Klikasz słabe, kolego? Napisz w komentarzu, co Ci się nie podobało.
Jeżeli tak sypia człowiek z pracą, to ja jednak wolałbym wrócić do zasiłku. A jeszcze chętniej wróciłbym do świata, w którym prezes nie zwolnił wszystkich piłkarzy, dając im w ramach odprawy po dwóch biletach do Heliosa we Wrocławiu. Prezes był z tego faktu bardzo dumny, na początku chcieli po skrzynce wódki, ale powiedział im, że albo wezmą bilety, albo on ich „wypierdoli dyscyplinarnie” za picie w pracy. Po tej opowieści zaschło mu w gardle, więc wyzerował pół litra Piasta w osiem, może dziewięć sekund. Następnie próbował zmusić mnie do pobicia jego rekordu, ale odmówiłem najgrzeczniej, jak tylko mogłem. Smutek, który wymalował się na twarzy prezesa powoli skłaniał mnie do zmiany decyzji, ale w roli niespodziewanego zbawiciela idealnie odnalazł się Tadzio. Tadzio menda, Tadzio stróż. Pan Tadeusz, jak każe o sobie mówić. Podobno to na jego cześć powstała wódka o tej nazwie i muszę powiedzieć, że wcale nie uważam tego za kłamstwo. Inną, już na pewno prawdziwą historią jest ta, jak Tadzio dostał pracę. Koniecznie chcieli mi ją wraz z szefem opowiedzieć. To słucham, a stróż mówi, że jak przyszedł na rozmowę, to wypił więcej od prezesa i następnego dnia już był zatrudniony. Pogratulowałem mu wyczynu, a szefowi powiedziałem, że mi bardziej niż niezniszczalna wątroba i nerki filtrujące alkohol z prędkością światła imponuje to, czy ktoś gra w piłkę. Prezes z zawadiackim uśmiechem przypomniał mi, jaki jest budżet i poszedł do stróżówki z Tadziem.
Zanim jednak zacząłem jakiekolwiek poszukiwania, zaplanowałem sobie skompletowanie sztabu szkoleniowego. Już chciałem wykonać parę telefonów do moich kumpli z AWF-u, gdy do pokoju weszła sekretarka prezesa, Wiola, kładąc mi na biurku kilka umów. Okazało się, że szef wyrzucił tylko piłkarzy, a personel zostawił. Teraz to do mnie należała decyzja o ich przyszłości w Wielkiej Lipie. Odłożyłem więc telefon i zacząłem czytać referencje…
Paweł Kwiatkowski – asystent
Człowiek, który pojęcie o treningu ma jedynie z FIFY. Wiedzy o taktyce brak. Do tej pory myśli, że choinka to tylko takie drzewko na święta, a diament to się błyszczy, a nie ustawia na boisku. Ledwo może się zmotywować do pójścia do roboty, a co dopiero mówić o motywowaniu piłkarzy. Determinacja na poziomie pięcioletniej dziewczynki, z tą jedynie różnicą, że on rzadziej płacze, jak coś mu się nie uda. Dobrze, że umie się szybko odnaleźć w nowych warunkach, bo będzie musiał się odnaleźć na bezrobociu.
Rafał Matuszczyk – trener
Podejrzewany o zły dotyk. Oferuje cukierki małym dzieciom i nawet nie chcę wiedzieć, co robi potem. Ponoć nawet raz siedział w areszcie, to doświadczenie go zmieniło i teraz jest niesamowicie zdyscyplinowany. Nie umie zmotywować psa do aportowania. Jest niezwykle zdeterminowany, żeby oczyścić się ze wszystkich zarzutów i możliwe, że da radę.
Krzysztof Bobrowski – scout
Zasłynął opracowaniem rewolucyjnej metody scoutingu. Jako pierwszy na świecie wpisywał wszystkie możliwe nazwiska w 90minut.pl i sprawdzał, czy ktoś taki istnieje. Jeżeli istnieje i chce grać dla Wielkiej Lipy, prawdopodobnie jest najlepszym graczem w historii futbolu. Słowo potencjał kojarzy mu się z permenem, słowo umiejętności z robótkami ręcznymi. Urodził się we Wrocławiu, był w trzech miastach przez całe życie i jak mówi, nie ma problemów z zaadaptowaniem się do nowych realiów.
Rafał Mazurek – fizjoterapeuta
Nie umie podlać kwiatów, a co dopiero opatrzyć piłkarza na boisku. Całą swoją wiedzę medyczną posiadł oglądając po trzy razy House’a i Chirurgów, kradnąc sąsiadom wi-fi. Chce się dorobić pracując w klubie, żeby opłacić studia medyczne i zostać pediatrą. Kocha wszystkie dzieci, twoje też.
Wiedząc już, co, a raczej czego nie potrafią członkowie mojego sztabu postanowiłem wreszcie wyjść z budynku klubu i wrócić do domu, w końcu nadszedł czas na wesele Andrzeja!
***
- I jesze jeden i jeszze raz, sto lat, sto lat niech żyją nam! Stooo lat, stoooo lat, sto lat niech żyją naam!
- Brawo, pięknie śpiewacie, wasze zdrowie, moi wspaniali goście!
Teraz picie to już przyjemność. Po pierwszym tygodniu z prezesem wyrobiłem sobie taką formę, że mógłbym i przepić pana Tadka stróża. No, może trochę się zapędziłem… Chwilę po toaście i pierwszym tańcu usiadł koło mnie najlepszy towarzysz, jakiego mogłem się spodziewać.
- Siemasz, Blacha, jak ci się tam pracuje w Sokole?
- HEJ, HEJ, HEEEEEEEEEJ SOKOŁY! OMIJAAAAAJCIE GÓRY LASY DOOOOOŁY!
- Walduś, jak cię kocham, tak teraz spierdalaj, nie widzisz że rozmawiam?
Andrzej był zaskakująco trzeźwy. Chyba żona kazała mu się zachowywać, bardziej od dobrej zabawy na weselu liczyła się dla niego zabawa w apartamencie małżeńskim.
- No, Patryś, jak tam sobie radzisz? Dobrze cię ustawiłem, co?
- Nie jest źle. Myślę, że to najtrafniej oddaje sytuację.
- Jak nie jest źle, to jest dobrze, a jak jest dobrze, to mnie to bardzo cieszy! Wszystko mnie dzisiaj bardzo cieszy, także możesz mi powiedzieć co chcesz.
- Idź na parkiet, a nie gadasz z kumplami.
- Nie pójdę, jeżeli ty nie pójdziesz.
- O czym chcesz porozmawiać?
- Jak współpraca z moim teściem, nie daje się bardzo we znaki? – tu Andrzej zrobił przerwę, żeby rozejrzeć się po sali – Bo ja szczerze myślałem, że spuszczę mu wpierdol. Wszystkiego się czepiał, a sam palcem nie kiwnął. Myśli, że jak rzucił mi hajs, to jest panem świata.
- Właściwie… to wyrzucił wszystkich piłkarzy. Mam w klubie stróża i sztab szkoleniowy, jeżeli ci ostatni w ogóle wiedzą coś o piłce.
- Widzisz, ale przynajmniej daje kasę. Gdyby nie dał mi swojej córki, to też nie miałbym z nim nic wspólnego. Znaczy wiesz, teściowa w porządku, ale ona to biznesłumen jest, jeździ po kraju i robi interesy.
- Dlatego jej dzisiaj nie ma?
- Jak to nie ma?
- No nie widziałem jej, szczerze mówiąc.
- Jest jest, to ta w czarnej sukience i krótkich blond włosach. Do tego okulary.
- To jest jego żona?
- No… niezła, co? Na szczęście moja Aśka odziedziczyła po niej większość cech, po ojcu tylko hojność.
- Ja myślałem, że takie jak ta teściowa to tylko w filmach pornograficznych.
- Też tak myślałem, patrz no, jak rzeczywistość może człowieka zaskoczyć. A wracając do twojej roboty, masz już jakiś plan na ten zespół?
Andrzej mnie zagiął. Po tygodniu wciąż nie wiedziałem, od czego zacząć.
- Nie, jeszcze nie, może od jutra coś drgnie, na razie nie gramy sparingów, zdążę wszystko zbudować.
- Mam nadzieję, bo wiesz, wpadnę tam na jakiś mecz.
- Na towarzyskie nie przychodź, będzie je prowadził mój upośledzony asystent.
- No to kiedy debiut w Wielkiej Lipie?
- Dziesiątego sierpnia, Nysa Zgorzelec przyjeżdża.
- Rozumiem… Będę, a przynajmniej postaram się być. Chyba Aśka mnie woła, słuchaj, nie zwijaj się za szybko, spróbuj się pokręcić po parkiecie, pokaż parę ruchów ze studiów, co?
- Zobaczymy, baw się dobrze.
- Popatrz na nią, czy ja mogę się przy niej źle bawić?
- Racja… to czego mam ci życzyć?
- Żebym nie zasnął w trakcie! – Andrzej odszedł zanosząc się śmiechem.
Wstałem ze swojego krzesła i zgodnie z prośbą Andrzeja wyruszyłem na parkiet. Znałem tam wspólnych kumpli, których pan młody zaprosił na imprezę. Parę razy odbiłem im partnerki, jednak żadna nie była na tyle atrakcyjna przed wypiciem, żebym chciał kontynuować z nią przygodę po wypiciu. Przed pierwszą byłem już w domu, mijając po drodze do wyjścia leżącego na krzesłach prezesa i jego żonę, która pilnowała, żeby pyszny weselny obiad nie znalazł się na kafelkach. Ewidentnie poniósł go melanż.
***
Następnego dnia zabrałem się za proces rekrutacji zawodników. Szybko jednak zorientowałem się, że nie ma tutaj co liczyć na to, że spodoba mi się ktoś dobrze grający w piłkę. Najważniejsza okazała się przynależność klubowa. Jeżeli ktoś grał choćby przez pół roku w jakimkolwiek klubie – nadawał się. Reszta pozostała milczeniem, przynajmniej przez dwa tygodnie. Właściwie to umiejętności Bobrowskiego bardzo się przydały i chyba tylko dlatego zostawiłem go w robocie. Jeżeli czułem, że jakieś nazwisko obiło mi się o uszy, kazałem wpisać je mojemu scoutowi w 90minut i gdy okazało się, że rzeczywiście ktoś taki grał w piłkę, dostawał za pośrednictwem Wioli zaproszenie na testy. Najmniejsze problemy były w defensywie, gdyż polskie kluby masowo pozbywają się obrońców wychodząc z założenia, że napastnicy przeciwników są zbyt słabi, żeby wpisać się na listę strzelców. Z drugiej strony, napastników i pomocników brakowało, a to z przeświadczenia działaczy o niesamowitości ich ofensywnie nastawionych podopiecznych. Kompletowanie kadry zajęło mi ponad miesiąc, głównie z powodu braku odpowiednich kandydatów do gry. Ostatnie nazwiska to ściąganie ludzi, którzy reklamowali się jako „piłkarze”. Nie wiedząc jednak, co kto umie, ubłagałem prezesa o zorganizowanie dnia testów. Z przybyłych piłkarzy wybrałem tych, którzy moim zdaniem będą stanowili dobre uzupełnienie kadry. I tak, drużynę Sokoła Wielka Lipa na początku rozgrywek ligowych w sezonie 2011/12 tworzą:
Bramkarze:
Emil Annusewicz (wcześniej Start Otwock, 20 lat), Cezary Osuch (wcześniej Legia Warszawa, 20 lat)
Obrońcy:
Maciej Tomczyk (wcześniej Legia Warszawa, 23 lata, O PL), Damian Cuper (wcześniej Zawisza Bydgoszcz, 23 lata, O LŚ), Jakub Kisiel (wcześniej Widzew Łódź, 23 lata, O Ś), Dawid Grodzki (wcześniej Jagiellonia Białystok, 20 lat, O PŚ), Paweł Rosiński (wcześniej Lechia Gdańsk, 20 lat, O PŚ, WO P), Michał Jania (wcześniej Wisła Kraków, 21 lat, O L), Mateusz Rajfur (wcześniej Wisła Kraków, 21 lat, O Ś), Karol Zych (wcześniej Korona Kielce, 19 lat, O Ś), Dirceu (wcześniej Korona Kielce, 22 lata, O/WO L)
Pomocnicy:
Przemysław Pikul (wcześniej bez klubu, 20 lat, DP), Marcin Siedlarz (wcześniej bez klubu, 18 lat, P Ś), Konrad Szymański (wcześniej bez klubu, 20 lat, P Ś), Patryk Wilusz (wcześniej bez klubu, 18 lat, P Ś), Marcel Bartosiak (wcześniej GKS Bełchatów, 22 lata, P/OP Ś), Dzikamai Andre „Dziki” Gwaze (wcześniej Pogoń Szczecin, 22 lata, P/OP P, obywatel Zimbabwe)
Napastnicy:
Robert Michniewicz (wcześniej bez klubu, 20 lat, OP L, N), Jan Kubik (wcześniej bez klubu, 19 lat, OP P, N), Arkadiusz Kantor (wcześniej bez klubu, 19 lat, OP Ś, N), Patryk Jałocha (wcześniej Wisła Kraków, 20 lat, N), Mateusz Chwetko (wcześniej Jagiellonia Białystok, 20 lat, N)
Najbardziej imponująca jest bez wątpienia linia defensywy i to w małej liczbie straconych bramek upatruję klucz do końcowego sukcesu, jakim będzie awans do III ligi. Najgorzej prezentuje się pomoc, Marcel Bartosiak jako jedyny piłkarz z przeszłością klubową wie, jak grać na środku, a Dziki, jak nazywaliśmy go w klubie od jego przybycia, lepiej daje sobie radę w napadzie niż w pomocy. Wraz z zakończeniem rekrutacji skończył się okres meczów towarzyskich. Wyniki nie imponowały, lecz czego się spodziewać po moim asystencie.
W związku z lekkim rozczarowaniem, jakim okazały się rezultatów towarzyskich, postanowiłem podjąć najlepszą możliwą decyzję i zwolniłem Pawła Kwiatkowskiego. Na jego miejsce po umieszczeniu ogłoszenia zgłosiło się kilku kandydatów, a najlepszym okazał się
Tomasz Lis. Powiedział, że dzięki swojemu doświadczeniu w mediach znakomicie spisze się podczas konferencji prasowych, nie boi się bowiem odpowiadać na trudne pytania. Teraz Tomasz Lis na żywo przeniósł się do Wielkiej Lipy. Popracuje rok i zobaczymy, co z tego będzie. TVP już złożyło skargę, ale prezes wysłał tam swoją żonę i podobno wszystko rozejdzie się po kościach. Warto jeszcze w tym miejscu pokazać, co udało mi się wykoncypować w kwestiach taktyki.
Debiut przypadł na 7 sierpnia, wyjechaliśmy do Legnicy na starcie z rezerwami tamtejszej Miedzi. Rezerwami, no kurwa skandal. Jeszcze większy dla ludzi, którzy nie powinni w ogóle się w tym meczu znaleźć. Nie można bowiem inaczej nazwać występu Zbigniewa Zakrzewskiego, Andrzeja Bledzewskiego, Piotra Madejskiego czy Krystiana Feciucha w meczu piątego poziomu rozgrywek. Brak szacunku dla tych panów.
My wyszliśmy w składzie: Annusewicz – Rosiński, Kisiel, Zych, Cuper – Pikul, Wilusz, Siedlarz – Michniewicz, Dziki, Chwetko.
To właśnie nasz sympatyczny przybysz z zagranicy zdobył pierwszą bramkę w tym sezonie. Dośrodkowanie Siedlarza z rzutu rożnego, błąd w kryciu zawodników Miedzi i wchodzący na krótki słupek Dziki pokonał Bledzewskiego. W dwudziestej ósmej minucie prowadziliśmy zatem na obcym terenie 1-0. Chwilę później okazało się, że w IV lidze albo zapierdala się do ostatniego tchu, albo schodzi się po pierwszym urazie. Na dziesięć minut przed przerwą boisko opuścił Robert Michniewicz. Wprowadzony za niego Arek Kantor dla odmiany zszedł kwadrans przed końcem spotkania. Miedź atakowała, ale linia obrony od pierwszej minuty tworzyła monolit. Gdy zostało już jedenaście minut do końcowego gwizdka, zawodnik rezerw Miedzi, Irek Chrzanowski, postanowił ułatwić nam zadanie i dostał czerwoną kartkę. W ostatniej akcji spotkania Dziki ruszył na bramkę Bledzewskiego, ale dostrzegł lepiej ustawionego Chwetkę i podał na dobieg. Mateusz ograł bramkarza Miedzi i skierował piłkę do pustej bramki. Wygraliśmy 2-0. Patryk Wilusz kończył mecz z 22% kondycji, prawie jakby ktoś mu w trakcie meczu wyjął płuco.
Tylko trzy dni mieliśmy na zorganizowanie się między spotkaniem z Miedzią, a domową konfrontacją przeciwko Nysie Zgorzelec. Okazało się, że odnowa biologiczna w IV Lidze to mit, dlatego trzeba było co mecz wymieniać praktycznie cały skład, dopóki piłkarze nie osiągną dobrego poziomu kondycji. Udało się jeszcze przed meczem z Nysą zakontraktować kilku graczy. Byli to Oleg Kapustnikov (wcześniej Energis Irkuck, 39 lat, N, reprezentant Kazachstanu – 7 meczów/1 bramka), Patryk Wróbel (wcześniej bez klubu, 18 lat, N) oraz Zbigniew Skórski (wcześniej bez klubu, 20 lat, DP/P Ś). Pierwsi dwaj zagrali w pierwszym składzie przez kontuzje Kantora i Michniewicza, zaś Skórski zastąpił Wilusza, również z miejsca wchodząc do pierwszego składu. Drużynę ze Zgorzelca podjęliśmy w składzie:
Annusewicz – Tomczyk, Kisiel, Rajfur, Jania – Skórski, Szymański, Bartosiak – Jałocha, Kapustnikov, Wróbel
Nysa skupiła się głównie na kopaniu nas po nogach, choć pierwszą kartkę w meczu zobaczył Marcel Bartosiak. Dopiero w 42 minucie udało się pokonać bramkarza gości, a zrobił to Kazach Kapustnikov. Dośrodkowanie Tomczyka z rzutu wolnego wyrzuciło Wróbla za linię pola karnego, ale doskonale do akcji podłączył się Jania. Lewy obrońca otrzymał podanie od napastnika i wrzucił piłkę w pole karne, a tam znakomicie ustawił się Kapusta, wyprowadzając nas na prowadzenie. Trzy minuty po przerwie znowu doświadczenie Kazacha dało o sobie znać. Tomczyk wrzucił piłkę tuż przed pole karne, Kapustnikov obrócił się z nią, ograł obrońcę na zamach i płaskim strzałem umieścił futbolówkę koło słupka. 2-0 dla Sokoła. Kropkę nad i postawił w 57 minucie Patryk Jałocha, który wykorzystał kolejne świetne dośrodkowanie Jani i główką pokonał Okińczyca. W ciągu ostatniego kwadransa gracze Nysy czterokrotnie obejrzeli żółtą kartkę, co tylko świadczy o tym, na co było ich stać podczas spotkania.
Po meczu, zgodnie z obietnicą, zadzwonił do mnie Andrzej.
- Siemasz Patryk, dobra robota, naprawdę kawał dobrej roboty.
- Dzięki Andrzejku, cieszę się, że ci się podobało.
- Podobało? Mało powiedziane, słuchaj, skąd ściągnąłeś tego Kapustnikova, gość był o dwie klasy lepszy od reszty!
- Przyszedł z Irkucka.
- Irkuck, Irkuck… ty, gdzie to?
- Daleko w głąb Rosji, nad Bajkałem, koło Mongolii.
- Kurwa, to jakżeś ty go znalazł?
- Mam swojego gościa od takich spraw.
- Na twoim miejscu dałbym mu jakąś premię czy coś.
- Nie chcesz wiedzieć, jak on pracuje. Prawdziwy łut szczęścia, że znalazł kogoś takiego. Niestety to wszystko, co będzie w stanie dla mnie zrobić.
- Stary, nie skreślaj go, jeszcze nie raz ci pomoże. Mówię ci, a jeżeli dobrze pamiętam, to od dawna moje rady były dobre.
- Powiedzmy, że ci zaufam.
- No, to właśnie chciałem usłyszeć. Doceniam fakt, że na razie niczego nie spierdoliłeś, teść cały czas prawi mi komplementy, że mam takich ekstra znajomych, że on ma jeszcze miejsca w innych firmach i jakby ktoś chciał, to on od ręki daje umowę.
- Nie ma za co, a ty się przypadkiem na miesiąc miodowy nie wybierasz?
- Wyjeżdżam pojutrze, dwa tygodnie na Szeszelach, czy ty wiesz, gdzie są Szeszele?
- Chyba Seszele.
- Co?
- No Seszele, a nie Szeszele.
- Może i tak… nie wiem, Aśka wybierała, a wiesz, że jak się jej załączy seplenienie, to zrozumieć ją ciężko.
- Coś w tym jest. Ale poza tym chyba dobrze ci się z nią wiedzie.
- Żyć nie umierać, też byś sobie znalazł jakąś. Mówię ci, poukładaj sobie wszystko do końca w tym klubie i ruszaj na podryw.
- Zobaczymy, na razie nigdzie mi się nie śpieszy.
- To ja nie mówię, żeby ci się śpieszyło. Nic na siłę oczywiście. Dobra, kończę. Słuchaj, jutro gramy z chłopakami w karty, tradycyjnie, każdy po stówce. Jesteś?
- Mam mecz z Orkanem, zobaczę jeszcze. U ciebie gracie?
- No stary, a gdzie indziej? Daj znać, na razie.
- Ta… na razie.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ