Serie A TIM
Ten manifest użytkownika demrenfaris przeczytało już 975 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Kiedy 13 sierpnia 2008 roku syn Irlandzkiego emigranta i Polki, James McGinley obejmował Torino, wielu Włochów pukało się w głowy. Wyspiarz we Włoszech? To nie mogło się udać.
Dziś, po czterdziestu latach od tamtego wydarzenia i niemal siedmiu od tragicznej śmierci Irlandczyka, fani Torino dziękują opatrzności za zesłanie 'rudzielca, który nawet nie był rudy'.
Jednak tej historii nie można opowiedzieć bez cofnięcia się do końca lat 40.. W czasach, w których nikt nie słyszał o catenaccio, klub z północno-zachodniego zakątka Włoch, Torino FC, rządził niepodzielnie w krajowym futbolu. Grande Torino, bo takim mianem określana była ówczesna, legendarna drużyna, zachwycała wszystkich piękną, ofensywną piłką, na którą nie było mocnych. Tamta drużyna zginęła jednak w katastrofie lotniczej, zupełnie jak Manchester United kilkanaście lat później, przekreślając całe pokolenie kapitalnych graczy. Z tym, że Torino się po miało, jak dowodzili eksperci po pięćdziesięciu latach posuchy, nigdy nie podźwignąć. I pewnie tak by się stało. Gdyby nie James McGinley. Jak to się stało, że z upadłego klubu, za jego rządów Turyn dorobił się drugiej wielkiej drużyny, która z biegiem lat przyćmiła blaskiem trofeów nie tylko Juventus, nie tylko Serie A, a wręcz cały świat?
Ten 'chorobliwie ambitny rudzielec z kraju rudzielców, który na złość nie był nawet rudzielcem' (jak określał go po latach Jose Mourinho, wybitny trener, a także jeden z najlepszych przyjaciół legendarnego menedżera Turyńczyków) obejmował Torino w 2008 roku, po niespodziewanej dymisji Alfredo Novellino, który próbując przebudować zespół zostawił następcy 'rozkopany plac budowy', o którym McGinley wspominał na pierwszej konferencji prasowej po objęciu Granatowych. Na tej również konferencji Irlandczyk wypowiedział bodaj najsłynniejsze słowa, które jeszcze za jego kadencji na Stadio Olimpico trafiły do kanonu i licznych anegdot z udziałem McGinleya - „Dajcie mi silnego napastnika i dobrego lewego obrońcę, a zbuduję wam klub ze szczątków.”. Słabo operujący włoskim szkoleniowiec dodał jeszcze „I przydałby się nam główkarz na stoperze”, co początkowo wzbudziło niesmak wśród publicystów. Ci sami dziennikarze dziś wspominają wypowiedzi McGinleya z dozą nostalgii. Jednak kontrowersyjny wybór trenera w tamtej chwili wywołał prawdziwą burzę.
Po zdobyciu przez naszych szkoleniowców Wysp Brytyjskich (Trapatoni i Capello rozstawiają tamtejsze gwiazdy po kątach!), prezes Torino chce najwyraźniej zaistnieć w mediach. Nie tędy droga, panie Cairo! Niech Torino zachwyci czymś innym, niż grą na 0:0, niech nawiąże do tradycji sprzed sześćdziesięciu lat – dopiero wtedy miejsce w gazetach będzie zasłużone (…). McGinleya nie zna nikt, prowadził ponoć z sukcesami drużynę w swojej ojczyźnie. Ale czy o Crumlin United słyszał ktoś spoza regionu, gdzie psy dupami szczekają? (…) Tym samym Granatowi stają się głównym kandydatem do zasilenia szeregów Serie B, natomiast Urbano Cairo – do tytułu „Idioty Roku”.
Życzliwy, La Gazzetta Dello Sport, 15 sierpnia 2009
Tylko pisanie pod pseudonimem uchroniło ów nieszczęsnego felietonistę przed rychłym końcem kariery. Dziś możemy śmiać się z takiego felietonu – wtedy, opublikowany w najbardziej poczytnej (dziś już niestety świętej pamięci) gazecie sportowej we Włoszech, wzbudzał powszechne wrażenie – James McGinley nie jest odpowiednią osobą na tym stanowisku. Irlandczyk stał się też celem internautów – żartowano, że nowy szef skautów, Martin Good – dziś legenda w Torino, człowiek który stworzył największą siatkę skautów na świecie – ma najwyraźniej dobre kontakty z MI6, skoro nie będąc zatrudniony nigdy wcześniej w żadnym klubie, chlubił się 'gigantyczną bazą danych o piłkarzach, którą wystarczy wykorzystać, by stworzyć wielki klub'. Przypominano wręcz sylwetki brytyjskich szpiegów działających na terenie półwyspu Apenińskiego.
Mając jednak w poważaniu opinię innych (co podkreślał w rozmowach z dziennikarzami bardziej mu przychylnymi), McGinley realizował swoją wizję budowy zespołu. Kluczową rolę, według przedsezonowych wypowiedzi trenera, miał w taktyce odgrywać Igor Budan, sprowadzony na zasadzie rocznego wypożyczenia jeszcze przez poprzedniego szkoleniowca napastnik Palermo. Na klasowego lewego obrońcę musiał jednak jeszcze sporo poczekać.
Braki w kadrze McGinley nadrabiał swoimi zdolnościami motywacyjnymi. Wpoił zawodnikom pęd na bramkę, nieustannie mówił im o potrzebie ataku, trzymania piłki, czarowania publiczności. Tylko tak – jak wywodził – można budować klub liczący się w Europie. Samych piłkarzy wykonujących jego wizję w którymś z późniejszych wywiadów nazwał wręcz darem od Boga dla skostniałej, opartej na żelaznej dyscyplinie... i nudnej piłki we Włoszech. Lata później któryś z żurnalistów nazwał styl gry Torino z pierwszych lat odrodzenia drużyny bellaverde, to znaczy piękna zieleń – od Irlandii – zielonej wyspy skąd przyszedł McGinley.
Jednak po pięciu kolejkach Torino, w każdym meczu legitymujące się ok. 60-procentowym czasem posiadania piłki, zgromadziło na swoim koncie ledwie trzy punkty, przegrywając m.in. z przeżywającym kryzys Lazio, czy Regginą. Do tego zbliżał się mecz wyjazdowy z Interem... na który McGinley wystawił czterech nominalnych napastników (mimo gry 4-3-3). Przed meczem Irlandczyk stał się prawdziwą pożywką dla mediów – prasa wyśmiewała się z jego hurraoptymistycznej, nastawionej na ciągły atak taktyki, a sam zespół nazwali Meno Torino (Mniejsze Torino, odniesienie do Grande Torino – Wielkie Torino – przyp. red.). Czepiano się także strategii transferowej i domniemanego 'naginania zasad dobrego smaku i szeroko pojętej uczciwości' (Torino Sport, numer z 23 września 2008). Chodziło o transfer iworczyka Maxa Gradela (nie zagrał ani jednego oficjalnego meczu w Torino), do ściągnięcia którego posłużono się wyrobionym w ostatniej chwili portugalskim obywatelstwem, żeby obejść rygorystyczne przepisy. Zresztą McGinley do śmierci krytykował zasady ściągania piłkarzy, oskarżając władze ligi o hamowanie zasad wolnego rynku, czemu dawał upust od początku swojej kariery na Stadio Olimpico.
I o ile krytykowanie wszystkich i wszystkiego przechodziło u takiego trenera jak Jose Mourinho, o tyle narzekania McGinleya nie przysparzały mu przyjaciół w mediach. W gazetach nazywano go – z przekory, wiedząc jak bardzo podkreśla odrębność swojego państwa od Korony – brytyjskim malkontentem. „Niektórym wolno mniej” - wypalił któregoś dnia, a wypowiedź została fatalnie odebrana w środowisku. Po latach stała się jednak symbolem końca pierwszej dekady XXI wieku we włoskiej piłce – czasu otworzenia się środowiska na świat.
Jednak jesteśmy przy meczu z Interem. Pięćdziesiąt tysięcy osób na San Siro czekało na pogrom, La Gazzetta oczywiście skazywała Irlandczyka na pożarcie. Jedynym zachowującym spokój był Jose Mourinho, dziwnie powściągliwy w opiniach o najbliższym rywalu. Jednak dziennikarze miażdżyli swoją krytyką nielubianego menedżera. Słynny po latach stał się artykuł, w którym pisarczyk lokalnego brukowca wyśmiewał się z, jak to określił, wątpliwej urody żony szkoleniowca (w rzeczywistości McGinley ożenił się w kilka lat później, a opisywaną kobietą była jego koleżanka ze studiów), stwierdzając wręcz, że w miłości wykazuje się równym beztalenciem, co siedząc na ławce trenerskiej.
- Tak, pamiętam, napisali coś takiego. Mediolańskie media zawsze były bezwzględne, szczególnie te związane z Morattim i Interem. Ale zagraliśmy im na nosie, pamiętam ich miny po meczu. – wspomina Dominique Malonga, wówczas dziewiętnastoletni napastnik, w pamiętnym meczu wchodzący z ławki rezerwowych.
„Mediolan zdobyty przez Irlandzkiego nieudacznika” - napisał na drugi dzień dziennikarz „Sunday Tribune” (irlandzki dziennik, zamknięty w 2016 po wykryciu machlojek wydawcy – przyp. red.) w ironicznym komentarzu. W rzeczywistości Mediolan został pokonany przez dwie indywidualności – McGinleya oraz... Bianchiego, z którym wiążą się najciekawsze historie z tamtego okresu. Okazało się bowiem, że Budan, reklamowany jako główny snajper drużyny, miał być tylko motywacją dla Rolando, jednego z najlepszych napastników w historii klubu, ulubieńca kibiców.
- Bianchi działał w drużynie na innych zasadach niż inni. Nieustannie kłócił się z trenerem. Bywało, że dzień przed meczem McGinley nazwał Bianchiego idiotą, a Włoch zaczynał mecz na ławce, by wejść na boisko i strzelić decydującego gola. Zawsze w takiej sytuacji podbiegał do McGinleya i grał na nosie. McGinley klął wtedy jak szewc, krzyżował rękę w łokciu, ciskał się niesamowicie. Zaraz potem padali sobie w ramiona, przecież dla obu najważniejsze było Torino. - Malonga dobrze pamięta ekscesy związane z dawnym rywalem o miejsce w ataku Granate. - Wszystko się zmieniło po okienku transferowym, wtedy wzrosła rywalizacja, a Bianchi był jakby mniej pewny występów, pozwalał sobie na mniej. Ale kontrakt podpisał bajoński, ja na taki czekałem jeszcze długo.
Od meczu na San Siro, wszystko się w klubie zmieniło. Inaczej patrzyły na McGinleya media, wszyscy byli pełni szacunku dla pogromcy Interu. 5-2! Cztery gole Bianchiego! Najbardziej zachwycony był jednak... Mourinho, który za każdym razem, gdy spotykali się w przyszłości – czy to w Interze, czy w innych klubach w ramach Ligi Mistrzów – podkreślał jak wielkim trenerem jest Irlandczyk. - Podejrzewam, że to był jeden z niewielu szczęśliwych trenerów, których JM nie tylko szanował, ale również lubił prywatnie. Nie pamiętam od niego złego słowa o Jamesie, słynne były tylko ich przekomarzanki, walczyli na powiedzenia, ale dla zabawy, nie żeby się wzajemnie deprymować. - Malonga zawiesza głos. - To był niesamowity gość. Nie ma już takich w futbolu.
Tymczasem Torino miało rozpocząć powolną wspinaczkę w górę tabeli.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Scout = dobry taktyk? |
---|
Wyznaczając scouta do obserwacji następnego rywala, zwracaj uwagę na wartość atrybutu Wiedza taktyczna. Dzięki temu będzie on w stanie trafnie zasugerować rodzaj treningu przedmeczowego oraz proponowane ustawienie. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ