Polska II Liga
Ten manifest użytkownika jakubkwa przeczytało już 1098 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Gorzów Wielkopolski, 25 lipca 2010, godzina 13:30. Trybuny stadionu miejscowego GKP powoli zaczynały wypełniać się ludźmi, gdy tymczasem na murawę wyszedł młody mężczyzna w garniturze. Rozejrzał się, po czym zamknął oczy i zaczerpnął głęboko powietrza. Uśmiechnąwszy się pod nosem obrócił się na pięcie i powędrował w stronę szatni dla gości, gdzie czekali na niego piłkarze Górnika Wałbrzych, których miał poprowadzić do pierwszego w sezonie II Ligi boju...
---
W zasadzie nie wiem czego się spodziewałem wychodząc na boisko przed meczem. Przecież stadion czy murawa nie będą piękniejsze tylko dlatego, że są drugo- a nie trzecioligowe. Jednak był to dla mnie ważny dzień - pierwszy mecz w tej klasie rozgrywkowej, dziwnie czułem się zdając sobie sprawę, że niektórzy moi zawodnicy mają znacznie większe doświadczenie, niż ja. Na mecz wyszliśmy w składzie:
Kisiel - Kokoszka, Przerywacz, Zakrzewski, Freidgeimas - Morales, Tymiński, Popiel, Tobiasz - Podolski, Zapaśnik
Powiedziałem chłopakom, żeby skupili się na obronie i grali z kontry, spodziewając się ataków gospodarzy od początku meczu. Tak się jednak nie stało i ani się obejrzeliśmy, a przejęliśmy kontrolę nad meczem grając atak pozycyjny. Wyglądało to naprawdę dobrze, mieliśmy ogromną przewagę, jednak marnowaliśmy okazję za okazją. To zemściło się tuż przed przerwą, kiedy gola na 1-0 dla GKP strzelił Michał Ilków-Gołąb. W drugiej połowie obraz gry nie uległ zmianie - to znaczy my atakowaliśmy, a gospodarze strzelali bramki. Hat-tricka skompletował Ilków-Gołąb i przegraliśmy 0-3, niesprawiedliwie, bo byliśmy po prostu lepsi. Cóż, może taki zimny prysznic się nam przyda. Fatalny debiut zaliczył Freidgeimas, za to świetnie zagrał Tobiasz, który na prawym skrzydle szalał raz po raz mijając rywali. Mimo to postanowiłem zgodnie z planem sprowadzić mu konkurenta i jeszcze przed kolejnym spotkaniem z Jarotą nasze szeregi zasilił Mateusz Jeleń (21 lat, OP PŚ) wypożyczony z Cracovii.
Z drużyną z Jarocina graliśmy w Wałbrzychu już trzy dni później, więc nie wszyscy zdążyli odpocząć. Z tego powodu konieczne były zmiany w składzie. Szkatuła zastąpił Kokoszkę, Cieślak - Przerywacza, Gilewicz - Zapaśnika, Jeleń - Tobiasza, a Kaźmierczak - Popiela, z tym że Marcin zagrał na lewym skrzydle, skąd do środka powędrował Fernando Morales. Po pierwszej kolejce zajmowaliśmy zaszczytne ostatnie miejsce w tabeli, więc mobilizacja była spora. Mecz z Jarotą był dokładnym przeciwieństwem spotkania w Gorzowie - tym razem to my zostaliśmy całkowicie zdominowani przez rywali, a mimo to wygraliśmy. Bramkę zdobył Patryk Podolski już w 10. minucie, po znakomitej akcji i dośrodkowaniu Jelenia. Freidgeimas, kompletnie beznadziejny z GKP, tym razem był najlepszy na boisku.
Sporo o tym, na co nas będzie stać w tym sezonie, miało powiedzieć trzecie spotkanie - w Swarzędzu z miejscową Unią. Był to zespół stawiany w gronie kandydatów do spadku, wobec tego zwycięstwo na ich terenie było konieczne, jeśli chcieliśmy w ogóle marzyć o awansie, a przecież mimo zaklinania rzeczywistości i ostrożnych wypowiedzi na ten temat w mediach takie marzenia wszyscy mieliśmy. Znów mieliśmy tylko trzy dni przerwy, znów więc było sporo zmian w składzie - na bokach obrony zagrali tym razem Grohlich z Kaśnikowskim (którego tuż przed tym meczem sprowadziłem na zasadzie wypożyczenia ze Śląska - to był jego drugi sezon w Wałbrzychu), w środku Przerywacz zastąpił Cieślaka, na lewe skrzydło wrócił Morales, na drugą stronę zaś Tobiasz, środek pola mieli opanować Rytko z Popielem, a w ataku szansę dostał nasz zabójczy duet Zapaśnik - Podolski. Generalnie zaczynałem powątpiewać w słuszność swoich decyzji z okresu przygotowawczego, bo zawodnicy nie wyglądali najlepiej pod względem kondycyjnym, ale rywale prezentowali się jeszcze gorzej. Spotkanie było bardzo wyrównane, Unia mogła wyjść na prowadzenie w 17. minucie, ale nie wykorzystała karnego, którego sprokurował Przerywacz. Jego braki szybkościowe na tym poziomie zaczynały być coraz bardziej widoczne - stawało się dla mnie jasne, że w trakcie sezonu trzeba będzie postawić raczej na parę stoperów Zakrzewski - Cieślak, a w rezerwie na tej pozycji był jeszcze Grohlich czy Kaśnikowski. W 33. minucie po rożnym dla gospodarzy piłkę chwycił Kisiel, wykopał ją natychmiast jak najdalej od bramki, przejął ją Zapaśnik, który znalazł się tym samym w sytuacji sam na sam z bramkarzem i nie zmarnował jej. W drugiej połowie Unia całkowicie przejęła inicjatywę, my chcieliśmy kąsać z kontry, ale mało brakowało, a to nas by ukąszono. Na szczęście tego dnia fenomenalnie bronił Kisiel, został wybrany zawodnikiem meczu, i w dużej mierze dzięki niemu dotrwaliśmy z 1-0 do końca i awansowaliśmy na 5. miejsce w tabeli.
Do następnego meczu, u siebie z Przebojem Wolbrom, mieliśmy cały tydzień, więc była szansa, że zagramy w nim mniej więcej podstawowym składem. Niemniej jednak dni te mijały pracowicie, bo choć drużyny już wzmocnić nie planowałem, cały czas obserwowałem kilku zawodników z wyższej półki, którzy - gdyby się zgodzili na grę u nas - mogliby takim nieplanowanym nie lada wzmocnieniem zostać. Niestety, żaden z nich na wypożyczenie się nie zgodził, za to my pozbyliśmy się na takich zasadach dwóch zawodników - Michał Starczukowski poszedł na rok do MKS-u Szczawno Zdrój, zaś Rafał Majka do Polonii Trzebnica. To odciążyło nasz budżet płacowy o jakieś półtora tysiąca złotych, jako że ich tymczasowi pracodawcy zgodzili się płacić im pensje w całości. Wracając do spotkania z Przebojem - wystąpiliśmy w nim w zestawieniu na mój gust niemal optymalnym. Niemal, bo Zakrzewski pauzował za kartki, więc na środku obrony miejsce zachował Przerywacz. Nasz skład na ten mecz prezentował się następująco:
Kisiel - Kokoszka, Przerywacz, Cieślak, Freidgeimas - Morales, Tymiński, Popiel, Tobiasz - Podolski, Zapaśnik
Dobrze od początku radził sobie Freidgeimas. Litwin już w pierwszych minutach spotkania mógł zdobyć bramkę po uderzeniu z wolnego, jednak minimalnie chybił. Jednak chwilę potem, w 9. minucie, po jego dośrodkowaniu z paru metrów skierował piłkę do siatki Morales i objęliśmy prowadzenie. Tuż przed przerwą, po wybiciu Kisiela z głębokiego wolnego, głową na 2-0 lobując bramkarza podwyższył Zapaśnik i wiedzieliśmy, że już nic złego w tym meczu się nam nie stanie. Mieliśmy rację, ale tylko po części, bo choć goście nam nie zagrozili, to jednak kontuzję złapał Popiel, co nie było zbyt dobrą wiadomością. Na boisku zastąpił go póki co Morawski, który kilkanaście minut później popisał się odbiorem piłki pod własnym polem karnym, wspaniałym 50-metrowym rajdem i jeszcze lepszym prostopadłym podaniem otwierającym drogę do bramki Zapaśnikowi. Ten zdobył tym samym drugiego gola w meczu, a 5 minut przed jego końcem zdążył skompletować hat-tricka po dośrodkowaniu Moralesa przedłużonym przez Podolskiego. 4-0, dobra gra i drugie miejsce w tabeli po trzecim z rzędu zwycięstwie - były powody do radości, tym bardziej że Popiel miał opuścić treningi tylko przez 6 dni.
Sporym szokiem było dla włodarzy Górnika otrzymanie faksu z powołaniem do kadry seniorskiej. Dotyczyło ono Freidgeimasa, który zresztą w reprezentacji Litwy zagrał już wcześniej 3 spotkania, a jako piłkarz naszego klubu dołożył do tego kolejne, z Turcją. Wszedł na ostatni kwadrans, a Litwini polegli u siebie 1-2, ale w Wałbrzychu i tak ludzie chodzili bardzo z niego dumni. Dawno nie mieliśmy reprezentanta kraju na poziomie seniorskim. A jeszcze tak się szczęśliwie złożyło, że Freidgeimas mimo występu w kadrze mógł zagrać również w kolejnym spotkaniu ligowym, z Chojniczanką w Chojnicach. Według przedsezonowych kursów bukmacherskich był to nasz główny rywal do drugiego, premiowanego awansem, miejsca. W składzie zaszła tylko jedna zmiana - miejsce Popiela, który kontuzję wyleczył, ale nie był w pełni sił, zajął - tak jak w ostatnim meczu - Marcin Morawski. Znów szalał Zapaśnik, który najpierw zaliczył asystę przy bramce Moralesa, a w drugiej połowie sam strzelił dwa gole, jednego dołożył wprowadzony za niego na końcówkę Gilewicz i drugi raz z rzędu wygraliśmy 4-0, tym razem jednak na wyjeździe ze, ponoć, znacznie poważniejszym rywalem. Po tym spotkaniu drużynę opuścił Marcin Kaźmierczak, który po dobrym zeszłym sezonie, w którym był naszym podstawowym graczem, nie miałby szans przy Moralesie, więc pożegnaliśmy się w zgodzie. Marcin uzyskał zresztą sportowy awans, bo powędrował do I Ligi zasilając Sandecję Nowy Sącz. My uzyskaliśmy natomiast 5 tys. złotych - rekord sprzedaży za mojej kadencji w klubie. Na listę transferową powędrował też Tomasz Wepa - kolejny lewy pomocnik. Za nich dwóch natomiast do klubu sprowadzeni zostali na zasadzie wypożyczenia Kamil Jeleń (OP LŚ) z Wisły - 20-letni brat Mateusza, którego wypożyczyliśmy z Cracovii, oraz następny z graczy, których znaliśmy z poprzedniego sezonu, Karol Fryzowicz (O/P PL), który co prawda jeszcze nie zaleczył kontuzji, jakiej doznał w naszych barwach pod koniec zeszłego sezonu, ale jako że niedługo zamykało się okienko transferowe, zaklepaliśmy go wcześniej. To był dla nas koniec transferów - przynajmniej tych do klubu, bo jeśli ktoś zechciałby przed końcem sierpnia Wepę, to pożegnalibyśmy go bez żalu.
Cztery dni później czekała nas przeprawa u siebie z liderem tabeli - Polonią Słubice, która do tej pory wygrała w lidze wszystkie pięć spotkań. Kilka roszad w składzie - zmęczonego Kokoszkę na lewej obronie zmienił Szkatuła, na środku za Przerywacza w wyjściowej jedenastce pojawił się Zakrzewski, a Popiel wrócił do niej zastępując Morawskiego. Swoją drogą tej ostatniej zmiany jeszcze zapewne parę razy w tym sezonie użyję, bo Popiel w spotkaniu z Polonią, znów doznał niedługiej, 10-dniowej kontuzji. Spotkanie z liderem zaczęliśmy bez respektu, atakując to prawym, to lewym skrzydłem. W 30. minucie gola dała nam jednak akcja wyprowadzona środkiem przez Tymińskiego, który podał prostopadle do wychodzącego na pozycję Moralesa, a ten zdobył swoją 3 bramkę w 6 meczu. Pięć minut później było już 2-0, gdy po podaniu Freidgeimasa i okiwaniu obrońcy do siatki rywali trafił Zapaśnik (7 gol w 6 występie!). Co prawda zrobiło się nerwowo, gdy tuż przed przerwą goście zdobyli bramkę kontaktową, ale tuż po zmianie stron faulowany w polu karnym był Zapaśnik, a jedenastkę wykorzystał Podolski. Potem dałem nawet pograć pół godziny braciom Jeleniom na skrzydłach, takie mi się to wydawało poetyckie. Wynik utrzymał się do końca, wygraliśmy 3-1 i wyszliśmy na pierwsze miejsce w tabeli, choć Polonia miała tyle samo punktów co my. Cieszyła też wzrastająca frekwencja na stadionie 1000-lecia - w pierwszym meczu u siebie było na nim 790 osób, w drugim już 818, a teraz przyszło 853 widzów.
Już trzy dni później graliśmy w Radzionkowie z Ruchem. Kondycyjnie większość zawodników pierwszego zespołu wyglądała kiepsko, postanowiłem więc dać szansę rezerwowym - i to na każdej pozycji poza bramką. Wyszliśmy w następującym zestawieniu:
Kisiel - P. Morawski, Kaśnikowski, Przerywacz, Grohlich - Wepa, K. Jeleń, Rytko, M. Jeleń - Gilewicz, Konarski
W zasadzie spodziewałem się po tym meczu wszystkiego - nawet porażka niespecjalnie by mnie zmartwiła, bo nasza sytuacja w tabeli była i tak bardzo dobra. I byliśmy faktycznie blisko przegranej, kiedy w 74. minucie gospodarze trafili na 1-0. Dziesięć minut później do wyrównania doprowadził jednak Gilewicz i wywieźliśmy z Radzionkowa cenny punkt - nieźle jak na rezerwowy skład. Co prawda straciliśmy prowadzenie w tabeli, bo swój mecz wygrała Polonia Słubice i wyprzedzała nas o dwa oczka, ale mnie bardziej martwiła strata Mateusza Jelenia, który w trakcie meczu musiał opuścić boisko z powodu kontuzji. Nadwyrężył on sobie więzadła kolanowe, przez co nie zagra 2, a może nawet 3 miesiące. To, w połączeniu z wcześniejszymi kontuzjami Janika i Fryzowicza oznaczało, że Tobiasz nie miał praktycznie zmiennika na prawym skrzydle. Ewentualnie mógł tam zagrać Zapaśnik, ale szkoda by było, jako że Michał spisywał się znakomicie w ataku.
Tydzień później w Wałbrzychu podejmowaliśmy Unię Janikowo i wróciliśmy do pierwszego składu. Kisiel w bramce, Kokoszka i Freidgeimas na bokach obrony, Cieślak z Zakrzewskim w jej środku, Tobiasz i Morales na skrzydłach, Tymiński i Marcin Morawski w środku pola i duet Podolski - Zapaśnik w ataku. Maradona zastępował wracającego dopiero po kontuzji Popiela - gdyby nie to, gralibyśmy w optymalnym zestawieniu. Mecz rozpoczął się jednak dla nas bardzo niedobrze - w 5. minucie przegrywaliśmy 0-1 i trzeba było brać się do roboty. Nakazałem piłkarzom bardziej ofensywną grę i to dało efekt. Goście wyraźnie się cofnęli po zdobyciu prowadzenia, oddali nam inicjatywę, a my wykorzystaliśmy to najpierw w 40. minucie, kiedy po podaniu Tymińskiego gola zdobył Zapaśnik, a potem w 4. minucie doliczonego czasu gry, gdy sam Tymiński uderzeniem z dystansu pokonał bramkarza gości. Ten swoją drogą miał przy obu bramkach spory udział, podobnie jak przy kolejnej - już po przerwie - autorstwa wprowadzonego chwilę wcześniej Kamila Jelenia. Kamil po zdobyciu gola pobiegł w stronę trybun i zadedykował trafienie swojemu kontuzjowanemu bratu. Tuż przed końcowym gwizdkiem Unia zmniejszyła rozmiary porażki zdobywając drugą bramkę, ale zwycięstwa im już nie oddaliśmy - 3-2 i trzy punkty zostały w Wałbrzychu.
Freidgeimas otrzymał po raz kolejny powołanie do reprezentacji Litwy, tym razem jednak jej mecze - z Luksemburgiem i Liechtensteinem - odbywały się w terminach dwóch naszych spotkań - ligowego u siebie z ROW-em Rybnik i pucharowego na wyjeździe z Pogonią Łapy, więc przynajmniej w tych meczach na prawej obronie zagrać musiał kto inny. W tym pierwszym spotkaniu był to Szkatuła, a oprócz tej zmiany do składu wrócił Popiel, który zastąpił Marcina Morawskiego. Mecz z goścmi z Rybnika zakończył się bezbramkowym remisem mimo naszej dobrej gry, dużej przewagi i karnego w 10. minucie, którego nie wykorzystał Tobiasz. Szkoda, bo wobec remisu Polonii Słubice mieliśmy szanse na powrót na czoło tabeli, a tak zostaliśmy na drugim miejscu, za to z 4 punktami przewagi nad trzecim GKP Gorzów i kolejnymi - Miedzią Legnica, Czarnymi Żagań i Bałtykiem Gdynia. Liga była więc bardzo wyrównana, nas tymczasem czekał odpoczynek od niej i wyjazd do Łap na spotkanie 3. rundy Pucharu Polski z Pogonią. Był to klub z grupy podlasko-warmińsko-mazurskiej III Ligi i choćby z tego powodu należało ten mecz wygrać. Dodatkową przesłanką ku temu był fakt, że zarząd oczekiwał od nas w tym sezonie awansu do co najmniej 6. rundy rozgrywek. Na murawę wyszliśmy więc zmobilizowani, ale w rezerwowym składzie, bo trzy dni później czekało nas spotkanie ligowe, znacznie dla mnie ważniejsze. Zresztą liczyłem na to, że i tak sobie spokojnie poradzimy z gospodarzami i choć może tak spokojnie nie było, to ostatecznie wygraliśmy 2-0 bo bramkach Konarskiego i Przerwyacza (z karnego), i awansowaliśmy do kolejnej rundy pucharu, w której naszym rywalem będzie kolejny trzecioligowiec - Radomiak Radom.
Dzięki wystawieniu rezerw w Łapach mogliśmy wypoczętym pierwszym składem zmierzyć się trzy dni później w Aleksandrowie Łódzkim z miejscowym Sokołem. Zdrowy i w pełni sił wrócił też ze zgrupowania Freidgeimas, bo nie zagrał w meczach reprezentacji ani minuty. Bardziej przydałby nam się w spotkaniu z ROW, ale było - minęło, teraz liczył się Sokół. Gospodarze zaskoczyli nas odważnymi atakami od pierwszej minuty, dzięki czemu od czwartej prowadzili 1-0. Wtedy jednak do roboty wzięli się moi piłkarze - w 22. minucie przypomniał o sobie Podolski, zdobywając dopiero trzeciego gola w sezonie, zaś dziesięć minut później na 2-1 dla Górnika ustalił wynik meczu Zapaśnik. Sokół atakował do końca, ale obrona i Kisiel byli tego dnia - nie licząc sytuacji z 4. minuty - nie do przejścia. Na koniec naszego mini tournee po Polsce mieliśmy grać z Zawiszą w Bydgoszczy, niestety nie wszyscy podstawowi gracze zdążyli na nie odpowiednio mocno odpocząć, a dodatkowo zawieszony za przekroczenie limitu żółtych kartek został świetny Tymiński (8 meczów, 1 gol, 4 asysty, średnia ocen 7.25). Zastąpił go Maradona, któremu w środku pola partnerował Grohlich, na lewej pomocy wyszedł Kamil Jeleń, a w ataku za zmęczonego Zapaśnika wyszedł Gilewicz. Zawisza była najbardziej popularnym klubem w lidze, przynajmniej jeśli mierzyć to przez pryzmat frekwencji - na stadionie w Bydgoszczy pojawiało się średnio ponad 4 tysiące ludzi. Tym razem było podobnie i choć miejscowa publika była rozczarowana, gdy w 22. minucie objęliśmy prowadzenie po trafieniu Gilewicza, to pomogła swojemu zespołowi otrząsnąć się z tego, przez co do przerwy przegrywaliśmy 1-2. Takim wynikiem też zakończyło się to spotkanie. Polonia Słubice - solidarnie z nami - przegrała, więc nadal mieliśmy do niej tylko dwa punkty straty. Zła wiadomość była taka, że przegrała z Bałtykiem Gdynia, który dzięki temu zbliżył się do nas na jedno oczko.
Trzy dni później podejmowaliśmy u siebie Miedź Legnica, a więc drużynę z czuba tabeli. Na to spotkanie wystawiłem w miarę wypoczęty skład, tak naprawdę ani do końca pierwszy, ani do końca rezerwy - taki miszmasz. Wszystko układało się dobrze od początku, bo już w 2. minucie bramkę zdobył Konarski. Do przerwy nic się nie zmieniło i prowadziliśmy pewnie 1-0. Kwadrans po zmianie stron mieliśmy karnego, ale nie wykorzystał go Przerywacz, a dziesięć minut później to Kaśnikowski faulował w polu karnym, za co dostał drugą żółtą kartkę. Goście jedenastkę wykorzystali, a my kończyliśmy mecz w dziesiątkę, na szczęście bez dodatkowych strat bramkowych. Na końcówkę na boisku pojawił się wracający po kontuzji Karol Fryzowicz, powitany owacjami przez kibiców. W każdym razie skończyło się 1-1 i utrzymaliśmy drugie miejsce w tabeli, chociaż sytuacja w niej zaczynała się robić naprawdę ciekawa:
Poz | Zespół | M | Z | R | P | ZdG | StG | R.B. | Pkt |
1. | Polonia Słubice |
12 | 9 | 1 | 2 | 26 | 11 | +15 | 28 |
2. | Górnik Wałbrzych |
12 | 7 | 3 | 2 | 21 | 11 | +10 | 24 |
3. | Bałtyk Gdynia |
12 | 6 | 5 | 1 | 16 | 7 | +9 | 23 |
4. | Olimpia Grudziądz |
12 | 6 | 4 | 2 | 23 | 10 | +13 | 22 |
5. | Miedź Legnica |
12 | 6 | 3 | 3 | 20 | 13 | +7 | 21 |
6. | Czarni Żagań |
12 | 5 | 5 | 2 | 9 | 3 | +6 | 20 |
7. | Zawisza Bydgoszcz |
12 | 6 | 2 | 4 | 21 | 13 | +8 | 20 |
8. | GKP Gorzów |
12 | 5 | 5 | 2 | 16 | 11 | +5 | 20 |
... |
... |
... | ... | ... | ... | ... | ... | ... | ... |
Tabela II Ligi Zachodniej po 12 kolejkach
Polonia powoli odskakiwała, za to za jej plecami walka trwała. My jednak mieliśmy teraz odpocząć od ligi - pojechaliśmy do Radomia na mecz pucharowy z Radomiakiem. To drużyna z klasy rozgrywkowej niżej, więc wyszliśmy rezerwami, a piłkarze ci udowodnili, że nie bez powodu sadzam ich na ławkę. Dopiero po wpuszczeniu trzech podstawowych graczy w drugiej połowie nasza gra zaczęła jakoś wyglądać, traf chciał, że akurat wtedy, w 88. minucie, gospodarze skontrowali i wyszli na prowadzenie, którego nie oddali mimo naszego szaleńczego naporu. Przegraliśmy 0-1 i pożegnaliśmy się z Pucharem Polski, ku niezadowoleniu zarządu i kibiców, którzy nie wywieźli mnie na taczkach chyba tylko dlatego, że zajmowaliśmy jednak premiowane awansem miejsce w lidze. A w niej czekał nas już niełatwy mecz u siebie z Czarnymi Żagań. Wyszliśmy w optymalnym zestawieniu i mimo wyrównanego spotkania nie daliśmy szans gościom. Najpierw Zapaśnik, potem Gilewicz i pokonaliśmy rywali gładko 2-0.
W następnych kolejkach czekały nas dwa wyjazdy - najpierw teoretycznie łatwiejszy do Polkowic, a potem bardzo ważny w kontekście walki o awans do Gdyni. W pierwszym z tych spotkań, z Górnikiem, zamiast słabo spisującego się Podolskiego wystawiłem Gilewicza i to okazał się strzał w dziesiątkę. Konrad zdobył dwie bramki na samym początku meczu - w 6. i 9. minucie - i dał nam spokojne prowadzenie. Niestety, gospodarze nie złożyli broni i jeszcze przed przerwą zdobyli gola kontaktowego, a w drugiej połowie dołożyli kolejnego i ostatecznie z pewnego zwycięstwa zrobił się remis 2-2, czym byłem mocno zawiedziony. Przez to spadliśmy na 3. miejsce w tabeli - wyprzedził nas o punkt Bałtyk. Traf chciał, że mogliśmy tę stratę od razu niemal odrobić wygrywając w Gdyni. Szkoda, że nie mógł w tym spotkaniu zagrać Gilewicz, który oprócz dwóch bramek z Polkowicami dostał też kolejną żółtą kartkę i był zawieszony. Do składu wrócił więc Podolski, a na prawej obronie pojawił się w pierwszym składzie Fryzowicz, który zastąpił Freidgeimasa, bo ten pojechał na zgrupowanie kadry, w której notabene znów nie zagrał. Obaj gracze dołączeni do zespołu zaprezentowali się raczej słabo, co można wybaczyć Karolowi ze względu na długą przerwę w grze, ale Patryk zaczynał mnie już solidnie irytować - do tego stopnia, że zacząłem rozglądać się za ciekawymi napastnikami na rynku transferowym. Zresztą pozostali gracze też tego spotkania do udanych zaliczyć nie mogli - Bałtyk nas zdominował, od 19. minuty prowadził po bramce Hirsza, a gdy szczęśliwie po jednej z kontr wyrównał Morales, mogliśmy naprawdę cieszyć się z wyniku. 1-1 i gdynianie nie odskoczyli nam w tabeli.
Co więcej, w następnej kolejce polegli w Polkowicach, dając nam szansę na odzyskanie drugiego miejsca. My podejmowaliśmy u siebie Nielbę Wągrowiec i był to pierwszy z trzech meczów z rzędu, jakie mieliśmy rozegrać w Wałbrzychu. A więc była to znakomita okazja, żeby natrzaskać trochę punktów i spróbować zbliżyć się do Polonii Słubice i oddalić pozostałym rywalom. Nielba przyjechała do nas się bronić i została za to ukarana. Już w 12. sekundzie wynik otworzył Gilewicz, co było nowym rekordem klubu. Osiem minut później na 2-0 podwyższył Zakrzewski i taki wynik utrzymał się do przerwy. Po niej goście szybko strzelili dwa gole, ale jeden z nich był samobójczy, prowadziliśmy więc 3-1. Kwadrans przed końcem bramkę zdobył wreszcie wprowadzony na boisko w 60. minucie Podolski, a w doliczonym czasie gry goście odpowiedzieli jeszcze jednym trafieniem ustalając wynik meczu na 4-2, co dało nam powrót na pozycję wicelidera, bo Bałtyk przegrał w Polkowicach i spadł na 4. miejsce w tabeli - trzecia była Olimpia Grudziądz, która traciła do nas punkt i była naszym kolejnym przeciwnikiem.
Jeszcze przed tym meczem dopiąłem transfer, który postanowiłem przeprowadzić po słabej grze Podolskiego. Po otwarciu okienka pod koniec stycznia dołączyć miał do nas Szymon Kaźmierowski, 23-letni napastnik Polonii Warszawa, który w zeszłym sezonie zdobył 5 bramek w 13 meczach na wypożyczeniu w GKS Katowice. Do stolicy powędruje zaś, na zasadach bezgotówkowej wymiany, nasz stoper Michał Łaski. Byłem z tego transferu bardzo zadowolony, bo Szymon wyglądał naprawdę nieźle i wiele sobie po nim obiecywałem. Tymczasem jednak nadeszło spotkanie z Olimpią, którego nie mogliśmy przegrać, żeby pozostać na drugim miejscu w tabeli. Wyszliśmy w dokładnie takim samym ustawieniu, jak w poprzednim meczu z Nielbą i liczyłem, że da to podobny rezultat. I faktycznie, chłopaki najwyraźniej złapali wiatr w żagle, po rozjechali gości okropnie. Wszystko za sprawą Gilewicza, który w pierwszej połowie zdobył dwie bramki, a w drugiej połowie skompletował hat-tricka dając nam prowadzenie 3-0, którego niestety nie udało się utrzymać. Po błędzie naszej obrony goście zdobyli honorowego gola, ale to wszystko na co było ich tego dnia stać - wygraliśmy pewnie 3-1, co wobec porażki Bałtyku pozwoliło nam odskoczyć następnej w tabeli Olimpii na cztery punkty. Taką samą stratę mieliśmy do pierwszej Polonii Słubice. Była to przy okazji ostatnia kolejka rundy jesiennej, ale przed przerwą zimową mieliśmy zagrać jeszcze 5 spotkań rundy wiosennej.
Pierwszym z nich był mecz z GKP Gorzów Wielkopolski. Poprzednie spotkanie z nimi, w kolejce otwierającej rywalizację ligową, zakończyło się naszą sromotną klęską 0-3. Wtedy to GKP było faworytem do zwycięstwa w rozgrywkach, a my chcieliśmy walczyć o górną połowę tabeli. Teraz gorzowianie zajmowali 6. miejsce w lidze, a my zaczynaliśmy powoli myśleć o awansie. Niemniej jednak zwycięstwo trzeba było wybiegać - wyszliśmy ponownie tym samym składem, który zdążył się już wykrystalizować jako pierwszy, optymalny. Tym razem jednak było ciężej niż w dwóch poprzednich spotkaniach, kiedy to wynik był w zasadzie rozstrzygnięty już do przerwy. W pierwszej połowie bramkę zdobył co prawda Zapaśnik - swoją drogą po sporej przerwie - ale goście zdołali wyrównać ledwie 5 minut później, a po rozpoczęciu drugiej połowy Cieślak faulował jednego z rywali w polu karnym i mogło być już naprawdę źle. Mogło, bo potężną bombę zawodnika GKP świetnie wybronił Kisiel. Jego parada natchnęła resztę drużyny i dopiero od tego momentu zaczęliśmy naprawdę zdobywać przewagę, którą udokumentowaliśmy bramkami Gilewicza i wprowadzonego po przerwie, po dość sporym rozbracie z piłką ligową, Maradony. Spotkanie zakończyło się wynikiem 3-1, a więc rewanż za lipcową porażkę można było uznać za udany.
Z trzech meczów u siebie wycisnęliśmy wszystko, co można było wycisnąć, a mimo to nie zbliżyliśmy się do lidera ani na punkt. Polonia też wygrywała swoje mecze, więc na pytanie jednego z dziennikarzy na konferencji prasowej o to, kto moim zdaniem zwycięży w rozgrywkach odparłem ze skwaszoną miną, że drużyna ze Słubic, co na szczęście spotkało się ze zrozumieniem moich zawodników. Wiedzieliśmy, że Polonię będzie ciężko dogonić, ale wiedzieliśmy też, że drugie miejsce w lidze wystarczy do awansu i o to chcieliśmy walczyć. A tymczasem nieco ponad 24 godziny po mojej wypowiedzi słubiczanie zremisowali u siebie bezbramkowo z Zawiszą Bydgoszcz... To pozwoliłoby nam zbliżyć się do nich na 2 punkty, a więc dystans, który można zniwelować w bezpośrednim spotkaniu. Musieliśmy jednak wygrać w Jarocinie z miejscową Jarotą. W meczu tym na środku obrony zabrakło Zakrzewskiego, który dostał w poprzednim spotkaniu żółtą kartkę i był zawieszony - jego miejsce zajął Kaśnikowski. Postanowiłem też dać szansę Fryzowiczowi, do którego miałem słabość po dobrych występach w poprzednim sezonie. Zastąpił on średnio spisującego się Tobiasza na prawej pomocy. I Karol pokazał się z bardzo dobrej strony zaliczając asystę przy bramce Gilewicza w 32. minucie meczu. Pięć minut później było już 2-0, a pięknym strzałem z wolnego tuż przed polem karnym popisał się Kokoszka, który tym samym zdobył swojego pierwszego gola dla Górnika w historii. W drugiej połowie gospodarze przeważali, a na kwadrans przed końcem meczu Freidgeimas sprokurował karnego, którego Jarota niestety wykorzystała. Dziesięć minut później kontuzji doznał Morales, a że wykorzystałem wcześniej wszystkie zmiany, musieliśmy kończyć mecz w osłabieniu. Gospodarze jednak nie zdołali doprowadzić do wyrównania i trzy punkty pojechały do Wałbrzycha.
Kontuzja Moralesa wykluczyła go z treningów na dwa tygodnie, a więc w najlepszym wypadku wróciłby na ostatni zimowy mecz z Chojniczanką Chojnice. Wcześniej jednak graliśmy jeszcze dwa spotkania, a w pierwszym z nich mierzyliśmy się u siebie z ostatnią w tabeli Unią Swarzędz, która w 19 spotkaniach zdołała zdobyć ledwie 7 punktów, wszyscy liczyli więc na wysoką wygraną. Paragwajczyka na lewym skrzydle zastąpił Fryzowicz, na prawą stronę wrócił zaś Tobiasz. Do składu zawitał ponownie również Zakrzewski, który odpokutował karę zawieszenia. Gości ze Swarzędza odprawiliśmy z kwitkiem po dwóch bramkach niezawodnego Gilewicza, dla którego był to siódmy mecz z rzędu, w którym zdobywa przynajmniej jednego gola, i który tym samym z 14 trafieniami objął prowadzenie w klasyfikacji króla strzelców II Ligi Zachodniej, i jednej Zapaśnika, który dobił nieudanego karnego w wykonaniu Kokoszki. Unia odpowiedziała tylko jedną bramką, dzięki czemu wygraliśmy pewnie 3-1, ani przez chwilę nie drżąc o wynik meczu. Szkoda tylko, że Bartek Zakrzewski złapał kolejne żółtko i w następnym spotkaniu znów nie mógł zagrać.
Zastąpił go - tak jak wcześniej - Kaśnikowski. Na ławce rezerwowych usiadł powoli powracający z kontuzji Morales, którego w wyjazdowym spotkaniu z Przebojem Wolbrom miałem zamiar użyć tylko w nagłym wypadku. Wypadek ten nastąpił przy kontuzji Fryzowicza, która na szczęście okazała się niegroźna. Generalnie był to mecz walki, w którym ponieśliśmy sporo strat. Urazu nabawił się Freidgeimas, który nie zagra przez 4-5 tygodni - dobrze że zaraz przerwa zimowa. Litwin dostał też żółtą kartkę, która wykluczy go z kolejnego spotkania, ale i tak będzie kontuzjowany. Jednak zawieszeni będą też kolejni kartkowicze - Popiel i Zapaśnik. Jak więc widać w ostatnim meczu przed zimą będziemy mocno osłabieni - tym lepiej się stało, że Przebój pokonaliśmy 2-0 po golach Gilewicza i Tobiasza. Ten wynik przy remisie dotychczasowego lidera dał nam... prowadzenie w tabeli! Zrównaliśmy się punktami z Polonią Słubice, ale jako że wygraliśmy bezpośrednie starcie to my zajmowaliśmy pierwszą pozycję, a nad trzecim Bałtykiem mieliśmy już 7 oczek przewagi.
Wobec kontuzji i kar zawieszenia na ostatnie spotkanie przed zimą wyszliśmy w mocno zmienionym składzie, który prezentował się następująco:
Kisiel - Kokoszka, Zakrzewski, Cieślak, Szkatuła - Morales, Maradona, Tymiński, Tobiasz - Gilewicz, Podolski
Mimo osłabienia liczyliśmy, że uda się zachować pozycję lidera, bo Chojniczanka była zespołem klasy Przeboju, a tym razem graliśmy u siebie. Spotkanie było rozgrywane w deszczowych warunkach przy fatalnym stanie murawy. Dostałem zapewnienie od zarządu, że ta po sezonie zostania wymieniona, póki co musieliśmy grać na tym, co było. Zawodnicy męczyli się okropnie, dwóch naszych zakończyło mecz z urazami - Szkatuła wyleciał z gry na 3 tygodnie, a wprowadzony po przerwie Kamil Jeleń na 5-6 tygodni. Wynik jednak znów był pozytywny - wygraliśmy 1-0 po pięknej bramce Maradony, który uderzył sprzed pola karnego w samo okienko. Było to nasze 7. zwycięstwo z rzędu, dzięki czemu zachowaliśmy fotel lidera, na którym spędzimy całą zimę.
Poz | Zespół | M | Z | R | P | ZdG | StG | R.B. | Pkt |
1. | Górnik Wałbrzych |
22 | 15 | 5 | 2 | 44 | 20 | +24 | 50 |
2. | Polonia Słubice | 22 | 15 | 5 | 2 | 43 | 16 | +27 | 50 |
3. | Bałtyk Gdynia |
22 | 12 | 7 | 3 | 31 | 12 | +19 | 43 |
4. | Olimpia Grudziądz |
22 | 11 | 5 | 6 | 39 | 22 | +17 | 38 |
5. | Miedź Legnica |
22 | 10 | 6 | 6 | 34 | 25 | +9 | 36 |
6. | Zawisza Bydgoszcz |
22 | 10 | 5 | 7 | 33 | 22 | +11 | 35 |
... |
... |
... | ... | ... | ... | ... | ... | ... | ... |
Tabela II Ligi Zachodniej po 22 kolejkach
Dominacja dwóch drużyn wydawała się już absolutna. Jedynie Bałtyk mógł jeszcze mieć jakieś nadzieje na awans - przy słabszej formie Polonii albo naszej. Zawodnicy rozjechali się na urlopy, a ja zacząłem planować wszystko tak, żeby ta słabsza forma akurat nam się nie przytrafiła, i żebyśmy byli gotowi na pierwszy wiosenny mecz - 5 marca czekał nas od razu szlagier, spotkanie z Polonią w Słubicach.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Budżet płacowy to podstawa |
---|
Jeżeli po zamknięciu okienka transferowego na Twoim koncie pozostał zapas gotówki, wejdź do siedziby zarządu i zmieniając proporcje "przerzuć" część kasy do budżetu płacowego. W trakcie sezonu możesz nie potrzebować pieniędzy na transfery, a zarząd spojrzy na Ciebie przychylniejszym okiem, jeżeli zostawisz duży zapas budżetu na wynagrodzenia. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ