LOTTO Ekstraklasa
Ten manifest użytkownika przemkoo przeczytało już 1127 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
''Tak bym bardzo chciał
Naprawdę
poczuć jeszcze raz
Jak dawniej
spotkać bliskich i
z wszystkimi
śmiać się głośno
i ufać innym
Tak bardzo bym chciał
poczuć to jeszcze raz
Kiedy na świat przychodzimy
w nadziei czas, zmienia nas
miłość ma dziś
Urodziny
Co dzień, każdy z nas, jutro Ty i ja
Co dzień przychodzimy
w nadziei czas, zmienia nas
miłość ma dziś, urodziny
Co dzień, lepszy świat, jak Ty, jak ja''
Właśnie tego potrzebowałem. Piosenka Feela ''Urodziny'' i wyścig Formuły 1 wprawił mnie w znakomity nastrój. Gorzej że w Grand Prix Robert Kubica był dopiero 13, nawet za Nelsonem Piquetem. Do końca naszego obozu pozostało jeszcze tylko dwa dni. Było widać już na treningach przebłyski bardzo dobrej formy, a do startu ligi zostało jeszcze trochę czasu. W drużynie jednak wyraźnie brakowało rywalizacji, a moim zadaniem było ją zorganizować. W związku z tym ja i wszyscy moi zaufani współpracownicy oglądali przeróżne mecze. Mieli jednak zakodowane, że o wszystkim ja muszę się pierwszy dowiedzieć, gdyż nie chciałem powtórki z niedoszłego transferu Marcelo Costy. W trakcie oglądania meczu BATE - Juventus mój wzrok przyciągnął niejaki Vitaly Rodionow. Był białoruskim napastnikiem, miał 25 lat. Od razu kazałem sprawdzić go Mariuszowi Śrutwie.
Tymczasem mieliśmy rozegrać przedostatni mecz, tym razem z słoweńskim Koperem. Skład wydawał się na tą chwilę optymalny, nie zagrał Udeze, bo musiał wyjechać w sprawach rodzinnych, co nie oznacza że nie będzie u nas grał. W pierwszym składzie zabrakło także miejsca dla Fabiano, który podpisał wstępny kontrakt z Vidorgiem Forening. Trudno, nie prezentował się olśniewająco, a nie potrzebowałem zawodników nielojalnych wobec klubu.
Mecz rozpoczął się bardzo dobrze, nasz nieoceniony Robert Lewandowski wykończył akcję strzałem głową, po dośrodkowaniu Seweryna Gancarczyka. W przerwie wymieniłem niemal cały zespół. Wynik podwyższył Krzysztof Chrapek strzałem z rzutu karnego. Bramkę kontaktową Koper zdobył w 75 minucie, ale to już był koniec emocji. Mecz skończył się wynikiem 2:1.
Po meczu dosłownie wfrunął do mnie Rysiek.
- Elo, elo trzy dwa zero - powiedział, ale ucichł kiedy zobaczył wyraz mojej twarzy - Eeee, no dobra. Trzy sprawy, najszanownieszy panie trenerze.
W tym momencie chciałem go wypieprzyć z pokoju, lub wyrzucić go z pokoju przez ścianę głową naprzód, sposób dowolny.
- Udeze wreszcie dał znać, że żyje. Zgodził się na nasze warunki i czeka na potwierdzenie. Dostaliśmy pięć ofert za Hernana Rengifo: dwie po 875 tysięcy i trzy po 575. Którą wybrać?
- A jak kurwa myślisz? - nie wytrzymałem. Dopiero teraz zauważyłem z jakimi tępakami muszę pracować. - Jaka jest trzecia sprawa?
- Kamil Wilczek - odparł tajemniczo - Pewnie go znasz, bardzo dobrze spisywał się wiosną w barwach Piasta Gliwice. Trochę brakuje im kasy, więc wpadłem na pomysł, żeby go podkupić, może w pakiecie z Kamilem Glikiem, a w zamian moglibyśmy dać im Cueto. I tak jest wystawiony na listę transferową, a kluby jakoś się do niego nie pchają. Co ty na to?
Nie potrzebowałem wiele czasu na namysły.
- Wchodzę w to. - powiedziałem z uśmiechem - Złóż faksem ofertę Piastowi wynoszącą 250 tysięcy. Chyba i tak jestem zbyt szczodry, ale taki już jestem.
Tak jak myślałem Udeze podpisał z nami kontrakt. Nie było w tym nic dziwnego, bo inne zespoły które były nim zainteresowane nie miały takiego zaplecza finansowego oraz ambicji jak my. Cieszyłem się również z tylu ofert dla Rengifo, bo dzięki pieniądzom z jego transferu mieliśmy okazję kupna lepszych piłkarzy.
Tuż przed powrotem do naszej przepięknej Polski czekał nas jeszcze sparing z czeskim Trebonem. Nie wiedziałem jak bystra osoba zorganizowała sparing dzień przed powrotem do kraju, ale trudno poradzimy sobie. Całkowicie olałem ten mecz, wysyłając do boju piłkarzy młodych i nie zgranych ze sobą. Jedyny problem polegał na tym, że zawodnicy Młodej Ekstraklasy również rozgrywali tego dnia mecz, a nie chciałem wszystkich zawodników zabrać Ryśkowi. Skład może i nie wyglądał najlepiej, ale i tak byliśmy zdecydowanymi faworytami.
Szczerze mówiąc, od początku gra nie kleiła nam się za bardzo. Piłki grane na Tomasza Mikołajczaka nie przynosiły wielkiego efektu. Dopiero w 33 minucie Mikołajczak zdobył bramkę po strzale głową. Tomek nie odpuszczał i już dwie minuty później zdobył drugą bramkę, tym razem po indywidualnej akcji. W przerwie zmieniłem tylko bezproduktywnego Harisa Handzicia na Krzysztofa Chrapka. Nasza wielka nadzieja, Mateusz Olszak zdobył kolejną bramkę strzałem z dystansu. Kolejną bramkę strzelił w 76 minucie, wykończając koronkową akcję zespołu. Skończyło się na wyniku 4:0.
Po meczu zagadali mnie nasi dzisiejsi snajperzy, Olszak i Mikołajczak.
- Trenerze jak dzisiaj graliśmy? - zapytał nieśmiało Olszak. Widać że bał się trenera.
- Chłopaki, spokojnie nie było źle - powiedziałem ze śmiechem - Pracujcie ciężko na treningach, doskonalcie swoje umiejętności, a na pewno będziecie grali w końcu w pierwszym składzie Lecha. Tylko Tomek - więcej pracuj w środku pola, bo teraz napastnicy muszą sami tworzyć sobie okazję, a nie tylko czekać na sępa. A ty Mati - walcz z obrońcami, drybluj, zatańcz z nimi. To tylko zwykle pachołki, frajerzy - amatorzy, z którymi powinieneś się bawić.
Do klubu przyjechał kolejny wszechstronny pomocnik, o pseudonimie Frèdson. Był niemal kopią Marcelo Costy, z jedną wadą: interesowało sie nim mnóstwo klubów. Przez brazylijski Santos, Spartę Pragę, Slavię Pragę aż do Wisły Kraków. Na ostatnim treningu pokazał podobne umiejętności jak Marcelo Costa, dlatego zdecydowałem zebrać go z resztą zespołu do Poznania. Transfer Rengifo do OB był już niemal przesądzony, Hernan czekał już tylko na pozwolenie na pracę. Także sprawa transferu Kamila Wilczka posuwała się wolno, ale do przodu. Piast zaakceptował naszą ofertę, opiewającą się na 250 tysięcy, więc teraz pozostało tylko uzgodnić warunki indywidualnego kontraktu, co było raczej formalnością.
Rozdział IV - Twarda rzeczywistość
Nie da się ukryć, że wyjazd bardzo nam się udał. Zawodnicy pokazali że mają duży potencjał i że moje ambicje mają uzasadnienie. Za dwa dni czekał nas pierwszy mecz o stawkę - Superpuchar Polski z krakowską Wisłą. Nie obawiałem się jednak meczu, nie dość że Lech w ostatnim czasie radził sobie bardzo dobrze z Wisłą to jeszcze moim zawodnicy byli w bardzo dobrej formie. Ciężkie chwilę przeżyłem w samolocie, zwłaszcza w czasie startu i lądowania. Nasz kapitan Bartek Bosacki zauważył to i zaczął się delikatnie nabijać, ale ucichł kiedy zagroziłem, że będzie biegał na stadionie we Wronkach okrążenia karne na następnym treningu. W Polsce powitała nas ładna pogoda i błysk fleszów dziennikarzy oraz naszych kibiców, którzy chcieli zobaczyć na własne oczy Łukasza Poradę i jego zespół. Dziennikarze pytali zwłaszcza o Udeze, a konkretnie o jego znajomość języków. Wzruszyłem tylko ramionami.
- On nie mówić polski i angielski zbyt dobrze.
Pojechaliśmy do klubowej siedziby przy Bułgarskiej klubowym autokarem. To był dopiero początek mojego dnia. Na dwunastą byłem umówiony z Prezesem, a potem miałem spotkanie z Mateuszem. Podczas mojej nieobecności na moim biurku pojawiło się mnóstwo papierów, które bezceremonialnie wręczyłem mojej sekretarce Gabrieli. Zaraz po tym udałem się na krótkie spotkanie z Kadzińskim.
- Jak tam pierwsze tygodnie jako szkoleniowiec naszego klubu? - zapytał.
- Uroczo - odpowiedziałem - Do pełni szczęścia brakuje tylko mistrzostwa Polski, wtedy chyba będę już spełniony.
- Nie przesadzaj - ostrzegł - Zostałeś wybrany, ponieważ przedstawiłeś konkretny plan wprowadzenia Lecha na szczyt. Dobra uciekaj już, wiem że jesteś zajęty. Nie krępuj się wpaść do mnie, gdybyś czegoś potrzebował.
Tylko się uśmiechnąłem. Oj, nie zawaham się, niech o to się nie martwi. Cieszyłem się że to już koniec tej narady, bo nie ma sensu ukrywać że wolałem inne towarzystwo do towarzyskich rozmów.
Moim celem była urocza knajpka na przedmieściach Poznania, w której miałem się spotkać z Mateuszem. Wprost nie wytrzymywałem z ciekawości co ma mi do powiedzenia. Zauważyłem go, siedzącego przy dwuosobowym stoliku i pijącego piwo.
- Hej - uśmiechnął się - Miło że wpadłeś. Wolniej się nie dało?
- Spróbuj przejechać o trzynastej przez centrum Poznania, w okresie wakacji.- odparłem - Zobaczymy czy wtedy będzie taki cwany. Dobra stary, przejdź do rzeczy.
- Nie ma sprawy - powiedział - Tak więc, co ja chciałem.... A tak! Tak więc dzięki odrobinie szczęścia i dobrym ludziom udało mi się dowiedzieć kto jest kretem i kto może psuć ci krew przez najbliższe miesiące lub lata. Ale może zacznę od początku. Dzień po złożeniu Marcelo oferty przez Maritimo zadzwonił do mnie niejaki Adrian Jędrzej. Wiesz o kim mówię?
- Jasne - stwierdziłem - To nasz dawny kolega z klasy, prawda? Twój najlepszy przyjaciel?
- Tak to on - powiedział - Adrian pracuje obecnie w Magazynie Futbolu, czyli w piśmie który poinformował opinię publiczną o twoim planach transferowych. Początkowo nie skojarzył, że jesteś trenerem Lecha, a kiedy się o tym dowiedział zaczął pytać kolegów z pracy. Domyślasz się już co odkrył?
- Jeśli dobrze zrozumiałem to co mi właśnie mówisz to właśnie on dowiedział się kto jest kretem.
- Dokładnie. Nie było to trudne, wystarczyło się tylko trochę popytać, niemniej myślę że wisisz mu niejedno piwo. Wynik jego działania nie jest dla ciebie ani trochę optymistyczny. Łukasz, kretem jest Michał Jagodziński.
- Kto to jest do cholery? - zapytałem ostro.
- Naprawdę go nie kojarzysz? Wasz dyrektor finansowy czy jakoś tak, nie wiem jak go nazwać. W każdym razie kontroluje każdą złotówkę wychodzącą i wchodzącą na konto KKS Lecha Poznań. Na pozór trzyma się z daleka od całego zamieszania w klubie, ale sporo od niego zależy. Dlatego właśnie masz ciężki orzech do zgryzienia.
- Dlaczego to wszystko robi? Przecież to właśnie w Lechu mu płacą.
- Ostatnio nie tylko. Za każdą wypowiedź - oczywiście w największej tajemnicy - dostaje porządną sumkę. Jest też inny powód. W styczniu tego roku ostro pokłócił się z Frankiem Smudą, właśnie o transfery. Powiedział Jagodzińskiemu że takie transfery może przeprowadzać Odra Wodzisław i żeby wypierdalał z klubu. Smuda wiedział co mówi : rzadko wystawiał Handzicia, Golika i Buricia, a może wcale - szczerze mówiąc nie pamiętam. Salcinović został od razu wypożyczony do Skandynawii. Kiedy kończył się sezon - nie da się ukryć, że bardzo udany - Smuda zażądał podwyżki. I tutaj znów pojawia się Jagodziński. Skoro bardzo nie lubił Smudy, a ten żądał podwyżki i kończył mu się kontrakt to jasne było, że Smuda odejdzie.
- Dobra, jaki ma to związek ze mną?
- Wbrew pozorom duży. Przez długi czas byłeś asystentem Smudy, więc jesteś odbierany jako jego człowiek. Z tego co słyszałem Jagodziński nie chciał żebyś został trenerem Lecha właśnie z tego powodu oraz dlatego bo masz podobny charakter do Smudy, czyli wybuchowy i bezpośredni. Przegrał, zostałeś trenerem. Najprawdopodobniej chce teraz udowodnić samemu sobie i innym, że dalej ma dużo do powiedzenia w klubie i dlatego chce cię wypieprzyć z klubu jak najszybciej.
- Co mam wobec tego robić?
- Idź do Kadzińskiego, powiedz że nie chcesz żeby jakakolwiek wiadomość wydostała się z twojego sztabu i chciałby żeby wszystkie przelewy i inne duperele robiła twoja sekretarka. Wtedy Jagodziński nie będzie miał pojęcia co się dzieje i jego władza będzie mocno podkopana. Ale pamiętaj, że musisz mieć absolutnie pewny sztab. To muszą być naprawdę pewni ludzie, bo inaczej to nie Jagodziński będzie twoim jedynym kłopotem.
*
Nie ma sensu ukrywać, że słowa Mateusza wstrząsnęły mną. Dopiero zaczynałem moją karierę trenerską, a już może mi ją zepsuć jakiś przydupas. Pojechałem do domu i z nudów zacząłem analizować grę Wisły Kraków z specjalnych filmów, które nagrał dla mnie Andrzej Juskowiak podczas mojej nieobecności w Polsce.
Gra Wisły polegała w głównej mierze na dyspozycji dnia Patryka Małeckiego, Pawła Brożka i Wojciecha Łobodzińskiego. W ostatnim czasie serce i dusza zespołu Radosław Sobolewski grał raczej słabo, co zmusiło Wisłę do atakowania głównie przez skrzydła, na których dobrze grał Łobodziński i Kirm. Niewątpliwe słabym punktem Wisły był Mariusz Pawełek, który często puszczał głupie bramki oraz Pablo Alverez, prawy obrońca. Naszą szansę upatrywałem w grze kombinacyjnej, którą miał dowodzić Semir Stilić. Asekurować miał go Tomasz Bandrowski oraz Dimitrije Injać. Robert Lewandowski - który miał wystąpić sam w ataku - miał w meczu zajmować uwagę obrońców, a w szczególności Marcelo i Alvareza. Miałem nadzieję, że ofensywnie grający Seweryn Gancarczyk i Marcin Kikut odciągną Kirma i Łobodzińskiego z daleka od bramki, której miał strzec Burić.
Niesamowite, ale w zaledwie trzydzieści minut wymyśliłem taktykę przeciwko jednemu z lepszych polskich klubów. Nie wiem, albo jestem geniuszem, albo ta taktyka jest do kitu. W moim zmęczonym już mózgu pojawiła się jedna myśl - to co się stanie w klubie zależy ode mnie. Jeśli poradzę sobie ze złośliwością naszego dyrektora finansowego i zrobię bardzo dobry wynik to nieważne co się stanie, i tak będę dalej w klubie.
Oby to była prawda...
Fabuła jest oparta na fikcyjnych wydarzeniach. Proszę o komentarze i konstruktywną krytykę.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Aerobik - męska rzecz? |
---|
Trening aerobiczny jest ważny, kiedy zależy nam na doskonaleniu dynamiki piłkarzy. Rozwija umiejętności takie jak Zwinność, Przyspieszenie, Szybkość. Przydaje się szczególnie przy szkoleniu skrzydłowych i obrońców. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ