Czy z tą pozycją lidera naprawdę jest nam do twarzy? No wiecie, gdy przeciętny Kowalski trafi szóstkę w totka nie oprze się zakupowi Maybacha, choć dotąd jeździł maluchem. My jednak osiągnęliśmy to nie dzięki szczęściu w losowaniu czy szczęśliwemu zbiegowi okoliczności. Po prostu gramy naprawdę dobrze i już jako beniaminek możemy marzyć o najwyższych celach. Fakt, życie szybko weryfikowało umiejętności takich jak my. Choćby przykład z Ekstraklasy – Widzew Łódź – sezon 12/13 – komplet punktów w pierwszych czterech meczach potem gdyby nie ta zdobycz to oni a nie Bełchatów reprezentowaliby region łódzki w I lidze. Póki co jednak jestem zadowolony z rozwoju wypadków i życzę sobie, by do końca Warrenpoint nie miało okazji zejść z piedestału.
Z pozycji nr 1 przystępujemy do meczu z Lisburn Distillery. Czuję sympatię do tej drużyny, nie wiem w sumie dlaczego. Podoba mi się nazwa tego klubu i przede wszystkim ten klub „wyprodukował” Jamesa Cleary’ego – przyszłą gwiazdę ligi północnoirlandzkiej, występującą od tego sezonu w naszych barwach. Dodając, że gospodarze okupują ostatnie miejsce w tabeli nie mogę się oprzeć wrażeniu że trzeba dopisać sobie pewne trzy punkty. No i chwyciliśmy ten długopis i przez 90 minut wpisywaliśmy tę „trójkę” niczym dziadziuś z chorobą Parkinsona: wolno, niedbale, trzęsąc się. Koniec końców ta „trójeczka” znalazła się na naszym koncie, choć wynik 3-2 nie świadczy o tym, że było to pewne zwycięstwo, mimo tego, że ani przez chwilę nie było zagrożone.
Dungannon to kolejny wyjazdowy rywal moich chłopców. 6 zwycięstw po naszej stronie, 6 miejsce zajmują gospodarze. Kto zaliczy ten test na ocenę 6? Zostałem ogłoszony menedżerem miesiąca września. Wrzesień już się skończył, a w tym miesiącu wygrywaliśmy każde spotkanie ligowe. Czy nastąpi nagłe załamanie? Sammy Stewart jest w nieziemskiej formie. Czy ją podtrzyma? Zjadłem kilka śliwek i popiłem je wodą. Kiedy złapie mnie rozwolnienie? No trochę tych pytań jest (większość naciąganych, ot tak żeby powiększyć objętość tekstową), ale jedno jest pewne. Nie jest to rywal, którego można się obawiać. Owszem szacunek, ale nic poza tym. To uśpiło naszą czujność. Przeważaliśmy (jak zwykle), mieliśmy mecz pod kontrolą, ale jak zwykle głupio stracona bramka i robi się 1-1. Gdyby nie sędzia, który nie uznał gospodarzom gola prawdopodobnie jeszcze byśmy przegrali. Forma spadła, kolejny mecz, w którym styl pozostawia wiele do życzenia. Poza tym Linfield dopada nas na 1 punkt po zwycięstwie z Glentoranem, kolejnym członkiem grupy pościgowej. Przerwa reprezentacyjna może być dla nas ukojeniem. Wracając do pytań.
1)Dungannon otrzymuje 4, my 3 na szynach.
2)Może nie załamanie, ale delikatna obniżka już tak.
3)Nie, nie poszalał.
4)Za co najmniej 5 minut.
14 dni do meczu. Taki komunikat otrzymałem po spotkaniu z Dungannon. Przeciwnik to już gruba ryba. Portadown – mistrz Irlandii Północnej. Mimo, że mają do nas 5 punktów straty, to lepiej uznać ich za faworytów. By potem się boleśnie nie rozczarować. Jako, że nasi rywale są mistrzami, wystąpili w eliminacjach Ligi Mistrzów. Odpadli w drugiej fazie, nie dziwota, rywalem był Partizan. Wynik 0-4 nie jest powodem do chluby, ale 1-1 u siebie można zapisać po stronie plusów. Warto również zauważyć, że nie wygrali od trzech spotkań. Oby nie przełamali się w meczu z nami. Co jeszcze z ciekawostek
? Z reprezentacją Ulsteru nie jest tak źle, jak uprzednio myślałem.
A o meczu, zaczęliśmy świetnie. W 8 minucie prowadziliśmy już 2-0. Wszystko fajnie. Trzydziesta minuta. I coś pękło. Strata bramki, oddanie inicjatywy. Z przebiegu gry remis jaki osiągnęliśmy jest bardzo cenny. Jeśli gra się tylko przez 1/3 meczu to takie są skutki. Wynik brzemienny w skutkach z tego względu, że Linfield ma jeden mecz zaległy i gdy zwycięży obejmie prowadzenie w tabeli. Mimo tego, że powinniśmy być zadowoleni z remisu z mistrzem kraju sytuacja w tabeli mówi zgoła co innego.
Jak już wcześniej wspomniałem Linfield obejmie prowadzenie w tabeli jeśli wygra najbliższy mecz. Nie zaległy. Najbliższy, ponieważ ich najbliższym rywalem jesteśmy my. Sytuacja jest dla nich idealna. Rywalizują z nami w meczu u siebie, mają 85% szans na zwycięstwo, w końcu raz w tym sezonie nas zdeklasowali. Są w idealnej formie, ograli w pucharze Lisburn 5-0. Nie to, co my. Wygrają – są liderem i mają jeden mecz do rozegrania. Zremisują – dalej piłeczka jest po ich stronie. Przegrają – nie, to jest zbyt mało prawdopodobny scenariusz. Ale jak mawia każdy piłkarz ekstraklasy podczas wywiadu, bądź w studiu Ligi + Extra – dopóki piłka w grze… Sposób na nich? Defensywna taktyka, czekanie na kontry. Nie ma 100% pewności, że to zaskoczy. Ba nawet 50%. Ale gdybyśmy zagrali z nimi na hura, wtedy przyjęlibyśmy piątkę, siódemkę może.
No i przyjęliśmy. Było blisko piątki. Skończyło się na czwórce, na pocieszenie i nam udało się strzelić dwie bramki, ale to były gole na otarcie łez, przy stanie 0-4. Nieuniknione się dokonało, tracimy pozycję lidera, na rzecz faworyta całych rozgrywek. Na szczęście wyniki ułożyły się w taki sposób, że udało się nam utrzymać drugą lokatę.
Po 11 meczach rozgrywki się zapętlają. Co to oznacza? Znów gramy z Crusaders. W meczu z nimi dobrze zainaugurowaliśmy rozgrywki. Warto i teraz osiągnąć dobry rezultat. Zwłaszcza, że w październiku nie odnieśliśmy żadnego zwycięstwa. Trzeba się niezwłocznie za to zrehabilitować. Na miejscu Crusaders doznałbym jakiejś depresji mierząc się z nami. Co doprowadzą do remisu, to znów w końcówce któryś z naszych ukąsi w najgorszym możliwym momencie. Tym razem był to Conor Walsh. To zwycięstwo – pierwsze od miesiąca – pozwoliło nam utrzymać się w ścisłej czołówce, która zaczyna się silnie krystalizować.
Ballinamallard. O! Już nauczyłem się tej nazwy. To nie jest potęga irlandzkiej piłki. Obok Crusaders i Lisburn Distillery jest to drużyna z elity, która gra w taki sposób, że nic poważniejszego oprócz ciężkiej walki o utrzymanie im nie grozi. Co oczywiście nie świadczy o tym, że „pykniemy” ich bez problemu. Przykład? Poprzedni mecz z Crusaders. Pierwsza połowa – frustrująca. Masa strzałów, z których nic nie wynikało. Gra toczyła się pod nasze dyktando, ale brakowało tej pieczęci. Druga połowa rozpoczęła się trafieniem Feeneya i to na tyle jeśli chodzi o to spotkanie. Znowu zwycięstwo odniesione najniższym możliwym kosztem. Punkty, można powiedzieć z automatu, są bardzo przydatne, ale nie mogę się doprosić o przekonujące 3-0 z dołującymi drużynami. Czy tak wiele oczekuję?
No i na koniec tej części spotkanie z Coleraine. Z czego ich kojarzę? Ano z tego, że jako pierwsi pokonali nas w Premier League. Ale to nie wszystko. Potrafili ograć na wyjeździe Linfield. To najlepiej świadczy o ich klasie. Po dwóch meczach mniejszego kalibru czas na poważniejsze wyzwanie. Jak najlepiej określić ten mecz? Żeby nie skłamać. Pięć kaw to za mało by nie usnąć. My atakujemy, tamci się bronią, bramki nie padają. Ostrzał artyleryjski? Nie. Owszem strzałów trochę było, ale jeśli chodzi o celność to patronem mojej drużyny powinien być Stępień z 13 posterunku. Wynik frustrujący. Może tych dwóch punktów kiedyś zabraknąć.
Mimo mojego zrzędzenia sytuacja w tabeli naprawdę nie jest zła. Drugie miejsce za będącym poza zasięgiem Linfield naprawdę napawa optymizmem. To cechuje dobre drużyny. Punktowanie pomimo gry bez jakiegokolwiek stylu. Dopisujemy kolejne oczka mimo mizernoty. Świadczą o tym spotkania z rywalami z dołu tabeli, gdzie każdy wygrywa po 3-0, 4-0. My natomiast wygrywamy jedną bramką, sami nie zachowując czystego konta. No ale Grecji nikt nie rozgrzeszał za bezstylowe zwycięstwa na EURO 2004. Tabela prezentuje się następująco. Oby tak zostało już do końca. Wszystko rozstrzygnie się po podziale na grupy. Będzie z pewnością bardzo ciekawie, gdyż różnice punktowe między drużynami są niewielkie. Z indywidualnych wyróżnień przychodzi mi do głowy Sammy Stewart – widać że to kawał gracza jak na te warunki. No i oczywiście Lee Feeney – 35-letni lider klasyfikacji asystentów i posiadacz najwyższej średniej oceny w całej lidze. Dziarski staruszek.
Jako, że data FM-owa zbiegła się na dobrą sprawę z tą właściwą kilka słów o tym, jak naprawdę sobie radzą chłopcy z Warrenpoint. Mianowicie, w zeszłym sezonie awansowali do Premierleague z 2 miejsca (Ha! Byłem lepszy). Stan na dzień 01/11/2013. to przedostatnie miejsce z 9 punktami w 13 meczach, czyli po prostu trudne życie beniaminka. Co do kadry? Hmm, nie znam nikogo. Jednak granie klubami z niższych lig powoduje często wietrzenie składu tak intensywne, że mało który piłkarz zostaje w klubie. Gdy kontrakty są amatorskie to następuje wolna amerykanka – testowanie, zwalnianie, sprowadzanie –mój żywioł. Wynik, póki co lepszy od rzeczywistego, więc trzeba w myśl nowego selekcjonera reprezentacji Polski - Adama Nawałki – „zapisać to, faken” po stronie plusów. W najważniejszej kwestii odnośnie całej ligi nie ma żadnej zmiany. Linfield rozsiada się na tronie lidera niczym basza.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ