Po końcowym gwizdku meczu z Sokołem Aleksandrów wreszcie mogłem wrócić do domu, klapnąć na kanapie i krzyknąć: Tak jest, kurwa połowa drogi do Ekstraklasy za nami!
Bo tego właśnie dokonaliśmy. Po trzech latach w trzeciej lidze wreszcie wyrwaliśmy się z tego zadupia. Wreszcie jesteśmy w lidze, w której grają profesjonaliści. Wreszcie będziemy mogli powalczyć na serio w Pucharze Polski i – co najważniejsze – wreszcie być może uda się powalczyć o nowy stadion, bo obecny może pomieścić zaledwie 500 osób.
Jeśli pamiętacie – tak wiem niepotrzebnie się łudzę – w ostatniej notce byliśmy w połowie drugiego naszego sezonu w trzeciej lidze łódzko-mazowieckiej, gdzie jesień zakończyliśmy na trzecim miejscu w tabeli. Za Pelikanem Łowicz i SMS-em Łódź. Nic wielkiego się nie wydarzyło, Pelikana nie dogoniliśmy i drugi sezon musieliśmy obejść się smakiem, dokręcić śrubę, mocniej pracować i powalczyć w sezonie 2014/2015.
Za faworytów do awansu uznawano przede wszystkim Legionovię oraz Radomiaka, nas mimo że dwa razy kończyliśmy na drugim miejscu skazywano na spadek. Ok, ja tam nie wnikam, ale nam to w sumie pasowało, z każdym meczem udowadnialiśmy, że to wszystko gówno prawda i że zdecydowanie należy nam się awans. Po rundzie jesiennej spokojnie prowadziliśmy z 4 punktami przewagi nad ekipą z Radomia.
Na wiosnę mieliśmy szansę po raz trzeci w historii klubu zdobyć Puchar łódzko-mazowiecki, ale skupiając się na lidze drugi skład przegrał finał z GKP Targówek. Nas jednak – jak już wspominałem – bardziej interesowały inne rozgrywki. Na wiosnę zaczęliśmy wygrywać wszystko, jak leci a sprowadzony Sebastian Czapa – piłkarz ukształtowany przez Polonię i Wisłę wniósł dużo świeżości do naszego ataku.
Zacięliśmy się niestety właśnie po przegranym pucharze. Dostaliśmy od Legionovii, niemiłosiernie męczyliśmy się z Hutnikiem, ostatecznie wygrywając 1:0 i przegraliśmy 0:4 ze Startem Otwock. Na nasze szczęście Radomiak też się potykał, ale mimo wszystko w przedostatniej kolejce potrzebowaliśmy zwycięstwa jak nigdy wcześniej. A przyjeżdżały do nas rezerwy Znicza – pewny spadkowicz. Po emocjonującej końcówce zwyciężyliśmy 2:1 i mogliśmy być niemal pewni awansu. Wystarczyło nie przegrać w Aleksandrowie Łódzkim. Zwyciężyliśmy 4:0 i tyle nas widziano w zaścianku polskiej piłki. Mam nadzieję, że UKS nigdy więcej nie znajdzie się w takich rejonach.
Historia kopciuszka, który w ciągu piętnastu lat przebył drogę z C klasy do 2.ligi maluje się w jak najbardziej jasnych barwach. Menedżer Ładziaków mimo ofert z Cracovii oraz Polonii Bytom postanowił pozostać na stanowisku, zaskoczyć wszystkich i jako beniaminek przebojem wedrzeć się do pierwszej ligi. Czy mu się uda? Przekonacie się w następnym odcinku.
PS Zapowiadam, że po awansie UKS-u do Ekstraklasy przerzucę się na fabułę. Na razie chcę jak najszybciej przejść przez najtrudniejszy okres w grze, czyli wyciąganie tej drużyny z dna i trzech metrów mułu na przyzwoity poziom.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ