Vanarama National League North/South
Ten manifest użytkownika Craxa fan przeczytało już 1283 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Monroe, nazywam się Robert Monroe
Od zawsze największym przekleństwem było moje rodowe dziedzictwo... Nazwisko... No bo z czym kojarzyć się może Monroe? Odpowiedź jest prosta, z Marylin Monroe, symbolem seksu lat sześćdziesiątych i potężnym skandalem z JFK w roli głównej.
* * *
...kwiecień, rok 1986, szkoła podstawowa...
- Ej Marylin, pobudka - właśnie śniłem o swojej niedoszłej pierwszej wizycie w restauracji McDonald's. Sen był piękny i prawdziwy. Już miałem w ustach kawałek tego ćwierćfunciaka, prawie miałem...
- Mówiłem, nie nazywaj mnie babskim imieniem! - po raz kolejny nie dane mi było skosztować przysmaku. Byłem wściekły.
- Mamy dla ciebie niespodziankę, stary - usłyszałem głos pierwszego błazna klasowego, Jima Hogginsa. - Możesz się odwrócić.
Spojrzałem do tyłu i zobaczyłem stojącego na ławce Andy'ego Williamsa. Ubrany był w coś, co przypominało damską spódniczkę. Andy chwilkę stał, a po chwili zaczął fałszować...
"... Happy Birthday, Mr President..."
* * *
- O kurwa! Zaspałem! - wstałem pospiesznie, nieomalże spadając z łóżka. Aby uniknąć bolesnego upadku, zrobiłem krok w tył i nadepnąłem bosą stopą na talerzyk kości po wczorajszym kurczaku.
- Kurwa Mać!!! - zawyłem z bólu. Chwyciłem się za bolącą stopę, tracąc przy tym równowagę co miało jeszcze bardziej bolesne skutki. Trzymając się za nogę, poleciałem do przodu, a konkretniej zaryłem głową w doniczkę pelargonii, którą miałem się opiekować pod nieobecność sąsiadki.
Pierwszy dzień mojej społecznej pracy i taka gafa. Blisko godzina spóźnienia, limo pod okiem, niewyprasowana koszula i trzydniowy zarost. W dodatku te dwie mile, musiałem przejść na piechotę. Byłem wkurwiony, gdyż ten sędzia był spowinowacony z prezesem tego pseudoklubu piłkarskiego, gdzie przyszło mi przez najbliższy miesiąc zapieprzać i to za darmo. Tak jak uwielbiałem Chelsea, tak bardzo nienawidziłem Dover Athletic. Dla mnie takie prowincjonalne kluby nie powinny istnieć. Ktoś mądry mógłby te wszystkie amatorskie drużynki pousuwać i zostawić tylko Premier League. Niech grają tylko najlepsi. Mimo faktu, że tutaj spędziłem całe swoje życie, moja noga nigdy nie stanęła na tym stadionie. Być może dlatego pomyliłem drogę...
- No miło, że jednak wpadłeś - rzekł z ironią w głosie, dobrze zbudowany, mężczyzna w średnim wieku. - Dzisiaj przymknę oko na te dwie godziny spóźnienia, ale wolałbym...
- Zgubiłem drogę - przerwałem mu pospiesznie.
Postawny mężczyzna spojrzał na kartkę, którą dzierżył w dłoni i z fałszywym uśmiechem na ustach powiedział.
- Mieszkasz w Dover trzydzieści dwa lata i nigdy, kurwa, nie byłeś na "Crabble".
- Nie przepadam za małomiasteczkowymi drużynami - w tym wypadku szczerość nie była inteligentnym posunięciem, gdyż facet zmienił kolory na twarzy.
- Proponuję ci zabrać się do roboty - odrzekł facet. - Zadanie na dzisiaj, malowanie płotków okalających stadion. Jak pieprzony Tom Sawyer.
Mężczyzna zaśmiał się szyderczo i poszedł, a ja przebrałem się, zabrałem sprzęt i rozpocząłem żmudną pracę. Po ośmiu godzinach machania pędzlem nie miałem ochoty nawet na piwo. Wolałbym zapieprzać nadgodziny na promie, niż malować te pieprzone płotki. Kolejny dzień był luźniejszy, gdyż musiałem pomalować linie na boisku treningowym. Zawodnicy z Dover mieli wkrótce rozpocząć przedsezonowe treningi. Uwinąłem się z tym w miarę szybko i w zamian za to dostałem koszulkę klubową Gillingham. Równie dobrze mógłbym założyć trykot West Hamu i paradować w niej po Fulham Road. A tak w ogóle, to zastanawiam się dlaczego wszyscy uwzięli się na ten Gillingham...
Minął pierwszy tydzień mojej wspaniałej pracy. W tym czasie poznałem też wszystkie sekrety koszenia trawy. Poznałem też bliżej mojego "pracodawcę", który okazał się asystentem managera Dover. Managera, którego drużyna tak naprawdę nie miała. Grający manager Nicky Forster odszedł kilka tygodni temu, gdyż nie był usatysfakcjonowany zbyt niską pensją. Zarząd Dover nie zgodził się na większe pobory dla Forstera i ten opuścił klub, w konsekwencji rządy objął muskularny Paul Joynes. Ten gość, na treningach, zachowuje się jak automat, a do tego jeszcze wrzeszczy na swoich podopiecznych. Na mnie też wrzeszczy, ale ja mam to w dupie, gdyż długo już tu nie zabawię.
Któregoś dnia przypatrywałem się treningom drużyny i doszedłem do wniosku, że Joynes to bałwan, który nie ma pojęcia o jakiejkolwiek taktyce. Faktem jest, że znakomicie przygotowywał drużynę siłowo i kondycyjnie, ale jak można, kurwa, na środku obrony postawić dwóch wielkich i powolnych chłopów. Zapomniałem o swojej pracy i podszedłem do linii boiska treningowego.
- Olly, Steve!!! - krzyczał asystent. - Ogrywają was jak chcą! Pieprzone panienki!
- Daj temu po lewej szybszego partnera - wtrąciłem. - Niech go asekuruje...
- A ty co, kurwa, Mancini? - zapytał, a raczej wrzasnął, Joynes. - Czy pieprzony ogrodnik? Zasuwaj przygotowywać płytę główną. Niedługo pierwsze sparingi, a boisko przypomina pastwisko.
Już miałem pokornie się oddalić, kiedy usłyszałem całkowicie obco brzmiący głos.
- Nie, nie. Poczekaj chwilkę, proszę...
* * *
Niespełna miesiąc później stałem przy linii okalającej boisko. Ten chłodny lipcowy wieczór miał zadecydować o mojej przyszłości. Zostaję w tym prowincjonalnym klubie, czy wracam na łajbę? Za dwie godziny będzie wszystko jasne. Jestem urodzonym nieudacznikiem i niezdarą i zawsze miełem pod górkę w życiu... Tak, to ja...
Monroe, nazywam się Robert Monroe
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Dbaj o harmonię |
---|
Aby osiągać sukcesy, niezbędna jest dobra atmosfera w szatni. Za nastroje zawodników odpowiadają ich morale oraz statusy, a narzędzie do utrzymywania harmonii w zespole stanowi interakcja z piłkarzami - drużynowa i indywidualna. |
Dowiedz się więcej |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ