Informacje o blogu

Frankly, I don't give a damn

Seattle Sounders

Major League Soccer

USA, 2011/2012

Ten manifest użytkownika Bolson przeczytało już 5776 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.

Pokaż notki z kategorii:

MÓJ BLOG

I’m living in that 21st Century, doing something mean to it
Do it better than anybody you ever seen do it
Screams from the haters, got a nice ring to it

Muszę się wam przyznać, że uwielbiam ataki z zaskoczenia. Ten moment, w którym nikt nie spodziewa się niekorzystnego rozwoju wydarzeń. Jak grom z jasnego nieba spada na przeciwnika masa ciosów, już pierwsze potrafią być zabójcze. Reszta to tylko zabawa z oszołomionym rywalem, który wyłącznie błaga niebiosa o chwilowe przyspieszenie upływu czasu. Marzą o tym, żeby zamiast sekundy upływała minuta, zamiast minuty mijała godzina. Tymczasem los jest nieubłagany i spowalnia, gdy powinien przyspieszyć, dosypując soli w ciała zmęczonych i wkrótce poległych. Oczywiście na piłkarskim boisku wszystko ma swoją skalę. W przeciwieństwie do wojny czy zwykłego napadu, tutaj jest kolejna szansa na naprawienie błędów i wyjście na prostą, w końcu zawsze po kilku dniach czy tygodniach możemy zagrać kolejny mecz. 

To, co dla jednego może być spojrzeniem w przyszłość pełnym nadziei, dla drugiego staje się zaledwie spojrzeniem w głąb tunelu, na końcu którego światło właśnie dogasa. Paradoksalnie zdarza się niekiedy, że wielkie zwycięstwo powoduje tylko pojawianie się kolejnych pytań, na które odpowiedzi szukać można przez dłuższy czas. Fakt, z jednej strony jesteś na szczycie, ale z drugiej zupełnie nie wiesz, co może cię spotkać w momencie porażki. Nie masz pojęcia, jak może zaboleć upadek z wysokości, na którą przecież sam się wspiąłeś.

Wmawiam sobie, że jesteś na fali. Po chwili jednak zdaję sobie sprawę, że każda fala prędzej czy później uderza z hukiem o ziemię. To chyba najgorsze możliwe porównanie dla człowieka, który ze swoim zespołem właśnie wygrał dwa spotkania z największymi rywalami w lidze. NIe wiem dlaczego, ale zawsze po zwycięstwie zamiast po prostu usiąść głęboko w fotelu odczuwając satysfakcję dopada mnie niepokój. Przecież właśnie zgnietliśmy na miazgę LA Galaxy i New York Red Bulls. Właśnie mamy w tabeli sześć punktów, bilans bramkowy 13-1. Fredy Montero strzela z regularnością i precyzją karabinu snajperskiego, który, mam wielką nadzieję, dysponuje największym magazynkiem znanym ludzkości. W szatni panują znakomite nastroje, wracając samolotem z Nowego Jorku do Seattle nie było widać po piłkarzach przerażenia towarzyszącego im w podróży na wschodnie wybrzeże. Czuli się jak bohaterowie, a ja przez pięć godzin lotu próbowałem złapać choćby jedną myśl niezwiązaną z najbliższą przyszłością, której mógłbym zatrzymać w głowie na dłuższą chwilę. Nie było takiej opcji, co najmniej piętnaście rożnych rozwiązań wypełniało moją świadomość gorzej niż moja tradycyjna migrena.



Większa część mnie chciała, żebyśmy następny mecz przegrali. Tylko dlatego, żeby zostawili nas w spokoju.

Szczerze mówiąc, nie jestem w stanie sobie poradzić z zainteresowaniem, jakie na nas spadło. W porządku, byliśmy, jesteśmy i będziemy uwielbiani przez społeczność Seattle bez względu na wyniki. Na to się przygotowałem przez kilka lat życia w Emerald City. Lecz co innego lokalna popularność, a co innego wizyty ogólnokrajowych mediów. Dwa wielkie zwycięstwa i dookoła nas pojawiła się masa ludzi, o których nie można powiedzieć że zajmują się sportem. Ciężko przestawić się na ładne wyglądanie podczas częstych występów w mediach, kiedy jesteś średnio przystojnym Anglikiem, który jedyne co w życiu wygrał to bon na zakupy w Selfridges. Cóż... wadą masowych środków przekazu jest hiperbolizowanie do granic możliwości. Czuję, że czytając ich wymysły po każdym słowie malutki balonik w moim ciele nabiera coraz większych rozmiarów i to jego wielkość nie pozwala mi spać spokojnie. Gdyby mogli, pisaliby tylko o nas. Na szczęście nie mogą.

 

***
Top of the morning fellas - Byki pozbawione rogów!

 

Dzień dobry! Redakcja SB Nation MLS wita w dzień po poważnym rozpoczęciu sezonu w Major League Soccer. Za nami już pierwsze spotkania w wykonaniu wszystkich zespołów ligi, zatem czas na nasz newsletter. Za zapowiedź niech wystarczą trzy słowa: działo się sporo!

BYKI BEZ ROGÓW: O meczu między New York Red Bulls a Seattle Sounders napisano już wiele, zatem dla leniwych przypomnimy wyłącznie najważniejsze informacje. W pojedynku wybrzeży górą okazali się gracze z zachodu naszego kraju, demolując Czerwone Byki niczym grupa elitarnych torreadorów. Najlepiej spisał się Fredy Montero, wbijając aż pięć goli i zwiększając swój dorobek do 10 goli w 2 spotkaniach. Tak jest, 10 bramek w 2 spotkaniach. 

OH CANADA: W tej kolejce MLS zmierzyły się zespoły Vancouver Whitecaps i Toronto FC. Historyczne, pierwsze derby Kanady na najwyższym poziomie rozgrywkowym zakończyły się remisem. Podział punktów zapewnili nam obrońca Fernando Bonjour z miasta Zimowych Igrzysk Olimpijskich 2010 i doświadczony Torsten Frings z Toronto. Szczęście towarzyszyło beniaminkowi ze wschodu Kanady, ponieważ goście mogli zacząć sezon od zwycięstwa, lecz Miguel Aceval nie wykorzystał rzutu karnego. Za dość nietypowe wyrażenie niezadowolenia z tego faktu reprezentant Chile otrzymał żółtą kartkę. 

MISTRZ NADAL W KORONIE: Colorado Rapids, triumfator poprzednich rozgrywek MLS zaczął swoją kampanię od pokonania Portland Timbers, ale jeżeli nie oglądaliście całego meczu, nie straciliście zbyt wiele. Najwięcej działo się dopiero tuż przed ostatnim gwizdkiem, kiedy to w pięć minut padły aż trzy gole. 

NA INNYCH BOISKACH: Chivas USA ulegli Kansas City aż 1-4, dając coraz więcej argumentów dla zakończenia działalności tego klubu. Niewiele działo się w stolicy, gdzie DC United po golu w 89. minucie pokonało Columbus Crew 1-0. Emocji nie brakowało za to w Dallas i Houston. Teksas nie mógł jednak liczyć na wsparcie Chucka Norrisa i oba kluby z tego stanu uległy swoim rywalom. FC Dallas poległo 2-3 w starciu z Chicago Fire, zaś Dynamo po ambitnej walce musiało uznać wyższosć Philadelphii Union. San Jose Earthquakes już bez Chrisa Wondolowskiego w składzie pokonało Real Salt Lake City 2-1, zaś w ostatnim meczu kolejki LA Galaxy odprawiło New England Revolution w tym samym stosunku

MARCH MADNESS: Sędziowie mieli pełne ręce roboty w pierwszej kolejce sezonu, raz po raz wyciągając kartki z kieszeni. W dziewięciu spotkaniach arbitrzy wpisali aż 32 nazwiska do protokołów. Panowie piłkarze chyba za bardzo w okresie przygotowawczym wzorowali się na WWE. A na dowód...

MLS ANATOMY: Aż dziesięciu piłkarzy z mniejszymi bądź większymi dolegliwościami nie dokończyło spotkań. W tym gronie znalazł się między innymi Landon Donovan, snajper reprezentacji USA może przez problemy ze zdrowiem ominąć najbliższe mecze kadry.

WRÓBELKI ĆWIERKAJĄ: Choć okno transferowe na całym świecie nie jest nawet rozszczelnione, to nie możemy sobie odpuścić. Udało się nam wyłapać kilka ciekawych plotek związanych z gwiazdami MLS. I tak Alvaro Fernandez z Seattle miałby przenieść się do FC Zurych, Osvaldo Alonso z Columbus Crew czeka już na ofertę meksykańskiego Club America, Sebastien Le Toux, który niedługo może zostać powołany do USMNT stał się obiektem zainteresowań Brondby, zaś Joel Lindpere w ramach programu zapominania o meczu z Seattle, ucieknie za ocean do Crystal Palace. 

NAGRODY TYGODNIA: nagrodę AT&T za najlepsze trafienie otrzymał Mauro Rosales z Houston Dynamo, za nim uplasowali się Jamie Smith z Colorado Rapids i Bobby Convey z Sporting Kansas City. Piłkarzem tygodnia zasłużenie został Fredy Montero, zaś za jego plecami stoją murem koledzy z zespołu - Tony Tchani i Quincy Amarikwa, który już po 2 spotkaniach jest wczesnym faworytem do nagrody Powrotu Roku. 

To wszystko w tym wydaniu, trzymajcie się. 

 

***
 

- Szefie, widziałeś? - zapytał mnie Brian Schmetzer, rzucając papierowe wydanie Seattle Times na biurko. 
- Nie. Po co mi to przynosisz? Brian, doskonale wiesz, że nie czytam gazet. Nie ma w nich niczego ciekawego. 
- Strona osiemnasta - mieszanka ekscytacji i niepewności w głosie mojego asystenta była niezwykle ciekawa.
- Dział ze sportem? Sam mówiłeś, że Perkins od dawna nie napisał o nas niczego, czemu trzeba byłoby poświęcić więcej niż trzy minuty na kiblu.  
- Sam mówiłeś, że czasy się zmieniają. Nadeszła rewolucja. Przyszła szybciej niż myślałeś i nawet nie zapukała. Wszyscy w klubie czytają ten artykuł. Wykupiliśmy nakład z czterech sklepów. Weź go dla siebie, moja żona już ma mój egzemplarz. Nie zdziwię się, jeżeli będziesz chciał oprawić to w ramkę. 
- W porządku, skoro tak go zachwalasz, to zerknę. Wróć za pięć minut, na pewno będę miał sporo do obgadania.

Sounders to nie tylko hałaśliwi rebelianci.

Tytuł niezły, trzeba przyznać. Zresztą David Perkins zawsze miał do nich głowę. Gorzej było z dalszą częścią.

Narobili szumu, bla bla bla, nudy, nudy, Montero osiągnął pułap jakiego się po nim nie spodziewano, wszystko za sprawą młodego i niezwykle utalentowanego trenera Michaela Faulknera. Bla bla bla. Pokazali wszystkim ich miejsce w szeregu i choć za nami dopiero dwa mecze, można to powiedzieć otwarcie. Seattle Sounders to nie tylko najlepsza drużyna w MLS obecnie, całkiem możliwe, że również w historii naszej ligi. W amerykańskim sporcie próbuje się udowadniać, że model trenera i menedżera nie działa. Tymczasem na wschodnim wybrzeżu ten mit wrzucany jest do kosza z taką siłą, jakiej nie powstydziłby się wielki Shawn Kemp. Bez konsultacji z osobą wyżej postawioną dochodzi do wymian, sprowadzania zawodników z wolnego transferu i przedłużania obecnie trwających umów. Zero konfliktów, debat czy nieporozumień. Władza, jakiej chciałby każdy pracujący trener w amerykańskim sporcie na najwyższym poziomie. Nawet Phil Jackson ma nad sobą Mitcha Kupchaka, zamiast być sam sobie sterem. Prawdziwa rewolucja nie przychodzi na razie w stylu gry, który na marginesie jest piorunujący. Najważniejsza zmiana zaszła właśnie w pionie decyzyjnym. Z zaciekawieniem i pewnego rodzaju ekscytacją będziemy oglądać dalsze postępy Seattle Sounders. W czasach, gdy w naszym sportem coraz częściej pojawia się sztab wielu osób zajmujących się analizą i podejściem statystycznym, niezwykle emocjonującym jest obranie przez obecnego lidera konferencji zachodniej podejścia "l'etat c'est moi". Prezes Joe Roth nie wie zbyt wiele o futbolu, ale na pewno zna się na robieniu znakomitego show ze wszystkiego, za co się zabiera. Do Emerald City wreszcie wraca optymizm, klub z naszego stanu może coś wygrać, a Sounders nikt nam z Seattle nie zabierze. 

- I jak, Mike, spodobało się? - Brian zapytał po upływie umówionych pięciu minut.
- Czy Joe to widział? - odpowiedziałem oszołomiony
- Jasne, jak już wspomniałem, każdy w klubie to przeglądał. Był zszokowany nie mniej niż ty. Szybko się jednak pozbierał. Wyciął sobie tę stronę i powiedział że to drugi krok do sukcesu. 
- Jak to drugi?
- Drugi po zatrudnieniu ciebie oczywiście, w klubie panuje euforia. Joe powiedział mi, że dzień po meczu z Nowym Jorkiem dotarło do niego sprawozdanie z naszego działu księgowości. Ogłosiliśmy, że wszystko zostało sprzedane. Wszystkie karnety.



- Chcesz mi powiedzieć, że co mecz do ogólnej dystrybucji będzie szło ledwie niecałe cztery tysiące biletów?
- Zgadza się, zarobiliśmy czternaście milionów dolarów tylko ze sprzedaży karnetów.
- Dobry Boże, przecież za tę kwotę jesteśmy w stanie utrzymać nasz skład trzy razy w ciągu całego roku!
- Zapanował ogromny hype, co mecz spodziewamy się kompletu. Najprawdopodobniej będziemy mieli największą frekwencję w MLS. Co prawda żaden to Michigan Stadium, ale i tak nie jest najgorzej. 
- Ta... wyobraź sobie, co by było gdybyśmy rzeczywiście grali na Big Old House, miasto by tego nie wytrzymało. 
- Hahaha, myślę że uwielbialiby nas jeszcze bardziej. Ci ludzie potrzebują wrażeń, potrzebują zwycięstw. Kolor zielony kojarzy się im wyłącznie z Sonics, a przecież oni nie wrócą...
- Zbyt prędko...
- W ogóle...
- Nawet tak nie mów! Sonics wrócą i wtedy wcale nie będzie mi przeszkadzało bycie drugą opcją w mieście. Kto wie, może już nie będę prowadził Sounders. Skoro tak mnie tu zachwalają, to niedługo powinni przylecieć z ESPN czy SI i prosić o wywiady...
- Odnośnie tego, chyba Carrie ma ci coś do przekazania. I tak miałem już wychodzić, chcę trochę odpocząć przed meczem z Houston. Czas przestał normalnie lecieć, zaczął zapierdalać. 
- Trzymaj się Brian, do jutra. Carrie - mój średnio donośny głos próbował przebić szybę dzielącą mnie od mojej osobistej asystentki - Carrie! Możesz już wejść!

Anioł o brązowych włosach przekroczył próg pewnym i szybkim krokiem. Amerykanki mają fioła na punkcie brytyjczyków głównie za ich akcent, zaś brytyjczycy uwielbiają jankeski za to, że nie są brytyjkami. Oczywiście nie mówimy tutaj o waleniach z Walmartu, raczej coś na podobiznę modelek Victoria's Secret. Carrie nie została zatrudniona wyłącznie ze względu na jej wygląd, trochę kompetencji musiała mieć, ale upewniłem się, że zostanie przyjęta. Po prostu wysłałem ją na rozmowę kwalifikacyjną do mojego specjalnego komitetu - trzech gości, którzy rzadko kiedy wychodzą z piwnicy rodzinnego domu. Potem dołożyłem do tego jeszcze krótki pojedynek z mendą z działu kadr, która oceniła jej umiejętności. Gdyby nie przeszła tego testu, kazałbym Joe zlikwidować dział kadr. W końcu kto tutaj jest młodym i obiecującym menedżerem, gwiazdą wręcz, a kto mendą z human resources?

- Dzień dobry, panie trenerze, jak dzisiaj samopoczucie?
- Cóż, po tym co przed chwilą przeczytałem nawet nie jest tak źle. 
- To świetnie, bo mam dla pana dość kiepskie wiadomości. Wiem, że nie lubi pan zbyt często rozmawiać z mediami, przynajmniej na razie.
- Ale?
- Ale przyszła do nas propozycja wywiadu od Sports Illustrated. Grant Wahl chciałby z panem porozmawiać po meczu z Houston, niezależnie od wyniku. 
- Dlaczego? Co mu powiedziałaś? 
- Jeszcze nic, ale dostałam sygnały od prezesa, że powinien się pan zgodzić. Ciężko powiedzieć jakby zareagował na ewentualną odmowę. 
- Pewnie tak, jak na wiele rzeczy, których mu się odmawia. Rzucając rzeczami i przeklinając wszystkich i wszystko dookoła. Been there, seen that. Na szczęście nie będzie cię czekała rozmowa w sprawie wytransferowania jednego z najlepszych graczy klubu, chyba że cię do tego zmuszę. 
- Naprawdę wolałabym żeby to pan załatwiał takie sprawy. Muszę powiadomić Granta i prezesa o pańskiej decyzji. 
- Okej, okej... daj mi...
- Już. 
- Już?!
- Zgadza się. Wie pan, że mecz z Houston jest już jutro? Wahl chce ustawić wywiad na piątek, jeszcze przed Wielkanocą. 
- Nie możemy tego zrobić po świętach? 
- Wolałby pan się denerwować przez całe święta przed wywiadem, czy mieć to z głowy?
- Wolałbym się za to nie zabierać. Chociaż jeśli muszę koniecznie wybrać między Sodomą i Gomorą, to jestem za opcją przed meczem z Earthquakes. Jeśli mu nie pasuje, to trudno. Nie zamierzam sobie zaprzątać głowy komentarzami po wywiadzie w trakcie świąt. 
- Mam to przekazać? Nie sądzę, żeby spotkało się to z zadowoleniem.
- Carrie, czy mnie obchodzi zadowolenie dziennikarzy? Interesuje mnie, co pomyślą piłkarze, co pomyślą kibice, co ty pomyślisz. A w największym stopniu jestem zainteresowany tym, jak ja się czuję. A ja najchętniej załatwiłbym to w ostatnich dniach marca. Popatrz na mnie swoimi wspaniałymi niebieskimi oczyma i bez mrugania powiedz, że zrozumiałaś.
- Tak, zrozumiałam. 
- No, to spieprzaj. Znaczy... przepraszam, zmykaj, zmykaj słońce zanim wyjdę z siebie i stanę obok. 
- Chyba nie wytrzymałabym dwóch Faulknerów, już z jednym bywa ciężko - powiedziała chyba żartem, po czym wyszła. 

Menedżer, który boi się wywiadów. Kiedyś to będzie bestseller. 

 

***

Times are changing fast
But we won't forget though the age is passed
We'll be rockin' yet


Houston to miasto sportowo spełnione. Koszykarski zespół - Rockets - wziął szturmem dwa tytuły w tzw. back-to-back, dominując ligę gdy sz. p. król jego powietrzna wysokość biznesmen gwiazda i zwycięzca Kosmicznego Meczu Michael Jordan postanowił, że lepiej będzie mu się grało w baseball. Okazało się że to nieprawda i szybko wrócił do NBA, gdzie zdobył kolejne 3 tytuły, ale dał okienko na wykazanie się Houston. Rakiety miały wtedy w składzie między innymi Hakeema "The Dream" Olajuwona, Kenny'ego "The Jet" Smitha, Roberta "Big Shot Rob" Horry'ego czy Scotta Brooksa. 


Drużyna piłki nożnej - Houston Dynamo nie mogła pozostać dłużna. W sezonach 2006 i 2007 dwukrotnie odprawili New England Revolution, zabierając wspaniałemu napastnikowi NE, Taylorowi Twellmanowi, szansę na zdobycie MLS Cup. Co ciekawe, tytuł ten pamięta trzech naszych zawodników - Wondolowski, Ianni i Davis, a tylko jeden z Houston. Corey Ashe obecnie pełni rolę rezerwowego dla Dynamo. Zatem chcąc utrzymać nasz status rewolucjonistów, musieliśmy odprawić kolejnego śpiącego niedźwiedzia. Czy wiedzieliśmy jak?

Można nam zarzucić brak planu B, ale dopóki plan A sprawdza się w stu procentach, nie zamierzamy nawet myśleć nad zmianami. W końcu, jak doskonale wiadomo - lepsze jest wrogiem dobrego. Nasz pomysł na rozbijanie każdego w pył? Podajemy piłkę do Montero i zaczynamy bić brawa zanim piłka znajdzie się w siatce. Ten człowiek to bestia, demon wcielony. Nie mam pojęcia, jak uda się nam go zatrzymać, na szczęście jeszcze nie trzeba o tym myśleć. Kontrakt jest ważny do końca grudnia przyszłego roku i na pewno zamierzamy odpowiadać negatywnie na wszystkie zapytania ze strony zagranicznych zespołów. Puka do naszych drzwi Heerenveen, ale Holendrzy na pewno nie mają pieniędzy na jego zakup, a następnie utrzymanie. Obecnie jest wart ponad 2 miliony dolarów, ale nie potrzebujemy rozpaczliwie środków, więc będziemy wołać tyle, na ile przyjdzie nam ochota. Dwadzieścia, trzydzieści milionów? Nie mam nic przeciwko. W lipcu skończy dopiero 24 lata, strzeli dla Sounders, reprezentacji Kolumbii i pewnie swojego nowego klubu jeszcze mnóstwo ważnych bramek. 

Na razie dołożył do swojego dorobku jeszcze trzy. Rzadko kiedy piłkarz dociera do bariery 10 bramek w połowie sezonu, pewnie na półmetku MLS znajdzie się paru śmiałków. Cóż... Fredy ma już 13 goli. Nie za bardzo lubię się bawić w takie rzeczy, ale w okolicach Seattle już pojawiają się billboardy ze zdjęciem Fredy'ego zamiast piłki w logo MLS z podpisem Montero League Soccer. To jest bohater, którego Seattle potrzebuje, jest tym, kim dla Sonics i społeczności Emerald City byl Kevin Durant - promieniem nadziei na lepsze jutro. Mógłbym wymyślać wiele porównań, ale myślę, że zdajecie sobie sprawę z jego roli.



Bardziej niż pierwszej porażki obawiam się kontuzji bądź zawieszenia Montero. Gdyby do tego doszło, a my i tak kontynuowalibyśmy zwycięską podróż - sky is the limit. A teraz, jeżeli pozwolicie, czas na odpoczynek. Po graniu 3 meczów w 8 dni wreszcie czeka nas ponad tydzień przerwy. Oznacza to ni mniej, ni więcej jak zaszycie się w swoim domu, wyłączenie telefonów i pagerów służbowych. Jeżeli jestem dobry w byciu menedżerem, to już zdobyłem mistrzostwo świata w aspołeczności. 

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ

Reklama

Reklama

Szukaj nas w sieci

Zobacz także

FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.