Sky Bet League One
Ten manifest użytkownika Rikulec przeczytało już 669 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Słońce chyliło się już ku zachodowi, kiedy czarne Audi zaparkowało przed niewielkim domkiem jednorodzinnym na wybrzeżu. Zwykły, niepozorny budynek. Wszedłem do niego razem z kierowcą wozu i dwójką jego "asystentów". W środku wszystko było zielone - ściany, sufit, ozdoby, dość liczne rośliny. Przynajmniej tak wyglądał przedpokój. Mężczyzna, który prowadził samochód otworzył drewniane drzwi z pozłacaną klamką. Wszyscy weszliśmy do środka. Ujrzałem siedzącego za biurkiem starszego mężczyznę w garniturze. Przysunął się do mebla, dając mi znak, abym usiadł na krześle stojącym naprzeciw niego.
- Kopę lat, Scotty. - zaczął rozmowę.
- Kim jesteś?
- Kim jestem? Chyba sobie żartujesz. Nie pamiętasz gościa, który miliardy razy ratował ci dupsko w sytuacjach bez wyjścia? Nie pamiętasz gościa, na którego się wypiąłeś, kiedy zrobiło się naprawdę gorąco? Nie rób sobie jaj, Scotty.
Nie potrafiłem wykrztusić z siebie słowa. Niemal całe życie przeleciało mi przed oczami. Spalenie baru w Londynie, strzelanina w porcie w Swansea, kradzież luksusowego samochodu sprzed pięciogwiazdkowego hotelu w Liverpoolu. Tak. Już wiedziałem, kim jest mężczyzna siedzący przede mną.
- Brian? Jakim cudem?! Myślałem, że nie żyjesz!
Roześmiał się.
- Bo tak naprawdę nie żyję. Nie ma tutaj mnie, ciebie, tych wszystkich ludzi. Przynajmniej tak twierdzi Interpol. I tego się trzymajmy. Ważniejsze jest to, że wpakowałeś mnie w niezłe gówno.
- Gówno? O czym ty mówisz?
Mężczyzna spoważniał, pochylił się w moim kierunku i splótł dłonie. Miałem złe przeczucia, ta rozmowa nie mogła skończyć się dla mnie dobrze. Kiedy tylko zobaczyłem przed swoim domem ten samochód, wiedziałem, że jestem w nieciekawym położeniu. Jednak dopiero wysłuchując Briana zrozumiałem, jak bardzo jest źle.
- W każdej chwili może tutaj wpaść oddział uzbrojonych po zęby gliniarzy i zgarnąć nas obu. Sam doskonale pamiętasz naszą przeszłość i to, co zrobiliśmy na tej wyspie. Musiałem zniknąć. Przez dziesięć lat mieszkałem w jakiejś brazylijskiej wiosce, nie mając kontaktu ze światem. Ale przyszedł taki moment, że trzeba wrócić. Naprostować pewne sprawy z przeszłości.
- Jakie sprawy? - przerwałem. - Ostatnia akcja była dziesięć lat temu. Wszystko rozpadło się, kiedy dostałeś kulkę w tej pieprzonej knajpie w Luton.
- I co? I myślisz, że nikt już o nas nie pamięta? Mamy wrogów w każdym hrabstwie w Wielkiej Brytanii. Doskonale wiesz, że teraz powinieneś zdechnąć. I zdechłbyś jak pies, gdybyś nie był mi potrzebny.
Świetnie. Po prostu cudownie. Przez dziesięć lat mogłem posmakować normalnego, spokojnego życia. A tu nagle wszystko przepada, trzeba wrócić do starego biznesu. Przynajmniej tak mi się wydawało.
- Narobiliśmy sobie potężnych długów, masz tego świadomość?
- Ta... ta, wiem. - jąkałem się z przerażenia. Bałem się tego, co może się za chwilę wydarzyć.
Brian otworzył szufladę swojego biurka. Tysiące myśli przeszło mi przez głowę. Co on znowu wymyślił? Chce dać mi broń i kazać kogoś zabić? A może po prostu odstrzeli mi głowę? Nie. Przecież mówił, że mnie nie ukatrupi. Ta... komu jak komu, ale jemu na pewno bym nie zaufał. Otworzyłem szeroko oczy, kiedy zobaczyłem jakieś świstki papieru. Starszy mężczyzna podsunął je w moim kierunku, po czym wyjął z szuflady długopis i zamknął ją.
- Scott Burton, 39 lat, profesjonalny trener piłkarski z licencją UEFA Pro.
- Że jak?! - krzyknąłem ze zdziwienia. Nie potrafiłem się opanować. Moja wiedza o piłce była po prostu zerowa. Ograniczała się jedynie do obejrzenia jakiegoś meczu raz na parę tygodni. Nie wiedziałem nawet, co to jest spalony, a miałem zostać trenerem! Cudownie.
- Normalnie. Przecież masz ze sobą doświadczenie i dwadzieścia lat kariery w zawodowych klubach.
- Ta... i pewnie sto goli w stu pięćdziesięciu meczach w reprezentacji, co? - odburknąłem z ironią, wywołując śmiech u wszystkich zebranych.
- Nie. - odparł ostro Brian, momentalnie przestając się śmiać. - Piłka to jedyny sposób na wypłacenie się. Słyszałeś o Southampton? Biedactwa, spadli do trzeciej ligi i zwolnili trenera.
Już wiedziałem, co mnie czeka. Mieszkając w Portsmouth często słyszałem rozmowy kibiców Pompey. Miałem świadomość tego, że "The Saints" to drużyna, której nienawidzą.
- Jesteś umówiony na piątego, rozmowa z prezesem będzie formalnością. Postaraj się wyciągnąć z tego zgreda jak najwięcej szmalu, tylko się nie spal.
Na niebie powoli zaczynały pojawiać się gwiazdy, a do moich uszu dotarł dźwięk statku przybijającego do portu. Zresztą podczas jazdy doskonale widziałem potężny okręt. Czarne Audi wiozło mnie do mojego nowego domu. Po drodze cały czas rozmyślałem. Co mam zrobić?! Uciekać? Nie, Brian ma swoje macki dosłownie wszędzie, skoro wyciągnął mnie nawet z Portsmouth. Doszedłem do wniosku, że nie mam wyjścia. Muszę pojechać na tą rozmowę. Miałem też świadomość tego, co może się stać, jeśli ją zawalę. Byłem tak zestresowany, że nie zauważyłem, kiedy samochód podjechał pod bramę niewielkiego domku jednorodzinnego. Kierowca Audi wręczył mi pęk kluczy, mówiąc.
- To twój nowy dom. W środku masz całe wyposażenie, a w garażu też coś na ciebie czeka. Miłego pobytu w hotelu, sir.
Wszyscy zaczęli się śmiać. Wszyscy oprócz mnie.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Zadbaj o zgranie |
---|
Dobrze jest nie pozostawiać treningu przedmeczowego na głowie asystenta w trakcie okresu przygotowawczego. Przed sezonem drużyna powinna intensywnie pracować nad zgraniem, podczas gdy asystent często od tego odchodzi. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ