Jupiler Pro League
Ten manifest użytkownika Dzwoniu przeczytało już 1277 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
16 lipca 2008r. Leżałem sobie na łóżku po ciężkim dniu w pracy i grałem na mojej Nokii w golfa. Akurat wykonywałem uderzenie, gdy odezwało się znajome : tydydyntyntydydyntyntydydyntyntyn (dzwonek Nokii). "Oż ty grzmocie - pomyślałem - znowu będę musiał zaliczać uderzenie i będę miał o jedno więcej". Poirytowany odebrałem telefon. W słuchawce odezwał się człowiek mówiący z silnym francuskim akcentem, ale po angielsku:
-Hello! Do kogo się dodzwoniłem?
"Cholera jasna - pomyślałem - nie dość, że gamoń przerywa mi grę w golfa, nie daje pobić hajskora to jeszcze nie wie do kogo dzwoni".
- Właściwie to ja chciałbym wiedzieć kto przerywa mi o tej porze wypoczynek?
- Proszę wybaczyć - odparł głos w słuchawce - tu prezes AFC Tubize Raymond Langendris, vel Langenfeld.
- Zdzisław Łopaszczykowicz - odparłem.
-O w dupę... - Raymond oniemiał - w życiu tego nie wymówię.
-Mów mi po prostu Zdzicho.
-O! Świetnie! No więc, przejdźmy do meritum - czy chciałby pan poprowadzić zespół absolutnego beniaminka w Jupiler League?
-Ja?! - nie kryłem zdziwienia. Nie dość, że facet przerywa mojego golfa, to jeszcze proponuje mi pracę w jakimś podejrzanym miejscu! I do tego to żydowskie nazwisko. Nie, nie jestem paranoikiem, ale przecież z tego co mi wiadomo to Żydzi z krwi chrześcijańskich dzieci robią macę! - A dlaczego akurat ja?
-O, to długa historia - odparł Langendris. - Otóż nasz poprzedni trener musiał opuścić stanowisko.
-Dlaczego? - spytałem.
-Powiedział coś strasznego. Mianowicie: "Małżeństwa heteroseksualne nie są takie złe!". U nas podniósł się krzyk, a sąsiednia Holandia, pomijając obrazę ich prezydenta, powiedziała, że wykluczy nas z Beneluksu i zagroziła nam wojną, jeśli nie ukarzemu tego niewyparzonego języka. Musieliśmy go zwolnić.
-No dobrze, ale dlaczego akurat ja mam być nowym trenerem?
- Zrobiliśmy z zarządem casting, no i wygląda na to, że wypadło na ciebie.
-Jaki znowu casting?! - krzyknąłem. - Przecież do niczego się nie zgłaszałem!
-Ale casting polegał na tym, że cały zarząd zebrał się u mnie w gabinecie. Każdy po kolei podawał cyferkę i utworzyliśmy numer telefonu. Wyszło, że Twój.
"Jak dobrze, że nie wybrali zera i siódemki na początku- pomyślałem".
-OK, chętnie przyjmę posadę trenera - powiedziałem. Chętnie zwolnię się z posady kasjera w Tesco na rzecz potrenowania kilku grajków za większe pieniądze. Od dziecka mam doświadczenie - uwielbiałem grać w Football Managera.
- Dobra, ja już kończę, bo ta rozmowa mnie kosztuje - powiedział prezes Tubize. - Znajdź jutro najtańszy ze środków podróży, a ja postaram się zwrócić 30% jej kosztów. Do jutra!
-Na razie - zakończyłem rozmowę. Tak więc zaczynałem nowy rozdział w życiu. Miałem zostać trenerem profesjonalnej(?) drużyny piłkarskiej. Zawsze lubiłem wyzwania. Dlatego z chęcią wróciłem do bicia rekordów w golfa.
*******************
Nazajutrz zjawiłem się w Tubize. Gdy zobaczyłem człowieka, z którym rozmawiałem wczoraj przez telefon (pejsy, długa broda, czarny kapelusz), wiedziałem już, że o zwrocie pieniędzy za przejazd nie może być mowy. Od razu domyśliłem się jakim budżetem będę dysponował:
-No tak - zaczął kołysząc się Raymond. - Wiesz recesja, brak środków, sponsorów, no i nie jest cymes ajwaj, więc wiesz, nie będzie kasy na transfery. Ale jeśli potwierdzisz swoje ambicje, to budżet płac może podnieść się z 2 tys do 2,3 tys funtów!
-A jaki wtedy będzie cel minimalny?
-Mistrzostwo - rzekł z uśmieszkiem Żydek.
- Dziękuję, wolę pozostać przy walce o utrzymanie- odparłem.
Od razu po podpisaniu kontraktu (500 funtów tygodniowo, czyli 6 razy tyle co w Polsce) udałem się obejrzeć zawodników. Nie, nie popieram tego co się dzieje w Holandii, chciałem tylko zobaczyć jak grają.
Kiedy przyszedłem na boisko, zobaczyłem siedzących wkoło facetów grających w pokemony. Jeden tylko stał z boku - okazał się nim Chorwat Josip Barisic, który, co ciekawe, umiał mówić po polsku!
-Ja mówie trocha polski - zaczął. - Myśmy z kolegi w Chorwacja jeździli czasem do Polska, do takich pań po nocach. Bo tam taniej.
-Jak mogłeś?! Profesjonalista? - byłem wzburzony.
-Pan rozumie. U nas ciężka sytuacja. My mieć duża problem w małżeństwo. - zaczął chlipać.
-Nie przejmuj się chłopie, przepraszam.
-Nie, nic sie nie stało. Pan nie wiedzieć, że w Chorwacji my mieć problem z młoda kartofle, a u was w warzywniakach dużo taniej być. Specjalnie one dla nas odkładać, żeby my po kryjomu wziąść w nocy, bo inni z zagranicy też chcieć.
- Rozumiem, chłopie, rozumiem - odpowiedziałem uspokojony. Odszedłem od ciągle popłakiwującego Barsica i podszedłem do zawodników.
-Wstawać dzieci! - krzyknąłem.- Chcę zobaczyć jak gracie w nogę!
- A może woli zobaczyć pan moje konto w Tibi?- zaczął Jason Vandelanoite. - Mam knajta na 80 lewelu i bije z aksa.
- Nie do cholery, nie chce Tibi. Rozegramy gierkę 11 na 11, bo jest was w klubie 22.
Kiedy skończyli "grę" byłem załamany. Okazało się, że z 22 graczy 7 nadaje się do zatrzymania w pierwszej drużynie, a tylko 2 do pierwszego składu. 3 odesłałem z wypożyczeń do macierzystych klubów, 14 trafiło na listę transferową. Oferowałem ich klubom, także nocnym, zakładom ogrodniczym, pogrzebowym, słowem - wszędzie gdzie trzeba było rąk do pracy. Z pogromu ocalał między innymi Barsic, któremu obiecałem przywieźć kartofli z mojej działki. Widać było, że chłopak ma talent do gry na lewej stronie.
*********************
Już od następnego dnia ostro zabrałem się do roboty. Trzeba było znaleźć wielu graczy, dobrych graczy, do tego za darmo. Wraz z moim asystentem Felice Mazzu podróżowaliśmy przebrani za walizki (mało kasy, recesja, radź sobie sam, jak powiedział prezes) w luku bagażowym do Korei Północnej. Na miejscu powitała nas delegacja od Kim Dzong Ila niezmiernie szczęśliwego, iż ktoś z jego podwładnych wykazał talent do gry na zachodzie.
-Chodzi nam o dwóch bramkarzy - zacząłem. - Ju-Kwang Mina i Kim-Myong Gila.
-Tak tak - odpowiedział przywódca.- Pierwszy jest za darmo - bierzcie go sobie. Ale drugi, hoho - drugi to wielki talent. Nie wiem czy mogę wam go oddać.
"Szczwany lis" - pomyślałem.
-Umówmy się tak - rzekłem. - Jeżeli Gil zagra minimum 50 meczów u nas w klubie, sfinasujemy twoje badania atomowe na kwotę 40 milionów funtów. (chłechłe stary głupek nie wie, że sprzedam go po 49 meczach i nici z pieniędzy).
-Ile?! - zakrzyknął Kim.- Oczywiście, że się zgadzam.
Zawodnicy dostali po magnetofonie i futbolówce adidasa i zostali zabrani do Belgii.
Po powrocie zabrałem się za dalsze kompletowanie składu i pozbywanie się tibijsko-pokemonowego szmelcu. Oto jak prezentowały się ostateczne transfery:
Sprzedałem natomiast:
Ostateczny skład prezentował się tak:
Byłem optymistą przed sparingami, ale okazało się, że niesłusznie.
***********************
Na początku zagraliśmy sparing z dziećmi zawodników zebranymi pod szumną nazwą Tubize U-19. Wygraliśmy ledwo 2:0. OK, tłumaczyłem sobie, to dopiero początek, niech to wszystko zatrybi.
Potem sparing z Lokomotiwem. W ramach oszczędności pojechaliśmy do Moskwy rowerami. Mecz zakończył się totalną klapą. 5:0 dla miejscowych to była tragedia. Skakałem przy lini, rzucałem w sędziego obuwiem, pasztetem, kanapkami, kartoflami (tu poderwał się do powstrzymywania mnie Barisic). Najbardziej oberwał ode mnie Peter Odemingwie, który dostał w nos śmierdzącą getrą Gruszczyńskiego. Cóż, mecz się skończył, wziąłem walerianę i poszedłem do szatni przespać się przed kolejną rowerową przejażdżką do Sofii - na mecz z CSKA.
W Sofii było ciut lepiej - przegrywaliśmy do przerwy 0:4, ale wtedy wybiegłem na środek murawy i odtańczyłem szamański taniec szczęścia. Pomogło! Di Gregorio i Gruszczyński strzelili po bramce i mecz skończył się 2:4.
Na zakończenie przygotowań czekał nas znowu mecz z dziećmi. Wygrana 3:0 - byłem zadowolony, bo nic tak nie podnosi morale jak zwycięstwo. Starałem się zatuszować, że to były tylko dzieci.
*********************
Ligę zainaugurować mieliśmy meczem z Roeselare. Przed spotkaniem poszedłem do gabinetu prezesa:
- Czołem prezesie. Sprawa jest taka - nie mamy czym grać.
- Jak to? Przecież kupiłem 3 najnowsze Fevernowy!
- Prawda - odparłem. - Ale sprawa jest taka, że po pierwsze grano nimi w 2002 roku, a po drugie wszystkie rozdałem nowym zawodnikom, poza Fevernowami stare Tango z 1984roku.
- No cóż - rzekł prezes. - Nie mamy więcej pieniędzy. Jeśli chcesz, leć do Biedronki i kup jakąś za 10 funtów.
Pobiegłem i kupiłem piłkę z napisem "Czempions Lig Futbal". Była całkiem ładna, czerwono - zielona. Liczyłem, że przyniesie nam szczęście.
Zaczął się mecz. Desygnowałem do gry identyczną jedenastkę do tej w sparingach.
Sędzia gwizdnął i zaczęliśmy.
W 5 minucie fantastyczny rajd Jorisa di Gregorio, mija 3 rywali, zamawia hot-doga w budce, zjada go, mija bramkarza, strzela bramkę, wybiega za stadion i znika.
-Cholera! - krzyknąłem. Sędzia zabronił mi wprowadzania nowego gracza.
Niestety już w 13 minucie Kim Myong strzela sobie samobója. Próbuje łapać dośrodkowanie, ale piłka wyślizguje mu się z rąk i bramka. 1:1.
Do przerwy utrzymał się ten wynik. Wbiegłem do szatni bełkocząc coś po polsku, piłkarze patrzyli na mnie z zaciekawieniem. Krzyknąłem więc po francusku: Jeśli wygramy, cała drużyna dostanie pierwszy odcinek "Mody na Sukces" na DVD!
"O jaaa" odezwało się w szatni. Zawodnicy wyszli biegiem, albo pobiegli chodem na boisko.
56 minuta. Rzut wolny dla Tubize. Do piłki podchodzi Suazyjczyk Denis Masina. Piękny strzał w okienko i gol ! 2:1.
W 72 minucie na murawę wbiega spowrotem di Gregorio, objuczony hamburgerami. Głodny obrońca rywali rzuca się na niego, a sędzia dyktuje rzut karny! Do piłki podchodzi Gruszczyński, uderza, piłka pod wpływem rotacji nadanej jej przez wiatr wpada do siatki. Tomek podbiega do mnie, przytula się, biegnie dalej. Dopiero potem zorientowałem się, że zniknął mi gdzieś zegarek i srebrna zapalniczka.
W 75 minucie Dirk Schoofs strzela bramkę po długim rajdzie. 3:2.
W 80 minucie znów rajd di Gregorio, który trafia w bramkarza, ale do piłki biegnie Yasin Karaca, potyka się, trafia w piłkę i mamy 4:2!
Ostatnia akcja meczu. Ze skrzydła wrzuca Santos Cabrera, a w polu karnym świetnie odnajduje się di Gregorio, który strzela bramkę! 5:2 w 91 minucie!
Zawodnicy naskoczyli jeden na drugiego, ja biegłem do nich krzycząc jedyne co przychodziło mi do głowy: "K****!!!!", za mną biegł mój rozochocony asystent krzycząc z nadzieją "Gdzie?!".
Gdy wygrzebałem się spod sterty graczy i skończył się zbiorowy gangbang okaz radości, okazało się, że w jego wyniku palec wybił sobie Santos Cabrera i został zniesiony z boiska. Jednak nic to. 5:2 w debiucie ligowym. Fantastycznie.
Media po odpowiedniej motywacji finansowej (tak,tak prezes nie poskąpił 30 funtów dla Głosu Stadionu Tubize!) gazety nazwały nas objawieniem rundy. Zobaczymy jak będzie dalej. Następny mecz z Zulte Waregem.
******************
Jak Tubize poradzi sobie dalej w lidze? Czy uda się utrzymać formę di Gregorio? I czy Doda nauczy się śpiewać? O tym wszystkim w następnym odcinku "Zrób to sam".
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Powołania dla ogranych! |
---|
Jeżeli jesteś selekcjonerem reprezentacji, zwracaj uwagę na procentową wartość ogrania zawodnika. Znajdziesz ją w ekranie taktyki przy wyborze składu. Wystawiając do gry piłkarza o niskiej wartości tego współczynnika, sporo ryzykujesz - może nie znajdować się w odpowiednim rytmie meczowym. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ