Informacje o blogu

Frankly, I don't give a damn

Seattle Sounders

Major League Soccer

USA, 2011/2012

Ten manifest użytkownika Bolson przeczytało już 3763 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.

Pokaż notki z kategorii:

MÓJ BLOG

Blockbuster night part 2 #313.12.2014 20:13, @Bolson

16
BLOCKBUSTER NIGHT PART 2
Historia jednego z najlepszych występów w historii Seattle Sounders
 
Myśleliśmy, że to jednorazowy wyskok. Wielu z nas nie liczyło na nic więcej po meczu z Los Angeles. W porządku, wygraliśmy 6-0, ale co z tego? Dokąd nas to doprowadzi? Przecież nie możemy co spotkanie rozjeżdżać przeciwników. Trzeba przyznać, brakowało nam wiary. Byliśmy zszokowani naszym debiutem tak samo, jak reszta ligi. Pamiętam, że Bill Gaudette podszedł do mnie na treningu dzień po meczu i zapytał – Brad, czy myślisz że będziemy tak grali do końca sezonu? Nie odpowiedziałem mu przez pięć minut. Naturalnym odruchem byłoby powiedzieć – przestań, na pewno zdarzą nam się wpadki. Ale zacząłem się zastanawiać – a jeśli nie?
Brad Davis

Cała historia wydaje się być kosmiczna. Walka nie tylko z przeciwnikami, ale też z ograniczeniami tkwiącymi w piłkarzach Seattle Sounders. Drew Moor dokonuje dzieła zniszczenia. Miasto, które nie idzie spać nagle całe zdaje się zamilknąć. To nie jest porażka Knicksów, Rangersów, Islandersów, Giantsów, Jetsów, Yankees czy nawet Metsów. Przegrało New York Red Bulls, czyli klub, z którym nie utożsamia się tak wielu kibiców jak z którymkolwiek z wcześniej wymienionych. A jednak ich dramat spowodował, że Nowy Jork na chwilę stanął. Przynajmniej takie było wrażenie dookoła Red Bull Arena. Dało się usłyszeć wyłącznie radość garstki z 21 tysięcy zebranych na stadionie ludzi.

Zwycięstwo Seattle Sounders to nie tylko zebranie trzech punktów. To deklaracja na niespotykaną skalę. W ciągu pięciu dni eksperci zajmujący się MLS musieli zmienić wszystkie swoje przewidywania, choć minęły dopiero dwie kolejki sezonu zasadniczego. NY Red Bulls i LA Galaxy z pretendentów do tytułu zostali zdegradowani do miana średniaków, mimo tego, że przewyższali innych kadrowo o głowę. Na horyzoncie zjawił się nowy król, który wziął wszystko brutalną siłą połączoną z nieprawdopodobną finezją. Seattle Sounders zamierzało uczynić MLS swoim prywatnym folwarkiem, a w Nowym Jorku doszło do pierwszego w historii futbolowego puczu.

Ten pojedynek miał ogromną ilość podtekstów. New York Red Bulls to członek założyciel MLS, Seattle Sounders to drużyna z rozszerzenia, która w lidze gra 3 sezon. Mimo że historia klubu ze wschodniego wybrzeża trwa zaledwie 15 lat, można mówić o walce tradycji z nowością. Walce o zachowanie statusu bądź zburzenie dotychczasowego porządku i to pomimo tego, że Red Bulls nie wygrali MLS Cup choćby razu. To oni byli drużyną do pobicia, a Sounders do tego miana dopiero aspirowali. Przyciągający wschód, bliskość Europy, sama renoma Nowego Jorku kontra przygnębiający zachód, deszcz i brak takiej samej rozpoznawalności jeżeli chodzi o Seattle. Chodzi też o pojedynek na sponsorów. Dwa wielkie koncerny, które pompują mnóstwo pieniędzy w swój klub. Austriacki Red Bull, którego planem jest utworzenie mocnego zespołu na każdym kontynencie kontra Microsoft, wspierający Seattle z lokalnych pobudek. Geografia nie ma tu jednak żadnego znaczenia – liczą się pieniądze.  Dla sponsora zwycięstwa to rozpoznawalność, porażki to infamia i niepamięć.

„To nie rywalizacja w sensie kibicowskim – pojedynek Red Bulls z Seattle nie ma kontekstu lokalnego.” mówił David Perkins, zajmujący się Seattle Sounders dla Seattle Times „Jeżeli można tak powiedzieć, to jest to wojna o całą piłkarską Amerykę. A to coś, czego najzwyczajniej w świecie przegrać nie wypada.”

Zakończyło się tak, jak w klasycznym scenariuszu. Determinacja i chęć zrobienia wielkiej zmiany ostatecznie przezwyciężyła kolosa na glinianych nogach. Pierwszy krok został postawiony. Losy obu drużyn po 19 marca 2011 nie były już takie same. Za chwilę przeczytacie relację z tych wydarzeń opowiedzianą przez ludzi, którzy byli jej uczestnikami – piłkarze, działacze, dziennikarze. Wszyscy zostali wymienieni w kontekście roli, jaką pełnili w dniu meczu.


Joe Roth (właściciel, Sounders): Oczekiwania… oczekiwania nie były zbyt wysokie. Nikt nie mówił piłkarzom, czego się po nich spodziewamy. Musimy pamiętać, że ten klub zimą stał się wielkim placem budowy, z którego przychodzili i odchodzili kolejni robotnicy. Żeby użyć analogii bardziej z mojej branży – co chwila musieliśmy wymieniać obsadę, żeby film okazał się hitem. Nawet po zwycięstwie w Los Angeles mówiliśmy sobie, że nie wiadomo, co to oznacza.

Heath Pearce (lewy obrońca, Sounders): W meczu z Los Angeles byliśmy jak dzieci, które spotkały się ze sobą w szkole po raz pierwszy i od razu złapały wspólny język. Jedynym problemem był fakt, że wszyscy po lekcjach szliśmy do swoich przyjaciół, których zastąpić jest bardzo ciężko. Musisz się przyzwyczaić do tego, że przez kilka kolejnych lat to właśnie kumple ze szkoły będą ważniejsi. Nie wszystko wychodzi od razu.

Kenny Cooper (napastnik, Red Bulls): Oczywiście wiedzieliśmy, co Seattle zrobiło u siebie. Ale to jest Nowy Jork, tutaj niezależnie od tego co prezentujesz w domu, do spotkań podchodzisz inaczej. Poza tym wierzyliśmy, że kadrowo przewyższamy każdy zespół w lidze. Mamy wielu doświadczonych zawodników, którzy z niejednego pieca jedli chleb. Byliśmy mocni i chcieliśmy to udowodnić.

Rafael Marquez (obrońca, Red Bulls): Przyszedł do nas Mike Petke (trener defensorów Red Bulls, przyp. red.) i przez dwie godziny puszczał nam filmy. Sztab zmontował nam kompilację wyczynów Fredy’ego Montero. Oglądamy jak mija przeciwników w Kolumbii, jak pokazuje klasę w sparingach, jak zdemolował Galaxy. Pytam Mike’a -  chłopie, czego od nas wymagasz? Jesteśmy profesjonalistami, wiemy co mamy robić. Graliśmy przeciwko temu kolesiowi już parę razy, niczym nas nie zaskoczy.

Wilman Conde (obrońca, Red Bulls): Rafael wyglądał na pewnego siebie. Fredy to nasza lokalna gwiazda, doskonale wiem, na co go stać. Ale przecież nie mogę być gorszy od naszego lidera. Włączyłem jego tok myślenia. Dodałem: Mike, to my mamy dyktować warunki gry, nie możemy reagować na to, co wyprawia Montero, musimy wybić mu piłkę z głowy.

Mike Petke (trener, Red Bulls): Nie podobało mi się podejście Rafaela i Wilmana. Myślę, że wtedy nie zdawali sobie sprawy z zagrożenia. Byli przekonani że znają Montero jak własną kieszeń, ale to nie było to Seattle co przed sezonem i to nie był ten sam Montero. Ich arogancja doprowadziła do zguby. Nie chcę teraz wychodzić na takiego, który przechwala się tekstami typu „a nie mówiłem?”, ale niestety tak właśnie było. Żałuję, że nie przyłożyli większej wagi do moich słów.

Fredy Montero (napastnik, Sounders): Po meczu z Galaxy trener Faulkner powiedział coś o kosmicznym promieniowaniu. Jakbym nie był z tej planety. Obawiałem się starcia z Marquezem i Conde. Wychowałem się w Cali, patrząc na występy Wilmana. Oglądałem Barcelonę z Rafaelem w składzie. Zderzyłem się z nimi już parę razy podczas moich występów, ale przyjście nowego trenera dodało mi wiary. Zmienił kilka rzeczy, powiedział mi że mogę grać inaczej. To ja miałem szukać okazji do strzału na bramkę, zakazał mi czekania na decyzję kolegów z zespołu. Nie spodziewałem się takiego efektu.

David Perkins (dziennikarz, Seattle Times): W meczu z Los Angeles Galaxy widzieliśmy Montero, który pasował swoją grą bardziej właśnie do galaktycznych gości. Pięć bramek, każda zupełnie inna. Zaprezentował wszechstronność, której do tej pory się od niego nie oczekiwało. Do tego komentarz pomeczowy Faulknera – po jednym meczu widział w Montero króla strzelców. Wiara dodała mu skrzydeł.

Doug McIntyre (dziennikarz, ESPN): Seattle zrobiło na nas wszystkich wrażenie, ale wciąż traktowaliśmy spotkanie z Los Angeles w kategoriach sensacji, ogromnej niespodzianki. Pierwszy mecz sezonu, niczego nie można zakładać. New York Red Bulls byli faworytami.

Gus Johnson (komentator sportowy, Fox Soccer): Musieliśmy mieć to spotkanie. Ludzie wysyłali do nas maile z prośbą o zmianę ramówki. Nie chcieli NBA! Szefostwo wyraziło zgodę i całe szczęście, chyba pobiliśmy wtedy rekord oglądalności. (Zabrakło 20 tysięcy widzów, przyp. red.)

Na konferencji przedmeczowej zjawili się obaj trenerzy – Hans Backe i Michael Faulkner. Cała oprawa przypominała ważenie bokserów wagi ciężkiej. Backe był o wiele bardziej doświadczonym szkoleniowcem, trzykrotnie wygrał mistrzostwo Danii, sześć razy występował w meczach o puchar Danii bądź Szwecji, pracował ze Svenem-Goranem Erikssonem. Dla Faulknera to pierwsza praca na tak wysokim szczeblu. Anglik jednak lepiej radził sobie z mediami. Konferencja została zdominowana przez jego komentarz: „Nowy Jork to nic więcej poza zgrają emerytów i piłkarzy-hipsterów, którzy co rano latają do naszego Starbucksa po kawę, przyjeżdżają do pracy w swoich wozach, wracają po treningu do domu i do nocy słuchają kiepskiej muzyki indie. Nie ma w nich żadnej wartości piłkarskiej, są tu tylko dlatego, że chcą grać za niską płacę. Przecież większość funduszy jest płacona ludziom, którzy w Stanach szukają dobrego centrum masażu i godziwego zarobku, a nie trofeów.” To rozwścieczyło ludzi związanych z klubem.

Thierry Henry (napastnik, Red Bulls): Na konferencję przychodzi koleś, który w Anglii nie osiągnął zupełnie niczego, tutaj trenował jakieś podrzędne klubiki i nagle zaczyna nazywać nas emerytami szukającymi dobrego masażu. Pomyślałem sobie – cholera, przecież nie dam się obrzucać błotem przez anonimowego człowieka.

McIntyre: Wypowiedź Faulknera ustawiła całą rywalizację przed meczem. Zmieniła wszystko.

Perkins: To, co powiedział na konferencji przedmeczowej Faulkner było chyba lepsze od całego spotkania.

Bill Gaudette (bramkarz, Sounders): Po głowie krążyła mi tylko jedna myśl -  nasz trener mówi o bramkarzu w moim wieku (Michaelu Gspurningu, przyp. red.) per piłkarski emeryt. Przecież niedawno jeszcze go trenował! Skoro on jest piłkarskim emerytem szukającym masażu, to co ma powiedzieć o sobie gość, który w MLS grał ostatnio 4 lata temu?

Michael Gspurning (bramkarz, Red Bulls): Nie wydaje mi się, żeby Faulkner miał mnie na myśli. Rozmawialiśmy ze sobą dość często od czasu jego przyjścia do klubu. Uważam, że cały czas mnie szanował i nie pozwoliłby mnie wymienić, gdyby nie problem z dopięciem miejsc dla obcokrajowców oraz salary cap.

Michael Faulkner (trener, Sounders): Nie chodziło mi o Gspurninga, broń Boże. Mówiłem o Marquezie, Henrym, Auvray’u, Tainio, Lindpere, Sollim – każdy z nich miał jeszcze przed sobą parę lat grania, ale woleli przylecieć tutaj i ściągać konkretną kasę. Czy 33-letniej legendzie Arsenalu ktoś z mocnego europejskiego klubu zapłaciłby ponad 6 milionów dolarów rocznie za granie w piłkę? Nie sądzę. A tu? Raj.

McIntyre: Mało jest miast z MLS, których Faulkner nie próbował prowokować. Był arogantem do granic. Triumf Colorado tłumaczył tym, że piłkarze byli pod wpływem marihuany. Próbował wyrzucić Toronto i Vancouver z powrotem do Kanady. Nie uznawał przez jakiś czas istnienia New England Revolution mówiąc, że Anglia jest tylko jedna. Jego naturą jest prowokacja. Uwielbia to.

Faulkner – Nowy Jork ma o sobie zbyt duże mniemanie, zresztą moje komentarze dotknęły zapewne tylko ludzi, którzy naprawdę interesują się soccerem. Ludzie na mecz przyszli z kubkami ze Starbucksa i wrzucili je na boisko. W trakcie rozgrzewki leciało Coldplay. Ponoć były plany, żeby zespół Red Bulls wyprowadzali ludzie z domu starców. Odpowiedzieli na zaczepki, ale mam wrażenie że była to bardziej zabawa niż wściekłość.

Brad Davis (pomocnik, Sounders): Trener Faulkner jest mistrzem w wyciąganiu na wierzch naszych mocnych stron i trafianiu w czuły punkt przeciwnika. Doskonale wie, jak sobie radzić z mediami. Zawsze chowa swoje prawdziwe zamiary.

 
Gus Johnson: Seattle musiało czymś zaatakować. Względami piłkarskimi przejmuje się niewiele osób. Walka medialna to jest to. Wypowiedzieli wojnę zastanemu układowi sił. Wiedzieli, że Red Bulls mają za sobą tradycję, dokonania, pieniądze, poziom sportowy i, w tym przypadku, kibiców. Uderzyli w piłkarzy, bo ich najłatwiej było wytrącić z rytmu. Jednocześnie Faulkner pokazał, że Seattle będzie mocne. Chciał, żebyśmy w to uwierzyli. 

Adam Johansson (obrońca, Sounders): Faulkner zdjął z nas presję, to na pewno. Przestaliśmy myśleć o Red Bulls jak o pancerniku, którego nie da się zatopić. Powoli docierało do nas, że jesteśmy w stanie ich pokonać.

Tony Tchani (pomocnik, Sounders): nie sądziłem, że dołączę do klubu, który będzie bał się otwarcie mówić o zwycięstwie. W szatni panowała atmosfera szoku. Normalnie po takim pogromie jak w naszym debiucie zaczyna się lekceważyć przeciwnika. Tymczasem tu było zupełnie inaczej. Ludzie dookoła mnie bali się, że tak wspaniały mecz już się nie powtórzy i że upadek z tak wysokiego konia będzie ich sporo kosztował. Dopiero dzień przed wyjściem na murawę pojawiały się pierwsze przejawy woli walki.

Quincy Amarikwa (napastnik, Sounders): Mówi się na takich jak ja „reclamation project”. Zostałem wzięty w drafcie uzupełniającym. Byłem zszokowany że mogę zagrać w pierwszym składzie przeciwko LA Galaxy. Na pewno brakowało mi pewności siebie, więc nic dziwnego że średnio wierzyłem też w umiejętności pozostałych członków zespołu.

Bobby Shuttleworth (bramkarz, Sounders): Miałem tylko nadzieję, że Billowi nic się nie stanie. Nie miałem zamiaru wchodzić na boisko choćby na chwilę.

Tchani: Wszystko, w co wierzyliśmy dzień przed meczem to to, że trwa on 90 minut. Staraliśmy się tłumić doniesienia mediów i zwykłych ludzi, wypisujących swoje zdania w mediach społecznościowych.

Amarikwa: Sztab szkoleniowy odciął nas od Twittera i Facebooka.

Tchani: W głowach mieliśmy wielki szum, ale pomógł nam ostatni trening przed meczem.

Shuttleworth: Wiedzieli, gdzie jesteśmy.

Erik Soler (dyrektor generalny, Red Bulls): Seattle Sounders wystosowało do nas oficjalne pismo o znalezienie lokalizacji, która znajdowałaby się z dala od kibiców. Prosili także o całkowite zamknięcie stadionu dla widowni.

Brian Schmetzer (asystent trenera, Sounders): Wysłali nas na Manhattan. Tuż nad rzekę. Maksimum 10 minut od Central Parku.

Soler: Nie było w rejonie Nowego Jorku boiska, które spełniałoby zastrzeżenia Sounders. To w końcu Nowy Jork.

Schmetzer: Mogli nas wysłać wszędzie. Do Queens, Murray Hill. Naprawdę, gdziekolwiek. Wybrali samo centrum miasta. To było naprawdę chamskie zagranie.

Pearce: Kiedy powiedzieli nam, gdzie się wybieramy, padło mnóstwo niecenzuralnych słów. Doskonale wiedzieli, że robią nas w konia. Chcieli się zrewanżować za komentarze trenera.  Ale on miał plan.

Faulkner: Założenie było proste – odwróciliśmy kota ogonem.  Zrobiliśmy najprostszy trening, gracze pokazali mnóstwo sztuczek technicznych, bramkarze rozgrzewali się osobno. Napastnicy i pomocnicy raz po raz atomowymi strzałami pakowali piłkę do siatki. Ludzie przychodzili i bili brawo, szybko robili selfie po czym  odchodzili. Red Bulls zagrali i przegrali. Mieliśmy ich po raz drugi.

Montero: To był chyba pierwszy taki trening w moim życiu. Surrealistyczne przeżycie. Bawiliśmy się piłką i robiliśmy to, czego chcieli ludzie z trybun. Żałuję, że nie mieliśmy kogoś od zbierania drobnych, myślę że starczyłoby na obiad dla całej drużyny. Po zajęciach wyszedłem kompletnie zrelaksowany.

Johansson: Nie musieliśmy nawet bronić, obrońcy nie ćwiczyli niczego. Po prostu braliśmy piłkę i przerzucaliśmy ją sobie nad głową mając napastnika na plecach. Tak trenowaliśmy wyprowadzanie futbolówki. Absurd połączony z kupą śmiechu.

Schmetzer: Sztab szkoleniowy był przerażony wizją otwartego treningu, myślę że Faulkner także. Ale czapki z głów przed naszymi piłkarzami, zachowali się fenomenalnie. Sami musieli zdjąć z siebie presję i na szczęście im się to udało.

Cooper: Trenowaliśmy na naszym obiekcie, dokładnie wtedy kiedy Sounders. Zjawiło się mnóstwo ludzi. Czuliśmy się jak na rozgrzewce przed meczem. To nie było nic dobrego.

Henry: Nagle wszyscy zaczęli po sobie patrzeć. Po murawie krążyło nieświadome pytanie: a co jeżeli jutro przed tymi kibicami nam nie pójdzie? Presja spadła na nas jak pierwszy śnieg – bez żadnego ostrzeżenia.

Marquez: Musieliśmy ukryć nasze zaniepokojenie, w końcu faworyci nie mogą dać po sobie poznać, że są zdenerwowani. Po treningu szkoleniowiec próbował naprawić swój błąd. Kazał nam wyjść na miasto, zrelaksować się.

Gspurning: Poszliśmy do jakiejś knajpy, ludzie robią sobie z nami zdjęcia, aż w końcu Rafa Marquez zapytał…

Marquez: Co myśmy tam kurwa robili? Nikt nie wiedział. Backe był z nami, więc nie mogliśmy tak po prostu wyjść. Mieliśmy zakwestionować jego metody? Na szczęście szybko się zorientował, że coś jest nie tak.

Cooper: Byliśmy tam może godzinę. Myślę że Faulkner wszedł Backemu do głowy. Spowodował, że musiał kombinować. Takie rzeczy na ostatnią chwilę nigdy nie są dobre. W Manchesterze nigdy nie dochodziło do czegoś takiego.

Teemu Tainio (pomocnik, Red Bulls): Czym prędzej wybraliśmy się do domów. Nie wydaje mi się, żeby to nas rozbiło. Jesteśmy profesjonalistami, musimy być przygotowani na takie rzeczy. Dostaliśmy całą noc żeby wrócić do siebie, jeżeli ktoś tego potrzebował.


Przed 17 w szatni Seattle Sounders drżało niemal wszystko. Piłkarze siedzieli w ciszy, patrząc i słuchając jak trener Michael Faulkner kłóci się z jego asystentem, Brianem Schmetzerem. Przedmiotem awantury była osoba Adama Cristmana, napastnika Sounders. Schmetzer widział go w wyjściowej jedenastce, podczas gdy Faulkner chciał zostawić go na ławce rezerwowych, wystawiając zamiast niego Quincy’ego Amarikwę. Wszystko trwało 15 minut, ale wielu czuło, że czas w tym pomieszczeniu zwolnił co najmniej trzykrotnie.

Schmetzer: Byłem zwolennikiem wstawienia Adama Cristmana do składu, to o wiele bardziej doświadczony napastnik, a tego potrzebowaliśmy w starciu z Red Bulls.

Adam Cristman (napastnik, Sounders): Faulkner krzyczał na Schmetzera – ten gość nie jest jeszcze gotowy. Patrzył na mnie i krzyczał to samo – nie jesteś jeszcze gotowy! Nie jesteś kurwa gotowy! Schmetzer w rewanżu darł się na Faulknera – jest do dyspozycji? Wziąłeś go do Nowego Jorku? Czyli jest gotowy! Może grać i powinien grać!

Schmetzer: Przed wylotem do Nowego Jorku rozmawiałem z naszymi lekarzami i z trenerami od przygotowania fizycznego. Większość potwierdziła moją opinię – Adam był gotowy do gry.

Cristman: Nie mam pojęcia, czy byłem wtedy gotowy. Naprawdę, psychicznie czułem się słabo, nie występowałem zbyt wiele od przyjścia do klubu. Dwa sparingi, łącznie 90 minut. Ale w każdej chwili byłem na zawołanie trenera. To była jego decyzja i nie mam pretensji.

Pearce: W pewnej chwili nie chodziło już o to, czy Adam zagra czy nie. To była walka gigantów o swoją pozycję. Schmetzer nie chciał dać za wygraną, żeby Faulkner szanował jego decyzje. Faulkner nie chciał podminować swojego autorytetu przy piłkarzach.

Gaudette: Faulkner wiedział, że jeżeli Schmetzer tym razem postawi na swoim, on straci nasz szacunek. Nie pracował tu zbyt długo, więc nie mógł sobie na to pozwolić.

Davis: Po tym, jak ostatecznie podali skład i wyszli, popatrzyliśmy po sobie. Zastanawialiśmy się, o co w tym wszystkim chodziło. Czy to była scenka, czy oni to sobie ustawili żeby pokazać kto jest trenerem, a kto asystentem?

Faulkner: Taka kłótnia to normalna rzecz. Cieszę się, że do niej doszło, Brian pokazał że nie jest potulnym asystentem, który zgadza się na wszystko. Adam nie był gotowy fizycznie na 90 minut gry, a ja potrzebowałem kogoś, kto nie zacznie umierać na boisku. Quincy Amarikwa dysponuje szybkością i wytrzymałością, dlatego znowu zagrał w pierwszym składzie.

Amarikwa: Wciąż nie wierzę, że Faulkner miał do mnie takie zaufanie. Ale wiedział więcej i to mu się opłaciło.

Alvaro Fernandez (pomocnik, Sounders): Nie sądzę, żeby ta awantura wpłynęła mocno na nasze przygotowanie do spotkania. Po prostu pomyśleliśmy, że nasi trenerzy mają wielkie cojones i lepiej z nimi nie zadzierać. Oni żyli meczem jeszcze zanim się zaczął. My również musieliśmy zacząć. Nie widać było po nich zdenerwowania, raczej wielką determinację. Obaj chcieli za wszelką cenę wygrać, mieli tylko dwa różne sposoby na osiągnięcie sukcesu.

Montero: Czy pomysł z wystawieniem Cristmana mógł wypalić? Jak najbardziej, myślę że Adam to również wspaniały zawodnik. Co prawda mecz pokazał, że Quincy spisał się znakomicie i Faulkner trafił w dziesiątkę, ale nie możemy powiedzieć, co zrobiłby Cristman. Niezależnie od kadry, dalibyśmy sobie radę. Im bliżej meczu, tym bardziej w to wierzyliśmy.

Johansson: Po całej kłótni Faulkner powiedział tylko: Quincy, zaczynasz. Do reszty: bawcie się dobrze i nakopcie im do dup. To ma być dla was święto.

Gaudette: Nagle Faulkner przyjął zupełnie inne nastawienie. Przestało mu chodzić o wojnę, o zrobienie z Red Bulls papki. Przeszedł na tryb zabawy. Wariat jakich mało.

W szatni New York Red Bulls nastroje były mieszane. Dzień poprzedzający mecz nie był zbyt udany dla piłkarzy z Nowego Jorku. Hans Backe nadal próbował ratować sytuację.

Jan Gunnar Solli (pomocnik, Red Bulls): Trener mówił, że to na nich ciąży presja. My mamy tylko wyjść i zaprezentować się z dobrej strony, a wynik po 90 minutach będzie nas zadowalał.

Henry: Porównał Seattle do zgrai nastolatków, która buntuje się przeciwko rodzicom, ale gdy wyjdzie na boisko, natychmiast dorośnie. A wtedy wejdą w fazę braku pomysłu na życie. My, stare wilki, mieliśmy to wykorzystać.

Marquez: Zrobił z tego meczu wyścig szczurów, w którym mieliśmy przewagę doświadczenia. Chciał zamienić to, co Faulkner uważał za wadę, w naszą największą zaletę. To było dobre posunięcie.

Petke: Hans zrobił wszystko, co w jego mocy żeby zmotywować piłkarzy. Wykonał wspaniałą robotę. Myślę, że w każdym innym spotkaniu jego przemowa poniosłaby chłopaków do przekonującego zwycięstwa. Problem w tym, że to nie był zwykły mecz. Ciężko powiedzieć, czy w ogóle jakieś słowa mogły odmienić to, co stało się na boisku. Koniec końców wszystko sprowadza się do tego, co jest w głowach piłkarzy. Wydaje mi się, że byli gotowi.

Gspurning: Znałem niemalże wszystkich z Seattle. Podpowiedziałem w trakcie odprawy, na co trzeba zwrócić uwagę. Próbowałem podkreślić słabe punkty w postaci braku asekuracji na skrzydłach, ale także wskazałem świetną grę kombinacyjną jako największe zagrożenie. Marquez i Conde w ogóle nie wydawali się zainteresowani. Lepiej zareagowali Solli, Lindpere, Henry i Tainio. Zaczęli się między sobą naradzać. Obok nich swoje poglądy wymieniali Dax McCarty i Kenny Cooper.

Tainio: Rady Michaela naprawdę nam pomogły. Backe też o tym wiedział, ale większość pracy zrobiliśmy we współpracy z Michaelem podczas odprawy i w trakcie rozgrzewki. Ustaliliśmy plan – przejęcie piłki i rzucenie jej na skrzydło. Im prędzej, tym lepiej. Musieliśmy wykorzystać moment, w którym nie zdążyli jeszcze ustawić się w obronie. Trzeba było przegrać akcję na bok boiska, inaczej czekał nas atak pozycyjny.

Solli: Szybkość była kluczem do zwycięstwa. Przynajmniej tak nam się wydawało.

Część III – Bum, Bum, Bum, Bum, Bum.
 
Pierwszy gwizdek na Red Bull Arena rozbrzmiał równo o 19.30. Połowa marca, 9 stopni Celsjusza, ale na trybuny przyszło niemal 21 tysięcy widzów. Zostali zachęceni przez media, dział PR NY Red Bulls i piłkarzy. Około 300 tysięcy widzów przyglądało się temu pojedynkowi w telewizji. Wszyscy byli gotowi na wspaniałe widowisko, ale nikt nie spodziewał się takiego rozwoju sytuacji.

Schmetzer: W 3 minucie meczu nie wiedziałem, czy mam się cieszyć, czy smucić ze względu na wcześniejszą kłótnię.

Cristman: Byłem chyba jedyną osobą obok Briana, która nie wstała z ławki. Natychmiast przeszła mi przez głowę myśl – to mogłem być ja.

Brad Evans (pomocnik, Sounders): Nie mogliśmy sobie wymarzyć lepszego otwarcia meczu. Byliśmy naprawdę wniebowzięci.

Solli: Pokonali nas naszą bronią, naszymi założeniami.

Connor Lade (obrońca, Red Bulls): Nie mogłem dogonić Amarikwy. Zaczął uciekać, a ja w głowie miałem tylko dwie myśli. Pierwsza – szybciej, kurwa, Connor, szybciej! Druga – kto dał sprinterowi korki i wpuścił go na boisko?

Eddie Johnson (napastnik, Sounders): Kiedy Fernando podał do Quincy’ego Amarikwy na co najmniej sześćdziesiąt metrów zaczęliśmy biec do Alvaro. To było najlepsze podanie w jego karierze. Quincy jeszcze nie wpakował piłki do bramki, a my już zaczęliśmy się cieszyć. Potem Alvaro ruszył w kierunku Quincy’ego, a my za nim. Opętała nas radość. Mijaliśmy bezradnych piłkarzy Red Bulls, w ogóle nie zwracaliśmy na nich uwagi.

Montero: Biegłem ile sił w nogach, na wypadek gdyby trzeba było dobić ten strzał. Słyszałem tylko Daxa McCarty’ego, który darł się do Marqueza. Nie wiem, co chciał mu przekazać, ale darł się wniebogłosy. Chyba krzyczał, żeby Rafael pobiegł w stronę Quincy’ego, dał mu do zrozumienia, że ma mnie pod kontrolą.

Dax McCarty (pomocnik, Red Bulls): Krzyczałem do Marqueza: Rafa, kurwa, goń go, goń go! Ścinaj do środka, natychmiast! Lade sobie nie radzi! Nie zatrzyma go! Szybciej! Totalnie mnie zignorował.

Marquez: Biegłem w kierunku bramki, miałem nadzieję że zdołam wybić piłkę przed linią bramkową. Nie dogoniłbym Amarikwy. Musiałbym stać na linii pola karnego, żeby go powstrzymać.

Nicolas Medina (pomocnik, Sounders): Widziałem, że Quincy rusza z naszej części koła środkowego. Stał pięć metrów za Connorem, ale po dziesięciu sekundach był już w polu karnym. To był demon. Usain Bolt nie powstydziłby się takiego sprintu.

Fernandez: Byli źle ustawieni. Wilman Conde stał w środku pola, a powinien być na pozycji Marqueza i odwrotnie. Wtedy gol by nie padł. Marquez nie ma takiej szybkości, Lade także. Co innego Conde. Wciąż mogło być 0-0.


New York Red Bulls 0-1 Seattle Sounders
(Amarikwa 2’)

Tainio: Byliśmy w szoku. Totalnie się pogubiliśmy. Nie udało się nam zamienić doświadczenia w atut. Tego najbardziej się obawialiśmy. A zaraz dostaliśmy drugiego sierpowego.

Joel Lindpere (pomocnik, Red Bulls): To była jedna z najgorszych minut w moim życiu.

Amarikwa: Nie mogli mnie powstrzymać, zaczęli grać agresywnie. Czułem się niesamowicie pewny siebie. Gol dodał mi skrzydeł, co zważywszy na przeciwnika jest wspaniałą ironią losu.

Johansson: Plan był taki, że po wyrzucie z autu Quincy miał zostawić Lindpere za sobą i ruszyć do skrzydła, żeby znaleźć Montero za pomocą dośrodkowania. Tymczasem Lindpere najzwyczajniej w świecie go odepchnął.

Lindpere: Nie myślałem. Wyłączyło mi się analizowanie sytuacji. Zadziałał instynkt.

Pearce: Nie ćwiczyliśmy rzutów wolnych. Podbiegam do piłki i kątem oka zauważam, że Fredy został zupełnie bez opieki na 16 metrze. Nikt do niego nie doszedł. Impuls poszedł do mózgu – kopię na krótki słupek. Wyszło idealnie.

Cooper: Kryłem Eddiego Johnsona. Wiedzieliśmy, że jest bestią w powietrzu i tylko ja mogłem się z nim równać. Eddie na mnie nabiega, a ja jestem gotowy na starcie. Ale piłka nie leci do nas, tylko spada metr wcześniej. Perfekcyjnie na głowę Montero. Nie wiem, kto go krył.

Lindpere: Za późno zauważyłem Montero. Nie zdołałem dobrze wyskoczyć. Na odprawie uczulano nas na Johnsona, tymczasem wyskakuje do mnie ten chłopak, uprzedził mnie, a piłka znalazła się w siatce. Natychmiast złapałem się za głowę. Chciałbym wymazać te kilka chwil ze swojego piłkarskiego CV.

Gspurning: To był dopiero początek koszmaru. Sześć minut i już 0-2.


New York Red Bulls 0-2 Seattle Sounders
(Amarikwa 2’, Montero 6’)

Henry: Wznawiamy mecz. Patrzę przed podaniem do Kenny’ego na Hansa. Nie miał w oczach przekonania. Tylko rozmawiał ze swoimi asystentami, ale nie widać było, że ma receptę na sukces. Musieliśmy wziąć sprawy w swoje ręce.

Marquez: To był pierwszy i ostatni raz, kiedy w tym meczu coś nam wyszło.

Fernandez: Gol z niczego. Mieliśmy pełną kontrolę nad spotkaniem, a po chwili Bill wyciąga piłkę z siatki.

Gspurning: Zadziałało to, o czym mówiłem. Mieliśmy ich na widelcu.

Cooper: Marquez zabrał piłkę Fernandezowi. Stałem tyłem do bramki Sounders więc widziałem, jak sześciu graczy Seattle biegło w kierunku naszego pola karnego. Byli przekonani, że Fernandezowi uda się ograć Rafę i wrzucić piłkę w pole karne. Nasz kapitan się nie dał i ruszyliśmy z kontrą. Próbował dobiec do mnie Hurtado, ale nie zdążył. Odegrałem piłkę do Thierry’ego, który poszedł sam na sam. Miał hektary miejsca.

Tainio: Nagle stworzyła się dla nas okazja. Zabrakło asekuracji na skrzydłach. Stoper Seattle musiał zbiegać do Thierry’ego. Henry genialnie zszedł do skrzydła, żeby nikogo nie było w środku. Prawy obrońca ruszył w tamto miejsce. Otworzyła się przestrzeń na lewym skrzydle.

Henry: Ruszyłem w kierunku prawego narożnika boiska, cały czas obserwując obszar pola karnego. Zbiegali dokładnie tak, jak założyłem.

Johansson: Nie spodziewałem się, że Hurtado tak szybko wróci w okolice naszej bramki. Gdybym mu zaufał, nie doszłoby do utraty gola.

Jhon Kennedy Hurtado (obrońca, Sounders): Miałem do wyboru – wesprzeć Moora, albo gonić na naszą bramkę i spróbować przeciąć dośrodkowanie. Zdecydowałem się na drugą opcję. Adam był trochę zaskoczony moją obecnością w naszym polu karnym.

Johansson: Henry dośrodkował idealnie, na długi słupek, na szósty metr. Tam, gdzie miałem być, a gdzie był Lindpere. Miał najprostszą sytuację i oczywiście ją wykorzystał. Zabrakło w tej akcji Heatha Pearce’a.

Pearce: W momencie straty obiegałem Fernandeza. Gdy Marquez zagrał piłkę, byłem w okolicy pola karnego Red Bulls. Nigdy przedtem tak szybko nie biegłem w naszą szesnastkę. Nie zdążyłem. Pogubiliśmy się trochę.

Lindpere: Spadł mi z serca ogromny kamień. Wciąż mogliśmy powalczyć o wyrównanie, a nawet o zwycięstwo. Do końca meczu jeszcze mnóstwo czasu.




 


 
New York Red Bulls 1-2 Seattle Sounders
(Lindpere 9’ – Amarikwa 2’, Montero 6’)

Przez kilkanaście minut na boisku nie działo się nic ciekawego. Obie drużyny potrzebowały odpoczynku. Zarówno jedni, jak i drudzy wydawali się być zaskoczeni obrotem sytuacji. Wyprowadzili ciosy, ale nie wiedzieli, co dalej. Hans Backe zachowywał spokój i co chwila konsultował się ze swoimi asystentami. Michael Faulkner biegał po swojej strefie technicznej, krzycząc i gestykulując. Próbował zmusić swoich piłkarzy do kolejnych ataków. Sporo zamieszania w szeregach Red Bulls tworzył Fredy Montero. Mike Petke większą część meczu siedział z głową w rękach. W 28. minucie najchętniej schowałby się do szatni.

Petke: To był horror. Koszmar. Nic więcej nie przychodzi do głowy. Mówiąc najprościej: położyli sprawę na całej linii.

Marquez: Powinniśmy byli słuchać.

Conde: Obracał nas jak laskę w klubie ze striptizem. I to za darmo.

Marquez: Sprawił, że czuliśmy się jak śmieci. W dwie minuty zabrał nam całe poczucie swojej wartości.

Conde: Nagle przestaliśmy być piłkarzami, a staliśmy się marionetkami w ich rękach, przestawiali nas tam, gdzie było im wygodnie.

Medina: To była najprostsza rzecz na świecie. Nie graliśmy przeciwko profesjonalnym obrońcom. To nie byli zawodowcy. Obrona z college’u. Gdyby to byli juniorzy oceniani przed draftem, żaden klub MLS by ich nie wybrał.

Tchani: Rozerwałem ich linię pomocy jednym podaniem. Potem Fredy zrobił swój taniec z gwiazdami i cóż… co tu dużo mówić, na niego odpowiedzi po prostu nie ma.

Montero: Zadanie było proste, ćwiczone na każdym treningu po kilkanaście razy. Przyjęcie, obrót, odjazd na trzech krokach, strzał. Tyle. Zero filozofii, po pewnym czasie robi się to odruchowo. Włącza się w moje działania automatyzm, który pozwala mi szybciej wykonywać dane ruchy. Nie muszę już myśleć o tym, co mam zrobić za trzy sekundy. Po prostu to robię. Nawet jeżeli nie wychodzi, to niczego nie zmieniam. Doskonale wiem, że prędzej czy później się uda i będę miał okazję do radości. Czuję się robotem bardziej niż kosmitą.

Petke: Ten chłopak to naturalny talent do zdobywania bramek. A wiadomo, że gdy talent ciężko pracuje, jest nie do powstrzymania. Ostrzeżenia na nic się nie zdają.


New York Red Bulls 1-3 Seattle Sounders
(Lindpere 9’ – Amarikwa 2’, Montero 6’ i 28’)

Henry: Chwilę potem myślałem, że doszło do błędu w matrixie. Nie zdążyliśmy się zorganizować, wraz z Kennym praktycznie nie ruszyliśmy się z połowy boiska, a już musieliśmy wznawiać grę po raz kolejny.

Cooper: Rozejrzałem się po trybunach. Wszyscy przecierali oczy ze zdumienia. Ogromne oczy i rozdziawione usta. Pobiliśmy rekord Guinnessa w największej liczbie ludzi wpadających w spontaniczny szok.

Petke: Nikt nie wiedział, co się dzieje. Hans przestał się martwić angielskim. Krzyczał tylko: INTE, INTE, INTE (nie, nie, nie – przyp. red.). Tylko tyle. Niczego więcej nie mówił. Był zdruzgotany, a na ławce było kompletnie cicho.

Solli: Nagle nie mieliśmy kibiców. Słychać było wyłącznie radość graczy Seattle i krzyki naszego trenera.

Tainio: Nie chcieliśmy wracać do szatni. A przed nami była jeszcze godzina tego koszmaru.

Markus Holgersson (obrońca, Red Bulls): Thierry podał mi piłkę i pozbył się odpowiedzialności. Nie miałem czasu, żeby się odwrócić i rozegrać piłkę do przodu. Nie chciałem wybijać piłki na aut. Myślałem, że uda mi się wygrać pojedynek z Fernandezem i wznowić akcję. Podanie nie doszłoby do Teemu, który był moją jedyną opcją odegrania piłki.  Byłem na otwartym terenie, ale nie mogłem oddychać. Fernandez zabiera mi piłkę, która trafia pod nogi Johnsona. Ruszam za nim, ale wiem, że go nie dogonię. Marquez nie przejął piłki.

McCarty: Stanąłem w kole środkowym i patrzyłem, jak nasza obrona rozpada się szybciej niż zamek z piasku po uderzeniu fali. Nie mogłem już wpłynąć na losy tej akcji, ale biegłem w nasze pole karne. Widziałem, jak Marquez nie zdążył z interwencją. Do Johnsona biegnie Conde, ale on zdecydował się iść na zablokowanie strzału, nie zaś podania. Gspurning poradziłby sobie z tym uderzeniem. Jestem na szesnastym metrze, obok mnie Marquez, Tainio, Holgersson, Lade. Żaden nie znajdował się nawet blisko Montero. Mógł sobie wysłać smsa albo zrobić z nami selfie i dopiero wtedy posłać piłkę do siatki – tyle miał czasu i miejsca. To była totalna katastrofa.

Cooper: Jak tylko zobaczyłem, że Marcus traci piłkę i rusza w pole karne, udałem się w okolice koła środkowego. Byłem gotowy na kolejne wznowienie.
Montero: Eddie i Alvaro zrobili w tej akcji wszystko za mnie. W przerwie zastanawiałem się, któremu z nich dać moją meczową piłkę. Ja tylko dostawiłem nogę. Byliśmy wniebowzięci.

Gaudette: Wszyscy biegli do narożnika, cieszyć się z czwartej bramki. Ja stałem przed swoją szesnastką i patrzyłem, jak gracze New York idą w kierunku linii środkowej ze zwieszonymi głowami. Żaden choćby na chwilę nie popatrzył się na kolegów. W milczeniu szli na kolejny odcinek ich drogi krzyżowej.

Gspurning: jeszcze nigdy w życiu nie czekałem tak bardzo na gwizdek oznaczający przerwę.


 


 
New York Red Bulls 1-4 Seattle Sounders
(Lindpere 6 – Amarikwa 2’, Montero 6’, 28’ i 30’)

Tainio: W szatni nikt nie odezwał się słowem.

Holgersson: Trener tylko na nas patrzył. Jego wzrok na każdym z nas ciążył jak lufa pistoletu przystawiona do głowy. Większość z nas najchętniej pociągnęłaby w tym momencie za spust.

Stephen Keel (obrońca, Red Bulls): Nie chciałem wchodzić na to boisko. Mike Petke przyszedł do mnie z kartką i kazał się rozgrzewać. Popatrzyłem na niego, a mój wzrok był bardzo wymowny – chłopie, nie rób mi tego. Jego oczy były zrezygnowane, decyzja nie należała do niego. Odwróciłem się w stronę trenera. On tego nie zrobił. Odleciał myślami. Był już gdzie indziej. Został pokonany.

Tchani: W przerwie Schmetzer zamówił parę szampanów.  Do przenośnych głośników ktoś podłączył swojego iPoda i puścił Franka Sinatrę. Nagle wszyscy znali słowa. If I can make it here, I’ll make it anywhere.

Hurtado: To moja sprawka. Doskonale wiedziałem, że to jeszcze bardziej rozluźni chłopaków. Nic nie mogło nam wtedy zagrozić. Mieliśmy świadomość naszej siły i przewagi, jaką dysponujemy nad rywalami.

Pearce: Przez pierwsze 5-6 minut w szatni w ogóle nie było Faulknera. Nikt nie wie, gdzie poszedł. Pierwszy zszedł do tunelu. Gdy wszedł, był niezwykle poważny.

Montero: Natychmiast było wiadomo, że coś się święci. Krzyknął – co to ma kurwa być?! Wygraliście już ten mecz?! Macie się za zwycięzców?! Przed wami jeszcze 45 minut! Wasze rozluźnienie będzie działać na nich mobilizująco! Wasze lenistwo tylko ich zmotywuje! Będziecie się bawić po meczu!

Medina: Próbowałem go uspokoić. Powiedziałem, że mamy przewagę trzech goli, jesteśmy zawodowcami. Nie satysfakcjonuje nas ten wynik, jesteśmy głodni bramek. Nie było powodów do stresu.

Pearce: Myślałem, że Faulkner go zamorduje.

Gaudette: Był na granicy wybuchu.

Amarikwa: Chciałem stamtąd uciekać.

Eddie Johnson: Wtedy zdarzyło się coś, czego nikt w szatni się nie spodziewał. Faulkner odpuścił. Przyznał rację Medinie.

Schmetzer: Powiedział – w porządku, ale jeżeli powinie wam się noga, wracacie do Seattle zwykłą rejsówką za własne pieniądze.

Część IV – Bum, Bum, Bum

O 20.30 nastroje były zgoła odmienne niż przed godziną. Większość kibiców została na swoich miejscach żeby zobaczyć, co jeszcze ma w zanadrzu Seattle Sounders. Pierwsi na murawę wyszli gracze gości. Jeżeli przed przerwą piłkarze Red Bulls nie chcieli schodzić do tunelu, to piętnaście minut później nie chcieli go opuszczać. Egzekucja trwała jeszcze 45 minut i była niezwykle bolesna.

Perkins: Seattle po przerwie bawiło się piłką i bawiło się przeciwnikami. Dawali im chwilę oddechu, po czym przejmowali inicjatywę i siali terror w szeregach obronnych. Nie musieli nawet oddawać strzału. New York Red Bulls byli przerażeni. Nie chcieli tracić kolejnej bramki. Na nieszczęście gospodarzy, decyzja o trafianiu piłki do bramki strzeżonej przez Gspurninga tylko w 50% należała do nich.

McIntyre: Kiedy Red Bulls byli w posiadaniu futbolówki, nie widać było żadnego pomysłu, żadnej siły, która miałaby pchać ich akcje do przodu. Grali niczym bezideowa Barcelona, za wszelką cenę pragnęli utrzymania się przy piłce, gdyż zmiana właściciela oznaczała kolejne kłopoty.

Plan New York Red Bulls zdawał egzamin tylko przez 10 minut drugiej połowy.

Gspurning: Nie zanosiło się na wielkie zagrożenie. Bill Gaudette posłał długą piłkę w kierunku Montero. Ten co prawda miał mnóstwo miejsca, ale Connor Lade dobrze przechwycił podanie do Amarikwy.

Lade: Piłka spada pod nogi Joela Lindpere. Joel wchodzi w drybling tuż przy linii bocznej. Adam Johansson wykonuje wślizg i nasza akcja się kończy. Natychmiast pomyślałem – no to mamy kłopoty.

Holgersson: Nigdzie w środku pola nie było widać McCarty’ego. Zaczęliśmy się wraz z Rafą Marquezem rozglądać. Wreszcie go dostrzegliśmy. Liczył na to, że Lindpere wygra pojedynek 1 na 1 i szedł na przewagę w kierunku pola karnego.

McCarty: Nie miałem podstaw by myśleć, że Joelowi się nie uda. To fantastyczny drybler. Wychodzilibyśmy 4 na 2. To mogła być szansa na uratowanie twarzy. Odwracam się w kierunku Joela, a on leży na ziemi. Bez piłki. Nagle z 4 na 2 tworzy się 5 na 4 dla Sounders. I wtedy błąd popełnił Wilman Conde.

Tainio: Wilman powinien pozwolić Medinie rozegrać tę akcję. Musiał zostać przy Montero. Dax już wracał żeby naprawić swoją pomyłkę. Był rozpędzony i najwyżej sfaulowałby Argentyńczyka. Nic więcej. Zamiast kolejnej bramki dostalibyśmy tylko żółtą kartkę.

Gus Johnson: Statua Wolności z zażenowania zgasiła swoją pochodnię.

Petke: Jak do cholery możesz zostawić gościa, który ma już hattricka? JAK?! Connor Lade nie powstrzymał Montero, gdy ten dostał prostopadłe podanie od Mediny.

Medina: Widzisz lukę – podajesz w nią piłkę. Proste.

Montero: Dostałem podanie, odparłem atak Lade’a i ruszyłem na bramkę. Mocny strzał po krótkim słupku. Rutyna, bramkarz bez szans. Nawet tego nie świętowaliśmy. Daliśmy sobie spokój.

McCarty: Słyszałem tylko Backego. Krzyczał coś do Keela i pokazywał na mnie. Byłem w tym meczu skończony. Odetchnąłem z ulgą. Dla mnie koszmar już się skończył, oni mieli jeszcze pół godziny.

Petke: Dax w momencie opuszczania boiska był chyba najbardziej zadowolonym nowojorczykiem z nas wszystkich.  

McCarty: Nie cieszyłem się podczas schodzenia z murawy ani po meczu. Nie było z czego. Po prostu dziękowałem Bogu, że dla mnie to był już koniec.




 
New York Red Bulls 1-5 Seattle Sounders
(Lindpere 9’ – Amarikwa 2’, Montero 6’, 28’, 30’, 56’)

 
Następne kilkanaście minut minęło bez emocji. Huraganowe ataki graczy Seattle ustały. Doszło do kilku zmian. Juan Agudelo zastąpił Kenny’ego Coopera, Jeremiah King wszedł za Connora Lade’a, natomiast Patrick Ianni i Brad Davis zmienili odpowiednio Adama Johanssona i Alvaro Fernandeza.

Fernandez: Żałowałem, że nie mogłem brać udziału w tej demolce do ostatniej minuty, ale w perspektywie wyjazdu na zgrupowanie reprezentacji decyzja trenera nie mogła być inna.

Patrick Ianni (obrońca, Sounders): zanim wszedłem na boisko spytałem Briana Schmetzera, czego ode mnie oczekuje. Powiedział tylko – idź sobie pobiegaj, zbytnio się nie napracujesz.

Koszmar NY Red Bulls nie mógł się jeszcze skończyć. Potrzebowali gwoździa do trumny. A Seattle miało pod ręką kilka młotków…

Solli: Marcus nie nadążał za nadciągającym raz po raz Heathem Pearcem. Nie dawał sobie rady. Poprosił mnie o asekurację. Latam po prawym skrzydle jak oszalały. A Pearce dalej swoje. Słali w jego kierunku wszystkie piłki. Co chwila Tchani do Johnsona, Johnson do Pearce’a. Holgersson podbiega do Johnsona, chcąc przerwać akcję, ale nie jest w stanie. Piłka znowu leci do skrzydła, a ja po raz kolejny ruszam do obrony. To była syzyfowa praca. Wiedziałem, że do 90 minuty będą wracali i będą nas torturowali.

Holgersson: Chciałem usłyszeć końcowy gwizdek bardziej niż sakramentalne tak.

Eddie Johnson: Wytyczne przekazał nam Drew Moor. Po zejściu Johanssona został przesunięty na prawą obronę. Wicekapitan kazał nam grać tylko i wyłącznie przez Heatha, pod warunkiem że on ma siły. Jeżeli nie, to pchamy środkiem. Nicolas puścił akcję na prawo, żebym miał czas spytać się Heatha czy da sobie radę. Tylko na mnie prychnął i pobiegł w kierunku pola karnego, na wypadek konieczności zamknięcia akcji.

Solli: Miałem świadomość tego, że w polu karnym czyha ten cholerny Montero. Za nim Amarikwa. Przed szesnastką Medina. Gdyby dośrodkowanie mnie minęło, stracilibyśmy kolejną bramkę. Cóż… można powiedzieć, że niepotrzebnie się starałem. Piłka wyszła na rzut rożny.

Davis: Dośrodkowania mamy perfekcyjnie opracowane. Wystarczy tylko dobrze dograć piłkę.

Juan Agudelo (napastnik, Red Bulls): Miałem jednocześnie kryć krótki słupek i Montero. Holgersson był w innej rzeczywistości. Piłka leci idealnie na głowę Montero, a Marcus dopiero się zastanawia, gdzie powinien się znajdować.

Gus Johnson: To była suma wszystkich nieszczęść. Nie miałem ochoty krzyczeć po kolejnym golu Seattle. Powiedziałem to bez żadnych emocji. Nawet komentatorzy mogą być znudzeni i sfrustrowani.


New York Red Bulls 1-6 Seattle Sounders
(Lindpere 9’ – Amarikwa 2’, Montero 6’, 28’, 30’, 56’, 84’)

Agudelo: Mieliśmy już wznowić grę, kiedy w kole środkowym pojawił się Montero. Przeszedł koło mnie i poklepał po plecach. Chciał mi w ten sposób dać do zrozumienia, że nic nie mogłem zrobić. Miał przepraszający uśmiech. Strasznie mnie to zdenerwowało, choć wiem że próbował być miły. Kilka minut później musiałem wyładować swoją frustrację i brutalnie zaatakowałem Patricka Ianniego. Nie miałem pojęcia, że to będzie epilog naszego dramatu.

Gaudette: Nikt się tego nie spodziewał. To było najlepsze zakończenie tego kosmicznego meczu.

Gspurning: Świat w tym momencie stanął na głowie.

Gaudette: Szybko wykonałem rzut wolny, krótkie podanie do Drew Moora. Do końca zostało kilka minut, wszyscy myśleli już o ostatnim gwizdku.

Drew Moor (obrońca, Sounders): Gra się do końca. Zobaczyłem, że obrona NY jest absurdalnie ustawiona, więc zagrałem długą piłkę do Quincy’ego Amarikwy. Wilman Conde był na lewym boku, w środku znalazł się nagle Holgersson i młody King – uznałem że warto powalczyć o jeszcze jednego gola.

Amarikwa: Ściąłem z piłką do środka, ale dośrodkowanie do Montero przeciął King. Myślałem że wybita piłka trafi pod nogi któregoś z naszych pomocników i zaczniemy budować atak pozycyjny. Tony Tchani miał inny pomysł. Podał do Moora, który znalazł się na prawym skrzydle.

Moor: Gspurning był trochę wysunięty i spróbowałem go przelobować. W końcu co miałem do stracenia? Pięciobramkową przewagę? Przyznam, że grywam w golfa, więc wiem jak zagrać piłkę, żeby leciała jak sobie tego życzę. Czy spróbowałbym tego podczas wyrównanego spotkania? Nie sądzę, ale tutaj mogłem sobie pozwolić na odrobinę zabawy.

Tainio: Patrzyłem tylko, jak piłka leci, leci i leci, a potem wpada idealnie między poprzeczką a wyciągniętymi rękami Gspurninga.

Henry: To było już dla nas za dużo. Drew Moor upokorzył nas kompletnie.

Pearce: Wszyscy nagle wyskoczyli z ławki rezerwowych i pobiegli w kierunku Moora jakbyśmy wygrali mistrzostwo świata. Niesamowite uczucie. Szok połączony z ogromną radością. Idealna mieszanka.

Davis: Chcieliśmy grać kolejne pół godziny. Mieliśmy mnóstwo energii i chęci. Marzyła się nam dwucyfrowa zdobycz.


New York Red Bulls 1-7 Seattle Sounders
(Lindpere 9’ – Amarikwa 2’, Montero 6’, 28’, 30’, 56’, 84’, Moor 87’)


 

Marquez: Wszystko było stracone.

Lindpere: Ostatni gwizdek stał się dla nas zbawieniem.

Solli: Przez czterdzieści minut nie wychodziłem spod natrysków. Chciałem zmyć z siebie to upokorzenie.

Henry: To nie rozmiary porażki bolały najbardziej. Nie. Dotknęło nas to, że Faulkner na przedmeczowej konferencji miał rację. A przynajmniej spowodował, że uwierzyliśmy w jego słowa. Nikt nie wybierał się na rozmowę z mediami. Prawdopodobnie doszłoby do rękoczynów.

Tainio: Nie spodziewałem się, że ten mecz może się tak potoczyć. Nie sądzę, że ktokolwiek się wtedy tego spodziewał. Nie mówię tylko o moich kolegach. Nie wskażecie osoby, która z pełnym przekonaniem mówiła przed meczem o takim wyniku i takim scenariuszu. Nazwalibyśmy go szaleńcem i odesłali do jakiegoś zakładu zamkniętego. To był jeden z najbardziej nienaturalnych meczów w moim życiu.

Lindpere: Paradoksalnie zasługiwaliśmy i nie zasługiwaliśmy na taki los. Byliśmy słabi, ale nie aż tak, żeby przegrywać 1-7. To spotkanie z rodzaju 1 na milion.

Solli: Przed nami były jeszcze 33 spotkania, ale tuż po meczu panowały nastroje grobowe. Pierwsze słowa, które nie sprowadzały się do treści „nie wierzę” albo „byliśmy dramatyczni” powiedział Kenny Cooper.

Cooper: Rzuciłem wtedy: całe szczęście że z MLS nie można spaść. Nie chciałem się zadręczać. Zagraliśmy koszmarnie, ale przed nami było jeszcze mnóstwo pracy, w tym rewanż z Sounders na ich terenie. Wciąż mogliśmy wygrać tę ligę, a wtedy o laniu z 19 marca pamiętaliby tylko w Seattle.

Na konferencji prasowej pojawili się wyłącznie przedstawiciele Seattle Sounders – Michael Faulkner i Fredy Montero. Trener gości nie odpowiadał na żadne prowokacyjne pytania, skupiając się na chwaleniu swoich graczy. Mecz podsumował krótko: przez miesiące ludzie będą próbowali tłumaczyć, co się tutaj wydarzyło. Gdy oni nadal nie znajdą odpowiedzi, liga pójdzie do przodu, wzniesiemy do góry puchar MLS, a to zwycięstwo stanie się wyłącznie pierwszym krokiem do końcowego sukcesu.

Perkins: Dwa mecze z potentatami, dwa zwycięstwa, bilans bramek 13-1. Seattle Sounders byli królami MLS i nikt nie aspirował chociażby do roli księcia. Wszyscy stali się pionkami w ich grze, choć za nami były dopiero 2 kolejki. Faulkner na konferencji zachował się z klasą, wiedział że piłkarzy i trenerów Red Bulls upokorzyli podczas meczu i nie trzeba dosypywać soli do ich ran.

McIntyre: Nagle media oszalały. Kazali nam jechać do Seattle, zbadać wszystko od postaw, napisać ogromny artykuł z przepisem na sukces.

Gus Johnson: Zrobiliśmy mnóstwo materiałów, nakręciliśmy hype na Sounders. Ludzie poznali nową największą siłę w MLS. Wiadomo jak to jest, gdy na kogoś w Ameryce zapanuje mania. Wystarczyło niewiele ponad 90 minut.

Amarikwa: Musiałem udzielać wywiadów, chociaż trzy tygodnie wcześniej byłem poza ligą. Baśniowy scenariusz.

Perkins: Królem Seattle i panem na włościach stał się Fredy Montero. Osiągnął poziom sławy dotychczas zdobyty przez Gary’ego Paytona czy Shawna Kempa. Został Kevinem Durantem soccera, z jedną wielką różnicą. Nigdzie się nie wybierał.

Montero: Wróciliśmy do Seattle następnego dnia, a na lotnisku czekali ludzie. Co prawda nie były to tłumy, ale i tak musieliśmy poświęcić sporo czasu na rozdawanie autografów i robienie zdjęć. Potraktowaliśmy wygraną w Nowym Jorku jako nasze coming-out party. Teraz każdy musiał liczyć się z Seattle Sounders.

Faulkner: Osiągnęliśmy tym zwycięstwem wszystko, co chcieliśmy, a na deser otrzymaliśmy mnóstwo bonusów. Sytuacja wymknęła się trochę spod kontroli, ale nie zamieniłbym jej na nic innego. Staliśmy się gwiazdami rocka. Otworzyliśmy wszystkie drzwi i okna w MLS, a przeciąg wywiał stary układ sił. Nadszedł czas szmaragdowej rewolucji.

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ
FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.