Informacje o blogu

Quot capita, tot sententiae

AFC Tubize

Jupiler Pro League

Belgia, 2008/2009

Ten manifest użytkownika Dzwoniu przeczytało już 1540 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.

Pokaż notki z kategorii:

MÓJ BLOG

Przygody w Tubize #326.08.2009 22:05, @Dzwoniu

2

Do meczu z Germinal Beerschot postanowiłem się solidnie przygotować. Zamknąłem się w swoim gabinecie z zamiarem obejrzenia nagranych na płyty DVD ostatnich spotkań mojego następnego rywala. Zawartość płyt była tak pasjonująca i wciągająca, że dopiero po dwóch godzinach zorientowałem się, że oglądam już trzeci film z serii „Gorące 18-tki". Jakiś dowcipniś podmienił je z meczami GB! Natychmiast wezwałem swojego asystenta:

- Felice! - krzyknąłem. - Co to ma wszystko znaczyć!? Dlaczego podmieniłeś płyty!?

- To nie ja trenerze - odpowiedział wystraszony Mazzu. - To pan prezes, kiedy dowiedział się, że Germinal Beerschot daje za płyty ze swoich meczów 100 dolarów za każdą, wziął je, a mi kazał dać panu najlepsze filmy jakie mamy, aby się trener wciągnął.

- Ech, a co z przygotowaniem drużyny na mecz? - westchnąłem. - Trudno, trzeba się będzie niedługo przejechać na stadion do Beerschot.

Myśli miałem jednak zupełnie inne niż spokojne wzdychanie nad kolejnym problemem stworzonym przez skąpego prezesa. „Niech Ci się zdarzy wszystko co najgorsze! - myślałem. - Twoje najgorsze koszmary mają się spełnić! Ty... ty... Żydzie!" To ostatnie nie było w sumie wyzwiskiem, bo prezes był Żydem, ale ja jako człowiek oświecony i postępowy nie mogłem znaleźć innego określenia na takiego skąpca. Niestety tego samego dnia czekał mnie przykry obowiązek - musiałem udać się do gabinetu Langendrisa w celu uzyskania dotacji na bilet lotniczy do Beerschot. Po drodze wstąpiłem do supermarketu po „Panią Domu" i litr mleka. Już przy wejściu zaczepiła mnie hostessa, która dawała koktajl z brokułów, buraczków i marchewek. Nie cierpię takiego świństwa! Więc jako, że było za darmo, wziąłem od razu 5 kubeczków i zatykając nos i powstrzymując wymioty wypiłem duszkiem jeden za drugim. „Udało się! Żyję! Ale warto było. Szkoda by było nie wziąć! A teraz szybko po gazetę i do prezesa bo wieczór się zbliża". Wziąłem „Panią Domu" i udałem się do kasy. Po zapłaceniu ruszyłem w dalszą drogę przeglądając przy okazji gazetę. Hm, 5 saszetek próbnych szamponu do włosów, 2 próbki kawy rozpuszczalnej, rozkładany wózek, próbka uprzęży dla słonia... Coś cienka się zrobiła ta gazeta po wyjęciu tych reklamówek. Czego to dzisiaj nie wkładają...

Doszedłem wreszcie do budynku klubowego i od razu pomaszerowałem do gabinetu prezesa. Już zaraz po wejściu do niego podbiegła do mnie sekretarka:

- Panie Zdzichu! - lamentowała. - Co to się dzieje! Nagle w jednym momencie do pana prezesa przyszedł poborca podatkowy, Amnesty International z prośbą o datek, Caritas, Jurek Owsiak. A prezes wściekły i zdenerwowany, krzyczał coś o hienach i o swojej krwawicy. W końcu z tych nerwów zamknął się biedak w toalecie i siedzi. Nie wiem co zrobić.

„Klątwa zdała egzamin - pomyślałem. Delektowałem się jeszcze jakiś czas myślą o skąpym prezesie zamkniętym w toalecie i kupą ludzi pod jej drzwiami, a wszyscy wołający o pieniądze... Coś pięknego. Z zadumy wyrwały mnie 4 trzaski i tupot nóg. Do sekretariatu wybiegli wszyscy „goście" prezesa, a za nimi sam Langendris trzymający w ręku wielki kawał drewna (prawdopodobnie nogę od biurka) i krzyczący za nimi:

-Ssssspierdalać hieny!! - jego głos brzmiał dziwnie, jak jakiś skrzek. - To ssssą moje pieniądze! Mooje!

Dopiero teraz zauważyłem, że prezes stoi w jakiejś dziwnej zgarbionej pozycji.

-A to ty Zdzicho. - powiedział. - Chodź do gabinetu, porozmawiamy o tym dofinanssssowaniu.

Prezes poskikał do gabinetu, przytulił się do sejfu, obrócił głowę w moją stronę i z przekrwionymi oczami przeciągle zaskrzeczał:
-Myyyyy prishessssss!

-Panie prezesie czy z panem wszystko w porządku? - spytałem. Już nigdy nie będę rzucał klątw na ludzi. Co to się z nim porobiło?

- A nie wieeem - prezes skrzeczał, ale już wyraźnie nie tak źle. - Widzisz, tak jest zawsze jak jacyś złodzieje chcą mi zabrać to co najbardziej kocham. Rozumiem, bierzcie żonę, dzieci, samochód, dom, ale błagam, niech zostawią w spokoju moje pieniążki! Ale do rzeczy. Przyszedłeś po dofinansowanie na wyjazd do Beerschot? Cóż, dostaniesz 30% zwrotu, oczywiście jeśli ogólny koszt wyniesie do 30 euro. Inaczej sam pokryjesz całość.

- No dobrze, na benzynę starczy  - powiedziałem. - Ale muszę gdzieś jeść i spać.

- Ech, znowu tworzysz problemy - odparł Langendris. - Jedziesz samochodem więc możesz w nim spać. A co do posiłków - ja w twoim wieku nie jadłem („jasne, bo skąpiłeś kasy - pomyślałem."). Bierz ze mnie przykład, jeden dzień przeżyjesz bez jedzenia.

Prezes podał mi 10 euro i powiedział:

- Ale jak coś zostanie to mi oddasz, nie?

- Jasne, o ile nikt mnie nie pobije i nie okradnie z powodu reszty z 10 euro.

Następnego dnia raźno zabrałem się za wyjazd. Niestety, podróż incognito trafił szlag już po wjeździe do miasta. Pomalowany na żółto-czerwono maluch, z wielkim herbem Tubize na masce za bardzo rzucał się w oczy, więc gdy zobaczyłem sporą grupkę ludzi w szalikach Germinal i z pałami w rękach postanowiłem zawracać. Cóż, obejdzie się bez tego. Pójdziemy na żywca!

Wchodząc do szatni stadionu w Germinal zastałem moich piłkarzy skupionych dookoła jakiegoś dziwnego przedmiotu i rzucającego się mojego bramkarza Kim-Myong Gila. Co ciekawe był przywiązany do jednej z szafek?

- Co to jest?!- krzyknąłem. - I dlaczego do cholery przywiązaliście Kima do szafki?!

- To jest reaktor atomowy trenerze - odparł di Gregorio. - Umieścimy go w bramce Gila. Będzie dokonywał cudów, aby piłka do niej nie wpadła i nie uszkodziła reaktora, bo wtedy Kim-Dzong go zabije.

- Jak pierdolnie ten reaktor po trafieniu piłką to nawet nie będzie musiał - wtrącił Gruszczyński.

- No to tym bardziej - powiedział Joris. - Będzie ratował całą Belgię przed zniszczeniem.

Sędzia wezwał drużyny do ustawienia się w korytarzu. Kiedy tak staliśmy, podszedłem do arbitra i powiedziałem:

- Pomóż nam dzisiaj, musimy wygrać.

- Niestety - odparł. - Muszę być czysty. Pracuję dla belgijskiego ZPNu i prezesa Jana Peetersa.

- A powiedz mi czy pan Peeters jest milionerem? - zapytałem.

-Nie.

- A pan Langendris jest. I myślę, że jeśli się zgodzisz chętnie urządzi ci...

- Sypialnię? Dąb jest piękny.

- Eee... nie. Myślałem raczej o schowku na narzędzia. Ale dąb może być. Tak więc - do roboty i pamiętaj...

Zasiadłem na ławce ale już po 4 minutach poderwałem się z jej, by cieszyć się z moimi zawodnikami. Joris di Gregorio (a jakże) w pierwszym strzale mojej drużyny strzelił gola. Potem jeszcze dwa razy kopnął obok bramki z połowy boiska (żeby statystyka tak głupio nie wyglądała) i zaczęło się murowanie bramki. Na szczęście Kim-Myong bronił fantastycznie, mimo, że ciągle zerkał nerwowo za ramię. Na przerwę schodziliśmy więc z prowadzeniem 0:1.

- Jest dobrze - powiedziałem. - Ale musimy zmienić taktykę na nieco bardziej defensywną. Gramy systemem 1-7-1-2. Gdyby oddawali strzał dwóch stoperów wbiega do bramki! Do boju!

Mecz był wyjątkowo nudny. Moi piłkarze w pełni wykonywali polecenia taktyczne, a Germinal nie potrafił strzelić bramki. W 64 miucie piłka wpada do siatki, Gil nerwowo patrzy na reaktor, futbolówka go mija, ja spoglądam na sędziego, arbiter natrafia na mój wzrok i nerwowo odgwizduje... spalonego. „Głupszego powodu nie mógł znaleźć - pomyślałem". Rzeczywiście, 3 moich zawodników stało w bramce, a rywal oddawał strzał z dystansu. Ale jak widać pan Bourdouxhe chce mieć ładny składzik - niech mu będzie. Wynik 0:1 utrzymał się do końca i do Tubize wracaliśmy w szampańskich nastrojach.

**********************************

Następnego dnia po meczu z Germinal Beerschot urządziliśmy z zawodnikami imprezę. Jedynie mój asystent za posłuchanie się prezesa i podmienienie płyt został zamknięty w pokoju i zmuszony do oglądania 16-godzinnych obrad Sejmu.

- Zdzicho, to nieludzkie! - darł się Felice Mazzu. - Obedrzyjcie mnie ze skóry, poćwiartujcie, nabijcie na pal, ale nie każcie mi tego oglądać!

- Porządek musi być - odpowiedziałem i zatrzasnąłem dźwiękoszczelne drzwi. Jeszcze będzie nam przeszkadzał w zabawie.

Nie pamiętam dokładnie co działo się dalej tamtej nocy. Jak przez mgłę widzę puste butelki po koktajlu ziemniaczanym (przyniesionym przez Barisicia, a jakże), pokemony, mój znikający portfel (a to skurwysyn z tego Vandelanoite, zabierał go niby dla zabawy) i inne durne rzeczy. Gdy się obudziłem od razu usłyszałem walenie do drzwi. Do mój asystent dobijał się bez przerwy, prosił o wypuszczenie. Bałem się nieco jak wpłynie na niego cała noc spędzona przy obradach sejmu. Chociaż przy wyjściu zachowuje się normalnie... Zobaczymy.

*********************************

Siedząc w domu i układając z wraz z moim przyjacielem Piotrem Rubikiem kostkę Rubika (Piotrek powiedział mi, że zna jakieś czity, dzięki którym złożę ją w 5 minut) usłyszałem dzwonek do drzwi. Czekał tam na mnie kurier, który przesyłał zaproszenie dla mnie i Jorisa di Gregorio. Mieliśmy wystąpić w zastępstwie Jacka Gmocha i Jerzego Engela w studiu do Ligi Mistrzów w Dwójce. Z chęcią przyjąłem zaproszenie, rzadko ma się okazję pokazać milionom widzów. Mieliśmy być ekspertami w meczu Barcelona - Chelsea Londyn w fazie grupowej.

Nadszedł dzień transmisji. Udaliśmy się więc do studia okolicznościowego w Belgii. Świetna atmosfera, jakieś gadki i rozpoczęło się. Włodek Szaranowicz jak zawsze pełen humoru zapytał mnie:

- Będę jak zawsze obiektywny. Uważam, że Chelsea jest drużyną po prostu słabą i obiektywnie rzecz biorąc nie ma szans z Barceloną. Co o tym sądzisz?

- Myślę, że można postawić taką hipotezę - powiedziałem. - Natomiast pamiętam jak mój dziadek opowiadał mi o meczu w 1938r. Grał tam Leonidas, boso i on właśnie w 39 minucie minął obrońcę z Polski i dośrodkował na 16 metr gdzie...

- Tak, tak, ale pozwolisz, że przerwę, bo o to już mamy łączność ze stadionem, gdzie już czeka Darek Szpakowski. Halo Darek!

- Halo Warszawa (studio jest w Tubize) tu mówi z Teatru Marze... to znaczy ze Stamford Bridge Dariusz Szpakowski, a obok mnie jest nasz ekspert Grzegorz Mielcarski, witam cię Grzesiu.

- Witam również i mam nadzieję na wielki mecz i dużo  bramek - powiedział Mielcarski.

- No myślę, że właśnie takiego meczu możemy się spodziewać. Jak wyliczył „Tygodnik Kibica" Chelsea Londyn jest w swoich meczach średnio 56,6 % czasu przy piłce, natomiast Barcelona 61,4 %. Niesamowita różnica nieprawdaż? Zresztą na dzisiejszej konferencji prasowej trener Chelsea Carlo Ancelotti stwierdził, że ten mecz będzie najcięższym w grupie, co zresztą zgadza się z tezami, które podaje „La Gazetto dello Sport".  Przed dzisiejszym meczem podszedł do mnie Leo Messi i powiedział: „Darek, it will be OK!", co w wolnym tłumaczeniu znaczy ni mniej ni więcej tylko „Darek, wygramy!". Ale teraz uwaga bo o to Puziol do Messiego a ten aaaj trafił bramką w słupek. No, dominację Barcelony mamy i ten fantastyczny hymn „You'll Never Walk Alone" rozbrzmiewający na trybunach. A w sąsiednim studiu poderwał się teraz Alan Shearer komentujący dla angielskiej Sky Sport, ale wszyscy wiemy, że zdawał maturę z polskiego...

Komentarz Darka dłużył się i dłużył, aż wreszcie sędzia odgwizdał koniec połowy i drużyny zeszły do szatni z wynikiem 0:0. Zostałem poproszony o przeanalizowanie wybranej przeze mnie akcji z meczu.

- Wybrałem akcję z 3 minuty - zacząłem. - Chciałem pokazać, o tutaj (kółeczko dookoła piłkarza) jak przemieszczał się Messi (strzałeczka) za linię obrony (kreska) Chelsea Londyn (kółeczko wokół nazyw Chelsea na tablicy wyników).

Kiedy już nic nie było na ekranie widać zająłem powrotem swoje miejsce. Druga połowa spotkania była podobna do pierwsze - słaba i bez bramek. Mimo to wracałem zadowolony do domu ze studia, bo to był mój pierwszy poważny kontakt z mediami (poprzedni występ u Borka i Iwanowa nie odbił się takim echem. 

*****************************

 

Do następnego meczu z Mechelen należało przygotować się starannie. Zdaniem mediów była to jedyna drużyna, która miała również prezentować nasz poziom - czyli dno. Szansa na zwycięstwo była ogromna, należało ją więc wykorzystać. Moje wysiłki przerwało jednak pojawienie się na ekranie „Klanu" i mordy Ryśka, który pytał Maćka dlaczego zjadł trawę. Z oglądanie wyrwało mnie dopiero pukanie do drzwi. To mój asystent przyniósł notatki dotyczące postawy piłkarzy na treningach.

- Piłkarze trenują pilnie - powiedział. - Klubowa lodówka od nadmiaru piw pęka w szwach, ja i zapewne pan nigdy się tyle piwa nie opiliśmy, no i odnosimy sukcesy.

- Hehe, zapomniałeś, że ja jestem Polakiem i mi to niestraszne - odparłem z uśmiechem. Dobra, pora się zbierać na stadion, mecz się rozpocznie za półtorej godziny.

W szatni panowała spokojna atmosfera. Powiedziałem jedynie zawodnikom, że mają niepowtarzalną okazję. Zwycięstwo z Mechelen dawało nam możliwość zdobycia pozycji lidera. Piłkarze zmotywowani wyszli na boisko. Pierwsze 20 minut było przeraźliwie nudne, więc zasnąłem nie patrząc na mecz. W pewnym momencie przyśnił mi się kieszonkowiec grzebiący mi w kieszeniach. Bez zastanowienia wymierzyłem prawego prostego w szczękę napastnika. Obudzi ł mnie okrzyk „AUUU!". To Tomek Gruszczyński strzelił w 22 minucie bramkę i podbiegł do mnie cieszyć się. Gruszczyński po tym ciosie od razu spojrzał na mnie z respektem i oddał zapalniczkę i portfel, które zniknęły mi podczas pierwszego meczu. Niestety w 39 minucie Josip Barisic odbił tak niefortunnie piłkę, że ta wpadła do naszej bramki. Ale jeszcze przed przerwą wyszliśmy na prowadzenie. Wynik 2:1 ustalił po rzucie wolnym Dennis Masina. Do szatni schodziliśmy więc zadowoleni.

- Brawo, na chwilę obecną jesteśmy liderami - powiedziałem. - Ale trzymamy tak do końca, Joris weź się w garść i strzel coś, dobrze za to ty Tomek.

Wyszliśmy na drugą połowę z nadziejami  na utrzymanie prowadzenia. Niestety w 66 minucie sędzia podyktował karnego dla Mechelen. Na nic zdała się perswazja, groźby klubu kibica (na to arbiter tylko się uśmiechnął. Karny i już. Do piłki podszedł Jonas Ivens i pokonał Kim-Myong Gila. I kiedy wydawało się, że zremisujemy, w 86 minucie fantastyczny rajd Gruszczyńskiego i bramka na 3:2! Niesamowita radość, wyskoczyłem na murawę i leżałem na niej, aż do przyjazdu karetki. Tak niefortunnie upadłem, że dostałem wstrząsu mózgu i zostałem odwieziony do szpitala. Na domiar złego Joris Vandelanoite i Yambuke Ceesay bawili się z radości w berka i oboje doznali naciągnięcia mięśni co wykluczy ich na 9 dni z treningów. Nie zmieniło to faktu, że wygraliśmy 3:2 i zostaliśmy liderem tabeli!

Ze szpitala wyszedłem na drugi dzień, ale lekarz zabronił mi tymczasowo cieszyć się z naszej gry (czytaj: zalać w trupa). Położyłem się więc na łóżku, włożyłem płytę do DVD i relaksowałem się do następnego meczu z Brugge. Kurde, kto znowu włożył mi jakieś pornole do opakowania z odcinkami M jak Miłość...


Tabela

Proszę o opinie i komentarze. Dla zainteresowanych - poprzednia część opowiadania.

 

 

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ
FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.