Ten manifest użytkownika gahan4 przeczytało już 1566 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Będzie to zapewne opowieść jedna z wielu. Jednak chciałbym w niej opisać pasję,namiętność i historię pewnej przyjaźni. Wszystko zaczęło się w roku w 1993 roku. Mój młodszy brak dostał na Komunię Św. Amigę 500. Zapewne spora część z czytających zastanawia się co to było :) W tamtych czasach to było mniej więcej to co dzisiejszy nowy komputer z 4 rdzeniami i kartą 2GB :) Generalnie wypas dla kogoś kto do tej pory grał na Commodore i kręcił śrubokrętem w magnetofonie,aby gra się wczytała :) Tak więc Amiga zawitała do mojego domu. Szybka akcja i wraz z nią miałem około 50 dyskietek z różnymi grami. Generalnie same kultowe i po dziś dzień dałbym wiele aby w nie pograć : m.in.Cannon Fodder, Sensible Soccer czy też Another World. Jednakże wśród tych gier znalazłem 4 dyskietki opisane przez kumpla :Championship Manager 1993 Anglia. Pierwsze odpalenie – nic specjalnego, gra bez używania josticka to nie gra przecież. Poszło w kąt. Jednak następnego dnia do domu wpadło dwóch moich najlepszych kumpli – Remik i Mrówa (Arek). Remik jak tylko zobaczył CM od razu kazał odpalić,bo słyszał,ze fajna. No to drugie podejście i zaczynamy. 45 min kłótni kto bierze Man Utd. Niestety trzeba było zrobić losowanie. Remi-Man Utd, Mrówa - Liverpool a ja Newcastle. Dwie pierwsze próby wgrania sezonu się nie powiodły (każda próba to jakieś 45 minut) ale do trzech razy sztuka i już jest. Zaczynam się wkręcać. Składy mniej więcej ogarniamy,ale TRANSFERY :) Około 3 godzin zajęło nam przeskanowanie listy transferowej. Problem to te przeklęte pozwolenia o pracę w Zjednoczonym Królestwie, ale w końcu każdy z nas stwierdził,że ma skład marzeń. Kilka pierwszy spotkań i już wiedziałem,że TO JEST TO. Mamy wszyscy po 14 lat a wypieki na policzkach jakbyśmy pierwszy raz oglądali dzieła kinematografii niemieckiej z tamtych czasów. Szybko mija pierwszy dzień. Chłopaki koło 21 pakują się do domu. Brat wkurzony,ze to jego „komputer”,więc dałem mu pograć godzinkę. Później on do spania a ja całą noc (dosłownie) robię transfery,na kartce rozpisuję wszystkie atrybuty każdego grajka,aby wybrać optymalny skład. Udaj mi się nawet ściągnąć Shearera do Newcastle z Blackburn. Następnego dnia mamy niedzielę,więc po kościele szybka akcja i znowu „trzej przyjaciele z boiska” siedzą przed 17 calowym telewizorem i grają. Najciekawiej jest podczas spotkań między nami. Nie wiem jak to wytłumaczyć,ale istniała jakaś niewidzialna nić łącząca drużynę Remiego a komputerem. Czy to ja z nim grałem czy Mrówa to przeważnie zaczynaliśmy z tego samego punktu na boisku. Niestety dla nas nie był to tradycyjny punkt na środku boiska,ale bardzo podobny punkt w naszym polu karnym-wszak rzut karny w pierwszych 10 minutach spotkania dla jednej z drużyn zawsze na nią dobrze działa. To była bez mała tradycja – mecz z Remim oznaczał albo szybki karny dla niego albo jakaś mało znacząc czerwona kartka w pierwszej połowie spotkania. Ten typ po prostu tak miał. Po kilku dniach ze względów logistyczno-lokalowych chodziliśmy pograć do Remika. Amiga pod pachę i 15 minut spaceru po naszej rodzinnej miejscowości na Pomorzu. U Remiego był luksus-miał swój pokój, zawsze świeże chipsy paprykowe, do tego Dr.Witt – czegóż chcieć więcej. Tylko,że rodzice jego nie byli zbyt tolerancyjni i raczej nie powiedziałbym o nich,ze mają poczucie humoru :) Miesiące mijały, zaczęliśmy grać w CM Italia-tak tak - kiedyś jedna gra = jedna liga. Z dzisiejszego punktu widzenia mogę powiedzieć,że było to uzależnienie. Klasyczny dzień wyglądał tak : szkoła do jakiejś 14, obiad, godzinka grania w piłkę na boisku i później od 17 do 20 granie w CM-a. Po pewnym czasie Remi dostał pierwszego PC. Komputer klasy 286 z 40 mb twardym dyskiem (o ile dobrze pamiętam). Do tego monitor produkcji niemieckiej,który ważył jakieś 15 kg. Scenariusz wciąż ten sam- albo gramy u Remiego, albo zbieramy sprzęt i znowu przez miasto do mnie. Z takim monitorem nie było to łatwe,wiec zmienialiśmy się w noszeniu co jakieś 500m- zapewne dość zabawnie wyglądaliśmy :) Na PC już był wypas-gra na dysku twardym,więc nie było ryzyka że uszkodzona dyskietka uniemożliwi wgranie sezonu. Do ligi angielskiej i włoskiej dołączyła liga hiszpańska. Remi jako właściciel kompa rezerwuje Barcelonę, Mrówa w drodze losowania dostaje Real Madryt a ja już na samym początku będąc skazanym na dostawania batów od kolegów- Betis Sewilla. Po raz kolejny żmudna selekcja potencjalnych celów transferowych. W tej wersji gry bardzo dobre „cyferki” mieli gracze z krajów byłej Jugosławii oraz wschodniej europy. Aliosha Asanovic,Bodo Bogdanovic, Dariusz Kubicki czy też Ljuboslaw Penew to były gwiazdy. Taki np. Dariusz Kubicki (AM R) potrafił w Barcelonie zdobyć 20 bramek i 50 asyst w sezonie. Daje to wyobrażenie jakie osiągaliśmy wyniki,jeżeli u Remiego grali jeszcze Stoiczkow, Romario i reszta. Oczywiście zajmujemy trzy pierwsze miejsca na koniec sezonu. Odpowiednio-Barca,Real i Betis. Dla mnie pocieszenie,że Wojtek Kowalczyk zajął drugie miejsce w klasyfikacji strzelców. Taktyka 4-1-3-2 króluje. Jednak nasza gra w ligę hiszpańską wiele zmieniła. Najpierw spotkanie w lidze hiszpańskiej Betis-Barcelona. Chyba pierwszy raz Betisowi udaje się prowadzić z Barcą. 2:1 w 70 minucie. 80 minuta i „kontrowersyjny” karny dla Remiego. 90 minuta i Barca ma znowu karnego. Nie wytrzymałem i w przypływie nerwów wytrąciłem kanapkę Remiemu z ręki. Pech chciał,ze była z pomidorem i on wylądował na świeżo wymalowanych ścianach w pokoju Remiego. Śmiechu co niemiara,dopóki nie wchodzi mama Remiego. Już wcześniej pisałem,że z poczuciem humoru słabo u niej i to się niestety potwierdziło. Tak szybko butów jeszcze nie zakładałem. W domu znowu na kartce papieru przygotowywana taktyka, transfery itd. Następnego dnia postanawiamy nie iść do szkoły tylko wychodzimy z plecakami, trochę pokręcimy się po mieście w rejonach nie odwiedzanych przez naszych rodziców i szybka wbitka do Remiego. To już chyba były czasy pierwszej klasy liceum. Gramy sobie w najlepsze ale około 14 dzwoni telefon. Remi nie do końca pewny czy już „wrócił” ze szkoły jednak postanawia odebrać. Głos w telefonie okazuje się być jego matką. Rozmowa wyglądała mniej więcej tak :
-) Remi przyjedź proszę za 2 h do Gdyni to Ci nowe spodnie kupię – mówi mama
-) Oj mamo zmęczony jestem po szkole i nie chce mi się – odpowiada Remi puszczając do nas oko
-) O tym jak Ty dzisiaj w szkole byłeś to jeszcze pogadamy a teraz przeproś kolegów i do jasnej cholery idź na autobus.
To nie wróżyło szybkiego zakończenia trwającego sezonu. Okazało się,że mama Remiego miała jakąś pilna sprawę do niego i zadzwoniła do szkoły aby go poprosić do telefonu....Po tygodniu jakoś sprawa ucichła i można było wrócić do ulubionego naszego zajęcia. Ściana została ponownie wymalowana a spodnie kupione. Pech chciał, że w finale LM spotkała się Barca z Realem Madryt. 88 minuta Mrówa prowadzi 2:1. Real gra naprawdę dobrze przez całe spotkanie będąc drużyną lepszą. Jednak w 90 minucie młody Robbie Fowler doprowadza do remisu. Mamy dogrywkę. 120 minuta dogrywki i znowu ten niesamowity „joker” doprowadza do wyniku 3:2 dla Barcelony. Remi dostaje solidnego mięśniaka w ramie od Mrówy. Z racji słusznej postury lekko przechyla się na taborecie na którym siedzi i po chwili siedzi na ziemi a pod nim doszczętnie połamany taboret. Do pokoju wpada jego ojciec i mamy szlaban na jakiś miesiąc czasu. Do głowy przychodzi mi jeszcze jedna historyjka z tego okresu. W pewnym momencie mieliśmy ustaloną taktykę na niedziele. Msze św były na godz. 10:00 i 12:30. Tak więc ja wychodziłem z domu na 10:00 i do Remiego. Następnie od niego ewakuacja około 12:20 do mnie. Ja byłem na 10 a Remi na 12:30. Plan idealny. Do czasu. Pewnej niedzieli wchodzi mama Remiego do pokoju i mówi – słyszeliście zapewne,ze powstaną trzy nowej kościoły? Na naszych twarzach konsternacja-wszak od jakiegoś pół roku raczej w kościele nie byliśmy... Na to mama Remiego – No-kościół pod wezwaniem Św.Remiego, Św.Arkadiusza i Św. Artura. A teraz wyłączać mi to pudło i do kościoła :)
Później już dorastamy, poznajemy dziewczyny,zaczynają się imprezy itd. Jedno się nie zmienia – gramy w każdą kolejną odsłonę Championship Managera (a później Football Managera).Ja sam mogę pochwalić się,iż od 20 ! lat grałem w każdą odsłonę tej gry
Przyjaźń,która się wtedy zawiązała trwa do dzisiaj,chociaż koleje losu nie pozwalają się spotykać zbyt często. Jednak przy każdym spotkaniu przywołujemy tamte chwile i te wszystkie wydarzenia i świetnie się bawimy. To był wspaniały okres naszego życia. Mamy dzisiaj po 34 lata,Ja mam wspaniałą żonę, dwie cudowne córki i „pliczek” FM na półce :) Każdemu życzę takiej pasji, takich przyjaciół i takich anegdot do opowiadania po latach. A teraz wybaczcie - „mój” Juventus walczy o kolejne scudetto w 2018 roku :) Pozdrawiam wszystkich FM-owych maniaków.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
"Ucz się, ucz się chłopcze dziarski..." |
---|
Warto zlecać używanie taktyki pierwszego zespołu rezerwom i drużynie młodzieżowym. Dzięki temu będziesz mógł podejrzeć, jak na danej pozycji radzą sobie młodzi adepci i zyskasz na czasie, wprowadzając juniorów do pierwszego składu. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ