Brasileirão Petrobras
Ten manifest użytkownika Gilbert przeczytało już 3200 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
***
***
Wyjazdowe zwycięstwo z Ituano 3:1 w żaden sposób nie ucieszyło moich piłkarzy. Schodzili z boiska z opuszczonymi głowami. Drugi rozdział sezonu 2028 został zakończony. Po szybkim odpadnięciu z Pucharu Brazylii również i w Campeonato Paulista Corinthians się nie popisali. Reakcja zawodników była dla mnie całkowicie zrozumiała i w pewnym sensie napawała mnie optymizmem. Pokazywało mi to, że mam do czynienia z ludźmi ambitnymi, zdającymi sobie sprawę, że stać ich na wiele więcej. Moim zadaniem było sprawienie by rzeczywiście wykorzystali swój potencjał.
Aby do tego doszło, w pierwszej kolejności musiałem zatrudnić trenerów, którzy mi w tym pomogą. Sztab szkoleniowy powiększył się o cztery osoby, dodatkowo sprowadziłem jeszcze trzech scoutów. Wiedziałem bowiem, że czekają nas liczne obserwacje kandydatów do zespołu. Wzmocnienia były konieczne. Inaczej nie mieliśmy co liczyć na nawiązanie walki z najlepszymi. Mój cel to poprawa zeszłorocznej pozycji w mistrzostwach Brazylii, gdy ekipa Corinthians zajęła szóste miejsce. Aby tego dokonać trzeba najpierw rozwiązać kilka problemów.
Największym z nich była niewystarczająca ilość pieniędzy na koncie, trzeba więc było podjąć szybkie i efektywne działania. Przejrzałem umowy dotyczące wcześniejszych transferów byłych już piłkarzy Timão i na szczęście okazało się, że duża ilość sprzedaży miała zapisy dotyczące różnych klauzul. Ich sprzedaż w jednej chwili podreperowała budżet transferowy. Kolejnym krokiem było pozbycie się z drużyny niechcianych elementów. Może niechcianych to za dużo powiedziane, ale musiałem podjąć kilka odważnych decyzji wystawiając na sprzedaż najdroższych zawodników, dzięki czemu ich wytransferowanie pozwoli na sprowadzenie następców. Zapewne nie będą oni równie dobrzy, ale w piłkę gra drużyna, a nie indywidualności.
Tym samym przesądzony został los takich piłkarzy jak Márcio Borges, Mário, Álvaro Cabrera, Claudinho, Gauchinho, Marcelo Fierro. Oni odejdą w momencie, gdy w Europie otworzy się okno transferowe, czyli 1 lipca. Zarząd klubu od razu udostępnił mi pieniądze, które de facto dopiero za nich dostanę, podnosząc budżet transferowy. Na chwilę obecną licząc pierwszy skład oraz juniorów z klubu odejdzie trzynastu piłkarzy, a dziewięciu już pożegnało się z Pacaembu. Tym samym na wzmocnienia miałem już pokaźną kwotę, a to z pewnością nie koniec.
Poszukiwania nowych twarzy zacząłem oczywiście od pozycji bramkarza. Obecny stan posiadania był całkowicie niesatysfakcjonujący. Jeden gracz w wieku 37 lat, drugi 34, trzeci 29, a żaden z nich nie gwarantował jakości między słupkami. Ja wraz z trzema scoutami rozglądaliśmy się po kraju, pozostali trzej przeszukiwali Europę w nadziei na znalezienie optymalnego kandydata, jednocześnie rozglądając się za innymi potencjalnymi wzmocnieniami. Ostatecznie dołączy do nas Marcelinho Paulista, ale kwota aż 12 mln R$ zostanie rozłożona na 48 rat. Tak samo zresztą jak przy innych naszych transakcjach. Nie stać nas bowiem na wyłożenie jednorazowo takiej gotówki. Próbowaliśmy też szukać zawodników bez klubu, ale udało się zakontraktować jedynie Dudu. Plusem był fakt, że dołączył do klubu od razu, więc mógł już zgrywać się z ekipą. Ponieważ okienko dla krajowych zakupów było cały czas otwarte mogliśmy również przywitać Felipe, Thiago Silvę, Luísa Henrique oraz Felipe Limę.
Szukałem piłkarzy praktycznie na każdą pozycję. Potrzebni mi byli boczni obrońcy, którzy będą potrafili pogonić z piłką skrzydłem i udanie dośrodkować, środkowi pomocnicy, którzy przejmą inicjatywę w środku pola, ofensywni skrzydłowi, którzy będą wspierać jedynego napastnika. Na początku lipca powitamy w klubie Nataliela, ale to akurat pozostałość po poprzednim managerze. Nie znam tego piłkarza, ale akurat przychodzi za darmo, więc nie będę narzekać. W sierpniu z kolei kompletowanie drużyny będzie można uznać za zakończone, gdy pojawią się oprócz nowego bramkarza, także Fabinho, Willian, Moisés oraz Marlon. Jak widać skupiłem się, na Brazylijczykach. Ograniczenie liczby cudzoziemców do trzech w składzie skutecznie odstraszało mnie od chęci sprowadzania ich do „Timão”. Myślę, że te wszystkie transfery pozwolą nam na podjęcie walki o czołową piątkę ligi, która gwarantuje udział w Copa Libertadores.
Jedni odchodzili, drudzy przychodzili, a drużyna w tym czasie przygotowywała się do rozpoczęcia zmagań w Campeonato Brasileiro Série A. Z każdym dniem atmosfera wśród piłkarzy była coraz lepsza, omijały nas poważne kontuzje, większa liczba trenerów gwarantowała bardziej urozmaicone zajęcia. Na dwa tygodnie przed rozpoczęciem ligi rozegraliśmy pierwszy sparing. Naszym przeciwnikiem był trzecioligowy Metropolitano, który gra również w mistrzostwach stanu Catarina. Mieliśmy zdecydowaną przewagę w posiadaniu piłki, oddawaliśmy mnóstwo strzałów na bramkę rywali, ale brak zgrania i skuteczności powodował, że nasza gra wyglądała fatalnie. Dodatkowo po dwudziestu minutach przegrywaliśmy 0:1, chociaż oczywiście w sparingach to nie wynik jest najważniejszy. Ostatecznie mecz wygraliśmy 2:1, ale widać było, że jeszcze dużo pracy przed nami.
Po kolejnych siedmiu dniach zagraliśmy z półzawodowym Itapevense FC. Różnica w umiejętnościach obu drużyn pozwoliła nam na spokojnie przećwiczyć pewne warianty gry, które stosowaliśmy podczas treningów. Oczywiście mieliśmy miażdżącą przewagę, ale znów szwankowała skuteczność. Wystarczy powiedzieć, że na trzydzieści jeden strzałów zaledwie dziesięć było celnych. Chłopcy bardzo chcieli strzelić bramkę, ale męczyli się z tym okropnie, by potem między dwudziestą siódmą a trzydziestą minutą zdobyć trzy gole. Ostatecznie skończyło się na 5:0. Pozostało już tylko odliczanie do mojego debiutu w lidze brazylijskiej. Jako pierwszy na naszej drodze do poznania swych możliwości stanął beniaminek – Ceará SC.
Jeśli chodzi o początek rozgrywek to wydaję mi się, że trafiliśmy najlepiej jak tylko można było. Co prawda graliśmy na wyjeździe, ale rywal należał do kategorii tych słabszych. Jeszcze dwa lata temu grali na poziomie trzeciej ligi. Odnieśli niewątpliwy sukces w dwa lata awansując do najwyższej klasy rozgrywkowej, ale ich potencjał jasno określał kto jest faworytem spotkania otwierającego nasz sezon w walce o tytuł najlepszej drużyny Brazylii. Można było uznać, że pierwsza faza przebudowy mojej ekipy została zakończona, pozostało czekać na drugą. W tym czasie musieliśmy dać z siebie to co najlepsze. Zdecydowanie przesadziłbym twierdząc, że miesiąc mojego kierowania zespołem zdziałał cuda, ale wyraźnie dało się zauważyć, że morale zawodników było o wiele większe. Z nadziejami i w dobrych nastrojach wybiegli walczyć na boisku o pierwsze trzy punkty. Od pierwszej minuty ruszyliśmy do zaciekłych ataków, nie dając ani chwili wytchnienia gospodarzom. Już czterdziesta sekunda przyniosła nam pierwszą klarowną sytuację, ale piłka po strzale głową Sabino przeleciała tuż nad poprzeczką. Czas mijał, nasza przewaga była miażdżąca. Bramka była kwestią czasu, potrzeba było jedynie cierpliwości. Zostaliśmy za nią wynagrodzeni tuż przed dwudziestą minutą, gdy Sabino tym razem nie spudłował. Wkrótce potem było już dwa zero, gdy obrona przeciwników popełniła błąd przy zastawianiu pułapki ofsajdowej i świetne podanie Virgílio wykorzystał Felipe.
Ceará w tym momencie mogła prosić jedynie o najmniejszy wymiar kary, ale my nie zamierzaliśmy na tym poprzestać. Po kolejnym trafieniu Felipe na przerwę schodziliśmy przy wyniku 3:0. To nam już w zupełności wystarczało, dlatego drugie czterdzieści pięć minut graliśmy spokojnie, szanując piłkę i wyraźnie zwalniając tempo. Pomimo tego udało się nam jeszcze dwukrotnie pokonać bramkarza gospodarzy, który z pewnością inaczej wyobrażał sobie ten dzień. Tym samym rozgrywki ligowe zaczęły się dla nas od okazałego 5:0 i prowadzenia w tabeli.
Ceará – Corinthians 0:5 (0:3)
Statystyki --- Oceny
Cały tydzień poprzedzający te spotkanie był prawdziwą wojną medialną. Już drugie ligowe spotkanie przyniosło moje pierwsze Clássico Majestoso. Dziennikarze, członkowie sztabów no i oczywiście fani nakręcali atmosferę. Swoje domowe spotkania Corinthians rozgrywa na Pacaembu, ale gdy dochodzi do spotkań derbowych, ze względu na ogromne zainteresowanie kibiców ważne mecze przenoszone są na o wiele większy domowy obiekt klubu São Paulo, czyli Morumbi. Jest to dodatkowy pretekst dla kibiców Trójkolorowych by drwić z naszego zespołu. Nic więc dziwnego, że w dniu meczu emocje sięgały zenitu. Na trybunach było wyjątkowo niespokojnie.
Już od pierwszego gwizdka sędziego na boisku zrobiło się nerwowo. Niestety to goście grający na swoim stadionie pierwsi się uspokoili i przejęli inicjatywę. Zostaliśmy zepchnięci do defensywy i nie potrafiliśmy sobie z tym poradzić. Nasz plan by utrzymywać się przy piłce legł w gruzach, mnożyły się niedokładne podania, swoje robił również pressing rywali. Obawiałem się najgorszego i moje przewidywania na nasze nieszczęście sprawdziły się. Dośrodkowanie z lewej strony przy biernej postawie naszej obrony wykorzystał Borges, przegrywaliśmy 0:1. Musieliśmy się ocknąć, ale sytuacja na boisku nie układała się po naszej myśli. Aż do trzydziestej drugiej minuty, gdy zdobyliśmy bramkę z niczego. Obrońcy São Paulo rozgrywali piłkę na swojej połowie próbując nas wyciągnąć, ale jedno fatalne podanie pozwoliło Virgílio stanąć oko w oko z bramkarzem… pierwszy celny strzał w tym meczu zakończył się bramką, doprowadziliśmy do remisu, który utrzymał się do przerwy. W szatni atmosfera była nerwowa, styl jaki prezentowaliśmy nie dawał nam szans na zwycięstwo w tym prestiżowym pojedynku. Druga połowa wyglądała lepiej niż pierwsza, ale lepiej to jeszcze nie znaczy dobrze. Im bliżej było końcowego gwizdka tym bardziej satysfakcjonował mnie remis. I wtedy zdarzył się cud. Jedna akcja, jeden przebłysk geniuszu. Piękne, trzydziestometrowe podanie i zmiennik Cabrera znalazł się w sytuacji sam na sam z golkiperem gości… drugi celny strzał w tym spotkaniu dał nam drugą bramkę. Już do końca rywalizacji postawiliśmy mur we własnym polu karnym skupiając się na rozbijaniu ataków Trójkolorowych. Trzy doliczone minuty ciągnęły się w nieskończoność. Wreszcie końcowy gwizdek i niesamowita radość. Dziś to Timão jest górą. Zaliczyłem pierwszy poważny sukces jako manager Corinthians, kibice byli wniebowzięci. To była nasza noc.
Corinthians – São Paulo 2:1 (1:1)
Statystyki --- Oceny
Majowy terminarz przypominał sinusoidę. Po spotkaniu z beniaminkiem gramy z odwiecznym rywalem, by za chwilę znów powtórzyć ten schemat. ABC w przeciwieństwie do naszego przeciwnika z pierwszej kolejki prezentowało się o wiele lepiej, balansując wielokrotnie pomiędzy pierwszą a drugą ligą. Z pewnością mają nadzieję na pozostanie na dłużej wśród najlepszych, ale nie mieliśmy ochoty pozwolić im powiększyć jednopunktowego dorobku po pierwszych dwóch seriach spotkań. To co łatwo powiedzieć niekoniecznie jest już tak prostu wykonać. Podobnie jak w starciu z São Paulo źle weszliśmy w mecz i ku mojemu zaskoczeniu, a potem wręcz przerażeniu to gospodarze kontrolowali przebieg wydarzeń na boisku. Wystarczy nadmienić, że po pierwszej połowie mieliśmy na koncie jeden celny strzał. Tym razem nie wystarczyło to do strzelenia gola. Udało się to jednak drużynie ABC i po pierwszych czterdziestu pięciu minutach przegrywaliśmy. W szatni musiałem wstrząsnąć chłopakami, bo wyglądało to bardzo źle. Pomogło. W drugiej połowie praktycznie nie schodziliśmy z połowy gospodarzy raz po raz stwarzając niemałe zagrożenie. Nasze starania zostały wreszcie uwieńczone dwoma bramkami zdobytymi w odstępie zaledwie czterech minut. Mogliśmy już do końca meczu skupić się na kontrolowaniu gry co się nam udało i na nasze konto mogliśmy zapisać kolejne trzy punkty. Nastroje w drużynie dopisywały, ale zbliżał się najważniejszy pojedynek tego miesiąca.
ABC – Corinthians 1:2 (1:0)
Statystyki --- Oceny
Myślicie, że wiecie co to emocje? Myślicie, że El Clásico, który gromadzi setki milionów ludzi przed telewizorami to kwintesencja piłki nożnej, jej piękna, walki, a niekiedy brutalności? To znaczy, że nigdy nie doświadczyliście Derby Paulista. Nawet mecze z São Paulo nie mogą się z tym równać. To po prostu wojna. Trzeba mieć stalowe nerwy, żeby sędziować taki pojedynek, więc zawsze wyznaczani są ci najlepsi. Również policja zwiera swe szyki i zwołuje wsparcie z sąsiednich miast, chociaż akurat w tym roku wśród kibiców było spokojnie. To na boisku trwała walka. Już po dwudziestu sekundach od rozpoczęcia meczu jeden z moich piłkarzy leżał na murawie wijąc się z bólu po faulu rywala, a zawodnicy obu ekip doskoczyli do siebie. Takie miało być najbliższe dziewięćdziesiąt minut.
To był mój piąty oficjalny mecz w roli managera Corinthians, a jeszcze ani razu nie zagraliśmy na naszym domowym Pacaembu. Derbowy pojedynek ze względu na ilości chętnych fanów znów musieliśmy rozstrzygnąć na Morumbi. Palmeiras kiepsko weszli w sezon mając na koncie zaledwie trzy punkty, było więc jasne, że w tak prestiżowym pojedynku będą chcieli poprawić ten dorobek. My przede wszystkim nie chcieliśmy popełnić błędów z dwóch poprzednich kolejek, gdzie fatalny początek meczu powodował, że musieliśmy odrabiać straty. Graliśmy spokojnie, nie spiesząc się, dokładnie rozgrywając piłkę. Oczywiście w miarę możliwości, bo gra raz po raz była przerywana faulami, a arbitrzy mieli przez to pełne ręce roboty. Niestety nie spisali się w piętnastej minucie, gdy po ewidentnym przewinieniu należał się nam rzut karny. Znowu się zakotłowało, a trybuny wręcz szalały.
Dla mnie było jednak najważniejsze, że piłkarze Palmeiras nie potrafili zagrozić naszej bramce, a my po prostu graliśmy swoje. Gdy wydawało się, że pierwsza połowa skończy się bezbramkowym remisem akcję skrzydłem przeprowadził Dudu. Dośrodkował w pole karne, a tam najwyżej wyskoczył Flávio. Wydawało się, że po jego główce piłka w zwolnionym tempie leci w stronę bramki gości… gdy cała ławka zaczęła podnosić ręce w geście radości futbolówka uderzyła w poprzeczkę i zaczęła wracać w okolice piątego metra… wyskoczyło do niej trzech piłkarzy, w tym Sabino, który okazał się najszybszy… bramkarz nie zdążył już zareagować… szał radości, ekstaza, prowadzimy 1:0, a zawodnicy Palmeiras próbują jeszcze przekonać bezskutecznie sędziego, że przy wyskoku nasz napastnik faulował. Na przerwę schodziliśmy we wspaniałych nastrojach. Rozmowa w szatni była prosta: gramy dalej swoje. I graliśmy. Nasza obrona stanowiła tego dnia mur nie do przejścia. Dlatego jedyną możliwością zagrożenia nam były strzały z dystansu, ale tego dnia goście fatalnie pudłowali. Druga połowa toczyła się pod nasze dyktando i wynik nie uległ już zmianie. Mogliśmy się czuć królami São Paulo.
Corinthians – Palmeiras 1:0 (1:0)
Statystyki --- Oceny
Maj okazał się dla nas rewelacyjny. Cztery mecze i komplet punktów dały nam prowadzenie w Campeonato Brasileiro Série A. Szczególnie potyczki z lokalnymi rywalami wprawiły kibiców Timão w zachwyt. Wreszcie piłkarzom dopisywały humory, atmosfera w klubie wyraźnie się polepszyła. Oczywiście za wcześnie mówić o naszych planach na ten sezon, ale z optymizmem patrzyliśmy w przyszłość.
Nie możemy jednak popadać w samozachwyt. Wygraliśmy co prawda cztery mecze, ale aż trzy z nich zaledwie jedną bramką, a dwukrotnie byliśmy zmuszeni odrabiać straty. Przed nami dwa ciężkie miesiące. Do sierpnia co najmniej siedmiu zawodników pierwszego składu pożegna się z Corinthians, tym samym ich motywacja nie będzie należeć do największych. Muszę jednak postarać się by każdy do końca dał z siebie wszystko. Pokazaliśmy już, że stać nas na wiele, musimy tylko teraz to potwierdzić. Ja w szczególności czekam na 11 czerwca, gdy wreszcie po raz pierwszy prowadzony przeze mnie zespół zagra na Pacaembu. Zbliżają się Derby dos Invictos…
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Śledź przeciwnika |
---|
W analizie pomeczowej zwracaj uwagę na sektory, w których najczęściej tracisz piłkę. Jeżeli odbierają ją boczni obrońcy, nacieraj środkiem, jeżeli środkowi pomocnicy, atakuj skrzydłami. Śledź konkretnych piłkarzy przeciwnika. |
Dowiedz się więcej |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ