W nawiązaniu do poprzedniego tekstu zdecydowałem się zacytować Davida Gallopa, dyrektora generalnego Australijskiego Związku Piłki Nożnej:
To będzie niezapomniany wieczór. Mecz z Juventusem to kolejny dowód na to, że A-League wzrasta na arenie międzynarodowej
Skąd taki optymizm u pana Gallopa? Pochwalił się światu, że jedenastka złożona z najlepszych zawodników najwyższej klasy rozgrywkowej w Australii zagra podczas przyszłorocznych przygotowań do sezonu z mistrzem Włoch.
Tak właśnie wygląda to dążenie innych kontynentów do ,,dotknięcia’’ stóp piłkarskiej Europy. Australijczykom wystarczy do tego sparing. FIFA potrzebuje do tego klubowego mundialu. Oba wydarzenia w efekcie stają się żałosnym widowiskiem.
Problem jednak polega na tym, że niewielu fanów piłki nożnej spoza Australii zna takie kluby jak Newcastle Jets, czy Sydney FC. Chociaż ten drugi klub mogą już znać, bo przecież łatwo założyć, że drużyna, z jakiegoś anglojęzycznego kraju ma w nazwie miasto, w którym rozgrywa swoje mecze i tradycyjne ,,Football Club’’. Jednak to bardziej zasługa logiki i tego, że Alessandro Del Piero otrzymał ogromne pieniądze, za poniżającą dla jego piłkarskiego majestatu grę z amatorami niż działań marketingowych.
Kolejny problem A-League polega na tym, że za największą gwiazdę ich ligi można uznać Emila Heskey, a rozwój ligi z takim zawodnikiem może być równie karkołomny co podbój Ligi Mistrzów Sylwestrem Patejukiem. Być może lepszym rozwiązaniem byłoby przyciąganie młodzieży do piłki nożnej, ale tej europejskiej, która moim zdaniem jest o wiele atrakcyjniejsza to australijskiej odmiany. Ale możliwe, że się mylę…
Bo jeśli się mylę, to powinniśmy się radować po sprowadzeniu Barcelony na PGE Arenę, które było dla Lechii Gdańsk wydarzeniem przełomowym, a od teraz klub będzie się liczyć na arenie międzynarodowej. Działacze gdańskiego klubu nie pomyśleli jednak, że żeby na arenę międzynarodową się dostać, to sezon w Polsce trzeba zakończyć na co najmniej czwartym miejscu. Czy uda się to bez piłkarza jakim jest Matsui? Śmiem wątpić.
Przewrót grudniowy na Łazienkowskiej…
Jana Urbana zastąpi człowiek z krainy reniferów i niezłych skoczków narciarskich, która wydała jednego wybitnego piłkarza. Imię i nazwisko nowego trenera Legii wskazuje na jego uczestnictwo w procesie norymberskim, a wszystko wskazuje na to, że norweg nie będzie strzałem w dziesiątkę, a tym oddanym przez Michała Żyrę z dystansu.
Urban dostał przepiękny prezent na święta od kierownictwa Legii. Po raz drugi został zwolniony, ale tym razem po kadencji, której większość spędził na wygodnym fotelu lidera Ekstraklasy, zdobył również dublet, co w Warszawie nie udało się od dosyć dawna.
Legia nie zachwycała, ale ile w tym winy Urbana? Plaga kontuzji, nieprzychylność kibiców, a w końcu wyniki zadecydowały, że reputacja szkoleniowca spadała w dół. Jeśli jednak przestaniemy patrzeć na Legię jako nadzieję na podbój Europy i dominatora Ekstraklasy to wszystko wygląda całkiem nieźle. Jedno zwycięstwo w Lidze Europy było realistycznym minimum. Nie oszukujmy się. Pod każdym względem turecka piłka klubowa jest lepsza od polskiej. Mistrz polski chwali się ściągnięciem Helio Pinto, a mistrz Turcji transferem Didiera Drogby. Przed transferem do Legii, jedynym co kojarzyło mi się z Helio, była nazwa firmy, produkującej polewy do ciast i inne produkty, na które spacerując po sklepie nie zwracam nigdy uwagi. Do Lazio Rzym nie mamy żadnego prawa się porównywać.
Nazwiska, którymi dysponuje Urban brzmią nieźle. W każdym razie nie gorzej niż te zawodników Dynama Zagrzeb, czy Viktorii Pilzno. Jednak jeśli spojrzymy na to co zawodnicy reprezentują sobą na boisku to przestaje się dziwić dlaczego Legia nie potrafi złapać regularności.
Dla mnie to i tak cud, a raczej słabość naszej ligi, że mamy tak beznadziejnego lidera. Berg ma być magnesem na nowych piłkarzy, na nowych mocnych piłkarzy, którzy do tej pory bali się przyjechać do Polski. Tylko w czym jest problem? W zarządzie, czy w trenerze? Skoro kilka lat temu udało się ściągnąć Ljubo, a blisko transferu był Sidney Govou, to naprawdę nikt mi nie wmówi, że Dossa Junior to maksimum możliwości warszawskiego klubu.
Tymczasem dowiadujemy się, że Berg chce ściągnąć napastnika ze Szwecji. Nazwa klubu jest całkiem znajoma, ale imię i nazwisko piłkarza jest mi kompletnie nieznajome. Fakt, że przed Legią otwierają się nowe rynki, ale czy naprawdę celem naszej ligi jest zniżyć się do poziomu ligi szwedzkiej? Jeśli Legia ma kogoś ściągać ze Skandynawii to tylko najlepszych zawodników, a nie kolejnych graczy, których postawa jest równie niepewna, co umiejętności bramkarskie Gliwy.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jeśli mój tekst ci się spodobał ===== > Kliknij MOCNE.
Jeśli tekst ci się nie spodobał ==== > Kliknij SŁABE, ale proszę uzasadnij krótko ten wybór. Pozwoli mi to pisać lepsze teksty w przyszłości.
Zapraszam również do dyskusji w komentarzach, ale proszę was nie schodźmy na kwestie religii i polityki.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Z okazji zbliżających się świąt życzę wszystkim moim czytelnikom zdrowych, wesołych i przede wszystkim rodzinnych świąt, bo nie ma nic gorszego niż samotność. No i….
Do siego roku!!!
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ