Gdy powstały manifesty rozpocząłem cykl, w którym dzielę się z Wami moją opinią na temat legendarnych Championship Managerów. Wydałem dwie z czterech zaplanowanych części, po czym na dłuższy czas przerwałem. Przyszedł najwyższy czas, aby to, co zacząłem - skończyć. Jednocześnie przepraszam, że czekaliście (mam nadzieję, że ktoś w ogóle na to czekał?!) tak długo...
_______________________________________________________
Maj 2003. Każdy wiosenny dzień wyglądał u mnie podobnie - szkoła, wtedy początki gimnazjum, następnie czas na naukę w domu, przeróżne obowiązki, mniej lub bardziej czasochłonne. Wieczorem miałem swój free time, który najczęściej poświęcałem na zabawy z komputerem. O internecie w tamtym okresie mogłem jedynie pomarzyć, wynikało to z tego, że mieszkam w mniejszej miejscowości, gdzie takie innowacje dopiero wchodziły w życie. Zresztą posiadanie w domu komputera stacjonarnego również nie było jeszcze tak powszechne. Cóż takie uroki zamieszkiwania w wioskach, ale, odchodząc od tematu, nie wyobrażam sobie życia gdzie indziej...
Przejdźmy jednak do sedna sprawy. SI wraz z Eidosem właśnie na maj zaplanowali wydanie w Polsce najnowszej wersji Championship Manager, tym razem oznaczonej numerkiem 4. W różnych gazetach komputerowych miałem możliwości przeczytania o wielkich zmianach, jakie czekały najnowszą wersję. Co tu dużo pisać - mieliśmy być świadkami REWOLUCJI!
Nie było mnie stać na grę, którą pożyczyłem od kuzyna. Pamiętam, że wyjeżdżał wtedy zagranicę, dlatego plytkę dał mi. Zainstalowałem ją na swoim dysku. Już na starcie w oczy rzucał się zmieniony, bardziej nowoczesny wygląd. To już nie były duże, przepełnione i kwadratowe okienka, jak w trzeciej serii. Wizualnie całość prezentowała się bardzo przyjemnie, nie było problemu z odnalezieniem jakichś opcji. Czcionka także mogła się podobać. Do wyglądu nie miałem żadnych zastrzeżeń. Rozpocząłem swoim ukochanym Manchesterem.
Po kilku dłuższych chwilach nie miałem wątpliwości - to jest gra dla mnie! Transfery, treningi, zabawy z taktyką i przede wszystkim mecze oglądane w zupełnie nowym trybie 2D sprawiały mi ogromną przyjemność, poświęcając się rozgrywce do późnych godzin nocnych. Możliwość śledzenia meczy w trybie dwuwymiarowym była znakomitym pomysłem. Z lotu ptaka można było dokładnie zobaczyć, jak nasi gracze spełniają założenia taktyczne. Super sprawa, naprawdę czegoś takiego się nie spodziewałem. Grało mi się dobrze, aczkolwiek gra nie była pozbawiona wad...
Czy była to gra doskonała jak na swoje czasy? Nie, niestety. Pomimo dużych zmian i nowości, zawierała multum bugów. Z biegiem czasu słychać opinie, że jest to najbardziej zabugowana wersja w historii managerów. Trudno się z tym nie zgodzić - wydano chyba dwa, albo trzy patche, błędy pojawiały się praktycznie wszędzie, od taktyki, przez silnik meczowy po mniej istotne, ale także pomocne elementy. Bugi skutecznie zabijały przyjemność z gry. Byłem jednak na tyle niedoświadczony, że większość zignorowałem, toczyłem rozgrywkę bez względu na przeszkody. Zagrałem bodajże trzy kariery, pierwszą Man United (wielką gwiazdą był u mnie Robert Vittek), potem Milan, gdzie po raz pierwszy zostałem zwolniony przed końcem sezonu. Swoją przygodę z CM4 zakończyłem w Wiśle Kraków, tam z kolei szło mi całkiem przyzwoicie.
Championship Manager 4 był pierwszym managerem, przy którym spędziłem bardzo dużo czasu. Cóż, dla wielu zapewne było odwrotnie. Ale mi się podobało. W 2003 roku, mając 13 lat, mój "menedżerki staż" był niewielki, dlatego wszelkie błędy starałem się tolerować. Muszę przyznać, że był to miły i niezmarnowany czas, który był przygotowaniem do gry, która do dziś darzę największym sentymentem ze wszystkich - Championhip Managera: Sezon 03/04. O tym w kolejnej, już... ostatniej części cyklu.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ