Mecz z Kiribati (1-3) przyniósł nastroje oczekiwanej porażki ale także lekki niedosyt. Zebrałem więc drużynę, przeanalizowaliśmy błędy, wyciągnęliśmy wnioski z braku koncentracji a następnie stwierdziliśmy, że stać nas na postawienie się Wyspom Salomona i inne tego typu motywacyjne pierdoły. W tym momencie możecie pomyśleć, że nastąpiło jakieś niesamowite odrodzenie mojej drużyny, nagle niespodziewanie ogramy wszystkich i wygramy cały turniej, znamy to z wielu manifestów na tej stronie, co? Otóż nie, Wyspy Cooka to wprawdzie białe plaże, lazurowy, przezroczysty ocean, który widziałeś tylko na filmach i niesamowita, słoneczna pogoda ale NIE silna reprezentacja, która liczy się chociażby na kontynencie.
Mecz z silniejszymi rywalami pozbawił nas szans na awans (przepraszam, jakich szans?) do dalszej fazy i potwierdził to co napisałem w ostatnim zdaniu nad obrazkiem. Ponownie do pierwszej połowy jakoś tam dawaliśmy radę ale później wszystko rozsypywało się w mak niczym lustro niosące 7 lat nieszczęścia. Tak naprawdę rozłożył nas 1 zawodnik - Henry Fa'arodo. Zaliczył nawet 11 występów w Perth Glory, co więcej, graliśmy wtedy razem. To był sezon 05/06. Zagraliśmy wspólnie we wszystkich 11 jego meczach w barwach klubu, potem po sezonie Henry odszedł, ja pograłem następny rok, wróciłem na Fidżi, pokopałem piłkę w Vatukouli i zawiesiłem buty na kołku. Henry gra dalej i jak widać ma się dobrze. Po meczu porozmawialiśmy chwilę, powspominaliśmy stare czasy, życzyliśmy sobie nawzajem powodzenia i poszliśmy każdy w swoją stronę. Co za gość, ma 29 lat mógłby śmiało dalej kopać piłkę choćby w Nowej Zelandii a siedzi w lidze najniżej notowanego w rankingu FIFA kraju na świecie. Jasne, Papua-Nowa Gwinea to nie jest piłkarski raj, ale wygrania Ligi Mistrzów Oceanii w 2009 i uczestnictwa w Klubowych Mistrzostwach Świata z pewnością nikt Henry'emu u jego kolegom nie mógł odebrać.
Ostatni mecz niczym reprezentacja Polski graliśmy już po prostu o honor. Gospodarze, czyli Nowa Kaledonia mogli już liczyć na awans tylko jako jedna z dwóch najlepszych drużyn ze wszystkich grup, które zajęły 3 miejsce (grup także były 3). Brak awansu byłby dla Nowej Kaledonii katastrofą jednak mecz z nami miał być formalnością. Zero punktów, stosunek bramek 2-7, spojrzenia pełne pogardy w naszą stronę. Nic nie wróżyło dla nas jakiegoś szczególnego spotkania.
2 września 2011 rok 18:00, Stadion Narodowy (28°C)
Kibice gospodarzy już chyba sami zwątpili w jakiekolwiek szanse swojej drużyny. 1 punkt, stosunek bramek 2-4 i tylko 3369 ludzi w tym kluczowym meczu na trybunach. Sędzia Nick Roney z Samoa Amerykańskiego punktualnie o 18 dał gwizdkiem sygnał do rozpoczęcia gry. Od samego początku Nowa Kaledonia miała przewagę naciskając na nas coraz bardziej. Zdołaliśmy odpowiedzieć jednym strzałem ale to wszystko. Mimo to świetnie się broniliśmy a defensorzy grali niezwykle mądrze. Wszystko szło nadzwyczaj dobrze aż do 36. minuty.
- Kurwa mać! - krzyknąłem i kopnąłem stojącą obok butelkę z wodą. Powodem mojej złości był nasz czołowy napastnik Paul Luiz van Eijk a dokładniej druga żółta kartka, którą otrzymał 10 minut po pierwszej. Asystent odciągnął mnie gdyż sędzia techniczny patrzył na mnie wzrokiem typu "jeszcze słowo a odeślę cię na trybuny". Van Eijk burknął tylko "sorry" w moją stronę i ze spuszczoną głową zszedł do szatni. Chyba zdawał sobie sprawę z tego jak bardzo zaprzepaścił nasze szanse. Prosiłem w myślach Zeusa aby uchronił nas przed porażką, chwytałem się każdej możliwej deski ratunku.
Tego dnia jednak bogowie mieli nas w swojej opiece. Do przerwy schodziliśmy przy stanie bezbramkowego remisu. W drugiej połowie zaczęła się prawdziwa wojna nerwów i obrona Częstochowy. Zdołaliśmy oddać jeszcze tylko jeden, w dodatku niecelny strzał. Paranoja. Co chwila skakałem przy linii bocznej jak pojebany jakby miało to uchronić naszą drużynę przed stratą gola. Tego wieczoru cuda w obronie wyczyniał Ngatuaine Mani wspierany przez solidnego partnera z defensywy - Johna Pareangę. Po końcowym gwizdku i utrzymanym bezbramkowym rezultacie wybiegłem na boisko z rękoma w górze tak, że mało nie rozerwałem marynarki od garnituru. Akurat na tym turnieju prezentowałem się elegancko, na normalne towarzyskie wybierałem sobie luźniejsze kreacje. Jak się potem okazało ten remis pozbawił Nową Kaledonię gier w dalszej fazie bo okazała się najsłabszym z 3 zespołów z 3 miejsc i to dwa inne zespoły awansowały a gospodarze zostali na lodzie. Dramat.
Inną wielką niespodzianką było wywalczenie przez
Fidżi (jeden z kandydatów do zwycięstwa) zaledwie jednego punktu i w konsekwencji zajęcia 4 miejsca w grupie. Menadżer
Carlo Canosa poleciał od razu po turnieju. W Igrzyskach Pacyfiku zatriumfowała moc szaraków z Wallis i Futuny. W finale po karnych pokonali Wyspy Salomona. Za największą niespodziankę uważam awans
Samoa do ćwierćfinału a za największe rozczarowania - Fidżi i Nową Kaledonię.
Teraz czas o Takuvaine. W trakcie trwania Igrzysk Pacyfiku prowadziłem także interesy z zawodnikami których chciałem pozyskać, niektórzy byli obecni ze swoimi reprezentacjami na turnieju, np.
Ephraim Kalorib (defensywny/środkowy pomocnik rodem z Vanuatu) czy
Aisake Bonaveidogo (bramkarz z Fidżi). Postawiłem jednak przede wszystkim na krajowych graczy, głównie z wyższej półki, takich jak min. gwiazdy omawianie w poprzednim odcinku np. (
Puroku, Pareanga, van Eijk). Za najlepszy nabytek uważam jednak młodzieżowca
Godwina Darkwę powołanego wstępnie do reprezentacji U21 Wysp Salomona jednak mającego także narodowość nowozelandzką. Cała lista moich nabytków przedstawiała się tak:
Transferów z klubu było mniej i nie były to jakieś znaczące osłabienia lecz po prostu odejścia słabych piłkarzy do innych zespołów, z których 2/3 grały w niższych ligach. Dla innych słabeuszy, którzy nie znaleźli nowego pracodawcy pojawiło się miejsce w rezerwach grających na poziomie 3 ligi. Jak się nie ma co się lubi...
Oczywiście nie mogę zapomnieć o niezwykłym nabytku jakim jest wiekowy, nowozelandzki napastnik
Kevin Thompson. Na początku był udostępniony dla Takuvaine II gdzie zagrał 8 meczów i strzelił 3 gole, potem trafił już do pierwszej drużyny.
Ruszyła też liga, którą zaczęliśmy wbrew przewidywaniom bardzo dobrze. W pucharze trafiliśmy na rezerwy trzecioligowego
FC Vaipae. Wszystko póki co okazywało się formalnością a zwycięstwa przychodziły w miarę łatwo. Wiedziałem jednak, że nie będzie tak zawsze. Gwoli przypomnienia - w Round Cup gra 7 drużyn i każdy klub rozgrywa ze sobą po 3 mecze co daje łącznie 18 meczów w sezonie.
Później nasza forma wahała się. W pucharze odpadliśmy szybko, bo już w 2 rundzie. Trochę wczesniej przyszła seria 3 porażek w lidze dopełniona feralnym spotkaniem pucharowym. Potem jednak znów tendencja zwyżkowa i niesamowity remis z Nikao 3-3. Połowę sezonu kończymy na 2 miejscu, 1 punkt za plecami lidera Arorangi
.
Do końca roku rozegrałem także 3 mecze towarzyskie reprezentacją. Pełny terminarz ze wszystkimi rezultatami w 2011 roku prezentuje się tak:
Nie udało mi się ani razu wygrać ale wszystko przede mną. Ważne, że rezultaty nie są w 100% wypełnione porażkami a i zdarzyło się kilka niezłych meczów.
Ten manifest był dosyć szybkim przeskokiem przez te pół roku. Jest to tytułowy łącznik do kolejnej notki, która zdecydowanie będzie różniła się od tych dotychczasowych, będzie dłuższa, będzie włożone w nią dużo więcej pracy. Zresztą - sami zobaczycie.
CDN...
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ