"Nowy Rok, nowy krok". Wyświechtane hasło. Bardziej pasuje "Nowy Rok, śmierdzący krok". Już kilka dni minęło w tym 2016 roku, a człowiek nie może po ludzku pobalować i się napić. Wszystko przez kontuzję, która przytrafiła mi się w połowie grudnia. Zwichnięta żuchwa to nie żarty, a to wszystko przez twardy łokieć kolegi na treningu. Miał tylko pecha, że nie jestem miękkim penisem robiony i potrafię się zemścić. Tak więc wraz z Mejtem, któremu ktoś w ramach żartu zamienił obciążenie na sztandze, co spowodowało naciągnięcie mięśni grzbietu, spędziliśmy urlop cierpiąc - ja z bandażem na całej głowie, a on z balkonikiem jak stary dziad.
Było minęło, Nowy Rok spędziłem na niezłych proszkach, ale w końcu mogę wrócić do treningów i tradycyjnego alkoholu. Siedząc w siłowni zacząłem myśleć o ostatnich miesiącach i naszej ponurej sytuacji. Dwunaste miejsce w Ekstraklasie, tragiczna seria bez wygranej, sporo kłótni, rosnąca kolejka chętnych do odejścia, ale najgorsza jest skuteczność moich kolegów - 14 bramek w 19 meczach nie jest najlepszym wynikiem. Smutne przemyślenia jak na wyciskanie. Góra, dół, góra, dół. Szkoda, że my jako zespół mamy teraz nieprzerwany dół.
- Witaj z powrotem Ziemniaczku! - nie kto inny jak nesete. Wparował do siłowni z uśmiechem na ustach. - Widzę, że już chyba możesz mówić, grać i trenować bez ryzyka gorszego uszkodzenia szczęki!
- Yhym - mogłem mówić, ale wolałem nie ujawniać tego mojemu bezdomnemu przyjacielowi.
- Oj, już tam nie udawaj! Najlepszego strzelca zespołu nie oszukasz! - Matko... Skąd on brał energię i optymizm? - Przynoszę Ci wiadomość, że Ojciec zwołał zebranie pourlopowe i przedsparingowe w jednym. Put the sztanga down and chodź on!
No to szykuje się zima średniowiecza. Ciekawe co nam powie? Wyszliśmy z siłowni i poszliśmy do salki przeznaczonej do zebrań taktycznych. Pani Halinka miała chyba sporo do roboty, bo gdy ją mijaliśmy nawet nie uniosła wzroku. Czytała "Futbol na gorąco", porządny brukowiec dla Pań interesujących się piłką nożną. Widocznie wciągnęła ją rozkładówka z Maciejem Skorżą w kąpielówkach.
W salce wszyscy już na nas czekali, nawet Ojciec Sceny. Widocznie już nawet zaczął, ponieważ atmosfera w szatni była gęsta i ciężka jak Lucasinho.
- Ojczulku! - nesete jest chyba samobójcą albo zanikł w nim instynkt przetrwania. - Sprowadziłem tego połamańca, tak jak prosiłeś!
- Dzięki bezdomny! - chyba Ojciec znalazł sobie pupilka, bo wybuch nie nastąpił. Spojrzał na mnie. - Siadaj kaleko! Spóźniłeś się!
Usiadłem bez słowa, bo one nic by tutaj nie pomogły. Rozejrzałem się po kolegach, wszyscy byli przygnębieni, markotni, mieli zgaszone spojrzenia i unikali kontaktu wzrokowego. Szykowała się ciekawa rozmowa w tej jakże szkolnej scenerii.
- Kontynuując! Gracie tragicznie, a to, że nie jesteście w strefie spadkowej zawdzięczacie tylko beznadziei tej ligi. Czternaście goli! Niech Was do afrykańskiego więzienia zamknął, jak nie poprawicie tego wyniku. A tam jeszcze większy strach się schylić po mydło niż pod Waszym prysznicem! - kropelki śliny stworzyły już małe kałuże pod nogami Ojca. - Jako że poprzednia taktyka i trening najwięcej korzyści przynosiły, a zmiany Wam nie pomogły, to wracamy do punktu wyjścia. Trening ofensywny i wytrzymałościowy! Będziecie zapieprzać wokół boiska, a co okrążenie strzelać gola w okienko! Noo... Ale to już nie moja broszka.
- Jak to? Wywalają Pana? - w oczach Bolsona zapaliła się iskierka nadziei.
- Tak dobrze to nie ma, słoneczko! - Ojciec ugasił ją tak gwałtownie, jakby do jednej zapałki chciał wziąć cały szlauch. - Po prostu zapadam w sen zimowy wraz z moim niedźwiedziem. Obudzę się dopiero po tych nudnych sparingach tuż przed rundą wiosenną. Do tego czasu treningi prowadzić będą moi asystenci - Piotr i Sebastian.
- Ojcze, ale Piotr Sebastian to jedna osoba. - Pucek chciał wyprowadzić z błędu naszego mentora.
- Ty mnie nie będziesz uczył ilu ja mam asystentów! - włosy Pucka zafalowały od wiatru spowodowanego przez ten krzyk. - W końcu jeden człowiek nie może tyle nudzić o Waszych błędach. Teraz to ich problem, widzimy się za jakiś czas!
Po tych słowach Ojciec otworzył drzwi kopniakiem i wyszedł. Siedzieliśmy oniemiali jeszcze dłuższą chwilę, tylko patrzyliśmy po sobie z mieszaniną ulgi i niedowierzania. W końcu odezwał się A. de Raph:
- Nie ma to jak dobre wiadomości! Idziemy na wódeczkę i panienki, a wrócimy dopiero, gdy Ojciec obudzi się ze snu! - poderwał się z miejsca, a za nim wstali pozostali, w tym ja. Brakowało mi od miesiąca alkoholu we krwi. Na miejscu pozostał tylko jeden z nas.
- To nieodpowiedzialne, co z treningami i Piotrem Sebastianem?! - zaprotestował Pucek.
- No a co ma z nim być? Przecież jak zawsze stawia...
C.D.N.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ