Świsty, gwizdy, trąbki, krzyki i dźwięki maszyn. Tak pokrótce, kojarzyć będę kolejne litewskie manewry wojskowe, które hucznie odbyły się na ulicach Wilna. Parada przebranych dzieci z balonikami, orkiestra i szereg pancernych wozów, zalał tutejsze ulice. Ja, znalazłem sobie średnio przytulne miejsce, na czubku zardzewiałego włazu IS’a 4 skąd mogłem podziwiać całą tą maskaradę. Było ciepło, momentalnie gdy wyjeżdżaliśmy zza chmur nawet gorąco. Promienie słoneczne palą skórę, jest dobrze, no i te okulary, jak zwykle zawieszone na nosie. W ręku trzymałem karteczkę z terminarzem na kolejne spotkania. Boje o drugą ligę toczyć będziemy jeszcze przez blisko 4 miesiące. Chwile odpoczynku nie trwały jednak długo. Po skończonych manewrach zawitałem jeszcze do komisu, skąd pędem do domu, aby dowiedzieć się o wynikach losowania Pucharu Litwy, pod egidą Carslberga. Los chciał, że rywalem w pierwszej rundzie będzie Kursai. Zespół o którym nie wiedziałem wiele. Na szczęście, z informacjami na bieżąco był Roman, którego gryzmoły rozszyfrowywałem już bez pomocy lupy i ołówka.
Pucharowe spotkanie, formalnie nie różniło się niczym od ligowego. Atmosfera niezmienna, pozostawiła mnie w przekonaniu, że to spotkanie trzeba po prostu wygrać, i to w jak najlepszym stylu, tym bardziej, że podejmowaliśmy rywala u siebie. Pewność siebie i nie gasnąca potrzeba odnoszenia dalszych sukcesów zbudowała mnie na tyle, że lekką ręką machnąłem na propozycję wystawienia pierwszych jedenastu zawodników przez Jasaitisa i Pankratjeva.
D. Normantas, Baguzis, Jefisov, Renusas, Stanikaitis, Solomin, Rackus (12’Maziliauskas), Bogdanavicius, Arlauskis, Lekevicisu, Lukosevicius
Płyta boiska weryfikuje chyba wszystko, co tylko kryje w sobie piłka nożna. Goście wykorzystali fakt kontuzjowanego Rackusa, na tyle skutecznie, że pod koniec pierwszej połowy strzelili nam dwie frajerskie bramki. Odpowiedź Arlauskisa, tóż po zmianie połów dała, tyle co nic. Przegrane pierwsze pucharowe spotkanie, i odpadnięcie już na starcie z rozgrywek Carslberga. Na więcej chyba nas nie było stać. Pierwszy raz odkąd pracuję w żelaznych wilkach, spostrzegłem niezadowoloną minę prezesa. W prywatnej rozmowie, wyraźnie zakomunikował mi, że nie chciałby abym w przyszłości, postarał się ugrać coś więcej. Miałem jednak plan, jak poprawić humor naszego kochanego generała. Niesamowity ścisk w tabeli powodował, że miałem co raz mniej szans na wpadki z lokalnymi rywalami. W trakcie ,,wakacji’’ przybyła do nas garstka nowych szeregowych, którzy z miejsca zadeklarowali chęć grania w naszej drużynie. Mindaugas Bielskis, niski, żwawy defensywny pomocnik, Viktoras Joknys kolejny pan środka pola, oraz ich rywal- Devidydas Simkus. Do wyboru miałem jednego z nich, zdecydowałem jednak, że potrzebuję wszystkich trzech, dzięki czemu okopałem sobie środek pola na najbliższe 10 lat. Po pucharowym meczu z Kursai, czekała nas potyczka z Rodovitasem oraz Delintrą. Mecz derbowy, co prawda tylko zremisowaliśmy, ale zdążyliśmy odkupić swoje niewykorzystane sytuacje, trzema golami w następnym meczu. Po dwa trafienia zaliczyli Lukosevicius i Paberzis w obu tych spotkaniach. Bramki te, dodały nam 4 punkty do klasyfikacji ligowej i nadzieję na awans. W tabeli, na szczycie wciąż królowało Anyksciai, które z automatu stało się naszym najgroźniejszym rywalem. Pod koniec lipca, zdążyliśmy zagrać jeszcze zewnętrzne spotkanie z drużynami rezerw, które tym razem wygraliśmy w dobrym stylu 2:1 po golach Solomina i naszego nowego kompana Bielskisa.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ