Informacje o blogu

Frankly, I don't give a damn

Everton FC

Premier League

Anglia, 2011/2012

Ten manifest użytkownika Bolson przeczytało już 2183 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.

Pokaż notki z kategorii:

MÓJ BLOG

We're on top! [5]25.04.2011 18:47, @Bolson

2

- Ależ oczywiście, że mecz z Newcastle traktujemy prestiżowo. Proszę sobie wyobrazić miny kibiców NUFC, gdy okaże się, że ich ukochany klub został pokonany przez drugi garnitur Evertonu.

- Czyli na St. James’ Park wyjdą rezerwy?

- Drugi garnitur. Czy usłyszała pani słowo rezerwy? Nie? Ja też nie. Rezerwy grają w lidze rezerw, a jakoś nie pamiętam, żeby Henderson, Mattock, Adam czy Gueye wystąpili w tym sezonie w zespole numer dwa.

- Jednak z drugiej strony żaden z wymienionych graczy nie miał zbyt dużo czasu na powąchanie murawy w wyjściowej jedenastce.

- Pyskować to sobie pani może do matki. Następne pytanie proszę.

- Nie boi się pan, że taka ilość zmian może zaburzyć harmonię i płynność gry?

- A skąd. Ci ludzie nie są tutaj od wczoraj, tylko od co najmniej kilku miesięcy. Zdążyli już mniej więcej załapać, o co mi chodzi. Powtarzam, nie ma mowy o zaburzeniu naszej gry.

- Everton jest w trakcie emocjonującego okresu – trzy dni temu mecz z United, teraz spotkanie z Newcastle, a przed wami dwumecz z Porto oraz wielkie starcia z Chelsea i Liverpoolem. Jest pan podekscytowany, czy też raczej spokojny?

- Podekscytowany. Właściwie to nie mogę za długo usiedzieć w jednym miejscu, więc bardzo przepraszam, ale pójdę już. Do zobaczenia czy tam usłyszenia.

***

Szósta runda to prawie jak półfinał, ale Newcastle to nie Chelsea, dlatego postanowiłem, że w tym spotkaniu wystąpi nasz drugi garnitur – gracze mało używani. Nie trudno było przewidzieć, że Sroki zepną się na to spotkanie, w końcu dla nich to najważniejszy mecz w sezonie, w końcu to prawie jak półfinał, w końcu grają z Evertonem! Miało przyjść około 50 tysięcy kibiców, którzy zapewne nie spodziewali się, że ich ulubieńcy zmierzą się nie z najlepszymi graczami EFC. Oto jedenastki, które zaszokowały fanów, znaczy się, nasza zaszokowała, bo N’Castle to oczywiście wystawili wszystkich najlepsiejszych. Pff.. frajerzy.

Newcastle – Epicko Faworyzowane Ciemnoty -> składy.

Deszcz przywitał obie jedenastki, sędziego i fanów. Nie mnie, bo wcześniej kazałem przynieść sobie parasolkę, żeby nie padało na mój nowiutki włoski garnitur. Gdy już wszyscy zobaczyli, jaki jestem modny, postanowiłem zdjąć marynarkę i wyruszyłem krzyczeć od pierwszego gwizdka na swoich nieudaczników. Newcastle spodziewało się Sanchezów, Fellainich czy Cleverleyów, a dostali Adama, Gueye i Hendersona, przez co ich super defensywne ustawienie mogło iść do pieca. W związku z tym Ameobi kulturalnie od początku obijał się od Jagielki, który dość często sprowadzał go na ziemię, każąc zbierać trawę z boiska, a my mogliśmy spokojnie atakować. Wbrew moim obawom, duet Henderson-Gueye spisywał się znakomicie i już w 15 minucie ten pierwszy idealnie dograł do Vaughana, a ten spokojnie wpakował piłkę do siatki – 1 do 0 dla Evertonu! Następnie Terry Connor, były asystent w Wolves, a obecnie menago N'Castle, zorientował się wreszcie, o co chodzi i dał sygnał do ataku. Niestety, Ameobi raz po raz gryzł ziemię, a strzały z dystansu… żeby nie przesadzić, to chyba dolatywały do 8 czy 9 rzędu, ale już nie pamiętam dokładnie. Jednak w 24 minucie jeden z nich zmusił Butlanda do wybicia piłki na róg, a z korneru Jagielka pomylił M’Bowa z Ameobim, dzięki czemu po raz pierwszy Shola mógł strzelić… i trafił, było po 1. Do przerwy graliśmy na taki spokojny remis, bo Newcastle wciąż obijało kibiców. W drugiej połowie, po wysuszeniu ciuchów, wszystko było o wiele lepiej. W 54 minucie rajd Hendersona prawą stroną, wrzutka na głowę Lukaku tudzież Vaughana i smuteczek… żadnego z nich tam nie było, nie zdążyli dobiec… Ale, ale, ale… na szczęście kolejny murzyn, Gueye, zauważył, jak powiedział po meczu, transparent z napisem „Bukmacherzy w Liverpoolu obstawiają – kilo bawełny za gola Gueye!”. W przerwie zadzwonił do kumpla, ten postawił funta, a Magaye (to się wymawia Magaj, tak jak Mazgaj, tylko że nieme ‘z’) zamknął dośrodkowanie Hendersona i pokonał Cernego. Cztery minuty później było już 3-1. Dośrodkowanie Adama z rożnego, faul Miquela i pewny strzał Lukaku – Newcastle wiedziało, że to już koniec marzeń, więc wprowadziłem Neville’a i Bilcośtamdinova, po czym spokojnie usiadłem na ławce i zacząłem suszyć koszulę. Łatwe 3-1, wypracowane przez graczy z drugiego garnituru… mmm… miodzio.


Newcastle – Epicko Faworyzowane Ciemnoty –> screen z meczu.

***

- Zwycięstwo autorstwa pańskich rezerw, musi pan być zadowolony ze swojej decyzji o daniu gwiazdom odpoczynku w perspektywie ciężkiego spotkania z FC Porto, prawda?

- Nie.

- Nie?

- Nie. Następny proszę.

- Przed Evertonem teraz niesamowicie ciężki okres, czy uważa pan, że pańscy piłkarze dadzą radę grać na najwyższych obrotach do końca sezonu?

- Ależ oczywiście, ci ludzie nie na darmo są graczami EFC – muszą wiedzieć, że sobie poradzą. Ja w nich wierzę, kibice w nich wierzą, ich matki, tatki, żonki, kochanki i dziewczynki też w nich wierzą. Z taką wiarą można góry przenosić, a na pewno pokonywać kolejnych rywali.

- Z grobu do nieba w trzy dni, mało kto potrafi pokonać taką drogę, prawda?

- Spytajcie Jezusa, mnie zostawcie w spokoju.

- Jeszcze jedno pytanie – jak pan ocenia szanse Evertonu przed meczem z Blackburn.

- Wygramy, a teraz biegnijcie do bukmacherów stawiać wasze marne pieniążki na nasze zwycięstwo. Dziękuję, dobranoc.

***

Drugi z trzech meczów na wyjeździe – Ewood Park czyli wizyta w Blackburn. To typowe średniaki, więc nie musieliśmy się martwić, taki typowy hit and run game – veni vidi vici po 90 minutach, bez zbędnych nerwów i tracenia zdrowia. W sumie to było tak nudno, a wynik był tak bardzo do przewidzenia, że po prostu pamiętam tylko bramki, okrutny róż na koszulkach i radość po ostatnim gwizdku, jakbyśmy udawali, że wygraliśmy miliard do zera.

Blackburn – Everton… zieeeeeeew… składy.

11 minuta – Fellaini do Lukaku, ten urwał się obrońcom, pomachał siedzącej na trybunach matce, uśmiechnął się do kamery, aż wreszcie wbiegł w pole karne i kopnął w długi róg. Piłka minęła Robinsona, który wyraźnie wzywał Boga, wznosząc ręce do góry i wpadła do siatki, przynajmniej tak to pamiętam.

91 minuta – pakowaliśmy już manatki, gdy Baines wykonał rzut z autu. Piłka do Ruska, ten oddał ją do Bainesa, który podał do Heitingi. Holender prostopadłą piłką znalazł Fellainiego, a Belg zaczekał aż Ryan Nelsen się poślizgnie i padnie mu do stóp, po czym kropnął w górny róg bramki z jakichś 8-9 metrów. Robinson udał, że mu zależy i rzucił się, ale jakimś cudem uniknął trafienia w głowę, co kibice skwitowali jękiem zawodu.

No, 2-0 i wszystko ładnie, pięknie, mogliśmy się przygotowywać na mecz z Porto.

Blackburn – Everton -> screen z meczu.

***

- Ależ to musiał być nudny mecz, prawda?

- Brawo, gratuluję – wstałem i podszedłem do dziennikarza, który zadał to pytanie. – Jest pan pierwszą osobą, która w tym sezonie zadała mądre pytanie! Brawa, proszę państwa, brawa! Świetny wykon, super sprawa. Tak, to był nudny mecz, ale takie trzeba czasami rozegrać.

- A co pan sądzi o kolorze koszulek, w jakich przyszło grać Evertonowi?

- Dzisiaj w powietrzu, mimo tego meczu, unosi się pozytywna aura. Kolejne dobre pytanie. Koszulki… dodają kolorytu. Nie powiem, że męskości, bo bym skłamał. Jest śmiesznie i tyle. Nic więcej nie jestem w stanie o nich powiedzieć. Coś jeszcze?

- Dwumecz z Porto będzie wyznacznikiem waszej formy do końca sezonu?

- A bo ja wiem… Może tak, może nie… Znaczy ja chciałbym, żeby tak było. Ale co będzie, jak przegramy?! Bo oczywiście nie można wykluczyć, że przegramy. Ja Porto nie widziałem nigdy na oczy… Nie wiem jak grają, a z ich zespołu kojarzyłem tylko Hulka, którego przecież już tam nie ma. Więcej będę wiedział w drugim meczu – tam pokażemy pełnię naszych umiejętności, bo pierwsze spotkanie to będzie rozeznanie. Będę zadowolony nawet z remisu.

- Jednak jest pan w stanie coś powiedzieć o aktualnej formie swoich zawodników – nie wszystko zależy tu od Porto.

- No, to akurat prawda. Stać nas na wiele, więc zakładam, że nasza przygoda z Ligą Mistrzów potrwa co najmniej 5 spotkań.

- Ale… to już będzie finał!

- No właśnie! Przecież gdybym powiedział państwu przed sezonem, że chcemy wyjść z grupy, to uznalibyście nas za rewelację przed tym dwumeczem. A ja nie chcę być rewelacją, chcę być faworytem!

***

Portugalia w marcu jest przepiękna. Słońce zaczyna już świecić coraz dłużej, praktycznie nie pada, a od morza wieje przyjemna bryza dzienna, bo w nocy to wieje od lądu bryza nocna. Gdy dotarliśmy do Porto przywitała nas parada ludzi w niebieskich koszulkach z transparentami, na których widniały smoki. Dopiero po piętnastu minutach zobaczyliśmy, że to nie homoseksualiści, tylko fani FC Porto. Było widać, że bardzo pragną zwycięstwa swojej drużyny, tak bardzo, że zaparkowali pod naszym hotelem, kulturalnie śpiewając do czwartej rano. W związku z tym odwołałem rozruch zaplanowany na dziesiątą i skoro świt o czternastej wszyscy stawiliśmy się na śniabiedzie (śniadanie + obiad), jedząc tosty z dżemem do kalafiorowej lub czegoś, co ją przypominało. Miałem do dyspozycji prawie wszystkich graczy, tylko Azpilicueta nie pojechał do Portugalii, podobno ma tam wrogów. Z tego, co udało się dowiedzieć scoutowi, w Porto też wszyscy zdrowi, w związku z tym składy przedmeczowe wyglądały następująco.

Porto – Everton -> składy.

Słońce zachodziło, a my wychodziliśmy na boisko. Spiker powiedział, że temperatura wynosi 14 stopni, choć przez lekki wiatr wydawało się, że jest około 10, co i tak w porównaniu do Anglii jest rajem. Gdy usłyszeliśmy ryk kibiców na trybunach, nawet trawa zdawała się drżeć ze strachu. Moi gracze chyba też lekko się speszyli, ale nie chcieli tego pokazać. Niestety, było to widać po ich grze, gdyż pierwsze czterdzieści pięć minut to tylko dwie kartki (Heitingi i Cleverley’a), ale poza tym to nic więcej, takie byle co w wykonaniu obu zespołów. Dopiero po przerwie wszystko zaczęło się rozkręcać. Pierwszy cios wyprowadzili gospodarze, jednak strzał Falcao minął słupek naszej bramki. Żeby Porto nie przejęło inicjatywy, do roboty wziął się duet LukakuVaughan. Niestety Belg doznał chyba jakiegoś szoku termicznego czy coś, bo grał gorzej niż źle. Na ławce nie było Kadleca, Gignac nieuprawniony do gry… musiał wejść człowiek, którego nikt nigdy nie powinien więcej oglądać w koszulce Evertonu – Yakubu. Myślałem, że nie można już grać gorzej niż Lukaku, stąd wejście Nigeryjczyka. Niestety, okazało się, że można, a Yak jest tego najlepszym przykładem… całe szczęście, że kończy mu się w czerwcu kontrakt. Niestety, od 63 minuty graliśmy jakby w 10, bo kazałem chłopakom omijać Yakubu szerokim łukiem, jeszcze by zabił kogoś na trybunach swoim strzałem. A Porto wciąż atakowało i nie wyglądało na to, że zamierzają przestać. Na szczęście na posterunku cały czas był Howard, który bronił jak natchniony. Niestety, wszystko co dobre, kiedyś się kończy. W 88 minucie podanie od Moutinho do Ukry, ten pociągnął trochę prawym skrzydłem i wrzucił piłkę w pole karne. Następnie rykoszet od Heitingi, który całkowicie zmylił Jagielkę, pozostawiając Falcao samego, a ten bez problemu wpakował piłkę obok Howarda i wyglądało na to, że do Liverpoolu mieliśmy wrócić z pustymi rękoma. Jednak sędzia doliczył trzy minuty i nagle zapalił się płomyk nadziei. Runęliśmy na Porto i nawet pozwoliłem podawać do Yakubu, co o dziwo okazało się decyzją, która zmieniła losy spotkania. Yak urwał się obrońcom, pobiegł w pole karne, strzelił i… oczywiście trafił w bramkarza, ale piłka znalazła się pod nogami Vaughana, który doprowadził do remisu At the buzzer, bo sędzia po tej bramce zakończył mecz i nagle, z pozycji przegranej staliśmy się faworytami… Ach ten futbol, trzeba go kochać za takie momenty wspierając Everton lub nienawidzić, gdy jest się kibicem Porto.

Porto – Everton -> screen z meczu.

***

- Raz zaczynacie od mocnego uderzenia na początku spotkania, innym razem kończycie mecze bramkami, przez co wasi przeciwnicy muszą być skoncentrowani przez cały mecz, czego to zasługa?

- Tego, że moi gracze wiedzą, że nie wystarczy być dobrym przez jakiś czas. Zawsze może znaleźć się ktoś, kto zada decydujący cios w najmniej odpowiednim momencie. Inne kluby zdają się o tym nie wiedzieć, więc po prostu wykorzystujemy tą przewagę, to nie jakaś niesamowita filozofia.

- Na gwiazdę wyrasta James Vaughan, który po raz kolejny umieścił piłkę w siatce, jak dobrze jest mieć takiego gracza?

- To jest niesamowite, ostatnio możemy na Jamesa liczyć, nawet właśnie w tych kluczowych momentach, jakby presja dla niego nie istniała! Mam nadzieję, że pomoże nam w najważniejszych meczach sezonu.

- Czy wobec eksplozji formy Vaughana i wciąż dobrych występów duetu Lukaku-Kadlec, myślał pan o zmianie ustawienia taktycznego?

- A czy pan, wobec dobrej formy pana kochanki, postanawia wyprowadzić się od żony i córki i zamieszkać z nią? James spisuje się znakomicie, ale zna swoje miejsce i proszę, wstrzymajcie się z jego beatyfikacją.

- W takim bądź razie, kto w tym związku jest żoną, a kto córką?

- Na obecną chwilę to Lukaku nosi spodnie, a Kadlec jeszcze kończy szkołę. Ale nie jest powiedziane, że niedługo te role się nie odwrócą, a może jednak będzie warto zamieszkać z kochanką?

- Przed wami bardzo ważny mecz – spotkanie z Chelsea, jesteście w stanie ich pokonać?

- Musimy. Jak wyliczył ‘Tygodnik Kibica’, potrzebujemy wygrać, niestety, jeszcze trzy spotkania. Więc trzeba zacząć od zaraz, nie ma lipy.

- Dlaczego niestety?

- Bo z chęcią skopałbym tyłki Liverpoolowi i wzniósł puchar śmiejąc się im w twarz. Na szczęście, wygramy ligę na Goodison, przeciwko Middlesbrough, a przynajmniej mamy taką nadzieję.

***

Pojedynek z Chelsea to bardzo ważne wydarzenie. Gdyby w Liverpoolu był większy stadion, na pewno byśmy na nim zagrali. Na szczęście mamy pieniądze i rozstawiliśmy w mieście kilka ekranów, żeby można było zobaczyć transmisję Sky Sports. Więc do tych 50 tysięcy, których spodziewaliśmy się na Goodison, można było spokojnie dodać z 200. Całe miasto żyło tym spotkaniem, ale w gazetach przedstawiano ten mecz jako przystawka do batalii z Liverpoolem, którym już w następnym manifeście. Zwycięstwo z Chelsea dawało nam spore szanse na przyklepanie mistrzostwa na swoim stadionie, przegrana oznaczała, że musieliśmy dać się pokonać jeszcze raz, żeby móc świętować obronę tytułu u siebie. Wobec przeciągającego się urazu Kadleca i, niestety, lekkiej zadyszki Vaughana, który zasiadł na ławce, w ataku musiałem postawić na… spokojnie, Gignaca, pewnie już ktoś myślał, że Yakubu, no nie? Prędzej zagrałbym jednym napastnikiem. Poza drobnymi problemami w ataku, wszyscy w rodzinie zdrowi i zamiast martwić się o wyjściową jedenastkę, mogłem skupić się na rozpracowaniu Chel$ki. A oni mieli trochę większy problem – kontuzja Essiena spowodowała, że w pierwszym składzie pojawił się niedoświadczony Jack Cork, a uraz Moussy Sissoko wywindował do roli pierwszego przecinaka Johna Obi Mikela. Nawet bez takich zawodników mecz zapowiadał się ekscytująco. Oto wyjściowe jedenastki

Everton – Chel$ki -> składy.

Pogoda była dla nas łaskawa i nad Goodison zaświeciło słońce, piękne i gorące. Połączcie to z chóralnymi śpiewami 50 tysięcy gardeł i dostaniecie prawie perfekcyjną atmosferę do rozegrania spotkania. Dlaczego prawie? Bo szczerze mówiąc, brakowało tak z 20-30 tysięcy ludzi, żeby nawet sędziego nie było słychać, ale spokojnie, na wszystko przyjdzie czas. Jednak mimo naszej przewagi psychologicznej, to Chelsea zaczęła bardziej agresywnie. Obi Mikel i Cork dawali sobie radę, a Lampard co chwila próbował uruchomić Vagnera Love, ale ten odbijał się od Jagielki bądź Yobo jak od muru. Oprócz Lampsa szalał też Malouda, który sprawiał trochę problemów Azpilicuetcie. Niewiele dobrego można było za to powiedzieć o Pienaarze – każdy jego kontakt z piłką to potężne gwizdy, kibice do tej pory nie wybaczyli mu, że wybrał Chelsea, choć mógł na przykład… Tottenham czy coś bardziej neutralnego. No ale zrobił jak zrobił i źle zrobił, bo ‘lamił’ od początku spotkania. Chelsea mimo dobrej gry ze strony swoich dwóch pomocników miała problemy ze strzałami, Vagner Love po prostu był zaskoczony, gdy znajdował się w sytuacji strzeleckiej, przez co piłka na początku mijała nasze słupki, jednak z czasem, gdy Brazylijczyk załapał o co chodzi i dotarło do niego, że piłka może czasami do niego dojść, przez co zagroził dwukrotnie Howardowi, ale Amerykanin wyszedł z tych opresji bez najmniejszego problemu. Jeśli chodzi o nasze ataki, to Lukaku przebudził się dopiero koło 20 minuty i uruchamiając swoje niesamowicie długie nogi parokrotnie zrobił Terry’ego i Alexa w konia, ale pojedynki z Cechem przegrywał bezapelacyjnie. I tak zrobił więcej niż Gignac, który wciąż nie potrafił się przystosować do naszego stylu gry. Chyba Andre-Pierre to nietrafiony transfer. Szkoda… Do przerwy 0-0 i szanse na mistrzostwo na Goodison niebezpiecznie się oddalały.

W drugiej połowie niewiele się zmieniło – praktycznie status quo, aż do 61 minuty. Wtedy to na boisko wszedł duet Fellaini-Vaughan i wszystko nagle drgnęło. Pierwsza akcja po wejściu tych dwóch, podanie od Fellainiego do Cleverley’a, ten znalazł Lukaku, a Belg płasko skierował piłkę w pole karne. Vaughan nie zdążył, ale na miejscu ze wślizgiem był Sanchez i wyprowadził Everton na prowadzenie! Chelsea zaregowała natychmiastowo. Na boisku pojawił się Eren Derdiyok, który zastąpił Corka i, podobnie jak u nas, coś w grze The Blues drgnęło. Przejście na 4-4-2 okazało się świetną decyzją. W 65 minucie Malouda wymienił podania z Ivanoviciem i dośrodkował w pole karne, gdzie fenomenalną główką popisał się… Derdiyok, a któż by inny? Po tej szybkiej wymianie ciosów tempo meczu opadło, choć na boisku pojawił się zarówno Anelka jak i Sturridge, co oznaczało, że CFC zamierzało zgarnąć pełną pulę. Frajerzy, naiwniacy, pajace i co tam jeszcze dodacie. Głupi plan grania trzema napastnikami pogrzebał szanse Chelsea, bo zamiast ładować piłkę w kierunku naszej bramki, ci trzej geniusze zastanawiali się, kto ma to zrobić, a zrobił to za nich… Fellaini. Przejęcie piłki przez znakomitego w tym dniu Jagielkę, podanie do Cleverley’a, ten podciągnął lewym skrzydłem i oddał do Vaughana. Anglik zauważył obiegającego Dorransa i wyłożył mu piłkę jak na tacy, ale Szkot kątem oka dostrzegł Fellainiego, a ten miał przed sobą pustą bramkę, co musiało skończyć się trafieniem i w 83 minucie trybuny znowu mogły eksplodować! Fenomenalna, koronkowa akcja, zakończona łatwym golem, Chelsea na kolanach, my praktycznie w niebie! Wiadomo było, że już jest pozamiatane i tak rzeczywiście się stało – 2 do 1 to znakomity wynik osiągnięty w świetnym stylu, to zwycięstwo zapamiętamy przez lata!

Everton – Chel$ki -> screen z meczu.

***

- Fenomenalne zwycięstwo, gratuluję! Czy to jednorazowy wystrzał, czy też początek wielkiej podróży Evertonu?

- Oczywiście, że to nie jednorazowy wystrzał. Mam nadzieję, że do końca sezonu będziemy prezentować tak fantastyczną formę!

- Zwycięstwo nad Chelsea cieszy podwójnie?

- Jeżeli pokonanie CFC cieszy podwójnie, to United potrójnie, City poczwórnie, a Looserpoolu chyba popiątnie, już chyba się przejęzyczyłem, ale mam nadzieję, że mnie rozumiecie. Na obecną chwilę z tej czwórki to Chelsea jest najsłabsza – takie są fakty.

- No to zapewne ma pan nadzieję właśnie na tą radość pomnożoną pięciokrotnie, w końcu Derby Merseyside już za tydzień!

- Nie mam nadziei, ja to wiem. Liver, tfu, Looserpool trzeba ograć i my to zrobimy. Nie widzę innego rozwiązania.

***

Next up – April:The Beginning. Stay tuned.

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ

Reklama

SONDA

Czy Everton pokona Liverpool?

Zagłosuj

Reklama

Szukaj nas w sieci

Zobacz także

FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.