LOTTO Ekstraklasa
Ten manifest użytkownika przemkoo przeczytało już 3004 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
- Ja się bardzo cieszyć, że ja grać dla Lech. Ja mieć nadzieja, że ja grać dobrze dla Lech i kibice mnie lubić. - paplał Rodionow na oficjalnej konferencji prasowej. Byłem szczerze zaskoczony jego znajomością języka polskiego. Mimo że był to poziom raczej elementarny, na zasadzie ''Ja cię kochać mnóstwo, bardzo, za bardzo'', to przynajmniej rozumiał co się do niego mówi, co z całą pewnością będzie pomocne w procesie aklimatyzacji. Na spotkaniu z dziennikarzami wręczyłem mu także koszulkę Lecha, z numerem 26. Wszyscy na niego liczyliśmy, oby sprawdził się w niebieskich barwach Lecha. Dostaliśmy także ofertę, za naszego trzeciego lewego obrońcę Luisa Henriqueza. Górnik Zabrze złożył nam ofertę wypożyczenia do końca do końca sezonu, na którą oczywiście się zgodziłem.
Szybkim krokiem zbliżał się mecz rewanżowy z Randers. Wiedziałem że oczy całej piłkarskiej Polski będą zwrócone w naszą stronę i na nasze ewentualne niepowodzenie. Nie zamierzałem tego meczu odpuścić, więc wysłałem najsilniejszy skład. Właściwie nie różnił się niczym od tego z Polonią Bytom, ale mieliśmy grać ofensywniej.
Mecz rozpoczął się dla nas fenomenalnie. Po rzucie rożnym wykonywanym przez Semira Stilica do piłki najwyżej doskoczył Kamil Glik i zdobył pierwszą bramkę dla Lecha. Plany pokrzyżowała mi kontuzja Roberta Lewandowskiego, za którego wszedł Krzysztof Chrapek. Czas mijał, a jedyne ciekawsze momenty były po znakomicie wykonywanych rzutach rożnych przez Semira Stilicia. Niewiele brakowało, a podwyższylibyśmy na 2:0, ale Peszko trafił w poprzeczkę. Po przerwie nie było już tak różowo. Berg wykorzystał błąd Bandrowskiego i skierował piłkę do bramki. To tylko podrażniło moich zawodników. W 60 minucie wyrównaliśmy po fenomenalnej bramce Djurdjevicia z rzutu wolnego. Od tego momentu już kontrowaliśmy grę, nie było niebezpieczeństwa utraty bramki.
No i się udało. 2:1 i znów jesteśmy w grze. Znów styl nie był najlepszy, ale to przyjdzie z czasem. Sztuką jest wygrać mecz, w którym nie idzie, a nie taki w którym od początku gra wygląda znakomicie. Oby teraz udało się tylko wylosować kogoś w miarę łatwego w ostatniej rundzie eliminacyjnej...
Chyba się udało. W IV rundzie eliminacyjnej Ligi Europejskiej trafiliśmy znów na zespół skandynawski, duński Odese Boldklub. Tak, tam został sprzedany Hernan Rengifo. Co nie oznacza, że nie mamy szans w tym pojedynku, przy odpowiedniej formie to my będziemy faworytem.
- Jestem bardzo zadowolony z faktu, że załatwiasz dobrych zawodników praktycznie za bezcen - stwierdził Prezes - Pamiętaj, że w dobie kryzysu każda złotówka powinna być oglądana pięć razy, zanim ją wydamy.
- Nie da się jednak zbudować dobrej, europejskiej drużyny za bezcen - odparłem - A z tego co wiem to właśnie takie masz ambicje. Jeśli chcesz budować drużynę za darmo, to spójrz na Wisłę Kraków. Może i wygrywają w Polsce, ale w Europie są pośmiewiskiem.
Po tych słowach wyszedłem z gabinetu.
Drugi mecz czekał nas z GKS Bełchatów, prowadzoną przez Rafała Ulatowskiego. Zdaniem moich biednych pomocników (czytaj członków sztabu szkoleniowego) nie było się czego obawiać, gdyż Bełchatów podobno ustępuje nam w każdym piłkarskim elemencie. Nauczony doświadczeniem z meczu z Randers wystawiłem taki sam skład jak poprzednio, z tym że na ławce zasiadł Rodionow. Planowałem go wprowadzić na boisko około 60 minuty, bez względu na wynik.
Na boisku długo brakowało emocji. W 35 minucie zaczęło się dziać ciekawie. Wilczek wykonywał rzut wolny, który odbił się od muru, ale poleciał w stronę bramki. Tam już czekał Lewandowski i pewnym strzałem pokonał Sapelę. Drugą bramkę też strzelił Robert, po świetnym wyjściu w porę do podania Wilczka. Tak jak obiecałem, w 57 minucie na boisko wszedł Rodionov. Vitaly grał dobrze, stwarzał okazję, ale więcej bramek już nie padło.
Wynik 2:0 z całą pewnością był niezły. Zwłaszcza, że powinniśmy wygrać trzema bramkami, ale sędzia nie uznał prawidłowo zdobytej bramki przez Kamila Wilczka. Trudno, przepraszać nie zamierzał.
Vitaly Rodionov (w niebieskiej koszulce) udanie zadebiutował w Lechu, ale szybko doznał kontuzji.
Po wejściu do szatni od razu wyczułem, że coś jest nie tak. Zawodnicy byli dziwnie smutni i wyjątkowo cisi. Ne było słychać zwykłych docinków, które były codziennością po każdym treningu. Nie było też widać nikogo ze sztabu szkoleniowego.
- Co jest grane? - zapytałem
- Zaraz po tym jak pan wyszedł Bartek wjechał Kamilowi w nogi. - powiedział Grzegorz Kasprzik - Jakoś dziwnie mu chrupnęło w nodze i zabrali go lekarze. Wszyscy są w pomieszczeniu odnowy biologicznej.
Bez słowa ruszyłem w tym kierunku. Przez moją głowę przechodziło strzępki obrazów: złamana na pół noga Eduardo, pęknięta czaszka Petra Cecha. Pełen dramat. Oby w przypadku Wilczka było lepiej. Po wejściu było słychać wrzeszczącego Wilczka. Szepnąłem do Tomasza Piątka, naszego lekarza.
- Co i jak mu się stało?
- Na razie nie mamy pewności - odparł - Musimy zrobić dodatkowe badania. Nie mniej nie licz, że zagra przez najbliższy czas. Dam ci znać co i jak.
Po badaniach okazało się, że Wilczek ma jakiś nieznany mi z nazwy problem z kolanem. Jak to powiedzieli lekarze ''Wróci za dwa miesiące, przy pomyślnych wiatrach''. Super. Rewelacja. Zawodnik ma kontuzję niecały miesiąc po kupieniu. Całe szczęście, że Kamil był młody i ma dobrą kondycję.
Wybierając skład na mecz z Piastem Gliwice nie mogłem skorzystać już z trzech zawodników. Był to Seweryn Gancarczyk, Grzesiek Wojtkowiak i oczywiście Wilczek. Miałem problem - czy zmienić taktykę i wprowadzić Rodionova, czy pozostać przy tej taktyce i wprowadzić Zapotokę. Zdecydowałem się jednak na drugi wariant.
Znów nieźle zaczęliśmy. Po dobrym dośrodkowaniu od Zapotoki Stilić uderzył głową i piłka wpadła do bramki obok bramkarza Piasta. Mimo miażdżącej przewagi wygraliśmy tylko 1:0.
Zaraz po meczu wpadł Marcin Lis, inny lekarz. ''O nie, co się znowu stało'' - pomyślałem.
- Mam dla ciebie złą wiadomość Łukasz - powiedział cicho, jakby bojąc się mojej reakcji.
- Co konkretnie? Kto doznał znowu kontuzji?! - krzyknąłem ze złością
- Vitaly Rodionov doznał kontuzji, jeszcze w meczu z Piastem. Według naszych wstępnych badań, na boisko wróci mniej więcej za trzy tygodnie.
Sytuacja zaczęła się robić coraz bardziej dramatyczna. Zbliża się termin meczu właściwie o wszystko, meczu z OB, tymczasem coraz większa ilość moich zawodników siedziała na zielonej trawce. Rodionov w tym meczu i tak by nie zagrał, gdyż nie był zgłoszony do Ligi Europejskiej. Nie mniej wyglądało na to, że znów trzeba będzie wysyłać w bój nieopierzonego Mateusza Olszaka czy Możdżenia.
Tuż przed meczem zauważyłem Hernana Rengifo. Wyglądało na to, że sprawdzał stan murawy.
- Hej, Renifer! - krzyknąłem do Rengifo.
- O dzień dobry - uśmiechnął się - Coś tak czułem, że znowu się spotkamy.
- Jak ci się podoba w Danii. Nie obraź się, ale dla mnie do jedno wielkie zadupie.
- Hmmm - spoważniał Hernan - Fajne jest tutaj to, że nie ma właściwie żadnej presji, nie to co w Polsce. Wygrasz mecz - super, jak nie wygrasz to trudno, nic się nie stało, wygrasz następnym razem. Poza tym mamy niezły zespolik i mamy w tym roku spore ambicje. A na pewno takie, żeby skopać Lechowi tyłek - dodał złośliwie.
- O nas się nie martw - odparłem - Jeszcze pożałujesz że od nas odszedłeś.
- Poza tym dziwnie będzie grać choćby w Polsce. Ten sam stadion, ci sami piłkarze, ta sama szatnia, z tym że grasz dla innego zespołu. Co nie oznacza, że wam odpuszczę. Moim marzeniem jest strzelić gola.
- Marzyć każdy może.
Kiedyś z nami, dziś przeciwko nam - los przydzielił nam nowy klub Rengifo
Skład na mecz z OB praktycznie niczym nie różnił się od poprzednich, jednak na ostatniej fali kontuzji cierpiała ławka rezerwowych.
Mecz rozpoczął się dla nas fantastycznie. Po dobrym odegraniu piłki przez Lewandowskiego Stilić strzelił nie do obrony. Podwyższył również Semir, strzelając piękną bramkę z rzutu wolnego. Do pierwszej połowy było 2:0. Na początku drugiej połowy po błędzie Buricia do bramki trafił... Hernan Rengifo! Od tego momentu było już tylko gorzej. Kluczowym momentem była 85 minuta. Po faulu taktycznym Manuel Arboleda wyleciał z boiska. OB wyrównało po uderzeniu bezpośrednim z rzutu wolnego. Pod koniec jeszcze niewiele brakowało, a Odense prowadziłoby, ale uratował nas Burić.
Wynik 2:2 na wyjeździe z całą pewnością nie jest złym osiągnięciem. Żałowałem tego, że mimo wyniku 2:0 nie potrafiliśmy utrzymać go do końca. Wkurzał mnie także Manuel Arboleda, który skarżył się w mediach, że dałem mu karę finansową. Manu miał szczęście, że nie jestem Tarasiewiczem, bo wtedy wylądowałby miękko w zespole Młodej Ekstraklasy.
Najwyraźniej los nie był po mojej stronie. Żeby całkowicie mnie rozgromić (czyżby kara boska?!) Sławomir Peszko doznał kontuzji. Najgorsze było to, że praktycznie nie miałem dla niego dublera, bo gdybym wstawił za niego Kikuta to nie miałby kto grać w obronie. Trudno, dalej mieliśmy iść do przodu z uporem maniaka...
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Zaskocz pozytywnie |
---|
Na początku gry nie wyznaczaj sobie celów wyższych niż przewidywania mediów. W razie niepowodzenia nie zawiedziesz oczekiwań zarządu, w przypadku nieoczekiwanie dobrej postawy ucieszysz działaczy i kibiców. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ