***
Tworzę historię. Otwierając przed świętami wydanie specjalne ,Litewskiego Gońca Piłkarskiego’ natrafiłem na ciekawe, kilkudziesięciu stronicowe podsumowanie zmagań, wszystkich zespołów występujących od A do II lygi. Gdzieś na ostatnich stronach, drobnym maczkiem zauważyłem nazwę prowadzonego przez siebie zespołu, i czarno-biały herb Geleżinisu. Ekonomiczny zabieg ze strony redaktorów mojego ulubionego czytadła. BĘDĘ SIĘ SRAŁ Z TYMI PODSUMOWANIAMI BO JESTEM JEBNIĘTYM MASOCHISTĄ I FANATYKIEM FUTBOLU. Częściej obok mojej głowy położonej na poduszce leżała piłka, niżeli twarzyczka jakiejś dziewoi. Serio. Okładka świeciła ucieszoną mordą Gytisa Urby który ewidentnie manifestował swoją zdobycz bramkową. W środku magazynu, natrafiłem jednak na rubrykę ,Europejskie Puchary’ i ,Czas na reprezentację’. Postanowiłem, że wytnę sobie te wypociny autora, i zamieszczę je w swoich notatkach. Zresztą owy tekst był chyba tylko lekko modernizowany na przełomie tych wszystkich lat. Bo jak nie ruszyliśmy z miejsca na podbój Europy, tak się już chyba nigdy nie ruszymy. No chyba, że w środek Wilna uderzy jakiś meteor o nazwie Josesinas Mourinas i zrewolucjonizuje litewską piłkę nożną na tyle, że doczekamy się Ekranasu Poniewież, Żalgirisu albo Suduvy w europejskich rozgrywkach grupowych. Chociaż, raz pamiętam taki mecz gdzie FBK Kowno było bliskie awansu do Ligi Mistrzów, eliminując taką potęgę jak Glasgow Rangers! Póki co możemy jedynie marzyć, i doliczać liczbę państw które wpuściły nam wpierdol na przełomie tych kilkunastu lat. Zaczynamy:
Ekranas Poniewież jako mistrz kraju z sezonu 2012 rozlosowywany był już w parach 2 rundy kwalifikacji. Jako zespół nierozstawiony, Ekranas mierzył się z szkockim Celticiem. Rywal z górnej półki, regularnie występujący w Lidze Mistrzów. Jednym słowem – Bez szans. I tak też w rzeczywistości było. 3:0 na wyjeździe oraz u siebie spowodowało szybkim odpadnięciem z europejskich pucharów. Jedynym pocieszeniem dla chłopaków była chyba sposobność rozegrania meczu przy pełnych trybunach na Celtic Park. Niestety w ostatnich latach coraz częściej litewskie zespoły, żegnają się z europejskimi pucharami właśnie w taki sposób.
Żalgiris Wilno, rozpoczynał swoją euro zabawę od 2 rundy kwalifikacyjnej Ligi Europy. W losowaniu natrafił na trudnego, choć dobrze znanego rywala ze Skandynawii – Szwedzkie Malmo. Jedyny plus, że obie ekipy dzielił mały dystans, i wykluczyło to męczące wyjazdy na wschód bądź południe Europy. Zespół zielonych rozpoczął dwumecz, od spotkania przed własną publicznością. Niestety, na niewiele zdał się doping prawie 2 tysięcy kibiców, bo zgodnie z oczekiwaniami rywale okazali się mocniejsi i wygrali 4:1. Przez kilka chwil, litewscy kibice mieli nadzieje na korzystny wynik po tym jak piłkę do siatki wpakował Juozaitis. Gol Jauniusa dawał w tamtym momencie remis, ale kolejne gole szwedzkiego zespołu, sprowadziły na parter zespół Urbelicionusa. W rewanżu Malmo dopełniło formalności, wygrywając 2:0 po bramkach Pękalskiego (rzut karny) i Conchy po ładnej zespołowej akcji.
FK Szawle zespół z obyciem w europejskich pucharach czekał daleki wyjazd do Azerbejdzanu, gdzie mierzył się z tamtejszym Nefczim. Wynik który przywieźli do kraju czarno-złoci można uznać za wstydliwą porażkę. Podpieczni Viktoraviciusa ulegli wysoko, bo aż 4:1 i w rewanżu na stadionie Savivaldybe mogli jedynie walczyć o honor. Warto odnotować, iż hat-trickiem w tym meczu popisał się Mammadov. 1:1 po kolejnych 90 minutach, można więc uznać za osłodzenie wysokiej porażki kibicom sprzed tygodnia. Co nie zmienia faktu, że Szawle żegnają się z europejskim pucharami w żenującym stylu.
Osobny rozdział należy jednak przypisać zespołowi z Marijampol. Który jako jedyny przebrnął jakiegokolwiek rywala. Miejscowa Suduva, podobnie jak ich koledzy po fachu z Szawli trafili w 1 rundzie El. LE na zespół z Azerbejdżanu. AzAL Baku na papierze wydawał się być nieco łatwiejszym rywalem od Nefczi. W pierwszym spotkaniu, rozgrywanym u siebie Suduva pokonała dalekich gości ze wschodu 2:0 i wydawało się, że na rewanż jedzie ze sporą zaliczką. Niestety, każdy wyjazd do egzotycznych krajów wiąże się z ryzykiem i z wielkim trudem wytrzymania tamtejszych warunków. Gospodarze zdążyli odrobić straty, a gola dającego wówczas dogrywkę strzelił Qarayev. W porę opamiętali się piłkarze Suduvy. Nie minęły 3 minuty, a pieczęć na awansie zadeklarował Ksanavicius. Sporo strachu najedli się piłkarze czerwono-białych, na tyle, że Paulius Budrys, nie był w stanie udzielić konstruktywnego wywiadu. Zresztą o ciężkich warunkach, na konferencji prasowej wypowiedział się również trener zespołu z Marijampol.
W kolejnej rundzie, po perturbacjach związanych z Azerami, na zespół czekał Esbjerga. Z powodu napiętych spotkań, pierwszy mecz oraz rewanż rozegrany został w trybie niemalże natychmiastowym. Nie przeszkodziło to jednak zespołowi z Dani odnieść zwycięstwa (wymęczonego co prawda, ale jednak) 2:1 (u siebie). Na rewanż więc, ekipa Esbjerga jechała z małą zaliczką. Szkoda jedynie, że mimo dobrej dyspozycji Baranowskiego nie udało się uzyskać cennego bramkowego remisu. Tak więc, zespołowi Suduvy do awansu do kolejnej rundy potrzebne było zwycięstwo, i to bez straty gola. Tą sztukę udało się zrealizowac, niestety trwała ona krótko – Bo raptem 3 minuty. Gola dającego nadzieje strzelił Radzius, a uradowanych kibiców na stadionie Suduvy, pięknym strzałem za pola karnego uciszył Gert Kloster. Mimo wielu okazji do podwyższenia wyniku, Suduva nie zdołała poprawić swojego wyniku strzeleckiego i oba zespoły musiały pogodzić się remisem, z którego w większym stopniu zadowoleni są Duńczycy. Zespół Dariusa Gvildysa zamienił się rolami z przeciwnikiem z poprzedniego spotkania. Tym razem, to oni stali się ofiarą sławnych ,3 minut’ i pożegnali się (zdaniem niektórych nie zasłużenie) z awansem. Może za rok będzie lepiej?
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ