Szczerze mówiąc przyznam, że dzięki Football Managerowi poznałem ogromną liczbę piłkarzy. Wykonując pracę w charakterze “scouta” czyli osoby przeglądającej bazę danych w poszukiwaniu utalentowanych zawodników nie można było nie zauważyć wielu przyszłych gwiazd. Wśród tych nazwisk są piłkarze, którzy spełnili w mniejszym lub większym stopniu przepowiednie zapisane w “arkuszach excela” jak często nazywany jest Football Manager, ale też występują panowie nie dorastający do zadań postawionych przed nimi przez twórców bazy danych. Wystarczy powiedzieć, że pięć lat temu według kogoś gwiazdą miał zostać… Oded Gavish. Ten sam, który obecnie grzeje ławkę na stadionie we Wrocławiu. Rok później mówiło się o talentach Rodney’a Snejidera czy Jose Baxtera. W wersji 2010 legendami piłki nożnej mieli zostać chociażby Jonjo Shelvey, Dani Pacheco czy Alex Nimely-Tchumeni. Rok 2011 – Bebe i Piotr Parzyszek. O nich raczej nie usłyszycie już w kontekście wielkich piłkarzy bijących rekordy, wygrywających największe trofea. Niespełnionym zawodnikom pozostaje to, że ktoś kiedyś w Football Managerze wykorzystywał ich talenty do wygrywania Ligi Mistrzów, zaś przed tymi, w których przypadku twórcy bazy się nie pomylili, przyszłość stoi otworem.
Wirtualny bohater
Romelu Lukaku zacząłem śledzić właśnie przez FM-a. Pojawił się po raz pierwszy w 2009 roku, przy okazji premiery Football Managera 2010. Pojawił się z wielką pompą. Pojawił się jako szesnastoletni zawodnik, którego obdarzono jednym z największych, o ile nie największym zaszczytem w grze. Pojawił się jako gracz z potencjałem -10 (między 180 a 200, gdzie 200 to największy możliwy potencjał w grze). Oprócz niego ledwie czwórka zawodników mogła się szczycić tym osiągnięciem. Tę grupę tworzyli: Alphonse Areola (złoty medal na MŚ U-20 w 2013 roku, bohater finału), Nicolas Otamendi (na celowniku Chelsea czy City, wygrał LE z Porto), Eduardo Salvio (niespełniony w Atletico, jednak nadal na celowniku angielskich klubów) i Sergio Canales (mistrz Europy U-17, wicemistrz Europy U-19). Jest to zatem grupa niezwykle utalentowanych zawodników. Jednakże śmieszne pieniądze (3-5 milionów euro), jakie trzeba było zapłacić za Lukaku wykreowały go na największą gwiazdę tej edycji FM-a. Praktycznie za każdym razem rozwijał się w prawdziwą bestię, niezależnie od tego, jaki potencjał został mu wylosowany. Strzelał bramkę za bramką, bił rekordy, zgarniał nagrody. Po kilku latach gry był nie do zatrzymania i, jeżeli nie zrobiliśmy tego wcześniej, nie do kupienia w legalny sposób/nie będąc Realem, Barceloną czy Manchesterem City. Niesamowitą ironią losu jest to, że w 2010 roku napisałem:
Lukaku nie znam i znać nie chcę. Nie sądzę, żeby był mi potrzebny.
Cóż… pomylić może się każdy. W kolejnych edycjach potencjał Lukaku spadł do -9 (między 150 a 180), co oznaczało, że nie zawsze był fantastycznym zawodnikiem na miarę największych gwiazd futbolu, ale wciąż mógł brylować w większości zespołów na świecie. Mało jest graczy, którzy grając w Football Managera nie widzą w Romelu piłkarza znakomitego. Na pewno w przyszłych edycjach będzie on równie groźny, jak to miało miejsce do tej pory. Zwłaszcza, że w rzeczywistości Belg nie zasypiał gruszek w popiele.
Jeśli będę płakał, to tylko tutaj
Lukaku tuż po przejściu do Chelsea przyznał, że ogląda Premier League od 9 roku życia. Zachwycił go Jimmy Floyd Hasselbaink i jego trafienie przeciwko Manchesterowi United, kiedy jeszcze Holender reprezentował The Blues. Sam Belg jest jednak porównywany do innego wielkiego snajpera, wręcz legendy londyńskiego klubu – Didiera Drogby. Nic dziwnego, Lukaku w wieku 16 lat miał 190 centymetrów wzrostu i ważył 93 kilo. Ostatnio furorę w internecie robił obrazek, pokazujący napastnika w wieku młodzika, jeszcze za czasów jego występów dla juniorskiej drużyny Lierse. Jego statystyki? Tylko 121 bramek w 68 występach. Nie, nie odwrotnie. Przez trzy lata występów w akademii Lierse patrzący z góry na biegających razem z nim po boisku dzieciaków Lukaku wbijał średnio 1,78 bramki na mecz. Mordercza skuteczność zaowocowała transferem do Anderlechtu, jednego z najbardziej utytułowanych klubów w Belgii, szczycącego się bardzo dobrą akademią piłkarską. Wystarczy wspomnieć, że oprócz Lukaku z Brukseli wywodzą się także chociażby Enzo Scifo czy Walter Baseggio, a także ostatnio chwalony przez ekspertów Adnan Januzaj. Gdy Lukakumania nawet jeszcze się nie rozpoczęła, losy Belga postanowiła śledzić telewizja. Holenderski kanał Een wyprodukował dokument De School Van Lukaku czyli Szkoła Lukaku. Kamery śledziły młodego Lukaku i jego kolegów przez rok nauki w instytucie Saint-Guidon, do którego Romelu uczęszczał będąc członkiem akademii Anderlechtu. Najlepiej zapamiętanym fragmentem jest ten z wycieczki do Londynu. Lukaku zwiedzając Stamford Bridge powiedział “Co za stadion. Jeśli będę któregoś dnia płakał, to będzie to dzień, w którym gram tutaj. Kocham Chelsea.”. Gdy nauczyciel powiedział mu, że może później oddalić się w sferę marzeń, Belg odpowiedział: “Marzenia? To nie są marzenia, któregoś dnia tutaj zagram.”
Proszę czekać na koniec edukacji
Lukaku przyznał, że opuściłby szkołę, gdyby nie szacunek dla jego rodziców. W wieku 17 lat powiedział, że jest zadowolony z tego, że został mu tylko rok szkoły, bo później już nigdy nie przekroczy progu jakiejkolwiek klasy. Gdyby nie upartość pana i pani Lukaku ich syn pewnie nie posługiwałby się aż tyloma językami. Zna bowiem francuski, holenderski, hiszpański, portugalski i angielski oraz dialekt kongijski, do tego potrafi porozumieć się po włosku. Romelu docenia program nauczania, który przymusił go do nauczenia się tak wielu obcych mów. Dzięki temu bez problemu rozumie niemal wszystkich swoich kolegów, niezależnie od języka, jakim się posługują. Jednak nauka to nie wszystko, młody zawodnik nie zapominał o treningu. Po godzinie wychodził ze szkoły i szedł kilka kilometrów na stadion, po czym wracał do szkoły. Po lekcjach ćwiczył przed domem, gdyż ojciec udzielał mu kazań, gdy tylko oddalał się od frontowych drzwi. Pogoń za wiedzą powstrzymała potencjalnych pracodawców młodego napastnika. Nie da się także przecenić roli ojca w odpieraniu zakusów europejskich potęg. Były reprezentant Zairu trzymał wszystkich “działających w dobrej wierze doradców” z dala od swojego syna i to on przekonał go do pozostania w Brukseli do końca edukacji. Senior Lukaku nie bał się nawet powiedzieć samemu Jose Mourinho, że nauka dla jego syna to priorytet, gdy The Special One zadzwonił do ich domu będąc jeszcze trenerem Realu. Dzięki takiemu wychowaniu i konieczności szybkiego dojrzewania sam Romelu zachowuje się odpowiedzialnie. Podkreśla, że nie jest zwolennikiem nocnych klubów i imprez do białego rana. Jak sam mówi: “Każda szatnia profesjonalnego klubu może być środowiskiem, które nie wybacza. Jest to miejsce dla mężczyzn, a nie dla nastolatków.
Zmęczony byciem Drogbą
Odkąd tylko Lukaku pojawił się na piłkarskim horyzoncie, wraz z nim powstały porównania do Didiera Drogby. Nie mógł ich uniknąć i dobrze o tym wiedział, co potwierdza wybór DD na swojego idola. Prezenter belgijskiej telewizji nazwał go nastolatkiem o posturze boksera wagi ciężkiej, Mając takie warunki fizyczne i taką siłę, Romelu dominuje niczym Iworyjczyk, a transfer do Chelsea pomógł mu z pewnością w rozwijaniu podobieństw. Belg w pierwszym wywiadzie po transferze powiedział: “Mamy podobny styl gry, ale ja jestem również bardzo szybki. Chcę się od niego nauczyć jak to jest grać na Stamford Bridge i jak przygotowywać się do meczów. Mogę się również uczyć od innych napastników i doświadczonych graczy (…).”. Jednak większość swojego debiutanckiego sezonu w Chelsea spędził w rezerwach, a nie na wspólnych występach z Drogbą. Był niezadowolony do tego stopnia, że odmówił trzymania pucharu za zwycięstwo w Lidze Mistrzów, gdyż nie czuł się zwycięzcą. Ważnym punktem w jego karierze było wypożyczenie do West Bromu. Tam, jak sam mówi, nauczył się gry. Steve Clarke zmienił jego życie, pozwolił mu wejść na wyższy poziom. Wbił 17 bramek w 35 meczach, w tym klasycznego hattricka na pożegnanie Sir Alexa Fergusona w fantastycznym meczu zakończonym wynikiem 5-5. Zdobył doświadczenie i pewność siebie. Jeszcze w lipcu mówił: “Didier to legenda, teraz moim zadaniem jest osiągnięcie tego co on i chcę to zrobić tak szybko, jak tylko się da. Drogba to jeden z moich najlepszych przyjaciół, pełnił rolę ojca gdy byliśmy razem w Chelsea, po treningach rozmawialiśmy przez ponad godzinę. Mamy dobre stosunki i codziennie rozmawiamy, mówię mu co robię na treningach, a on odpowiada, czy to dobrze czy źle.” Jednak bycie przyjacielem to coś innego niż porównania. Belg jest zmęczony porównaniami do Drogby. Na początku był zadowolony z tych zestawień, ale później chciał już pracować na swoje nazwisko, a nie na bycie nowym Drogbą. Domagał się, żeby ludzie mówili – to jest Romelu Lukaku, a nie nowy Drogba.
Dwie wieże jadą do Rio
Chęć wyrobienia swojej własnej marki popchnęła Lukaku do kolejnego kroku w karierze. Romelu nie wiedział, czy będzie grał dla Chelsea w przyszłym sezonie, a pragnienie wyjazdu do Rio wiązało się z wygrywaniem rywalizacji w składzie i notowania jak największej liczby minut na boisku. Mimo respektu, jaki młody Belg ma dla Mou, dobrze wie, że przychodzi moment, w którym trzeba pokazać wszystkim swoje umiejętności. Gdy nie grał przez rok w CFC, stracił miejsce w reprezentacji. Z pomocą przyszedł Roberto Martinez. Znakomitym biznesem okazało się wypożyczenie Lukaku w ostatnim momencie okienka transferowego. Nikica Jelavic zgubił formę dawno temu, Victor Anichebe nie dawał takiej jakości, jakiej się wymaga od napastnika z TOP 8 jednej z najlepszych lig na świecie, zatem wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że Belg odnajdzie swoją bezpieczną przystań. Nie mógł zagrać przeciwko Chelsea, ale gdy tylko wyszedł na boisko, pokazał, na co go stać. Przestawia obrońców jak chce, mija ich jak tyczki slalomowe i pokonuje bramkarzy potężnymi, ale też i technicznymi strzałami. Pełen pakiet w wieku 20 lat. “Stajesz się lepszym tylko, kiedy grasz, więc najlepszą opcją było odejście.” – tak tłumaczył swoją decyzję Lukaku. Napastnik Evertonu znakomicie odnalazł się w systemie gry Martineza i jest chwalony nie tylko przez dziennikarzy, ale też i przez szkoleniowców. Steve Bruce, trener Hull przed konfrontacją z The Toffees powiedział, że jedynym pomysłem na powstrzymanie Lukaku, jaki przyszedł mu do głowy jest wołanie o pomoc. Idealnie uzupełnia się z innym diamentem w składzie EFC, Rossem Barkleyem. Okazuje się, że panowie mieli przyjemność zagrać przeciwko sobie… 7 lat temu! Lierse zmierzyło się z Evertonem podczas jednego z młodzieżowych turniejów. Po latach spotkali się i powspominali dawne czasy. Barkley nie mógł uwierzyć, że grał właśnie przeciwko Lukaku, który nie byłby sobą, gdyby nie wykreował dwóch bramek dla swojej drużyny.
Belg już ma na koncie cztery gole dla Evertonu, a przecież wybiegł na boisko zaledwie pięć razy. Wraz z innym odkryciem z Belgii – Christianem Benteke, powinien tworzyć znakomity duet na Mistrzostwach Świata w Brazylii. Jeśli utrzymają swoją aktualną dyspozycję i ominą ich urazy, mogą powalczyć o koronę króla strzelców w Rio. Na razie Lukaku powoli spełnia swoją przepowiednię zapisaną na kartach bazy danych Football Managera. To nie jest twoja typowa gwiazda, która strzela bramki tylko, gdy ustawisz ją w odpowiedni sposób na wirtualnym boisku. To połączenie czołgu z Ferrari. Zabójcze.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ