dwa lata. Proszę wszystko przeczytać i podpisać.
Topolsky dokładnie przeanalizował tę kartkę. Jego fotograficzna pamięć pozwoliła mu na szybkie zapoznanie się z treścią kontraktu. Ta zdolność pozwalała mu na przeczytanie ksiązki mającej sześćset stron w niecałe pięć godzin. W kontrakcie znajdowały się oczekiwania skierowane do Roberta względem pozycji w kolejnych sezonach. Lazio miało się znaleźć w pierwszej dziesiątce Serie A i dostać do ćwierćfinału Pucharu Włoch. Na transfery w tym sezonie szefostwo przeznaczyło niecałe pięć milionów euro. Nie była to duża kwota w porównaniu do innych zespołów o podobnych ambicjach. Przyszły trener Lazio rozumiał jednak kłopoty tego klubu i przystał na ofertę.
- Zgadzam się – wziął długopis i podpisał kontrakt z stołecznym klubem.
Prezes podziękował Topolsky’emu za podpisanie kontraktu. Robert podał wszystkim dłonie, obrócił się na pięcie i poszedł w stronę drzwi. Otworzył je i wyszedł. Czuł, że nogi uginają się pod nim, lecz wiedział, że to już koniec, został trenerem Lazio. Przy drzwiach czekał na niego ochroniarz, który dostał polecenie, by zawieźć Roberta do jego mieszkania. Poszli na dół. Topolsky jak zawsze pożegnał się z sekretarką, otworzył drzwi i powędrował do czarnego BMW.
- W końcu ktoś zrobi porządek – powiedział ochroniarz. Spojrzał na lusterko znajdujące się nad przednią szybą. – Już nie mogłem oglądać tej paskudnej gry naszego zespołu. Pracuję tutaj od 1997r., a kibicem Lazio jestem od urodzenia. To, co aktualnie gramy nadaje się tylko do wyśmiania. Słyszałem waszą rozmowę – ochroniarz zrobił się czerwony. – Świetne kazanie, w życiu nie słyszałem takie powiązania filozofii i piłki nożnej – powiedział z uśmiechem Domi.
- Dziękuję. Akurat mowę opanowaną mam do perfekcji. Przez kilka lat pracowałem na uniwersytecie w Princeton.
- USA się kłania. Co pan wykładał? – Spytał zaciekawiony Dominico.
- Przejdźmy na ty. W końcu od paru minut pracujemy razem. Wykładałem ikonografię i historię, głównie starożytnego Rzymu – powiedział Robert. – Bardzo miło wspominam te czasy.
- Też się interesuję historią.
Jak to możliwe, że taki mięśniak interesuje się historią, pierwsze słyszę – pomyślał Topolsky.
- Mam pytanie. Czy sądzisz, że kiedyś uda się odnaleźć grobowiec Aleksandra Wielkiego? – Zapytał ochroniarz. Robert znowu musiał zamienić się w profesora.
- Zabalsamowane ciało Aleksandra Wielkiego zostało przechwycone przez Ptolemeusza w czasie wojny diadochów i przewiezione do Aleksandrii. W tej chwili stacjonują tam archeolodzy, lecz większa część tego antycznego miasta jest pod wodą. Jeżeli jednak tam nie ma grobowca to może być w bardzo dobrze ukrytym miejscu. W tamtych czasach palono ciała i chowano razem z monetami dla przewoźnika. Myślę, że pochowali go z dużą częścią majątku z racji jego osiągnięć i uwielbienia. Tak więc nie mogli go pochować w miejscu znanym, bowiem równałoby się to z szybką kradzieżą złota i zbezczeszczeniem wielkiego mistrza.
- Jest jakieś pytanie, na które nie znasz odpowiedzi – zaśmiał się pod nosem Dominico. – Jesteśmy na miejscu.
- Dzięki za miłą rozmowę. Do zobaczenia – zakończył rozmowę Topolsky.
W kamienicy, przed swoimi drzwiami zauważył niedużą książkę pod tytułem „Nie odkryci w Watykanie” autorstwa Flavio Smoratte, włoskiego dziennikarza, masona, który po kłótni z jednym z wysoko obsadzonych masonów, zapowiedział swoją zemstę na tajnym zakonie. Wziął ją do rąk, otworzył wrota do swojego domu i wszedł. Przebrał się i usiadł na swoim fotelu, by spokojnie przestudiować książkę. Nie wierzył własnym oczom. Zdrada, było to jedyne słowo, które przychodziło do głowy Robertowi. Tajemnicza ksiązka zawierała informacje dotyczące osób kontrolujących Stolicę Apostolską. Parę cytatów przyprawiło masona o dreszcze. „W Watykanie, centrum ukrytych potęg finansjery i wysokich urzędów, wszędzie wyczuwa się rękę masonerii: w procedurach dotyczących przyjmowania, awansowania… Infiltrowanie Watykanu przez masonerię w znacznej mierze odziera go ze sfery sacrum, ponieważ mąci umysły i narusza świętość centrum chrześcijańskiego świata.” Dodatkowo podane były nazwiska ważnych osób w Watykanie, które w rzeczywistości były członkami masonów. Sekretarz stanu Jean Villon, minister spraw zagranicznych Agostino Casarolli, prezes Banku Watykańskiego biskup Paul Marcinku, kardynał Sebastiano Baggio, w swoim czasie prefekt Kongregacji ds. Biskupów, co stawiało go w szeregu najbardziej znaczących postaci Kościoła o ogromnej władzy decyzyjnej i zastępca redaktora naczelnego „L’Osservatore Romano”, tuby Watykanu. Robert wiedział, że to tylko nieliczne nazwiska, które tak naprawdę zasiadały w najważniejszych częściach Dumy Chrześcijaństwa. W tym momencie usłyszał głos telefonu. Podszedł, wziął go do ręki i odebrał.
- Słucham – odezwał się.
- Przeczytałeś książkę – Robert poznał głos. Był to Toren Flascus, Wielki Mistrz loży. Jedyna osoba posiadająca trzydziesty trzeci stopień wtajemniczenia, jaką znał.
- Tak – szybko odpowiedział. Toren dzwonił tylko w bardzo krytycznych momentach dla masonów.
- Trzeba go zlikwidować. Ta książka nie może dostać się do rąk zwykłego człowieka. To zniszczy wszystko. Musisz działać szybko i skutecznie. Na dole czeka na ciebie samochód.
- Ile książek aktualnie ma wydanych Flavio?
- Dostaliśmy informacje, że dwie. Jedną ma przy sobie, a drugą masz ty.
- Gdzie jest teraz? – Pytał szybko i konkretnie.
- Zmierza do supermarketu. Będzie tam za około piętnaście minut. Powinieneś być szybciej. Niech Wielki Architekt Wszechświata będzie z tobą.
- Z tobą również.
Robert ubrał czarną bluzę z kapturem, na którym wyszyty był pentagram, czarne spodnie przypominające legginsy oraz czarne rękawiczki z napisem „33”. Do lewej kieszeni wsadził robionego na zamówienie glocka, który posiadał tłumik oraz dwa razy większą moc od swojej standardowej wersji. W prawej zaś umieścił nóż, magiczny nóż. Był to sztylet, którym zabito Gajusza Juliusza Cezara. Miała go tylko osoba, która pełniła w masonerii czarną funkcję. Taką właśnie pełnił od paru lat Robert. Na rączce sztyletu wyryty był cyrkiel, symbol wiedzy, mądrości i rozumu. Szybko powędrował na dół, gdzie czekał na niego czarny prototyp Audi A12, który był własnością masonów.
Po piętnastu minutach był na podziemnym parkingu pod supermarketem. Przy sobie miał także GPS, który umiejętnie namierzył samochód Flavio. Robert schował się za jednym z filarów. W końcu podjechał Escalade Smaratti’ego. Topolsky założył tłumik na pistolet, wychylił się zza filaru i oddał trzydzieści trzy strzały w kierunku zdrajcy. Był w stanie częściowej hipnozy, którą uczą wszystkich masonów, kiedy osiągają trzydziesty stopień wtajemniczenia. Nie czuł bólu, smutku, cierpienia, czy sumienia. Po strzałach podszedł do samochodu, rozbił okno i wyciągnął z kieszeni płaszcza Flavio książkę, ostatni egzemplarz książki. Robert bowiem spalił swoją książkę przed wyjściem. Topolsky oblał benzyną samochód, oddalił się w bezpieczne miejsce i podpalił ślad benzyny swoją zapalniczką. Po chwili samochód, w którym znajdował się Flavio i jego książka, spłonął na zawsze zatrzymując tajemnice masonów.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Budżet płacowy to podstawa |
---|
Jeżeli po zamknięciu okienka transferowego na Twoim koncie pozostał zapas gotówki, wejdź do siedziby zarządu i zmieniając proporcje "przerzuć" część kasy do budżetu płacowego. W trakcie sezonu możesz nie potrzebować pieniędzy na transfery, a zarząd spojrzy na Ciebie przychylniejszym okiem, jeżeli zostawisz duży zapas budżetu na wynagrodzenia. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ