Minął mecz w Andrychowie, minął też z
Janiną Libiąż, a mnie w Małogoszczu brak. Leżąc w szpitalu dostałem od rodziny kilkadziesiąt kartek papieru, które zarysowałem w jeden dzień. Rysowałem taktyki, ustawienia, jakby się zachowali piłkarze moi, a jak mogliby rywala. A wszystko po to, że przyjeżdżali do nas tarnowianie i tamtejsza
Unia. Po meczu z Przebojem Wolbrom najważniejszy mecz rundy jesiennej. Wygrywając eliminowaliśmy ich z gry mistrzowskiej, pokazywaliśmy kto tu tak naprawdę jest lepszy. Przegrywając nie komplikowaliśmy sobie zanadto sprawy, bo mieliśmy cztery punkty przewagi na przeciwnikami, ale to rywale mieliby przewagę psychiczną w rewanżach - przewagę być możę ważniejszą niż
umiejętności piłkarskie.
Szybko nadszedł 14 września. Nasz 20 mecz w sezonie. W lidze byliśmy niepokonani, przewodziliśmy temu peletonowi zwanemu trzecią ligą. A do nas przyjeżdżała Unia Tarnów. Młodzi piłkarze byli zestresowani, kibice wytworzyli otoczkę, wymusili na nas wiktorię nad gośćmi.
Długo nie mogliśmy się przebić. To nie była ta Unia, o której tak mawiano w całym regionie, jaka to ona mocna. W trzydziestej drugiej minucie w końcu.
Patryk Jałocha, który był w życiowej formie trafił pierwszą bramkę. Zaczęliśmy się rozkręcać. W doliczonym czasie gry
Piotr Kulpaka trafił po raz drugi i do szatni schodziliśmy mocniejsi. Rywal nie istniał. Pokonaliśmy go fizycznie i pokonaliśmy go w głowach. Tego się bałem. Za wczesne myślenie o zwycięstwie. Przekonałem piłkarzy, że jest 0:0, a mecz dopiero się zaczyna.
Puściłem
Marcina Gadzinę na boisko, licząc że w takim ważnym spotkaniu douczy się jak grać w meczach "o 6 punktów". Zagrał świetnie. W sześćdziesiątej minucie strzelił swoją drugą bramkę w lidze. Jedenaście minut potem Patryk Jałocha po raz drugi w tym spotkaniu trafił do siatki rywala. Prowadziliśmy
4-0 i - mimo kontuzji Marcina Adaszka - graliśmy niemal bezbłędnie. Dzieła dopełnił już tradycyjnie
Marcin Haftkowski i zeszliśmy do szatni jako zwycięzcy.
Lokalne gazety pisały o nas w samych superlatywach. Tego w naszym miasteczku dawno nie słyszeli. Wierna liderem z siedmiopunktową przewagą. Ostatecznie po meczach rywali przewaga skurczyła się do pięciu punktów, no ale przewaga, to przewaga. Nieważne jaka by była, ważne, że jest. Mentalność mieszkańców miasta mnie zadziwiła.
Kilka dni później graliśmy mecz z
Wisłą Płock. O tym spotkaniu wszyscy chcieliby chyba jak najprędzej zapomnieć. Najlepszym opisem przebiegu tego spotkania będzie po prostu:
1-5. Nasz honor uratował
Michał Pietrzak w 57 minucie, gdy była jeszcze szansa na powrót do gry - przy stanie
0-3. A potem Łukasz Sekulski trafił w 83 minucie i z karnego trzy minuty później i skończyliśmy jako drużyna, która dostała największy wpierdol w II rundzie
Pucharu Polski.
A potem przyszła seria wiktorii w III lidze. Seria 9 zwycięstw, którą chyba nikt nie może się pochwalić, jeśli liczyć ten sezon.
Lubań Maniowy (
4-1),
Łysica Bodzentyn (
2-0),
Poprad Muszyna (
2-0),
Dalin Myślenice (
4-1),
Orlicz Suchedniów (
4-2),
Granat Skarżysko-Kamienna (
5-0),
Juventa Starachowice (
4-0 ) , Szreniawa Nowy Wiśnicz (3-0)
i na koniec, w Limanowej 4-1.
Tak zakończyliśmy runde jesienną, której większą część graliśmy w lato. Podsumowując:
- 30 spotkań
- 25 zwycięstw
- 3 remisy - towarzysko z:
Stalą Mielec (
2-2) i
Pogonią Staszów (
1-1); ligowo z
Janiną Libiąż (
0-0);
- 2 porażki - towarzysko z
Widzewem Łódź (
1-2); pucharowo z
Wisłą Płock (
1-5);
- 71 bramek strzelonych
- 20 straconych bramek (6 w pucharach + 8 towarzysko)
Najwyższe zwycięstwo:
5-0 z:
Naprzodem Jędrzejów (derby);
Granatem Skarżysko-Kamienna;
Unią Tarnów;
Najwięcej bramek w spotkaniu:
6 bramek z:
Orliczem Suchedniów (
4-2);
Wisłą Płock (
1-5);
Najwyższa porażka:
1-5 z:
Wisłą Płock;
Wszyscy dostali dwa tygodnie urlopu - czasu by pojechać do znajomych, po czym przyszedł tydzień treningów i sparing z
Sandecją. Przyjazd Sandecji, to był mecz typowo komercyjny. Planowano ponad 15 stopni celsjusza, dobra pogoda, słońce. Ponad 400 osób miało się zjawić, wykupić przynajmniej 80 procent biletów. Chciano powtórzyć rekord frekwencji z meczu z Wisłą.
Oczywiście wyszedł jeden wielki penis. 268 osób naliczono podczas spotkania, czyli około 60-80 więcej osób, niż na lidze. Na Wiśle było dokładnie dwadzieścia siedem osób więcej. Mecz który ustawił prezes, wyszedł jako wielki niewypał. Jako spotkanie także. Przegraliśmy
1-4, po słabej grze. Piłkarze nie grali meczu od miesiąca, prócz meczu treningowego między sobą, na zasadach 2x25 minut.
Michał Skorupski trafił w 27 minucie, na
1-1.
Dziewięć dni później chcieliśmy to sobie odbić w meczu z Nidą Pińczów, a bohaterem meczu został...
Jacek Imianowski, nasz środkowy obrońca. Trafiał trzykrotnie z karnych w
6,
27 i
40 minucie. Wygraliśmy 3-2, po bardzo słabej drugiej połowie, w której straciliśmy na szczęście tylko jedną bramkę.
Tym spotkaniem zakończyliśmy rok 2011. W tutejszej szkole zorganizowano wielką, klubową wigilię, na ponad 60 osób. Zebrano piłkarzy z małżonkami i partnerkami, kilku piłkarzy rezerw, pracowników klubu, zasłużonych dla
MKS "Wierna" Małogoszcz. Życzyliśmy sobie przede wszystkim dobrej gry i awansu, ale bez prywatnych życzeń nie mogło się nie obyć. Były te typowo rodzinne i te bardziej materialistyczne. Wszystko odbyło się w dobrej atmosferze, po czym rozeszliśmy się do domów. A ja, tradycyjnie, odpaliłem laptop i szukałem...
PS. Wróciłem po 7 miesiącach do tej kariery, mam nadzieję że teraz, aż tak mnie nie odrzuci ta kariera i napiszę długie opowiadanie. ;)
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ