-
No i jak? No mów! Jak kontrakt? – zaczął mnie wypytywać Matteo-
No, co tu dużo mówić...udało się! Po ciężkim teście z wieloma innymi kandydatami bezapelacyjnie wygrałem! – odparłem fantazjując
-
Z wieloma kandydatami? Przecież tam byłeś tylko ty... – zastanowił się Kali
-
Już mniejsza z tym...Och, jak się cieszymy! No ale najważniejsza sprawa...jaki jest ten kontrakt? Ile ci dadzą? – podpytywał Matteo
-
Chociaż w tej chwili nie musiałbyś myśleć o pieniądzach – odparłem udając, że mnie samemu na tym nie zależy.
-
Już nie bądź taki bezinteresowny Kropka. Gadaj. – odpowiedział Kali
-
85 funtów tygodniowo...cicho! – krzyknąłem widząc, że i Kali i Matteo mają zamiar skoczyć pod przejeżdżająca śmieciarkę –
sami byście więcej nie wyciągnęli! Zresztą chyba źle sobie przeliczyliście...to będzie koło 340 funtów miesięcznie
-
Kropka! Rządzisz!...ja i Matteo też szukaliśmy pracy. –
-
No i jak? Macie coś? –
- Ja zostałem sprzedawcą w tym lumpeksie „U Romana”. Najlepszy w całym Stenhousemuir! – pochwalił się Matteo
- Bo jedyny... – zgasił go Kali
-
Zazdrośnik...pochwal się! No gadaj, jaką ty masz robotę... – Matteo tryumfalnie spojrzał na naszego lidera. Aż mnie ciekawość zżerała...
-
Ja? Po co mam was wpędzać w kompleksy... – zaczął Kali, lecz widząc nasze spojrzenie od razu przeszedł do rzeczy. –
pracuję jako ochroniarz w tym klubie „Impreza z Jarkiem”. Może i nic specjalnego, ale kasa jest...
Nie powstrzymałem się i wybuchnąłem śmiechem. Matteo zresztą też. Kali? Ten chuderlawy kozaczek ochroniarzem? W klubie nocnym? W takiej dziurze jak Stenhousemuir?
-
Jakim cudem ty tą pracę dostałeś? – zapytałem
-
Szukali ochroniarza od dwóch lat... – zaczął Kali
- .
..więc byli bardzo zdesperowani i zatrudnili pierwszego, lepszego głupka – ironicznie dokończył Matteo
-
Idź do diabła! Wolę „Imprezę u Jarka” niż lumpeks „U Romana”! – zdenerwował się Kali
-
Przestańcie! – choć lubiłem jak się sprzeczaliśmy, to jednak nie miałem na to czasu. –
Ile łącznie będziemy miesięcznie wyciągać? –
-
Ty mniej więcej 340, ja 180, a Kali 150...czyli łącznie koło 670 funtów miesięcznie... – odparł Matteo
-
No to całkiem nieźle. Na pewno na życie starczy...ale co z zespołem? Może na razie uzbieramy nieco więcej kasy, a potem wznowimy działalność? – zapytałem
-
No, jednak myślisz, Kropka. To dobry pomysł. Na razie zbierajmy jakieś oszczędności, a potem się działalnością „artystyczną” zajmiemy. – odparł Kali –
Chyba, że ta różowa pokraka wszystko wyda...właśnie, gdzie jest Tomeczek?! –
-
Nie widziałem go odkąd przyłapałem go z moim prezesem... – odpowiedziałem
-
Pogrążony w miłości... – chichotał się Matteo
-
Już nie obrzydzaj...fuj! Dobra, ja muszę lecieć. W klubie czekają. – pożegnał się Kali
- J
a też. Lumpeks musi przecież solidnie prosperować, a bez sprzedawcy to niemożliwe... – to samo uczynił Matteo
I zostałem sam. Musiałem się wziąć za klub, więc tuż po dotarciu na Ochilviev Park wziąłem się za kartoteki. Ani siła, ani liczebność składu nie powalała...nic dziwnego, że media prognozowały dla nas spadek.
Za największą gwiazdę został uznany wypożyczony z Greenock Morton, napastnik Brian Graham. Ja jednak najbardziej ceniłem Gibsona, który bez kompleksów poradziłby sobie w 2. lidze szkockiej. Szczególnie pilnie potrzebowaliśmy prawego obrońcy, lewego obrońcy, prawego pomocnika, środkowego pomocnika i napastnika. Ja osobiście najchętniej wymieniłbym prawie wszystko, ale prezes Les Thomson, mimo zaufania udzielonego mi dzięki Tomeczkowi nigdy by na to nie pozwolił. Coś mi się wydaje, że gdyby go zapytać co to jest spalony, w życiu by nie odpowiedział.
Zdecydowanie na szczycie mojej listy życzeń znalazł się 22-letni obrońca z Hearts – Marco Pelosi.
Naturalnie w poprzednim klubie kariery nie zrobił...ba, nie zagrał ani jednego meczu. U nas ma jednak szansę na odniesienie sukcesu. Zawodnicy z listy życzeń:
-
Piotr Bajdziak –
24 - letni znany chyba wszystkim rewolucjonistom napastnik z Polski. Niesamowicie skuteczny, silny i całkiem nieźle wyszkolony technicznie. Dla mnie – ideał.
-
Gavin McParland –
młody, obiecujący napastnik z Irlandii Północnej. Póki co jego atrybuty nie zachwycają, ale wierzę, że przy odpowiednim treningu stanie się równie dobrym zawodnikiem jak Bajdziak.
-
Matias Veganduzzo –
kolejny napastnik, tym razem Argentyńczyk z włoskim paszportem. Tylko dlatego mógłby u nas grać. Bardzo podobny do Bajdziaka, tylko bardziej chuderlawy.
-
Bartłomiej Pietrasik –
następny Polak, jednak grający na prawej obronie. Szkoda tylko, że jest słaby fizycznie. Mam nadzieję, że nadrobi to szybkością i niezwykłą pracowitością.
-
Simon Wiles –
gorąco polecany przez naszych scoutów prawy pomocnik, grający w rezerwach Dunfermline. Mnie nie zachwyca, ale wierzę, że się sprawdzi.
-
Krzysztof Filipek –
młody, niezwykle obiecujący środkowy pomocnik Unii Janikowo. Jest może i trochę drogi, ale wierzę, że uda nam się go jakoś wyciągnąć.
-
Maciej Mysiak –
alternatywa dla Filipka. Niezwykle potężny zawodnik. Potrafi również bardzo dobrze współpracować na boisku.
Hmmm...o czym to ja...a! Sparingi, trzeba ustawić sparingi. Wybrałem się więc do sekretariatu, by zapytać o możliwe terminy. Ale tym razem byłem mądrzejszy – wziąłem szalik i udając, że mam chore gardło zarzuciłem go na twarz tak, aby zasłaniał nos. W sekretariacie nie było jednak poprzedniej sekretarki. Zastałem starszą babę, która zapewne w życiu nie widziała grzebienia.
-
Czego tu? Umówiony był? – od razu zaczęła mnie wypytywać -
-
Jestem menedżerem tutejszego klubiku – musiałem okazać swoją wyższość nad tutejszymi warunkami
- O proszę! Jaki niezadowolony! Klubiku? Może szuka Pan czegoś lepszego? Zaraz do szefa Pańską rezygnację wyślę –
- Nie, nie! Nie będzie trzeba –
- No to niech mówi, po co tu wlazł. –
Byłem wyraźnie zdezorientowany tym co się tutaj dzieje. Nowa sekretarka, Pani Simpson nie wydawała się zbyt obeznaną w futbolu osobą. Ale cóż, trzeba próbować.
- Ja bym chciał jakieś sparingi zorganizować. No wie Pani, takie mecze przed sezonem. Piłkarskie jakby co –
- Co Pan taki szczegółowy? Przecie ja wiem o co chodzi. To ile mam tych, no wrogów zorganizować? –
- Przeciwników, Pani Simpson, przeciwników... –
- Już niech cicho będzie! To jak? –
- No ze trzech, Pani mi znajdzie. –
- Ale na własnym terenie, czy u wro...przeciwnika? –
- A to obojętnie. Tylko niech Pani nie szuka samych szkockich zespołów. Chcielibyśmy trochę świata zwiedzić –
- Już niech się nie martwi. Niech poczeka, zaraz się tym wszystkim zajmę. –
No cóż, nie sposób było odmówić Pani Simpson. Miała w sobie coś...specyficznego. Jednak do tej roboty się nie nadawała. I po co prezes jej komputer załatwił?! Przecież ona ma problemy z posługiwaniem się myszką. Tak więc po dwóch godzinach poszukiwań Pani Simpson ogłosiła: „Mógłby mi pan tutaj internet znaleźć?”. To cud, że nie wybuchnąłem śmiechem, musiałem się przy sekretarce hamować. Więc spokojnie w ciągu 5 sekund znalazłem ikonę Internet Explolera (i tak jej ściągnę Operę).
- No to teraz sobie Pani poradzi, mogę wyjść na śniadanie? – zapytałem, w końcu była już 11.
- No niech Pan idzie, ale jak mi coś nie wyjdzie to Pana obwinię – odparła sekretarka
Nie chciałem już pytać dlaczego to mnie obwini i wyszedłem na śniadanie. Przy okazji pozwiedzałem trochę Stenhousemuir. Całkiem ładne miasteczko. Klub golfowy nawet mają. Po powrocie do gabinetu nie zastałem Pani Simpson. Na stole leżała natomiast karteczka:
„Niech Pan sobie sam poszuka”. Nic dziwnego, że Pani Simpson nie znalazła tego, czego chciała. Na pewno na głównej stronie Avon’u nie ma informacji o sparingach. Szczerze mówiąc mnie też nie szło to wszystko łatwo. Zadzwoniłem do mojego asystenta – Martina Clarck’a aby to on poprowadził pierwszy trening w tym sezonie. Oznajmiłem, że być może przybędę na wieczorne zajęcia. Po czterech godzinach szukania, dzwonienia i ustalania zorganizowałem 3 sparingi:
Następnie czekała mnie konferencja prasowa. Łatwo nie było, ale jakoś się wywinąłem. Mój angielski nadal przecież doskonały nie jest.
Na pierwszym treningu piłkarze obrzucali mnie raz po raz co raz to dziwniejszym spojrzeniem. Wprawdzie nie tak przenikliwym jak sekretarka z oddziału Stenhousemuir'u, ale zawsze. Może by jakiś dowcip opowiedzieć? Tak na rozluźnienie...przypomniałem więc sobie jakiś kawał i szybko wkliknąłem go w mój przenośny super – mega – extra – magic – cool – trendy – dżezi – maxi – klawy - w dechę translator z 98r. I opowiedziałem jakże ambitny i inteligentny dowcip:
-In which country is the most hungry people?
In Hungary
Wśród zawodników można było usłyszeć odgłosy zażenowania i powszechnej frustracji. Teraz uważają mnie nie tylko za fana fryzury Zbyszka Wodeckiego (nieco zarosłem), ale również za psychola. Ale nic, trzeba przeprowadzić normalne zajęcia. Dodatkowo wygłosiłem mowę o tym, czegóż to ja będę oczekiwał w tym sezonie. Dzięki Bogu, że dyr. sportowy East Stirlingshire (Stephen Mcbride) ma Polskie korzenie i pomógł mi nieco w tłumaczeniu. Poradził mi jednak, abym ściął włosy i nie opowiadał dowcipów. Po treningu wykończony położyłem się spać we własnym gabinecie, a gdy rano się obudziłem Pani Simpson trzymała w ręku latarkę i świeciła mi nią mocno w oczy.
- Co Pani wyprawia?! – wykrzyknąłem
- Cicho! Źrenice Panu sprawdzam – odparła spokojnie sekretarka
- Co Pani tutaj sugeruje?! –
- Trzeba sprawdzić z kim się będzie przez najbliższy rok pracować! –
- Że ja niby...? Pani oszalała! –
- Cicho mówiłam! Bo pan Thomson usłyszy! –
Postanowiłem się zamknąć, a przy okazji obrazić na Panią Simpson. Taka zniewaga! No cóż, muszę to przeżyć. Po porannej toalecie, jak zwykle bez śniadania wziąłem się za sprawy klubowe. Po raz kolejny poprosiłem mojego asystenta na poprowadzenie treningu. Musiałem się wziąć za transfery. Prezes klubu udostępnił mi 5 tys. Więc mogłem nieco „zaszaleć”. Tak jak wcześniej wspomniałem na szczycie mojej listy życzeń znajduje się
Marco Pelosi. Szybko więc poprosiłem moją kochaną sekretarkę aby wysłała faks z zapytaniem o Szkota. Postanowiłem również zadzwonić do
Bajdziaka, którego poznałem podczas tournee naszego zespołu po Szwecji. Piotrek naturalnie zgodził się do nas dołączyć, do jego klubu – Czarnych Żagań wpłynęła symboliczna suma 0 funtów. Innymi nabytkami są
Gavin Mcparland z Armagh również za darmo oraz
Matias Veganduzzo, czyli Argentyńczyk z Włoskim paszportem z Acassuso. Tymczasem zbliżał się pierwszy sparing z greckim Ag. Irotheos. Przeciwnik może i niezbyt wymagający, ale jak dla nas w sam raz. Wystąpiliśmy w moim zdaniem najsilniejszym* zestawieniu:
Po niezwykle nieskutecznym spotkaniu ostatecznie pokonaliśmy Greków 1-0.
Po meczu wybrałem się do „Imprezy u Jarka” na odprężenie. W drzwiach oczywiście zatrzymał mnie Kali.
- Kropka! Co tak dawno się u nas nie pokazywałeś, mamy z Matteo fajne mieszkanie. – zaczął Kali
- Miałem pare spraw na głowie, nocowałem w klubie – odparłem
- Jak tam w klubie? Co ty tam trenujesz...a! Piłkę nożną. Dobrze wam się...kopie? – Kali nigdy nie był obeznany w sporcie. Niepotrzebnie się tylko kompromituje.
-
Oj Kali, Kali...kopie nam się dobrze, nie gorzej niż kretom, które wykopały całkiem niezłe wzgórze tuż przed wejściem na stadion. Więc jak będziesz szedł w odwiedziny to uważaj, żeby się nie wywalić –
- No dobra, dobra. Może i jestem laikiem w sporcie, ale...a co ja ci będę tutaj gadał. Wpadnij do nas, kiedy będziesz miał czas –
- Oki, a teraz...mogę wejść? –
- A bilety ma? No dobra, właź. –
W klubie nie było zbyt przyjemnie. Odrapane ściany, sztampowa muzyka i rozwodnione drinki sprawiały, że raczej nie przyjdę tu po raz drugi. Inna sprawa, że jest to jedyny klub nocny w Stenhousemuir’ze. Nocą również nie było zbyt bezpiecznie spacerować po miasteczku. Szczególnie niedaleko stadionu. Wczoraj, obudziłem się w nocy i wyjrzałem przez okno. Okazuje się, że pod trybuną główną mają miejsce spotkania gangsterskiego myta. Od razu przypomniały mi się czasy młodości, kiedy zamiast Świerszczyka czytałem pod kołdrą „
Złego” Tyrmanda. Potem naturalnie wszystko się odwróciło.
W lipcu czekały nas jeszcze dwa sparingi. Ze szkockim Auchinleck oraz Glasgow University. Zdałem sobie również sprawę, że prawy obrońca jest bardziej potrzebny niż przedtem, bowiem Paul Hay nie był osobą, która zasługiwałaby na miejsce w podstawowej jedenastce. Wymieniony w mojej liście
Bartek Pietrasik wydawał się być idealnym kandydatem. Niestety jego klub – Jeziorak Iława wolał poczekać na lepszą ofertę niż moje symboliczne 0 funtów. Szkoda tylko, że w tej Iławie ludzie są tacy jakby mało zorientowani. Rozmawiając przez telefon jeszcze przed odłożeniem słuchawki usłyszałem: „Zero? No ale dobrze, że chociaż w funtach”.
Przed kolejnym sparingiem nasz zespół był zdecydowanie bardziej zorientowany. Piłkarze nie patrzyli już na mnie tym swoim przewiercającym wzrokiem, a ja zgoliłem włosy, co wyraźnie spodobało się prezesowi. Na mecz z Auchinleck wyszliśmy w następującym składzie*:
Może i to był najsilniejsze zestawienie, ale każdy zawodnik dostał swoją szansę w drugiej połowie. Dzięki świetnemu Veganduzzo ograliśmy Auchinleck 3-1.
Szkoda tylko, że ani Bajdziak, ani Mcparland nie pokazali niczego wartego uwagi. Nie zwalnialiśmy tempa i już w dwa dni po wspomnianym sparingu rozegraliśmy mecz ze słabym Glasgow University. Oto skład*:
Jednak to nie wystarczyło. Po słabym meczu ledwo zremisowaliśmy z reprezentantami Uniwersytetu ze stolicy 1-1.
Wielkimi krokami zbliżał się pierwszy oficjalny mecz z Berwick w szkockim Challenge Cup. Nasi rywale – faworyci szkockiej 3. ligi na pewno nie byli łatwi do ogrania. Tymczasem Bartek Pietrasik zwiał z Jezioraka i przyjechał tuż pod nasz stadion. Jakiż to był miły widok, kiedy biegł by wpaść w ramiona moje i Piotrka Bajdziaka i potyka się o wiecznie wystający kawałek chodnika przed stadionem. Kontuzja...
-
Szefie...nie jestem w stanie grać! Mój łokietek! Och, jak boli... – wykrzyczał Bartek całując się w starte do krwi miejsce
- Co ci się stało? Maluszku! Pokaż to, wujek Piotruś zaraz zreperuje ranę – u Bajdziaka automatycznie włączył się instynkt macierzyński.
- Czyście pogłupieli?! To tylko łokieć starty! – krzyknąłem. Nie wierzyłem, że piłkarze mogą płakać z powodu startego łokcia.
- Trzeba dmuchać na zimne trenerze! To ja Bartusia do pokoju zabiorę, uleczymy go jakoś i zagra z Berwick! – odparł Piotrek niosąc Pietrasika –
No już, no już. Nie płacz!
Trzeba przyznać, że Bajdziak był mocny fizycznie. Niósł 77 – kilowe, płaczące „dorosłe dziecko” i nawet nie pisnął. Piłkarze od razu po tym wszystkim zaczęli bić brawo dla Piotrka, a on chcąc podskoczyć potknął się...o wystający kawałek chodnika i wypuścił nasz najnowszy nabytek z rąk. Nie poddał się i biegł dalej, co mi bardzo zaimponowało. Na co miałem patrzeć w takiej dziurze jak Stenhousemuir? Na umiejętności? No może troszeczkę....
CDN...
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ