Ku mojemu zdziwieniu zostałem uhonorowany tytułem Polskiego Menadżera Roku 2016. Po głębszym zastanowieniu doszedłem do wniosku, że nie ma w tym nic dziwnego, ale jednak pierwsze tego typu wyróżnienie w karierze cieszy. W ramach syzbkiej wstawki warto dodać, że Złotą Piłkę dostał Leo Messi.
Drugi dzień stycznia to dzień realizacji pierwszych transferów. Z klubem pożegnała się nowożytna legenda - Sergio Diaz. Wzmocnił nas Danijel Glavina, co wyraźnie nie spodobało się księgowemu i psychologowi prezesa. Spokojnie, panuję nad sytuacją.
Mecz bez historii. Nie spisaliśmy się najlepiej, ale blisko dwa tygodnie bez piłki przy nodze są dobrym usprawiedliwieniem. Teraz Valencia i Real, a więc dwa bardzo trudne pojedynki. Jakiekolwiek punkty uznam za sukces.
Losowanie było, no i... no...
10 dni, cztery mecze. Już widzę te spadające morale.
Tak jest! Drużyna, która triumfowała w lidze w dwóch ostatnich sezonach musiała uznać wyższość Ceuty! Jak się okazuje kryzys Valencii rzeczywiście istnieje, chociaż gospodarze byli o klasę lepsi od nas, to szczęście im nie sprzyjało. Nie narzekam. W zeszłym sezonie pokonywali nas 6:2 i 3:1, a teraz w końcu udało się zemścić. Siódme starcie Ceuty z Valencią pod moją wodzą i pierwsza wygrana. Jeżeli już przerywamy złe serie, to czemu nie robić tego hurtowo? Z Realem będziemy mieli aż trzy szanse.
Mogło być lepiej, wyszło strasznie bezpłciowo, nijak. Nie graliśmy nic porywającego, przegraliśmy. Tyle. Glavina wyleciał na 2 miesiące. Tyle x2.
Nic nas nie usprawiedliwia. Mieliśmy kilka na prawdę znakomitych sytuacji, Real był drużyną jak najbardziej osiagalną. Znowu kończyli w dziesiątkę i znowu tego nie wykorzystaliśmy. Żałosna postawa.
Nie mieliśmy wątpliwości, ale tak na wszelki wypadek Real nas rozgromił. Postawiliśmy autobus z nadzieją na najniższy wymiar kary no i trochę się nie udało.
Piszę teraz, żebym nie zapomniał. Ostatnio strasznie często wyrzuca mnie z gry i niestety powrót do FM może być jedynie chwilowy. Wszystko wskazuje na to, że pomimo dużych chęci kontynuacja gry jest bardzo utrudniona. Przygotujcie się na to, że wpis #46 będzie ostatnim wpisem sezonu 2016/17 i jednocześnie ostatnim wpisem z mojej kariery w Ceucie. Staram się robić co mogę, autozapis mam ustawiony na codzienny, muszę powtarzać niektóre mecze, bo nie zdążę zapisać gry, a ta akurat odmówi posłuszeństwa. Oczywiście mecze przegrane przegrywam również w powtórkach, wygrane tak samo, chociaż często zajmuje to trochę czasu. Miejmy nadzieję, że ten sezon ukończę w umiarkowanym spokoju. Może po premierze FM15 szarpnę się na zakup gry po trzech latach przerwy? Wszystko się jeszcze okaże, ale wygląda na to, że czytacie właśnie przedostatnią część serii.
Ostatnie wzmocnienie klubu w tym sezonie. W lecie chciałbym wzmocnić jeszcze pozycję lewoskrzydłowego i jestem przekonany, że po tym transferze skład byłby wystarczająco mocny, żeby walczyć nawet o TOP4. Można powiedzieć, że dopóki nie wygramy Champions League, to mamy pole do popisu w temacie wzmocnień. Zapomniałem jeszcze o rezerwowym środkowym obrońcy, ale to też w lecie. W następnym roku chciałbym już tylko zarobić na stadion i płynność finansową, bo drużyna będzie na prawdę mocna.
Wtem nastąpił kolejny miesiąc przerwy, po którym zdecydowałem się dokończyć dzieło. Manifesty leżą miesiącami w roboczych i w końcu przydałoby się coś z tym zrobić!
Teoretycznie planowe zwycięstwo ze słabszą drużyną. W praktyce chyba najważniejszy mecz sezonu pod względem mentalnym. Podnieśliśmy się po "potrójnej koronie" z Realem i to w bardzo fajnym stylu. Wracamy do gry!
W środku tygodnia odbyły się półfinałowe mecze Copa del Rey. Nasz pogromca - Real sensacyjnie uległ Mallorce. Trochę mniejszą sensacją zakończyło się starcie Las Palmas z Valencią. Pogrążeni w kryzysie mistrzowie kraju ulegli przyszłemu (na 90%) spadkowiczowi z Liga BBVA. Warto wspomnieć, że Las Palmas wygrało dotychczas w lidze jeden mecz. Jeżeli w rewanżach sytuacja drastycznie się nie zmieni, to dodatkowe miejsce w Europa League na sezon 2017/18 zajmie zwycięzca, bądź finalista CdR. W takim wypadku będziemy musieli ostro walczyć w lidze, lub po prostu wygrać Europa League.
Zwyciężyliśmy, więc nie mogę mieć do nikogo pretensji, ale jak można zmarnować 4 setki?! Mogliśmy spokojnie strzelić przynajmniej te dwie bramki i oszczędzić sobie nerwów. Ostatecznie wygrywamy w stylu, który na pewno nie porywa, ale to dwa pierwsze słowa w tym zdaniu są najważniejsze.
Ciekawostka - obok Barcelony i Malagi mamy najmniej straconych bramek w lidze, przy czym średnia wieku naszej podstawowej czwórki defensorów to jedynie 21,5 roku. Imponujące!
Real zdołał odrobić straty w półfinale CdR, a swój awans przypieczętowało Las Palmas. Tak więc druga z tych drużyn ma już zapewniony udział w kwalifikacjach do Europe League w najbliższym sezonie, a do obsadzenia pozostały już tylko 2 miejsca. Na pewno jest to dla nas pewna trudność, ale nie stoimy na straconej pozycji.
Gdyby nie fakt, że przed chwilą widziałem jedenastu barbarzyńców znęcających się nad rywalami w żółtych strojach, to opisałbym te spotkanie jednym słowem - poezja. Jednak brzmiałoby to trochę jak zeznania psychicznego mordercy przed sądem. Takiej zbrodni nie można nazwac poezją. To było coś niesamowitego, na prawdę strach grać przeciwko takiej drużynie. Zabójcza szybkość w ofensywie, dobry dzień Alcacera, wysoki pressing, maestro Xabi Alonso, a obok niego pracuś Pablo. Oto rysopis sprawcy.
Villareal bał się wyjść ze swojej połowy, bo wiedzieli co ich spotka. Bardzo wysoko zaczynaliśmy nakładać pressing, po czym wystarczyło jedno podanie otwierające drogę do bramki dla kogoś z trójki Ljajic/Alcacer/Valencia i oto mieliśmy bramkę. 15 minut pierwszej połowy, w których zdobyliśmy 5 bramek to najlepsze 15 minut jakie widziałem na własne oczy. Niebywałe. Do tego 19 celnych strzałów, 4 zablokowane i ŻADNEJ NIECELNEJ PRÓBY! Na początku wyglądało to jak cios za cios, ale Avila to człowiek, którego nie dało się dzisiaj pokonać. Trzecie czyste konto z rzędu, do tego ta ofensywa. Ech... No muszę tak powiedzieć - poezja.
Ważny mecz, ważne zwycięstwo! Malaga osłabiona m.in. brakiem Fierro i co najważniejsze Guardioli na ławce rezerwowych nie była już tak groźna. W naszym pierwszym starciu tego sezonu nie zagraliśmy źle, ale wtedy nie udało się odnieść zwycięstwa. Jest progres i co najważniejsze wygrana za 6 punktów. Umacniamy się na czwartym miejscu w tabeli i teraz mogę głośno powiedzieć to, co chodzi mi po głowie od kilku tygodni - jesteśmy w grze o Champions League. Najpierw jednak udajemy się w podróż do Szkocji - 2 209km od Maroko postaramy się spełnić marzenia czasu najbliższego.
Uff! Rangersi zaskakująco wysoko zawiesili nam poprzeczkę i z jednej strony mieliśmy szczęście, ale z drugiej trochę bagatelizuję, bo mecz od początku układał się na remis. Nie popisaliśmy się w środku pola, a w dodatku dawno nie graliśmy dwóch meczów w przeciągu trzech dni, więc byliśmy trochę nie swoi. Wynik ten jest dla nas wynikiem korzystnym i w rewanżu to my będziemy faworytami.
Piąte (!) czyste konto z rzędu, szybko rozstrzygnięty mecz i należycie wykonana sprawa. 100% powodzenia planu w meczu, który nikogo nie interesował. Teraz Rangers. Let the show begin!
Biorąc pod uwagę to, gdzie mogliśmy zajść odpadamy w przedbiegach. Szybko strzeliliśmy bramkę, zjadaliśmy Rangers pressingiem i kolejne gole były tylko kwestią czasu. Wszystko się skomplikowało, kiedy w pozornie niegroźnej sytuacji, podczas walki o piłkę Ljajic uderzył rywala łokciem. Już pomijam fakt, że rywal padł na murawę jakby metr od niego wybuchła bomba jądrowa, chodzi o to, że to nie było celowe! Na prawdę widziałem gorsze zderzenia w walce o piłkę, które kończyły się tylko upomnieniami. Sędzia zadecydował jednak inaczej i Adem jest sam sobie winien.
Plan obrony Częstochowy spalił na panewce, bo dość szybko straciliśmy bramkę. Powrót do agresywnej gry i przerzucenie większego ciężaru na duet mistrz - uczeń (Xabi Alonso - Escalante) okazało się trafnym wyborem, kiedy ten drugi zdobył bramkę dającą nam awans. Niestety żałosna skuteczność Alcacera, zmarnowana szansa Valencii i moja zła decyzja o wejściu na boisko Kakuty nie pomogły w podwyższeniu prowadzenia. Rywale wepchnęli jakiegoś farfocla i w ten sposób awansowali będąc słabszą drużyną od nas, grających przecież w osłabieniu. Z ręką na sercu przyznaję, że przy utrzymaniu takiej formy i odrobinie szczęścia mogliśmy wygrać Europa League. Teraz przyspieszamy cel o jeden sezon i 100% sił kierujemy na walkę o TOP4. Nie ma tutaj nic do stracenia!
Słaby, strasznie słaby mecz. Widać, że odpadnięcie z Europa League w takich okolicznościach siedzi gdzieś z tyłu głów chłopaków, bo dzisiaj przeszliśmy obok meczu. Ciężko o łatwiejszego rywala, tym bardziej strata punktów boli.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ