Segunda Divisão Portuguesa
Ten manifest użytkownika Craxa fan przeczytało już 1108 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Dopiero po przybyciu na Stansted uświadomiłem sobie, że nienawidzę samolotów. Leciałem tylko dwa razy w życiu i nie wspominam tego najlepiej. W dodatku cały czas byłem zestresowany faktem, że zgodziłem się na tą wycieczkę. Na wszelki wypadek nie podzieliłem się tą informacją z moją drugą połówką. Za tydzień wracam do Anglii, pakuję rzeczy do samochodu i wracam do Polski. Postanowiłem, że kupię Izce coś ślicznego w Portugalii. Nawet nie wiedziałem, kiedy zasnąłem...
Samolot wylądował w Porto z gracją "spadającego słonia", co mnie natychmiast obudziło. Jeszcze tylko brawa, według mnie niezasłużone, dla pilotów i mogliśmy opuścić pokład tej piekielnej maszyny. Kiedy wyszedłem z samolotu poczułem się jak w piekle. Ale tu było gorąco...
- Tak, kurwa!!! - krzyczał podniecony Paolo. - W końcu słoneczko!!!
- Ja pierdolę - sapałem z gorąca. - Tutaj zawsze taki skwar?
- Skwar to dopiero będzie w południe - powiedział zadowolony chłopak. - Teraz to jest poranny chłodek.
Spojrzałem utęsknionym wzrokiem na samolot, pragnąc wrócić do tej "zimnej" Anglii. Upały, to była kolejna rzecz której nie znosiłem. Po dziesięciu minutach od lądowania byłem cały mokry. Marzyłem o zimnym prysznicu.
- Jakie plany na dzisiaj, Paolo? - zapytałem, próbując zapomnieć o moim dyskomforcie fizycznym.
- Dzisiaj impreza, jutro impreza i cały pieprzony tydzień impreza! Wino, kobiety i śpiew!
- Za śpiewem nie przepadam, kobietę to ja już mam, a wina chętnie skosztuję - powiedziałem z zadowoleniem w głosie. - Słyszałem o portugalskich trunkach...
Kiedy wsiedliśmy do klimatyzowanej taksówki, odczułem wielką ulgę. Podczas tej przejażdżki miałem okazję pooglądać miasto. A było co oglądać, gdyż Porto prezentowało się wspaniale. Przez szybę taksówki zobaczyłem w oddali obiekt piłkarski, który bardzo mi się spodobał. Zapytałem Paolo o ten stadion.
- To Estadio Dragao - mówił Paolo ze złością w głosie. - Stadion FC Porto. Raczej nie rozmawiaj na temat tego klubu, ani stadionu, kiedy dojedziemy na miejsce.
W Anglii wszystkie domy były takie same. Budowane z charakterystyczne szarej, bądż rdzawej cegły. Tutaj było ślicznie i kolorowo, a piękna słoneczna pogoda podkreślała jeszcze urok tego miasta. Paolo wielokrotnie opowiadał mi o swoim pięknym mieście i dopiero teraz zrozumiałem, że nie było w tym ani krzty przesady. Próbowałem czytać portugalskie szyldy i część zrozumiałem, gdyż w ciągu dwóch lat obcowania z Portugalczykami, ogarnąłem podstawy ich języka. Po kilkudziesięciu minutach dotarliśmy na miejsce i poszliśmy przywitać się z wujkiem Paolo. Jego wuj był pięćdziesięcioletnim mężczyzną. Był niskim, ale krępym mężczyzną. Krótkie, siwe włosy otaczały błyszczącą na słońcu łysinę, a jego twarz przyozdabiał sumiasty wąs. Miał na imię Jose i sam wychowywał Paolo, gdyż jego rodzice zginęli w katastrofie kolejowej, gdy Paolo był małym chłopcem. Jose wyszedł do nas ubrany w koszukę w czarno-białą szachownicę. W takich koszulkach grali piłkarze Boavisty Porto, a Jose był jednym z najwierniejszych kibiców tego klubu. Jose uściskał serdecznie Paolo i zaczęli coś wykrzykiwać po portugalsku. Mówili tak szybko, że zrozumiałem tylko niektóre słowa. "polski przyjaciel", "nowa nadzieja" i "świetny trener", to nieliczne słowa które usłyszałem. Po chwili wujek podszedł do mnie, przywital się mocnym uściskiem dłoni i zaprosił nas do domu. Wnętrze tego domu, to istne muzeum piłkarskie. Rozglądałem się oniemiałym wzrokiem, zapominając o upale, do którego powoli się przyzwyczajałem. Ściany salonu byly pomalowane w... biało-czarną szachownicę. Na tych ścianach były przeróżne puchary, portrety, szaliki, proporczyki, koszulki klubowe i wszelkie gadżety piłkarskie. To wszystko robiło niesamowite wrażenie, ale to co zobaczyłem nad kominkiem, zaskoczyło mnie zupełnie. Na podeście stała pantera. Model zwierzęcia wykonany był w oryginalnej skali, Na prawym boku zwierzęcia wygrawerowane było logo Boavisty, a pod spodem napis "Os Axadrezados".
- Co to znaczy? - zapytałem Paolo.
- Pantery - odpowiedział cichutko chłopak. - Pantery, które...
- ...powstaną z kolan - dokończył za niego, Jose.
Chwilę później byłem już pod prysznicem i kiedy tylko poczułem chłodny strumień wody, całe zmęczenie odpłynęło ode mnie jak "Titanic" z Liverpoolu. Po dość długiej kąpieli czekał na mnie portugalski pyszny obiad i butelka zmrożonego "Sagres". Podczas gdy delektowaliśmy się portugalskim piwem, wujek opowiadał nam o klubie.
- Kiedy zdegradowano Boavistę za korupcję, miałem ochotę pozabijać wszystkich, którzy maczali w tym paluchy.
- W naszej lidze, korupcja, to chleb powszedni - mówiłem. - Nie ma sezonu, żeby nie wypłynęła jakaś afera. A najgorsze jest to, że karają kluby za sprawy sprzed wielu lat, podczas gdy winowajcy za ukradzione pieniążki opłacają sobie najlepszych adwokatów i grają na nosie PZPN-owi. Odnosze wrażenie, że to się, kurwa, szybko nie skończy.
- Z waszą piłką coś niedobrego dzieje się ostatnio - powiedział Jose. - Przecież niedawno spraliście nam dupy w eliminacjach, a teraz co?
- A teraz jest żenada, jeśli chodzi o polski futbol - zacząłem marudzić. - Problemy z korupcją, z kibicami, fatalna gra reprezentacji i klubów w europejskich pucharach. Do tego chora atmosfera na szczycie tego wszystkiego i tylko najbliższe mistrzostwa Europy mogą nas uratować...
Przez całe popołudnie gawędziliśmy o sprawach związanych z futbolem. Ja nauczyłem się kilku nowych, portugalskich, słów, a Paolo wisiał na telefonie. Wczesnym wieczorem zakomunikował mi, że idziemy dzisiaj do jednego z klubów nocnych. Gorące powietrze, kilka drinków plus zmęczenie, spowodowały szybki koniec mojej imprezy. Nie pamiętam tej szalonej nocy, ani mojego powrotu do domu. Obudziłem się następnego ranka, na sofie w salonie. Właściwie to obudził mnie wujek, podstawiając mi pod nos kawę i śniadanie. Czułem się fatalnie. Kręciło mi się w głowie i było mi niedobrze.
- To postawi cię na nogi - uśmiechnął się Jose i położył na stoliku jakąś zupę. - Jedz, póki gorące.
Powoli wstałem i zacząłem jeść. Zupa była pyszna i kiedy mój żołądek nieco się napełnił, poczułem się zdecydowanie lepiej.
- To zupa krabowa - mówił Jose. - Pomaga po wszystkich imprezach. Po śniadaniu zabiorę cię na małą wycieczkę...
Gorąca zupa, faktycznie, postawila mnie na nogi, a świeżo parzona kawa pobudziła mnie do życia. Paolo wyszedł spotkać się ze znajomymi, a ja wyruszyłem na wycieczkę. Jose prowadził samochód i nic się nie odzywał całą drogę. Ja oglądałem miasto i z każdą chwilą zauważałem coraz więcej szachownic namalowanych na ścianach budynków. Oznaczało to, że zbliżamy się do stadionu i siedziby klubu z Boavisty. Moja intuicja mnie nie zawiodła, gdyż po kilku minutach zaparkowaliśmy przed nowoczesnym budynkiem, który był siedzibą klubu piłkarskiego.
- Chcesz mi pokazać klub? - zapytałem.
- To też - odpowiedział wujek. - Ale przede wszystkim, chciałbym przedstawić cię pewnemu człowiekowi.
Kiedy weszliśmy do środka, chłodne klimatyzowane powietrze, uderzyło mnie po twarzy. Poczułem wielką ulgę i rozejrzałem się po recepcji.
- Witaj Norbert! - usłyszałem swoje imię. Kto, do diabła, wie jak się nazywam? Odwróciłem się i zobaczyłem uśmiechniętego, eleganckiego mężczyznę. Od razu zauważyłem, że facet dbał o siebie. Męzczyzna miał około trzydziestu lat i wyglądał na jakiegoś biznesmena. Miał muskularną budowę ciała, a ubrany byl w drogi garnitur. Na ręku miał złotego "Rolexa", co nie umknęło mojej uwadze, gdyż od dawna byłem pasjonatem tej marki zegarków.
- Poznaliśmy się wczoraj, ale byłeś dość mocno wstawiony i być może nie pamiętasz - męzczyzna wyciągnął do mnie rękę. - Manuel Barbosa, dyrektor sportowy Boavista Futebol Club de Porto.
Przywitałem się z nim, nieco onieśmielony tą sytuacją, a Jose uśmiechał się chytrze.
- Proszę za mną! - powiedział Barbosa. - Pan Braga oczekuje!
- Kto taki? - zapytałem.
- Alvaro Braga - odpowiedział Jose. - Prezes Boavisty.
Tysiące myśli przeszło przez moją skacowaną głowę. Czy Portugalczycy to taki gościnny naród, że witają każdego obcokrajowca? Bo jeżeli dzisiaj chce się ze mną spotkać prezes Boavisty, to jutro może pogadam z Mourinho, a za dwa dni z jakimś dygnitarzem tego kraju. Czy oni wszystkich tak witają? O czym rozmawiałem wczoraj z tym Barbosą? Dotarliśmy do gabinetu prezesa i Manuel, nie pukając, otworzył drzwi. Pomyślałem, że skoro dyrektor wygląda jak bohater męskiej rozkładówki "Playboya", to prezes będzie niczym "Zeus Gromowładny", siedział tam na złotym tronie. Nic bardziej mylnego. Braga niczym szczególnym się nie wyróżniał. Ot, przeciętny facet przed pięćdziesiątką. W jego oczach zauważyłem zmęczenie, a po jego zachowaniu, bezradność. Alvaro Braga przywitał się ze mną i grzecznym gestem pokazał wygodne krzesło. Zapalił cygaro i zaczął mówić plynną i poprawną angielszczyzną.
- Więc to ty jesteś tym naszym zbawieniem.
- Jakim zbawieniem? - zgłupiałem. - Nie bardzo pana rozumiem.
Prezes popatrzyl na Jose i Manuela, a oni popatrzyli na siebie. Po chwili niezręcznego milczenia, głos zabrał Barbosa.
- Rozmawialiśmy wczoraj w nocy - zwrócił się do mnie.
- Niewiele pamiętam z wczorajszej nocy - odparłem z uśmiechem.
- To by wyjaśniło twoje zakłopotanie - mówił Braga. - Postaram się jasno i przejrzyście wszystko ci wytłumaczyć. Nasz klub popadł w ruinę finansową, a co za tym idzie, mamy kłopoty...
- Ale... co ja mam z tym wspólnego? - przerwałem mu pytaniem.
- Podobno jesteś niezłym trenerem.
- Jakim znowu trenerem? - brakło mi tchu. - Dorabiałem sobie w Anglii, trenując dzieciaki.
Mężczyźni popatrzyli na siebie z głupimi minami, a ja siedziałem i nie wiedziałem co powiedzieć.
- Paolo... - wysapał Jose. - Niech ja go tylko dorwę...
- No to mamy, kurwa, problem - zaklął Barbosa. - Jeżeli w tym sezonie nie awansujemy, to będzie pogrzeb Boavisty.
W gabinecie zapadła grobowa cisza. Popatrzyłem na mężczyzn i widziałem w ich oczach zrezygnowanie, rozpacz i łzy.
- Nie możecie zatrudnić jakiegoś trenera? - zapytałem.
- Nie na każdego możemy sobie pozwolić - westchnął prezes. - Niektórzy może by przyszli, ale mają zbyt wygórowane żądania. Cały czas szukaliśmy odpowiedniego człowieka i wtedy Jose powiedział nam o tobie.
- Paolo zadzwonił jakiś czas temu - mówił Jose. - Powiedział, że trenujesz mały klub angielski i kończysz tam karierę. Mówił, że chcesz wracać do kraju, więc poprosiłem go, aby zabrał cię ze sobą do Porto.
- A my, podczas twojego pobytu tutaj - kontynuował Manuel. - Mieliśmy za zadanie nakłonić ciebie do poprowadzenia Boavisty w tym sezonie. Przygotowałem nawet odpowiedni kontrakt. Sezon w portugalii zaczyna się we wrześniu, ale to przedsezonowe przygotowania są kluczowe dla każdego klubu. Bez odpowiedniego człowieka nie mamy co liczyć na awans, a co za tym idzie, jest po nas.
- Klub jest zadłużony - mówił prezes. - Mamy cztery i pół miliona euro długu. Już dwa lata temu zdegradowano nas do statusu klubu półzawodowego. Ten sezon to ostatnia szansa i nadzieja na uratowanie naszego klubu, ale musimy awansować.
Po raz kolejny w gabinecie zapadła cisza. Przez otwarte okno słychać było przejeżdżające samochody. Nie wiem ile czasu siedzieliśmy w milczeniu. Nie wiem również, co skłania człowieka do podejmowania tak spontanicznych decyzji.
- Spróbuję!!! - krzyknąłem. - Nie mam całego roku, ale spróbuję chociaż przygotować zespół do sezonu. W tym czasie na pewno znajdziecie trenera.
Mężczyźni popatrzyli na siebie i po raz kolejny zapadła niezręczna cisza, którą przerwał prezes.
- Nie masz doświadzenia, a ryzyko jest zbyt duże.
- Trenowaniem dzieciaków zajmowałem się dwa lata - odparłem. - Mam stosowne dokumenty i pozwolenia.
- Ale okres przygotowawczy, to nie tylko treningi. To organizacja sparringów, odpowiedni dobór taktyki, kontrakty i wzmocnienia. To mozolna praca, która owocuje po dłuższym i konkretnym czasie, a jeden błąd, lub zła decyzja, mogą zniszczyć cały ten wysiłek.
Znowu cisza i natłok myśli zbierających się pod czaszką. Prezes chodził wzdłuż swojego biurka, kiedy nagle sięgnął po jakieś pudło, które położył przede mną.
- A może jednak warto zaryzykować - powiedział. - W tym pudle jest twoja praca domowa. Wszystkie informacje dotyczące klubu. Od analizy poszczególnych zawodników, po ich kontrakty. Całe "dossier" sztabu szkoleniowego, finanse, budżety oraz materiały filmowe z poprzedniego sezonu. Za pięć dni przedstawisz mi szczegółowy raport odnośnie rozwiązań taktycznych, kontraktów, programów treningowych i wszystkiego co dotyczy klubu. Ja wtedy podejmę decyzję, ale do tej pory sprawa jest poufna. Nie chcę i nie potrzebuję zamieszania z mediami.
- Zrozumiałem panie Braga - odrzekłem i zabrałem pudło z biurka.
* * *
RAPORT
USTAWIENIE - 4-5-1. Po przeanalizowaniu wszystkich dostępnych zawodników, zdecydowalem się na grę:
Czterema obrońcami, którzy są ustawieni są standardowo. Dwóch bocznych, którzy mają za zadanie wspierać ataki. Rajdy bokami plus ostre dośrodkowania i szybki powrót na swoje pozycje. Jeden klasyczny środkowy obrońca, silny i dobrze grający głową. Drugi do zabezpieczenia, więc wymagam od niego szybkości i umiejętności krycia.
Jednym pomocnikiem defensywnym, który będzie pomagał stoperom, w czasie gdy boczni obrońcy pozostaną z przodu, a przeciwnik zagra z kontry.
Dwoma środkowymi pomocnikami, gdzie jeden będzie typowym rozgrywającym, a drugi obarczony zostanie zadaniami ofensywnymi.
Skrzydłowymi, którzy będą schodzić do środka robiąc miejsce bocznym obrońcom. Skrzydłowi będą grać pressingiem i agresywnie odbierać piłki, a także stwarzać przewagę liczebną w ofensywie.
Jednym napastnikiem, który będzie czychał na prostopadłe podania. Od niego wymagam zimnej krwi i opanowania.
Jako, że Boavista jest zdecydowanie najlepszym klubem w tej lidze, cały zespół będzie nastawiony ofensywnie, grając bezpośrednimi podaniami i wysokim pressingiem. Delikatny odbiór piłek ma spowodować mniejszą ilość stałych fragmentów gry.
WZMOCNIENIA
Najbardziej gorącymi pozycjami są, boki obony, lewy skrzydłowy i napastnik. To na te pozycje trzeba szukać odpowiednich zawodników. Potrzebny jest również trener siłowy i dwóch trenerów odpowiedzialnych za przygotowania techniczne i fizyczne. Przerażająca jest liczba scoutów, gdyż czterech to o dwóch za dużo na chwilę obecną.
POGRAM TRENINGOWY
W okresie przygotowawczym należy nastawić się na przygotowania kondycyjne i fizyczne. Wszystko po konsultacjach z klubowym fizjoterapeutą.
* * *
To były tylko podstawowe założenia dotyczące tej drużyny. Oprócz tego wypisałem szereg innych spostrzeżeń. Mój raport był dosyć obszerny i szczegółowy. Pracowałem nad nim już piąty dzień i Jose dostarczył go prezesowi. Jutro ma zapaść decyzja i jeżeli się zgodzą, to będę musiał tu zostać i jakoś to wytłumaczyć swojej kobiecie. Paolo otrzymał solidną burę od wujka, ale widziałem po jego minie, że jest zadowolony z przebiegu sytuacji.
Alvaro Braga patrzył na mnie, jakby próbował wejść do mojej głowy i przeczytać moje myśli. Po chwli milczenia, zapytał.
- Jak zamierzasz wzmocnić zespół, skoro budżet płacowy jest przekroczony o trzysta euro?
- Oddamy Golasa do Sportingu. Płacimy mu sześćset euro, a jest on na wypożyczeniu.
- Vitor Golas jest młodym i obiecującym bramkarzem - wtrącił Barbosa. - Chcieliśmy go wykupić po sezonie.
- Mamy trzech równorzędnych bramkarzy, Manuel - odparłem. - A obsada bramki jest naszym najmniejszym zmartwieniem, gdyż to my będziemy atakować przez większą część sezonu. Potrzebujemy ofensywnych piłkarzy i moim priorytetem byłoby wysłanie scouta do Mediolanu. Naszym klubem patronackim jest AC Milan, więc może zgodziliby się na bezpłatne wypożyczenia swoich młodych piłkarzy.
- Podoba mi się ten pomysł - uśmiechnął się prezes. - A którego scouta chcesz tam wysłać?
- I tutaj mamy problem - westchnąłem. - Mamy poważne braki jeśli chodzi o trenerów. Natomiast scoutów mamy, aż czterech, kiedy na chwilę obecną, wystarczy dwóch. Dwójce z nich trzeba będzie podziękować...
- To będzie nas kosztować - przerwał mi Braga.
- Właśnie do tego zmierzam - mówiłem. - Dwójce z nich można by przedłużyć kontrakty...
- Po co przedłużać, skoro są niepotrzebni? - zdziwił się Manuel.
- Już wyjaśniam - wstałem z krzesła i zacząłem spacerować po gabinecie. - Przedłużymy im kontrakty, ale nie jako scoutom, tylko jako trenerom. W ten sposób uzupełnimy braki kadrowe i zredukujemy liczbę niepotrzebnych scoutów.
- Pomysł niegłupi - mówił Alvaro. - Tylko skąd mamy wiedzieć, którzy scouci będą przyzwoitymi trenerami?
- Trzeba to sprawdzić, zanim się ich powysyła - odpowiedziałem. - A później trzeba jeszcze przekonać tą dwójkę do zmian w kontraktach.
Braga siedział w milczeniu, paląc swoje cygaro. Gołym okiem widać było, że nad czymś rozmyślał. Po kilku chwilach, powiedział cichym i spokojnym głosem.
- Tysiąc euro.
- Aż tyle nie będą wymagać, podpisując nowe kontrakty - odparłem szybko. - Myślę, że po sto euro więcej i się...
- Dla ciebie - przerwał mi Braga z uśmiechem. - Tysiąc tygodniowo do końca sierpnia. Przygotujesz drużynę do sezonu, a do tego czasu znajdziemy kogoś. Bierzesz tą robotę?
Prezes podsunął mi kontrakt i pióro, a ja usiadłem, nie mogąc uwierzyć w to co się stało. Tysiąc euro to dwukrotnie więcej niż zarabiałem w Anglii, a do tego możliwość prowadzenia drużyny, którą pamiętam z Ligi Mistrzów.
- Biorę - powiedziałem, po czym podpisałem kontrakt.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Rozbuduj obiekty młodzieżowe |
---|
Korzystając z rady Pucka, warto od razu po rozpoczęciu gry przejść się do zarządu i poprosić o zwiększenie nakładów na szkolenie młodzieży lub rozbudowę obiektów. Sprawdziłem to - włodarze prawie zawsze zgadzają się na takie warunki już w pierwszych tygodniach naszego urzędowania. |
Dowiedz się więcej |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ