Premier League
Ten manifest użytkownika Rikulec przeczytało już 2297 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Droga z domu na stadion zajęła mi niecałe dwadzieścia minut. Poprawiając kołnierz, ruszyłem w kierunku gabinetu prezesa. Tam już czekał na mnie niemal cały zarząd, a także trener Martin O'Neill.
- Dobrze, że jesteś. Usiądź. - powiedział, skinając głową na ostatnie wolne krzesło.
- O co chodzi, panowie? - spytałem, rozglądając się po twarzach zebranych mężczyzn. Ciężko było wyczytać z nich jakiekolwiek emocje.
- Scott. - odezwał się prezes. - Trener O'Neill przez ostatnie lata wykonywał naprawdę dobrą robotę, jednak na każdego kiedyś przyjdzie pora. Niestety musi opuścić klub.
Martin spuścił głowę, krzywiąc się.
- No dobrze. - odparłem nieśmiało. - Ale co ja mam z tym wspólnego?
- Chciałbym ci zaproponować stanowisko trenera pierwszej drużyny
Szczęka opadła mi niemal do samej podłogi. Po dwudziestu latach gry w piłkę miałem kontynuować przygodę jako szkoleniowiec, niemal bez żadnego przygotowania i wiedzy.
- Znasz ten zespół najlepiej z nas wszystkich. - wtrącił się O'Neill. - To ja wyszedłem z tą propozycją. Co sądzisz?
Nie miałem pojęcia, co odpowiedzieć. Z jednej strony byłem zaszczycony i dumny z tego, że to właśnie mnie zaoferowano tę posadę. Jednak nie wiedziałem, czy jestem gotowy, by odpowiednio poprowadzić tak klasowy zespół w Premiership, gdzie rywalizacja jest naprawdę zacięta, a o miejsca w europejskich pucharach może spokojnie powalczyć więcej niż połowa grających w lidze zespołów.
- No, Scotty. - popędzał mnie prezes Lerner. - Szybka, męska decyzja.
- Biorę tę robotę.
A co tam, raz się żyje! Decyzja została przyjęta gromkimi brawami. Jedynie na twarzy Martina O'Neilla widać było, że nie do końca jest zadowolony z zaistniałem sytuacji. Zresztą nie ma się co dziwić, w końcu stracił pracę.
- Dostaniesz dwuletni kontrakt, szesnaście i pół tysiąca tygodniowo. - oznajmił dyrektor zarządzający Aston Villi, Paul Faulkner. Dokładnie taką samą pensję otrzymywałem jako piłkarz, więc nie było sensu narzekać.
- W porządku.
Złożyłem podpis w odpowiednim miejscu. Trzynasty dzień czerwca okazał się dla mnie szczęśliwą datą. Mimo to cały czas targały mną wątpliwości. Czy podołam temu zadaniu?
- Twój asystent już na ciebie czeka. Chyba pamiętasz Gary'ego, co?
- Jasne.
Minutę później byłem już w gabinecie, który wcześniej należał do O'Neilla. Za biurkiem siedział Gary McAllister, jego wcześniejszy asystent.
- Gratuluję, Scott. Siedzisz tu dwadzieścia lat i nie masz jeszcze dość tego klubu? - zaśmiał się.
- Aston Villa dała mi wszystko, teraz najwyższy czas się odwdzięczyć.
- Więc co robimy?
Po moim wyrazie twarzy musiało być widać, że ani trochę nie znam się na pracy trenera. Mogłem jedynie podpatrywać osoby, które wcześniej zajmowały to stanowisko.
- Jutro o jedenastej spotkasz się z zespołem na stadionie. Później będzie trzeba jakoś rozplanować okres przygotowawczy. Wiesz, obozy, sparingi i takie rzeczy.
- A co z transferami?
- Na komputerze już czeka na ciebie lista piłkarzy, którymi interesował się O'Neill razem z raportami na ich temat. Gdyby któryś cię zainteresował, daj znać.
Następne trzy godziny spędziłem przed ekranem monitora, uważnie studiując to, co przygotował dla mnie sztab szkoleniowy. Wiedziałem o piłkarzach wszystko, nawet to, na jakie urazy są najbardziej podatni. Przejrzałem również wspomniane przez Gary'ego raporty. Moją uwagę zwróciło trzech piłkarzy - bramkarz Thibault Courtois, środkowy pomocnik Simon Vukcevic oraz napastnik Oscar Cardozo. Jeszcze tego samego dnia Gary rozesłał zapytania do klubów, w jakich byli zatrudnieni.
Kilka minut przed wyznaczoną godziną na murawie opustoszałego stadionu Villa Park już czekali na mnie wszyscy zawodnicy. Na ich twarzach widać było zainteresowanie oraz zadowolenie, że to właśnie ja będę ich nowym szkoleniowcem.
- No cóż. - zacząłem, rozglądając się po twarzach. - Przedstawiać się nie będę, bo i tak wszyscy mnie tu znacie. Powiem tak. Znaliście mój styl gry i pewnie domyślacie się już, że bez ostrego zapierdalania na treningach nie macie szans na to, żeby wyjść na boisko. W każdym meczu będę oczekiwał od was pełnego zaangażowania w pracę. Macie cieszyć się grą, ale nie zapominać o założeniach taktycznych. Niedługo zaczniemy przygotowania do sezonu i liczę na to, że każdy pokaże, na co go stać. Nigel, wystąp.
Przed szereg wyszedł niewysoki, czarnoskóry, dość dobrze zbudowany mężczyzna.
- W tym sezonie to ty będziesz kapitanem zespołu. Grasz na mojej wcześniejszej pozycji i pewnie zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo jest ona ważna.
- Zgadza się. - przytaknął obdarzony kapitańską opaską 26-letni Nigel Reo-Coker.
Pierwszy trening trwał niecałe półtorej godziny. Widziałem ogromne zaangażowanie, każdy z chłopaków chciał pokazać się z jak najlepszej strony.
Od razu po zajęciach zadzwonił telefon.
- Scott, tu Gary.
- No mów, dostałeś już odpowiedzi?
- Zacznę od złej wiadomości. Benfica nie sprzeda nam Cardozo, chyba, że wyłożymy pięćdziesiąt baniek. A to raczej nie wchodzi w grę, zgadłem?
- Dokładnie. A jakieś dobre wieści?
- Sporting puści Vukcevica za dwanaście i pół miliona, a za Courtoisa Genk chce milion siedemset.
- Dobra, bierzemy ich. Niech obaj przyjadą najszybciej jak się da, ja skontaktuję się z ich agentami i przygotuję kontrakty. wielkie dzięki, trzymaj się.
- Do jutra, szefie.
Następnego dnia Simon Vukcevic i Thibault Courtois byli już zawodnikami The Villans. Negocjacje kontraktowe przebiegły bez jakichkolwiek problemów. O godzinie siedemnastej rozpoczęła się konferencja prasowa, na której mój asystent przedstawił nowych piłkarzy kibicom. Ja nie miałem ochoty się w tym babrać, wiedziałem, że dziennikarze obrzucą mnie gradem pytań, na które niekoniecznie chciałbym odpowiadać. Po konferencji ponownie zadzwonił mój telefon komórkowy.
- Burton, co jest?
- Scotty, słuchaj. Powiedz Gary'emu, żeby przekazał trenerom dzieciaków, że w przyszłym roku rozbudowujemy szkółkę młodzieżową.
Rozłączył się, nie dając mi dość do słowa. To była jednak fantastyczna wiadomość. Bez młodzieży długo byśmy nie pociągnęli, a lepsza szkółka przyciągnie większą ilość utalentowanych chłopaków z całkiem niezłą przyszłością.
Pierwszego dnia lipca wyruszyliśmy na dwutygodniowy obóz w Marbelli. Tam dołączył do nas również sprowadzony za niecałe pięć milionów funtów Egipcjanin Mohammed Abou Trika, rozgrywający mający na koncie ponad siedemdziesiąt występów w drużynie narodowej. Otrzymałem również listę sparingów, która została ułożona zgodnie z moimi zaleceniami. Trzy dni po powrocie na Villa Park rozegramy mecz z równorzędnym rywalem - mistrzem Szkocji, a więc zespołem Glasgow Rangers. Dwudziesty siódmy lipca to wyjazdowe spotkanie z hiszpańską Malagą, cztery dni później z kolejnym szkockim zespołem Heart of Midlothian, a tydzień przed inauguracją rozgrywek Premiership, siódmego sierpnia mecz u siebie ze słabiutkim Flixton. Ten mecz miał głównie służyć wyregulowaniu celowników i polepszeniu nastrojów przed meczem pierwszej kolejki ligowej przeciwko Stoke na własnym obiekcie.
Obóz wypalił. Piłkarze sprawiali wrażenie rozumiejących taktykę oraz całkiem nieźle przygotowanych pod względem wytrzymałości i ogólnie rzecz biorąc sprawności fizycznej. Pierwszym sprawdzianem miało być spotkanie z Rangers przed własną publicznością. Już w szatni dało się słyszeć śpiewy kibiców, choć nieco cichsze niż z reguły. Mnie to jednak nie przeszkadzało - przynajmniej zawodnicy mogli bez problemu usłyszeć moje uwagi. Spojrzałem na zegarek. 19:45. Kwadrans do pierwszego gwizdka arbitra. Skoncentrowani piłkarze wpatrywali się we mnie oraz w tablicę, na której skrupulatnie rozrysowywałem taktykę.
- Dobra, już cicho. Zrobimy tak. W bramce Brad, chyba nie muszę mówić co masz robić. A, tak, jedna sprawa. Nie wykopuj piłki nie wiadomo gdzie, zawsze podawaj do któregoś z obrońców. Skoro już o obronie mowa. Na prawej Habib, lewa strona Stephen, w środku James i Richie. Chcę widzieć boki na skrzydłach, podłączajcie się do akcji, pomagajcie. W pomocy Nigel i Mohammed. Nigel, czyścisz wszystko co się da, grasz między obroną a pomocą. Mohammed, ty wiadomo, rozgrywasz piłkę. Na skrzydłach Ashley i Stewart. Od czasu do czasu schodźcie do środka, kto wie, może będzie jakaś okazja, żeby strzelić. W środku Simon, grasz za napastnikiem, między ich formacjami. W ataku sam Gabby, masz biegać ile wlezie. Grajcie powoli, środkiem, nie spieszcie się. Próbujcie ich rozciągnąć, a potem prostopadła piłka. Tyle ode mnie, reszta należy do was.
Arbiter Colin Webster wszedł do szatni, nakazując zawodnikom wyjście na boisko. W tunelu już czekali piłkarze z Glasgow. Było nadzwyczaj spokojnie. Oczywiście nie licząc ogłuszającego ryku kibiców. Kiedy już wyszliśmy na murawę stadionu, rozejrzałem się ze zdziwieniem. Niemal połowa miejsc na trybunach była wolna. Byłem zaskoczony, zdumiony i nieco zawiedziony. Bardzo chciałem, aby podczas mojego debiutu nie było ani jednego wolnego krzesełka. Spiker odczytał składy:
Aston Villa: Brad Friedel - Habib Beye, James Collins, Richard Dunne, Stephen Warnock - Mohammed Abou Trika, Nigel Reo-Coker - Ashley Young, Simon Vukcevic, Stewart Downing - Gabby Agbonlahor
Glasgow Rangers: Allan McGregor - Jerry Vandam, David Weir, Andy Webster, Fernando Vega - Madjid Bougherra - Kyle Hutton, Steven Davis, Lee McCulloch, Steven Whittaker - Kenny Miller
Dźwięk pierwszego gwizdka rozbrzmiał. Zaczynamy!
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Zasada ograniczonego zaufania |
---|
Jeżeli nie jesteś przekonany co do umiejętności swojego asystenta, nie pozostawiaj mu przedłużania kontraktów. Może sprawić, że zwiążesz się z niechcianym zawodnikiem na dłużej lub możesz przeoczyć koniec kontraktu kluczowego gracza. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ