Vanarama National League North/South
Ten manifest użytkownika Bolson przeczytało już 1244 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
[W ostatnich Borsukach można było przeczytać]
Odprawiliśmy na spokojnie wszystkich naszych rywali w FA Cup i kasa miała się lać strumieniami, żeby już w zimie zapewnić sobie płynność finansową do końca sezonu! Choć dopiero awans do trzeciej rundy przyniósłby nam bardzo solidny zastrzyk gotówki, także mecze poprzedzające potencjalne starcie z jakimś gigantem z Premiership reperowały nasz skromny budżet. Zanim jednak rmieliśmy rozpocząć granie w FA Cup na poważnie, czekało nas kilka ważnych spotkań w Conference North. Oczywiście jak co miesiąc chciał ze mną pogadać jaśnie pan prezes, któremu z meczu na mecz rozszerzał się uśmiech, prawie jakby wydawał naszą forsę na miliard zastrzyków z botoksu. Strach pomyśleć, co będzie jak nasz prezesiński wraz z nami awansuje do Premiership. Kiedyś.
- Hammond, czy Ty planujesz jakieś wzmocnienia?
- Zastanawiam się na razie.
- Ale pamiętasz, że nie możesz wydać nie wiadomo ile na płace, prawda?
- Nie pozwala mi pan zapomnieć, panie prezesie.
- Wiem, ale zawsze lepiej się upewnić. Cieszę się, że jesteśmy tak daleko w FA Cup, nikt się tego nie spodziewał. Teraz już nie startujemy z pozycji faworytów, ale mam nadzieję, że chociaż spróbujemy utrzeć nosa Mansfield.
- Jesteśmy od nich silniejsi. Proszę się nie obawiać.
- Dobrze wiesz, że przed Mansfield mamy superważny mecz z Droylsden. Są wysoko w tabeli i po prostu musimy ich ograć. Zresztą tak jak wszystkich z czołówki.
- Ale przecież panu mówię, że jesteśmy silniejsi nawet od Mansfield. Więc skoro możemy pokonać klub z wyższej ligi, to nie powinniśmy mieć najmniejszych problemów z leszczami z Conference.
- Podoba mi się Twoje podejście. Ale uważaj, cały czas uważaj - nie wiesz, z kim możesz polec.
- I to w tym wszystkim jest fantastyczne. Jeszcze coś?
- Nie, nie mam dla Ciebie aż tyle czasu, jestem prezesem, a nie pieprzoną opiekunką dla dzieci - powiedział prezes, eksponując swój szeeeeeeeeeeeroki uśmiech.
***
Listopad rozpoczynaliśmy od kolejnego spotkania z cyklu „Obij średniaka ze swojej ligi niezbyt się męcząc”, tym razem przeciwko Solihull Moors. Na trybunach pewnie niecałe 200 osób, na więcej chyba nie można liczyć na tym poziomie rozgrywek. Sędzią Ian Smedley, którego widziałem pierwszy raz na oczy, choć w lidze chodzą słuchy, że jest niesamowicie szczegółowy i dyktuje średnio piętnaście rzutów karnych na mecz. Z mottem „Pożyjemy, zobaczymy” zasiadłem na ławce i obserwowałem przebieg spotkania.
Okazało się, że nawet komisja Macierewicza jest mniej szczegółowa niż Smedley, bo już w trzeciej minucie Fergus Bell został ukarany za złe zawiązanie sznurówek. A może to było przypadkowe skopanie piszczeli Midwortha… Dobra, nie wszystko muszę pamiętać! Po dwudziestu minutach sędzia, który na pewno z zawodu jest detektywem, a w szkole jedyną jego lekturą był Sherlock Holmes i na pewno musiał go czytać sześć razy na semestr, podyktował rzut karny przeciwko nam, a jedenastkę na bramkę zamienił Richie Walker. W przerwie musiałem trochę potrząsnąć swoimi Borsukami, które w sumie nie wyszły jeszcze ze swoich norek. I podziałało, tuż po przerwie Aaron Mitchell po dośrodkowaniu Morrisa wyrównał stan meczu. Gdy do końca spotkania zostało dwadzieścia minut, Smedley znowu dał popis swoich nieograniczonych możliwości, po raz kolejny dyktując karnego. Tym razem jednak okazało się, że najprawdopodobniej należy do PiSu, bo nie tylko prawo się u niego liczyło, w ramach sprawiedliwości nam przypadła nagroda w postaci jedenastki. Pewny niczym przegrana United z Newcastle Lee Morris bez problemu wyprowadził nas na prowadzenie. Nie czuliśmy się jednak w pełni usatysfakcjonowani, ale na szczęście Phil Midworth na dziewięć minut przed końcem meczu tak znakomicie przeciął dośrodkowanie Mitchella, że piłka wtoczyła się do bramki Solihull po raz trzeci, dzięki czemu zgarnęliśmy solidne 3 punkty.
Conference North [11/42], 1/11/2011:
Solihull Moors [13] 1-3 Eastwood [1]
(Walker 22 kar. - Mitchell 53, Morris 70 kar., Midworth 81 sam.)
MoM - Aaron Mitchell [8.1]
Cztery dni później czekał na nas trochę wyżej notowany przeciwnik – Stalybridge. Mecz z nimi potraktowaliśmy bardzo poważnie, gdyż tuż po tym spotkaniu mieliśmy się zmierzyć z Droylsden, drużyną ze ścisłej czołówki. I choć Stalybridge do takich się nie zaliczało, to warto podnieść sobie morale poprzez pewne zwycięstwo z zespołem z górnej połowy tabeli.
Na Coronation Park przybyło tradycyjnie około 400 widzów. Trochę słabo, ale liczyliśmy na tłumy na Droylsden, w końcu to mecz na Conference North! Wielkie wydarzenie i w ogóle! Stalybridge zajmowało dziewiąte miejsce, więc raczej nie mogło przyciągnąć ludzi na stadion, a w dodatku padało…
Od pierwszego gwizdka Scotta Duncana, pierwszego sędziego bez nazwiska, przejęliśmy inicjatywę i spokojnie rozgrywaliśmy piłkę, mieliśmy jednak problemy z dochodzeniem do strzałów, o celnych uderzeniach nie wspominając. Dopiero po kwadransie i wrzutce Llacera z rogu, gola zdobył Dunne, będący w zabójczej formie. I to chyba Irlandczyk okazał się najlepszym transferem, a nie nasz czołowy snajper – Bell. Fergus od jakiegoś czasu pozostawał bez formy, przez co wyręczać go musiał Dunne, a czasami cegiełkę dokładali gracze formacji ofensywnych. I w tym spotkaniu udało się to Edwinowi Ellisowi, który wobec słabszej dyspozycji Bella przejął rolę głównego żądła. Po dwudziestu minutach prowadziliśmy dwa do zera, a przeciwnicy nie wyglądali na takich, co to by mogli nam zrobić krzywdę. Dość powiedzieć, że do przerwy nie oddali celnego strzału na bramkę. Po rozpoczęciu drugiej połowy szybko wywalczyliśmy rzut rożny, a tenże po ekspercku na bramkę zamienił niezawodny Dunne. Niesamowite, że ten koleś pozostawał tak długo na wolnym transferze a jeszcze bardziej niesamowite jest to, że przyjął naszą ofertę. Zapewnia nie tylko solidność w tyłach, ale i wiele wnosi do ofensywy. Po pięćdziesięciu minutach wynik był już w sumie rozstrzygnięty, dopiero po godzinie gry Stalybridge oddało swój pierwszy celny strzał na bramkę Severna, co zostało skwitowane donośnym śmiechem ze strony trybun. Jak się okazało, więcej uderzeń w światło bramki nie odnotowaliśmy i mecz zakończył się wynikiem 3-0.
Conference North [12/42], 5/11/2011:
Eastwood [1] 3-0 Stalybridge [9]
(Dunne 16 i 48, Ellis 21)
MoM - Simon Dunne [9.3]
Tylko o trzydzieści osób więcej (czyli gdzieś z czterysta pięćdziesiąt) zjawiło się na niekwestionowanym hicie kolejki – pojedynku z Droylsden. Choć w tabeli mieliśmy kilka dobrych punktów przewagi, strata trzech oczek w meczu z trzecią drużyną ligi to nic przyjemnego. Przygotowaliśmy się bardziej na walkę niż na łatwe i przyjemne strzelanie. Goście nie umieją za bardzo strzelać, a do tego kontuzjowany był ich najlepszy napastnik, który jakoś tam się nazywał. My musieliśmy połączyć zdobycie trzech punktów z utrzymaniem przyzwoitej kondycji na mecz sezonu przeciwko Mansfield, który mieliśmy rozegrać trzy dni później. W związku z tym trochę zwolniliśmy tempo, chcieliśmy się dłużej utrzymać przy piłce, zmusić rywali do biegania.
Okazji do strzelenia bramki obie strony praktycznie nie miały, strzały wywalając w powietrze. Niestety ze względu na naszą ogólną biedę, wszystkie piłki lądujące na trybunach musiały znaleźć się z powrotem na boisku, chyba że ktoś chciał jedną potem kupić, wtedy dogadywaliśmy się w sprawie ceny i nie było problemu, każdy mógł mieć własną futbolówkę kopniętą w niego przez amatora. Minutę po przerwie pierwszy i ostatni celny strzał na bramkę przeciwnika oddał Morris, przypadkiem pokonując bramkarza Droylsden. Kolejne próby czy to nasze, czy to gości, kończyły się negocjacjami z kibicami. Więcej okazji nie było i wymęczone 1-0 stało się faktem.
Conference North [13/42], 9/11/2011:
Eastwood [1] 1-0 Droylsden [3]
(Morris 46)
MoM - Andreas Aakre [7.7]
Wreszcie mieliśmy okazję na pokazanie, że i w Blue Square Premier mogą nam buty czyścić i autobus woskować. Czekaliśmy na te spotkanie odkąd wylosowaliśmy Mansfield. Zresztą nie tylko my. Całe Eastwood z niecierpliwością wyczekiwało dwunastego dnia listopada, kiedy to wreszcie na Coronation Park będzie się coś działo. Dość tego, niech pozna nas całe Midlands, a potem cała Anglia!
Na trybunach ponad 1400 widzów! Tylu ludzi przychodziło na mecze z pół roku temu, jak Eastwood walczyło o baraże. Teraz miało się bez nich obejść. Ale najpierw puchar, sława i splendory. Niestety, ze względu na to, że odkąd ostatnio sprawdzałem, wciąż wszyscy moi zawodnicy byli amatorami, którzy mieli problemy z utrzymaniem kondycji, musiałem wystawić kilku rezerwowych w nadziei na to, że nie zawiodą. I sprawdziło się.
W dziesiątej minucie Coronation Park oszalało, prawie jakby przyjechała Królowa. Ale to nie ta stara baba z cegłą w torebce, to Ross Campbell, z dynastii Campbellów. Dograł mu ze skrzydła Sheridan, a Szkot zmasakrował siatkę w bramce Mansfield potężnym uderzeniem z prawej nogi. Eastwood wyszło na prowadzenie! Mansfield nie potrafiło znaleźć odpowiedzi na szybkie rajdy Sheridana po lewym skrzydle, a ten czuł się po prostu bezkarny i hasał raz po raz tą flanką, ku uciesze kibiców zebranych na stadionie. A ci mogli po raz kolejny eksplodować w dwudziestej szóstej minucie, kiedy to Campbell znowu pokonał bramkarza gości i tak faworyci z Mansfield znaleźli się w tragicznym położeniu.
Po przerwie nie było lepiej, fenomenalny Sheridan ściął ze skrzydła do środka, ku zaskoczeniu wszystkich opanował dwa zwody, którymi przeszedł lewego obrońcę i na trybunach było słychać zachwyt, gdy jeszcze tę akcję wykończył potężnym strzałem po długim słupku. Trzy do zera, Eastwood leje frajera! Dopiero w 80 minucie gola pocieszenia zdobył Louis Briscoe, jednak na nic się to zdało, skoro to my znaleźliśmy się w drugiej rundzie FA Cup!
FA Cup 1 runda, 12/11/2011:
Eastwood [BSN] 3-1 Mansfield Town [BSP]
(Campbell 10 i 26, Sheridan 46 - Briscoe 80)
MoM - Ross Campbell [8.8]
Po odprawieniu Mansfield mieliśmy tydzień wolnego na przygotowanie się do meczu z Altricham, a następnie z Boston United. Szczerze mówiąc, o obu tych spotkaniach nie ma się co rozpisywać. W obu genialną formę zaprezentował nasz doświadczony lider – Lee Morris, dwukrotnie zostając zawodnikiem meczu. W pojedynku z Boston więcej czasu na boisku spędzili rezerwowi, a ci nie zawiedli przeciwko znacznie niżej notowanej drużynie. Dwa mecze, osiem bramek, zero wysiłku – tak najlepiej można podsumować te trzy dni.
Conference North [14/42], 19/11/2011:
Altricham [7] 0-4 Eastwood [1]
(Campbell 44, Morris 64 i 85, Troke 71)
MoM - Lee Morris [8.8]
Conference North [15/42], 22/11/2011:
Eastwood [1] 4-0 Boston United [17]
(Sheridan 26, Morris 44, Llacer 79, Cooper 87)
MoM - Lee Morris [8.6]
Na koniec listopada czekała nas potyczka z Harlow, reprezentantem… dziewiątej ligi angielskiej. Mieliśmy się z nimi zmierzyć w ramach FA Trophy i oczywiście byliśmy w tym spotkaniu niekwestionowanym faworytem. Z racji tego, że tym razem to my reprezentowaliśmy wyższą ligę, przyszło nam grać w gościach. Nie żebyśmy się tym przejmowali, bo ledwie stu kibiców mogło zagłuszyć szelest liści, a nie rozproszyć i zastraszyć mocarne Borsuki!
Zaczęło się profesjonalnie, od gola Morrisa w trzeciej minucie. Następnie postanowiliśmy sobie podawać piłkę od nogi do nogi, ale jedno z takich zagrań przejął Hone i popędził na bramkę Severna, po drodze mijając zaskoczonych obrońców. Pech chciał, że udało mu się trafić do bramki i wyrównać stan spotkania. Niestety, porządnie wkurzony Morris pokiwał głową, przyjął w dwudziestej szóstej minucie piłkę i zrobił z obrońców kisiel, mieszając swoimi nogami jak łyżeczką, po czym o mało co nie przedziurawił siaty w bramce gospodarzy ponownie wyprowadzając nas na prowadzenie. Jakby tego było mało, postanowił jeszcze asystować przy trafieniu Oversluizena, który tuż przed przerwą podwyższył na 3-1. Potem już tylko kontrolowaliśmy piłkę i na dobre zakończenie miesiąca w 89 minucie gola za 4-1 zdobył Campbell. No sweat.
FA Trophy 3 runda kwalifikacyjna, 26/11/2011:
Harlow [A9L] 1-4 Eastwood [BSN]
(Hone 22 - Morris 3 i 26, Oversluizen 44, Campbell 89)
MoM - Lee Morris [9.4]
W następnej części: Borsuki wolą w zimie ciepło i są na szczycie.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Rozbuduj obiekty młodzieżowe |
---|
Korzystając z rady Pucka, warto od razu po rozpoczęciu gry przejść się do zarządu i poprosić o zwiększenie nakładów na szkolenie młodzieży lub rozbudowę obiektów. Sprawdziłem to - włodarze prawie zawsze zgadzają się na takie warunki już w pierwszych tygodniach naszego urzędowania. |
Dowiedz się więcej |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ