Regionalliga Nord/Süd
Ten manifest użytkownika Flame333 przeczytało już 1271 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Tego porponuję słuchać podczas czytania. Buduje dodatkowy klimacik :)
Automatyczne sterowniki astronomiczne, które odpowiadają za włączanie latarni ulicznych o zmierzchu 10 Lipca 2009r. zadecydowały urządzić sobie jednodniowy urlop. Wąskie uliczki przedmieścia Saarbrucken już za dnia wyglądały złowieszczo, teraz gdy zapanowały wszechobecne egipskie ciemności odstraszały nawet największych „herosów” współczesnego świata. Przełamać strach i wychylić się zdecydowało dwóch, choć trzeba przyznać, że wymagała tego sytuacja.
Dr Thomas Funyral delikatnie otworzył świeżo naoliwione drzwi swojego mieszkania. Wyjście kierowało nas prosto na ścianę sąsiedniego budynku, na szczęście jednak specjaliści od urbanizacji pomyśleli, by pomiędzy nimi pozostawić niewielką przerwę, wykorzystywaną głównie jako miejsce na kontener pełen zbędnych ludziom odpadków. Funyral wraz ze swoim epizodycznym współlokatorem w postaci Marka Hugginsa stanęli na samym środku ścieżki patrząc na siebie z uwagą.
- Słowo się rzekło, czyż nie? – zapytał po chwili namysłu lekarz.
- Ano – westchnął Huggins. – Dzisiaj to załatwię. Być może raz na zawsze.
- Dobrze, idź. Ale musisz uważać.
- Na co?
- Na chochlika. To takie nieprzyjemne stworzenie. Lubi wetknąć swój pełen fantazji ryj w sprawy, o których nie ma pojęcia.
- Huffle raczej nie będzie stanowił problemu.
- On jest problemem. Od urodzenia. Takim pieprzykiem na środku słodkiej twarzy.
- Ale przecież pieprzyki da się wyciąć.
- Nie spier*ol tego.
- To będzie mój wieczór, zobaczysz.
Huggins skinął Funyralowi i oddalił się w ciemnościach ulic Saabrucken. Doktor zaś spojrzał na zegarek i również zniknął w wieczornych czeluściach. Wyłonił się dopiero na rogu Ragastrasse i Bonezer Str. Na widok policyjnego wozu stojącego nieopodal budynku żłobka, do którego zmierzał cofnął się i przykucnął za betonowym, pokrytym mchem murkiem, by móc w spokoju przyjrzeć się zaskakującemu widokowi, na jaki natrafił Zdziwienie Funyrala potęgowało się co chwila, za każdym razem kiedy dostrzegał kolejną jednostkę policji, kolejny dźwig, helikopter, czy też karetkę pogotowia. Apogeum osłupienia doktor osiągnął, gdy podniósł z ziemi zupełnie sczerniałą, czystą kliszę fotograficzną.
- Sam nie wiem jak ich nazwać – mówił do siebie. – Imbecyle? Kałmuki? Tumany? Żadne z tych słów nie jest wystarczająco wyraziste.
- Pomóc w czymś? – zaczepił go jeden z przechodniów. Wyglądał jak nieregularnie łysiejący mężczyzna z podarowanymi przez wszechmogącego gdzieniegdzie małych kępkami włosów na głowie.
- Nie, dlaczego?
- Rozmawia Pan z kimś?
- Nie.
- Przez bluetooth?
- Mówię, że nie. Odczep się Pan, co? – Funyral odesłał mężczyznę. Po chwili jednak na wpół medyczny i zabójczy instynkt kazał mu baczniej przyjrzeć się przechodniowi. – Moment! – zawołał.
- Słucham? – łysy już mężczyzna odwrócił się do lekarza.
- Mogę Pana zbadać?
- Oszalał Pan? Teraz? Tutaj?
- Tak. Proszę przybliżyć się do mnie i pokazać twarz – mężczyzna podszedł niepewnie to Funyrala. Ten zaświecił mu latrką prosto w oczy.
- Co jest? Co Pan robi?
- A teraz proszę się uprzejme zamknąć – doktor przyjrzał się baczniej całej osobie przechodnia. – Mamy problem – dodał po chwili.
- Jestem cholernie ciekawy, jaki – mężczyzna złożył ręce i stanął niczym bramkarz z wiejskiej dyskoteki. Jego pewność siebie została jednak stłamszona poprzez jeden szybki, intensywny krwotok z nosa – Przepraszam, czy nie ma Pan czasem chusteczki?
- Mój drogi, pójdziesz teraz ze mną.
Przechodzień spojrzał krzywo na Funyrala jednocześnie próbując zatamować krew.
- Dowcip? Telewizja? Co to jest do cholery?
- To takie jakby anomalie. Grał Pan w Stalkera?
- Nie i nie mam zamiaru. Wolę bardziej cywilizowane sporty – po chwili mężczyzna nie zważając na nieco zdezorientowaną minę swojego rozmówcy dodał - Tymczasem, żegnam Pana, no chyba że dostanę upragniony skrawek jedwabnego materiału.
- Ależ oczywiście – Funyral wyjął chusteczkę, a następnie owijając nią pięść uderzył precyzyjnie, pod wątrobę swoją ofiarę, która upadła na ziemię, rozpoczynając rytuał konwulsji. Doktor sięgnął do kieszeni po ciemne pudełeczko, wyjął z niego strzykawkę, wkręcił doń igłę i wstrzyknął tajemniczą substancję w żyłę przechodnia. Po chwili mężczyzna „odpłynął” do krainy rozkoszy. Funyral zaś wziął go na plecy i zawiódł w nieznane mu miejsce.
***
Goebbels wyszedł, podobnie jak Huffle w pamiętny wieczór odratowania Michela temu na werandę i zaciągnął się świeżym powietrzem. Polubił to miejsce, wobec braku jakichkolwiek dowodów na nieczyste zamiary współlokatora polubił również jego. Sam zresztą skorzystał nieco na całym tym zamieszaniu, choć wydawało się to być niemożliwe. Dziennikarze po wielkim sukcesie nowej powieści Huffle’a dzwonili nie tylko do autora, ale również do źródła inspiracji, do napastowanego, przygarniętego blondyna, który swoimi dzięki swoim opowieściom stał się współtwórcą książki. Choć nie napisał w niej ani słowa. No cóż, jedni mają półnagie muzy, inni zaś poturbowane, napadnięte w lesie sieroty.
Huffle długo nie wracał ze spaceru, na który wspaniałomyślnie postanowił wybrać się na przechadzkę po lesie kwadrans przed 22. Wskazówka zegara była postawiona niemalże do pionu, kiedy Goebbels spróbował nawiązać połączenie telefoniczne. Komórka pisarza odezwała się jednak z drugiej strony domu, zza tylnego wyjścia, mężczyzna wiedział jednak, że pisarz zawsze zabierał telefon ze sobą. Michel zdecydował się więc pójść do źródła dźwięku, dodatkowe napięcie potęgowały pogaszone światła w mieszkaniu.
Goebbels przedzierając się przez domowe ciemności dotarł aż do salonu, w którym to zauważył białą kartkę, która jako jedyna wyróżniała się na stoliku, na który padało światło letniego księżyca. Michel zrobił parę kroków, po chwili przystanął i spojrzał na pootwierane szuflady w komodzie. – Co tu się u licha dzieje? – zapytał sam siebie. Poszedł dalej, nagle pośliznął się na podłodze. Było mokro. Ale nie, to nie woda... – Goebbels spojrzał się na swoje spodnie. To krew. Po chwilowym wstrząsie jego uwagę ponownie przykuła kartka leżąca na stoliku. Na niej również widniała czerwona ciecz, ciągnęła się aż do wyjścia. Mężczyzna pospieszył więc dalej. I zobaczył, to czego po ujrzeniu zakrwawionego salonu mógł się spodziewać. Trup Huffle’a leżał oparty o studnię za tylnymi drzwiami chaty. Obok niego kolejny świstek papieru.
„Życzę szczęścia, blondasie. Przyda Ci się.”
Twarz Goebbelsa zrobiła się blada, krew niemal odpłynęła mu z żył i powędrowała gdzieś daleko, poza jego ciało. Po chwili jednak zdecydowała się wrócić, podobnie jak umiejętność szybkiej dedukcji Michaela. Zamiast wpatrywać się w nieżywego człowieka wezwał szybko policję, by nie było podejrzeń i odczytał pozostawioną przez pisarza kartkę.
„Pewnie już wiesz, że nie wyszedłem na spacer, ten człowiek zaraz tu przyjdzie. Przyjdzie i mnie zabije, tak miało być. A Ty wcale nie zostałeś tutaj użyty celowo. Akurat nadarzyła się okazja by Cię wykorzystać, toteż przejmujesz po mnie wszystko, dosłownie wszystko. Począwszy od książek i domu, na fatalnych koneksjach i klubie piłkarskim kończąc. Właśnie, klub. Zgłoś się do sztabu 1. FC Saarbrucken, to niedaleko i pokarz sekretarce tę kartę, którą trzymam w 4 szufladzie w komodzie przy telewizorze. Masz, możesz tam robić, co Ci się tylko spodoba. Doradzam menedżerkę, na takim zadupiu to nawet fajna zabawa, tylko weź jakiegoś matoła za prezesa, bo sam tego nie pociągniesz.
Aha, omijaj gabinet Dr Funyrala, radziłbym Ci też uważać na niejakiego Hugginsa. O, właśnie idzie.
Skąd ta krew w mieszkaniu i mój trup pod studnią dowiesz się w swoim czasie. Powiem Ci tylko, że czasem jednak lepiej trzymać jeżyk za zębami.
Żegnaj, może Ty skończysz inaczej.”
Policja naturalnie skonfiskowała wszystkie listy, rzekome dowody i kategorycznie zabroniła Goebbelsowi dotykać się do sprawy zabójstwa pisarza. Jego nowy „pełnomocnik” jednak niewiele sobie z tego robił. Pierwszy krok: 1. FC Saarbrucken.
***
Mężczyzna w czarnym, skórzanym płaszczu wpadł z impetem do hotelowego pokoju przy Spedstrasse brudząc przy tym niemiłosiernie starannie wypolerowaną posadzkę. Czekający na niego człowiek, nawet nie podniósł głowy znad czytanej książki po wejściu gościa. Z jego twarzy co prawda emanował spokój, ale jej wyraz był iście złowieszczy. Zaznaczył czytaną książkę zakładką, odłożył ją obok stojącej filiżanki kawy i spojrzał na przybysza.
- Znalazłeś? Funyral Ci powiedział, tak? – zapytał.
- Mówił, tak... mówił. A ja szukałem ile się dało, gdzie się dało i jak tylko się dało. Wyszedłem dopiero, gdy ten fajans otworzył drzwi frontowe domu – odpowiedział podniecony mężczyzna, nie zdejmując płaszcza.
- Znalazłeś?
- Robiłem co mogłem, przeszukałem calutki...
- Znalazłeś?
- Nie.
- To co tutaj jeszcze robisz, skur*ielu? Wytrzyj podłogę i wynoś się stąd. Byle szybko.
- Ależ szefie...
- Won! – mężczyzna wylał na podwładnego całą kawę. Płaszcz ochronił go jednak przed poparzeniami.
- Pożałujesz tego! Pożałujesz! A ja znajdę! Znajdę ten papier! I wykurzę Cię, szybciej niż Ci się wydaje!
- Jesteś pewien?
- Jak nigdy! Wynoszę się stąd, a posadzkę wytrzyj sobie tymi swoimi pseudodokumentami, książkami, z których rzekomo czerpiesz chorą inspirację!
- Jesteś pewien? Huggins, jesteś pewien?
- Tak, odnajdę to wszystko i Cię udupię.
- Nie zdążysz – mężczyzna wyjął zza pazuchy broń z tłumikiem. Jak się można było spodziewać, jego strzał był bardzo precyzyjny. Przeszukał martwego Hugginsa – Taka lateksowa tandeta, a kieszeni więcej niż w uniformie hydraulika – grzmiał zabójca. Po chwili jednak twarz mu się rozjaśniła, okulary podniosły się delikatnie do góry. – Mam. – powiedział z satysfakcją. – Pieprzony łgarz. Tak mnie nie oszukasz. – zwrócił się do trupa. Moment później jednak znowu zmarszczył czoło – A gdzie jest... – mężczyzna wrócił do wertowania kieszeni. – Nie ma! Nie ma, kur*a, nie ma! – wrzeszczał. – Nie dość, że łgarz, to jeszcze skończony kretyn. Ale jak nie on, to ja...
***
- A więc to Pan? – sekretarka o złowieszczym wyglądzie spojrzała spode łba na stojącego w pomieszczeniu Goebbelsa.
- Tak, ja. Coś nie tak?
- Ma Pan czuprynę zbliżoną do mojego jorka, ale generalnie jest ok.
Goebbels delikatnie podgrzał policzki i obruszył się niezmiernie.
- To miło z Pani strony.
- O, to fajnie. Panicz raczy usiąść na krzesełku – Michel zasiadł na drewnianej konstrukcji i głęboko przyjrzał się sekretarce – Teraz Pan ma problem z moją osobą? – zapytała kobieta.
- Ależ skądże.
- Przejdźmy więc do rzeczy. Imię?
- Michel.
- Nazwisko?
- Goebbels.
- Narodo... mógłby się Pan przestać na mnie gapić?
- Chciałem nawiązać do jorka i robię psi wzrok. Źle?
- Narodowość?
- Pani mnie lekceważy.
- Bo nie dla psa kiełbasa. Narodowość?
- No, Luksemburg.
- Resztę Pan wypełni sam, w gardle mi zaschło. No chyba, że dostanę szklankę wody.
Goebbels ponownie zamienił policzki w podgrzewaną murawę.
- Przykro mi, poproszę długopis.
Po chwili świeżo upieczonego menedżera 1 FC Saarbrucken nie było już w sekretariacie. Krótka rozmowa ze świeżo upieczonym prezesem – Christopherem Reuterem, wizyta u asystenta, potem w piłkarskiej szatni i już można było zapisywać pierwsze notatki...
Reuter dzięki bogu nie poskąpił funduszy i choć budżet transferowy na ten sezon wynosi okrągłe zero, to można jeszcze przesunąć 9 tys. zabezpieczenia w funduszu płac, dzięki czemu mógłbym uzyskać prawie pół miliona Ł na wszelkie wydatki. Przede wszystkim trzeba zrobić coś ze sztabem szkoleniowym, skład drużyny niestety również mnie nie zadawala. Przydałby mi się więc ktoś, kto będzie mógł mi doradzić w tym wszystkich, bowiem sam, będąc jeszcze cały czas myślami w salonie mieszkania Huffle’a nie pociągnę Saarbrucken do miejsca w górnej połówce tabeli, które obiecywałem prezesowi. Na pewno na uwagę zasługuje postać Gorkema Karamana. Chłopak ma 14 lat, a na treningach kręci wszystkimi, niczym pies ogonem. To z pewnością jeden z najbardziej utalentowanych juniorów w całej lidze Regionalnej, więc będzie kogo trzymać pod kluczem/kloszem.
Nie dane mi było póki co poznać efektów pracy klubowych scoutów, więc na własną rękę postanowiłem poszperać w piłkarskim światku. Przede wszystkim nastawiamy się na wypożyczenia, póki co jednak nie ujawnię nazwisk potencjalnych wzmocnień. Mogę jednak zapewnić, że bez rozwartych na długość przyrodzenia płetwala błękitnego warg się nie obędzie.
***
Do mieszkania, z którego dzień wcześniej wyszedł i nie wrócił Huggins wparował postawny, rosły mężczyzna, o zdeterminowanym wyrazie twarzy. Widząc Dr Funyrala zasiadł na krześle na środku pomieszczenia, sapiąc niezmiernie.
- Mówiłem jogging, Henke – nie sterydy – zaczął spokojnie Funyral.
- Oj, zamknij się. Wiesz co się stało, wiesz?
- Mam dla Ciebie 3 informacje, być może Ty znasz tę jedną. Mów więc.
- Huggins. Ten łotr go zabił. Huggins nie żyje!
- Wyręczyłeś mnie, dziękuję. Teraz ja.
- Nie, nie! Jak on mógł, jak mógł?
- Jeśli ktoś jest nieudolny w tym, co robi, a dawał jasne obietnice, to mógł.
Henke rzucił się na Funyrala i przyparł go do stołu.
- Ty mu to zleciłeś, Ty kazałeś?
- Oszalałeś kretynie? – doktor z łatwością zrzucił z siebie mężczyznę. – Ten łotr, jak go nazwałeś miał jednak rację.
- I co teraz?
- Teraz moja kwestia. Greg i Jurgen spier*olili robotę. Policja, straż, helikoptery, nagonka w całym mieście.
- Robi się coraz ciekawiej.
- Na dodatek złapałem jedną ofiarę losu. Współczuję mu, ale i tak musimy go zabić. Albo sam zdechnie. 0,015 R/s. Mówi Ci to coś?
- Wszyscy zginiemy.
- Najpierw mamy jednak coś do zrobienia. Pofatyguj się do tego Goebbelsa. Może wyproszę Yasina o jakieś ładne dokumenty dla Ciebie. Scout, asystent, trener – Twoja wola. Obyś chociaż Ty nie spier*olił.
Henke zanucił łamaną polszczyzną „O mnie się nie martw” i wyszedł z pomieszczenia. W mieszkaniu Funyrala zaś buchnęło jaskrawozielone światło. Tego jednak Henke zauważyć nie zdołał...
---
Bardzo proszę was o opinię na temat manifestu. Wszelkie nieścisłości, niedociągnięcia, błędy proszę zgłaszać w komentarzach, bez poprawiania wszelkich przeoczeń nie uda się wysmażyć kolejnych części.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Poluj na regena |
---|
Po 18 marca każdego roku (dzień po urodzinach CM Rev) warto rozglądać się za utalentowanymi regenami w polskich ligach. Jest to data „powstawania” nowych graczy, automatycznie dodawanych do bazy przez silnik gry. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ