Regionalliga Nord/Süd
Ten manifest użytkownika Flame333 przeczytało już 1590 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Kolejna muzyczna propozycja :)
Specyficzny, zielonawy dym unosił się od dłuższego czasu nad małą klitką, otoczoną zewsząd innymi zminiaturyzowanymi do absolutnego minimum mieszkaniami. Służby porządkowe nie nadążały z ewakuowaniem mieszkańców w bezpieczniejsze od ich domostw miejsca, a tłumy gapiów nadal nie dawały się powstrzymać przed obejrzeniem dziwnego zjawiska.
- Grutmueller, co mamy, że tak sztampowo dosyć zapytam? – zwrócił się do pomarszczonego na twarzy, wysokiego mężczyzny nie mniej postarzały funkcjonariusz.
- Gówno, mój drogi. Wielkie gówno. W dodatku napromieniowane jak cholera.
- A regularnie chociaż?
- Chciałbyś. Nie dość, że ten najbardziej niebezpieczny obszar przenosi się co chwila z jednego rogu ulicy, na drugi, to jeszcze gdzieniegdzie są takie małe chmurki, takie obłoczki chętne podarować Ci drgawki i chorobę popromienną.
- Stoimy w jednym z nich?
- Zapewne.
Mężczyźni spojrzeli na siebie i przesunęli się o krok w lewo.
- Co masz na czujniku?
- Znowu gówno. Niejedno już mój dozymetr w życiu przeżył, ale takiej dawki nie wytrzymał. Ja chyba zresztą też.
- Biegunka?
- Jeszcze nie. Ale coś czuję, że za moment będę latał od krzaczka do krzaczka. Ale... Frinzel – wskaż mi chociaż jeden, który osłoni mnie liśćmi, a nie uschniętą gałęzią.
- Przykro mi. A wiadomo już, co to wszystko spowodowało? Przecież to niemalże klęska ekologiczna.
- Dzisiaj, a właściwie już wczoraj około 20, dwóch mężczyzn padło na środku Ragrestrasse porażeni dawką promieniowania rzędu ok. 700 Gy. Zgon na miejscu naturalnie, wokół zaś po prostu więdnął beton.
- Kto miał ten fantastyczny pomysł rozbicia jakiejkolwiek bomby na środku wąskiej uliczki przedmieścia?
- To chyba nie było celowe zagranie. Coś musiało temu komuś, a raczej tym geniuszom nie pójść zgodnie z planem. To by było za głupie z ich strony. Chyba, że... - Grutmueller zawahał się na moment.
- Że co?
- Że to próba zmylenia nas. Nas wszystkich. Całej Saarskiej policji.
- Teraz tego nie odkryjemy. Co się działo potem?
- Ewakuacja napromieniowanych mieszkańców i ogrodzenie terenu. Nadal nie wiemy, czy to bomba, czy coś innego, bo dojść się tam nie da. A helikopter, który miał zamiar obejrzeć to miejsce spadł w wyniku zgonu pilota. Dawka promieniowania nieznana. Może z godzinę potem dotarliśmy tutaj, naturalnie na stosowną odległość od epicentrum jakiegoś dziwnego wybuchu. Co to było, nie wiemy, zapewne ma to jednak związek z poprzedzającym to wydarzeniem.
- No to piękne Saarbrucken jutro będzie, oj piękne.
- Taki większy Prypeć. Wybacz, ale muszę sprawdzić, czy to całe promieniowanie nie spowodowało większych zmian poniżej mojego pasa.
- To dobrze, że nie tylko mnie to nęci.
***
- Nie odbiera – Henke rzucił komórkę w ułożone na kanapie puchowe poduszki i uwalił się na nich z całym ciężarem nadmuchanego niczym cienki balon ciała.
- Przewidujesz coś? – zwrócił się do niego równie potężny mężczyzna z czarnymi okularami na zabandażowanym nosie.
- Huffle?
- O czymś nie wiem?
- Nie, przecież go Huggins cyknął. Potem Ty jego. Kto teraz?
- Mam się śmiać?
- Nie, raczej strzelić rozpierdolić sobie głowę, wlać do niej olej o wysokim stężeniu, a następnie zakleić ranę gumą do żucia.
- Starczy, starczy. Zostało nas już niewielu, więc może nie doprowadzaj do kolejnych zmian? – mężczyzna wstał, obtrząsnął skórzaną kurtkę i wyprostował swoją sylwetkę. – Pamiętaj, że nie rozmawiasz z Funyralem tylko z Krigierem. To różnica, uwierz.
- Bez Funyralna i tak jesteśmy udupieni. Słuchaj, a jeśli to jest...
- ... dezercja? Nie. Na pewno nie. Nie myśl o tym, tylko kładź się spać, bo jutro masz się wykazać. Yasin ma dla ciebie ciekawe papiery.
- Dam radę.
- Obyś chociaż Ty nie spierdolił.
***
Michael Goebbels wpakował zabrudzone podmokłą stadionową nawierzchnią buty do sekretariatu miejscowego klubu. Pracownica tego miejsca obrzuciła go nieznośnym spojrzeniem, po czym skinęła na jego buty z nieukrywanym niezadowoleniem.
- Ładne gumofilce, nie? – zapytał ironicznie mężczyzna.
- W stosunku do pańskiej twarzy, tak – odparła z brutalnym uśmiechem sekretarka - Jakaś specjalna sprawa?
- Jest Reuter? Wołał mnie.
- Może być.
Goebbels delikatnie uchylił drzwi prezesowskiego gabinetu. W środku panował swąd alkoholu i kubańskich cygar, zaś na ścianach widniały sylwetki skąpo ubranych przedstawicielek płci pięknej. – Bardzo pięknej nawet – pomyślał luksemburczyk po dłuższym przyjrzeniu się jednej z nich.
- Długo będziesz tak stał? – odezwał się Reuter.
- Przepraszam, prezesie. Wzywał mnie Pan.
- Tak, owszem. Najpierw chciałbym dowiedzieć się, co tam zdziałałeś przez ostatnie dni.
- Już mówię. Udało nam się zakontraktować Nicolasa Bonisa oraz Abdelaziza Kamarę. Pierwszy ma za sobą kilkanaście występów w Ligue 1 w barwach Strasbourga, drugi w Saint - Etienne. W dodatku jest dziewięciokrotnym reprezentantem Mauretanii.
- Takiego piłkarza szukałem – wtrącił się Reuter.
- Tak, wiem. Ponieważ gramy 4-3-3 z defensywnym pomocnikiem, przydadzą nam się pewnie Mubarak Wakaso na tę właśnie pozycję i Nassim Ben Kaliffa na atak. Obydwaj mieli dołączyć do nas na zasadzie wypożyczenia.
- To by było miło z ich strony.
- Niestety, Wakaso woli grzać skarpetki w młodzieżówce Elche, dobrze natomiast że Szwajcar z radością przyjechał do Saarbrucken. Szukamy jeszcze środkowego obrońcy, ale generalnie skład wygląda bardzo ładnie. Tym bardziej, że media uznały nas do faworytów do awansu.
- A to ciekawe. W takim razie, w prezencie ode mnie masz spotkanie z potencjalnym kandydatem na asystenta. Marci Debhogu, 18 występów w reprezentacji Demokratycznej Republiki Konga i epizody w 1860 Monachium i Stuttgarcie.
- Po co mu w takim razie praca w tej dziurze?
- Jego o to spytaj. Zgłosiłem się do niego, on się zgodził. Co, niezadowolony?
- Nie, nie. Jednak, ja już mam asystenta. Rozwiązanie z nim kontraktu, potem płaca dla tego Debhogu... to duże wydatki.
- Nic nie rozumiesz. Ktoś taki jak on z pewnością zapewni nam rozwój klubu w szybszym tempie. Doświadczenie, mój drogi procentuje.
- Czemu więc mnie nie Pan nie zwolni?
- Co najwyżej Ty możesz wywalić mnie. To przecież tak jakby Twój klub.
- Czyli mam prawo podejmować decyzje ws. Nowego asystenta?
- Naturalnie.
- W takim razie, proszę go przeprosić za zamieszanie.
Christopher Reuter pobladł nieco na twarzy.
- Jak to? – zapytał, po uprzednim połknięciu śliny.
- Dziękuję za propozycję, ale bardzo dobrze współpracuje mi się z Andreasem Fellhauerem – odpowiedział spokojnie Goebbels.
- Nie możesz.
- Proszę?
Reuter zrobił głupią minę i wyjął spod biurka szklankę i resztkę Jack Daniels’a.
- Zapomnijmy o tym. Zdrowie!
Goebbels przyjrzał się „przełożonemu” z uwagą.
- Zdrowie.
***
Zielona furgonetka zajechała pod niewielki budynek, mieszczący w swym wnętrzu gabinet Dr Funyrala. Z pojazdu wyszło trzech ubranych naturalnie na czarno mężczyzn i skierowało swe kroki w kierunku metalowych drzwi. Wyglądający ich w oknie osobnik odetchnął z ulgą i zszedł otworzyć im drzwi.
We wnętrzu gabinetu nic nie zmieniło się od ostatniej wizyty Henke i Hugginsa. Jeden fotel stomatologiczny, służący jednak do zupełnie odmiennych od domyślnych celów, biurko, kilka krzeseł i porozwieszane nieregularnie na ścianach obraz mało, mnie i jeszcze mniej znanych malarzy.
- Siadajcie Panowie – odezwał się Krigier Trombhold. – Bez zbędnych ogródek, przejdę do sedna sprawy. Jest źle.
- Ależ szefunio spostrzegawczy – odpowiedział jeden z mężczyzn. Miał charakterystyczną bliznę pod nosem i wadę wymowy. Rozszczep.
- Huggins nie żyje, Funyral też – kontynuował Krigier. – Ci dwaj kretyni spod żłobka sami się załatwili. Zmarło także x innych osób, które zostały dotknięte promieniowaniem. To nie tak miało być.
- Jeszcze Huffle – wtrącił się kolejny osobnik. W przeciwieństwie do kolegi wręcz grzeszył urokiem osobistym.
- O nim nawet nie warto wspominać – odparł Trombhold. – Naturalnie narzędzia nie mamy, psy węszą wszędzie, gdzie tylko się da. Musimy podjąć decyzję – co dalej?
- Wiejemy. Wrócimy, jak się to uspokoi. Interpol też troszkę poszpera, to tu, to tam, a na koniec rzuci wszystko w diabły, bo akurat ktoś stracił dzieło sztuki za 30 tysięcy zielonych – odparł osobnik ze szramą pod nosem.
- Yasin, to druga tego typu tragedia po Czarnobylu – uaktywnił się 3 z przybyłych mężczyzn. – Wątpię, żeby tak szybko zaniechali poszukiwań.
- Szczególnie wtedy, gdy cel odnalezienia nas postawi sobie przepełniony ambicją czubek, który poświęci rodzinę, lodówkę i fortepian by nas pojmać – dodał obdarzony przez naturę.
- Poczekajcie chwilę... – przerwał im Krigier i podszedł bliżej okna. Rozwarł żaluzje i spojrzał na podwórko. – Reuter. Reuter przyszedł.
Christoper Reuter po mozolnej wspinaczce po stromych schodach, wszedł dysząc do gabinetu. Dym z cygar przesłonił mu oczy, jednak prezes 1. FC Saarbrucken nie poddał się i doszedł aż do jednego z krzeseł.
- Panowie – zaczął po chwili. – mam złe wieści.
- To świeży opał do naszego kominka – skomentował krótko Yasin.
- Ten Goebbels nie zgodził się na nowego asystenta. Chyba nieco przesadziłeś, Yasin.
- To znaczy?
- Powiedział, że obecny asystent mu odpowiada i że nie potrzeba mu kogoś tak renomowanego. Próbowałem go przekonać, ale nawet po whisky pozostał zimny niczym lufa mojej Beretty.
- Kurwa mać! – wrzasnął Krigier. – Przeciez to niemożliwe! Ileż można znosić porażek na przestrzeni trzech dni!
- Obawiam się, że to nie koniec – odparł Reuter. – Panowie, co robimy?
- Ty już pewnie niewiele zdziałasz – odparł Yasin.
- Skąd ta pewność?
- Stąd – drugi ze wspomnianych mężczyzn wyjął z kieszeni malutkiego Glocka. Strzelił, ale chybił, kula wylądowała w ścianie. To pozwoliło Reuterowi wyjąć z własnej kieszeni broń i wymierzyć nią w któregokolwiek z mężczyzn. Wcześniej jednak, wykorzystując swój koci refleks zdecydował się wywrócić stojące obok niego biurko i ustawić je jako zasłonę. Zanim reszta zgromadzonych w gabinecie wyciągnęła swój oręż, prezes miejscowego klubu siedział już pod zasłoną drewnianej konstrukcji oczekując na dobry moment do strzału.
- Skurwiel! – wrzasnął Krigier i wymierzył w kant stołu. Trafił idealnie. Tysiące większych i mniejszych trocin rozprysnęło się w powietrzu, ale żadna z nich nie zdeprymowała Reutera, który posłał jedną celną kulę, prosto w ramię mężczyzny z wadą wymowy. Po chwili jednak zauważył, że kule, które dymią z pistoletów jego rywali zaczynają powoli przebijać twarde drewno biurka. Reuter oddał więc kolejny celny strzał, tym razem w wentylator podsufitowy, który z hukiem zwalił się na dwóch mężczyzn.
- Ładować w stół, ładować! – dyrygował rannymi podopiecznymi Krigier. Sam zaś podszedł bliżej, celując pod kątem 60 stopni w obszar za zasłoną. Strzelił. Ale chybił. Kula minęła Reutera o centymetry. On musiał więc odpowiedzieć, robił to z niezwykle wysoką celnością, ale nie do końca skutecznie. Tym razem posłał nabój „tylko” w lewą rękę wroga.
Wiedział, że musi uciekać, że długo jego zasłona już nie wytrzyma. – To drugie piętro – pomyślał. – upadek mógłby się skończyć bolesnym upadkiem i celnym ciosem ze strony nieprzyjaciela. Ale są jeszcze drzwi...
Wykorzystując moment zastoju ze strony Krigiera i uporczywe ładowanie kul w biurko z broni pozostałych mężczyzn, Reuter wykonał szybki, zwinny uskok w swoją lewą stronę, oddając jeszcze strzał z Berretty. Tym razem nie trafił, ale znalazł się tuż przed drzwiami. Szarpnął klamką, otworzył „wrota do wolności” i umknął przed jedną z goniących go kul. Druga jednak nie dała za wygraną i ugodziła go w ramię. Reuter jednak zdołał trzasnąć drzwiami i zbiec po schodach.
- Yasin, Funkel – okna. Ja i Jurgen zbiegamy za nim – kierował nadal Krigier.
Reuter zbiegając po schodach poczuł silny ból w okolicach skroni. Nie mógł sobie pozwolić na chwilę przystanku, więc sprawdził to miejsce w biegu. – Kawałek biurka – pomyślał. – Genialne.
Tkwiący nadal w skroni ostry fragment drewna wypompowywał stopniowo coraz większą ilość krwi. Zanim Reuter zdążył otworzyć drzwi klatki schodowej, upadł na ziemię z wycieńczenia. Biegnący za nim dwaj mężczyźni zatrzymali się i spojrzeli na siebie.
- Ja się tym zajmę, Jurgen – powiedział Krigier Trombhold i podszedł do bladego uciekiniera. – Warto było?
- Tak – odparł łamanym głosem Reuter. – Nieukrywaną przyjemnością było w pojedynkę wyrolować was wszystkich. Was, wielkich...
- Cicho, już cicho – zatknął mu usta Krigier. – Co teraz wybierasz: szybki numerek, czy też długą, satysfakcjonującą przeprawę do świata rozkoszy?
- Dla Ciebie? Druga opcja jest idealna – Reuter zdobył się na najwyższy wysiłek i wykorzystując wspomnianą wcześniej zwinność i wygimnastykowanie potężnym kopnięciem obcasem w okolice szczęki posłał Trombholda na schody. Sam rzucił się do szaleńczej ucieczki, ale strzał Jurgena był już idealny. – Wreszcie – pomyślał morderca. Po chwili przyjrzał się swojemu przełożonemu – Chryste Panie – powiedział.
---
Jak zwykle proszę o komentarze i opinie :)
---
Bibliografia:
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Zadbaj o zgranie |
---|
Dobrze jest nie pozostawiać treningu przedmeczowego na głowie asystenta w trakcie okresu przygotowawczego. Przed sezonem drużyna powinna intensywnie pracować nad zgraniem, podczas gdy asystent często od tego odchodzi. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ