Ten manifest użytkownika dobry.adam przeczytało już 1345 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Zjadłem w niedzielę na obiad schabowego. Jak w niemal każdą niedzielę, jak w większości polskich domów. Bo schabowy to metafora polskiej mentalności. Polakom podobają się melodie, które już raz słyszeli - ponadczasowa prawda inżyniera Mamonia z filmu o jakimś statku czy tratwie - opisuje to dokładniej, niż wielogodzinne przemówienia najtęższych głów. Dobry był ten schabowy. Nie pyszny, wyborny czy znakomity. Dobry, a że znam jego smak lepiej, niż innych obiadów, to wiem, czego się po nim spodziewać. I to w nim zwycięża. Wiem, który kubek smakowy się nim zachwyci, w którym miejscu podniebienie zapragnie jeszcze. Od jakiegoś czasu urozmaicam go pieczareczkami - namawiano mnie, bym spróbował, i nie żałuję. Lubię schabowego.
Stanął mi jednak w gardle ostatnio.
***
Przygodę z dziełami SI zacząłem od CM 03/04. Po długich godzinach masowego zgniatania słabiutkich jak na moje palce przeciwników w serii FIFA, doszedłem do wniosku, że pragnę więcej, li tylko kierowania poczynaniami na boisku. Wybór padł na najpełniejszego wtedy symulatora kariery trenerskiej. Jeszcze zanim objąłem posadę Barcelony, miewałem spore problemy z odklejeniem się od monitora. Nie tylko nad sportowymi grami przesiadywałem całymi dniami, częstokroć zawalając szkołę i obowiązki domowe. Nie spodziewałem się, że CM pogrąży mnie dobitniej.
Ederson, Santos, Diego... te nazwiska wymienię jednym tchem obudzony w środku głębokiego snu, a ich znaczenia rozumie każdy, kto w CM 03/04 liczył na niekończącą się serię zwycięstw. Rekordy za rekordami, bramki padające na zamówienie - szybko odnalazłem się w menedżerowaniu i pojąłem, jak te 11 kuleczek ustawić, by w spotkaniach na szczycie padały wyniki hokejowe.
To katowanie wirtualnych rywali pociągnąłem aż do wydania Football Managera 2006. Oślepiające światło zmian, jakich dokonano w porówaniu z edycją 03/04 sprawiło, że w jednej chwili stare pudełko kurzyło się w szafce. I znów - godziny spędzane na poszukiwaniu najlepszej taktyki, wybitnych talentów, świetnych wykonawców rzutów wolnych, szukanie oszczędności, gdy grałem Benficą - było lepiej, trudniej, intensywniej. I często brakowało mi sił, by wstać od komputera, ale zbliżające się derby sprawiały, że ożywiałem się ponownie. Tę edycję przyjąłem tak bezkrytycznie, że prócz patchowania nic w niej nie zmieniałem - żadnych skórek, aktualizacji, dodatków. Wystarczyło mi to, co zrobili autorzy.
Po ukończeniu 30. sezonu Blaugraną zastanawiałem się, czy kiedykolwiek zmienię swą ulubienicę. Doszły mnie jednak słuchy, że wersja 2010 ma być znakomita, przebogata, obfitująca w funkcjonalne rozwiązania. Skusiłem się. Kupiłem drugiego listopada.
Jeszcze w sklepie upewniłem się, czy będę mógł ją oddać, gdyby okazało się, że mój komputer wyzionie ducha, nim ją uruchomi. Z zapewnieniem reklamacji zainstalowałem grę. Byłem podekscytowany tak bardzo, że synapsy z wrażenia gorączkowo kipiały. Pierwsze chwile, ba, pierwsze godziny spędziłem w zachwycie podziwiając, jak bardzo zmienił się menedżer. Wodospad możliwości, jaki na mnie spłynął, spowodował błyskawiczne zakiełkowanie myśli: będziesz grać w menedżera swego aż do upadłego. Dwa, może trzy dni kurczowo trzymałem się tych myśli. Zajęcia na uczelni, jedzenie, sen - to wszystko bywało tylko przerwą w menedżerowaniu. Bałem się, a jednocześnie cieszyłem, że uzależnienie wróciło ze zdwojoną siłą.
Wtedy nastąpił przełom. Nieoczekiwany, negatywny, rodzący złe myśli.
Nie mając zaplanowanych innych rzeczy, po powrocie do domu usiadłem przed FM-em. Jako, że moim zboczeniem jest rozpoczynanie grania w nowych (dla mnie) edycjach zawsze Barcą, tak też było i tym razem. Akurat zbliżała się końcówka sezonu, czekały mnie ważne mecze w lidze i półfinał LM. Dla maniaka kuleczek sytuacja wymarzona, ostatecznie o to chodzi, by w najważniejszych momentach udowodnić sobie, że jest się dobrym.
Rozegrałem 1 mecz. Słownie: jeden. Chwilę później walczyłem ze sobą, by nie kliknąć na opcję "Zakończ grę". Nie, nie dlatego, że nagle wezwano mnie do wojska, nakładano obiad czy przychodził znajomy. Po prostu... odechciało mnie się grać.
Z niedowierzaniem odgarnąłem złe myśli. Jednak sytuacja się powtórzyła, wiele razy do tego, co mnie zmartwiło. "Jak to?!", zakrzyknąłem, "Ja, FM-owy maniak, odchodzę od swej ukochanej?!". Nie mogłem zrozumieć patowej sytuacji. Chciałem zaczynać grę, ale nie mogłem bawić się nią dłużej, niż pół godziny, a czasem krócej. Skąd ta zmiana? Przecież tak oczekiwałem na nowego menedżera... Choroba się zaogniła. Od dwóch dni nie uruchomiłem nawet gry.
***
Czy będę schabowego jadł dalej? Przełamię się, zmuszę, posypię go nawet kilogramem papryki, byle tylko go przełknąć. Nie sposób odrzucić tak zakorzenionego nawyku. Alkoholik nawet po 30. latach abstynencji jest alkoholikiem. A schabowego nie zastąpi pizza, pierogi, bigos. Kotlet to kotlet; nawet odgrzewany będzie gościł na moim stole.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Zadbaj o zgranie |
---|
Dobrze jest nie pozostawiać treningu przedmeczowego na głowie asystenta w trakcie okresu przygotowawczego. Przed sezonem drużyna powinna intensywnie pracować nad zgraniem, podczas gdy asystent często od tego odchodzi. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ