Championnat National
Ten manifest użytkownika Flame333 przeczytało już 2508 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
- Widzisz. Ledwo żeś się przypałętał, a już pewne zlecenie dla Ciebie wysmażyłem. – rzucił, wchodząc stryj.
- To miło – odparłem – Czego dotyczy?
- Kojarzysz to domostwo przed biurem? Ten stary budynek z czerwonej cegły?
- Jakoś nie za bardzo.
- To spójrz przez okno – wuj powiódł mnie na koniec gabinetu, do maluteńkiego lufcika – Oto i to, o co mi chodziło.
- Aaa... teraz wiem. Co z tą chałupą jest nie tak? – zapytałem.
- Nie tyle z nią, co z tymi, którzy ją zamieszkują. – odparł cierpliwie Jaque – Mianowicie chodzi o brożkę Pani Travelliere, którą nosiła od uzyskania pełnoletniości. Otaczała ją czcią i kultem. Tymczasem w niewyjaśnionych okolicznościach, prawdopodobnie w piątek biżuteria zginęła, wprowadzając swoją właścicielkę w histerię i płacz. Mieszkanie zamieszkuje jeszcze Pan Travelliere, służąca – panna Foti, dwójka dzieci oraz ich babka, która była prawowitą właścicielką wspomnianej brożki. Chyba domyślasz się, co masz robić?
- Jasne, od razu biorę się do rozwiązywania sprawy. – odparłem, udając pełen entuzjazm – Jaki jest czas realizacji?
- Michał... – ręce wuja dygotały nieznacznie – Mówiłem chyba, że Pani Travelliere płacze po nocach? W dodatku dobry detektyw cechuje się tym, że działa jak najszybciej.
- Dobra, spoczo. – odparłem z luzem w głosie – Szastu prastu i po sprawie?
- Coś w ten deseń. – anielska cierpliwość stryja jest godna podziwu.
Wyszedłem z pomieszczenia i swe kroki skierowałem nie do źródła całego konfliktu „o brożkę”, a na Stade Josaeph – Moynat, gdzie swoje mecze rozgrywa Croix de Savoie. Jak wspomniał niedawno prezes Patrick Trotignon dziś czeka mnie mały przegląd składu, a także zatwierdzenie budżetów: wynagrodzeń oraz płac.
- I jestem! – wypaliłem po wtargnięciu do pokoju prezesa. Ten ostentacyjnie odwrócił się do mnie plecami i począł parzyć sobie świeżą kawę.
- To siadaj i bądź cicho. – rzucił buńczucznie, dodając mleka do napoju.
- Bo ja chciałem...
- Moment, ku*wa. Co Ty taki niecierpliwy? Kawy sobie zrobić nie można?
- Można, można. Napluj Pan, to się zabarwi.
- Co?
- Chyba nie lubi Pan monotonii, czarnego koloru... te sprawy.
- Zamknij się żołdaku! Stul ten pysk. – Patrick Trotignon wziął potężny łyk kawy, a potem z grymasem na ustach napluł do niej.
- I widzi Pan? – rzuciłem z ironią.
- Dobra, przyknypie. Przestań mi ubliżać, bo małym druczkiem w kontrakcie było napisane, że mogę Cię zwolnić bez konsekwencji w dowolnym dniu, godzinie, porze dnia w pierwszym miesiącu. Więc się pilnuj. – zdenerwował się Trotignon. Po chwili jednak jego wyraz twarzy przybrał łagodną postać. – To czym mieliśmy się dzisiaj zająć? – zapytał słodko.
- Funduszem transferowym oraz samym składem. – odpowiedziałem z pokorą w głosie.
- Martin, do mnie! – zakrzyknął prezes do telefonu w gabinecie. Po chwili do pomieszczenia wbiegł młody, chuderlawy mężczyzna o wystraszonych oczach i zmierzwionej fryzurze.
- Oto Stephane Martin, Pański asystent. – Trotignon zwrócił się do mnie. – A to jest ten nowy trener, Michał Moneta bodaj, tak?
- Dokładnie. – odparłem nie zdradzając zdenerwowania. – Witam serdecznie, wierzę w owocną i przyjemną współpracę.
- O to się proszę nie martwić. – twarz współpracownika oblał rumieniec.
- Proszę o przygotowany przez Pana uprzednio raport na temat zespołu. – rzuciłem władczo.
- Voila. – odparł młodzieniec i wskazał na prezentację odtwarzaną na laptopie. – Ja osobiście widzę jeden słaby punkt w zespole. Jest to pozycja środkowego pomocnika. Bo o ile Stephane Potier mógłby być gwiazdą każdego zespołu w tejże lidze, to już Raphael Camacho z racji swojego wieku nie ma aż tak wysokich kwalifikacji.
- Ale Potier woli grać na prawej pomocy, a nie na środku. – wtrąciłem – To widać zresztą po jego umiejętnościach. – wskazałem na profil zawodnika w FM09.
- Pan się takimi bredniami sugeruje? – zapytał oburzony Stephane Martin, mrugając przy tym oczami.
- Bardziej niż Twoimi. –
- Zamknij się. – zagrzmiał prezes. Po chwili dodał cicho. – Wiem, że to złamas, ale daj mu mówić, bo zaraz strzeli focha i tyle wyjdzie z naszego spotkania.
- Spoczo. – odparłem i poświęciłem się słuchaniu wywodów mojego asystenta.
Gwiazdą zespołu został uznany Herve Bugnet i z tym nie sposób się nie zgodzić. Niski, a przy tym szybki napastnik, mający za sobą 4 występy we francuskiej młodzieżówce to z pewnością silny punkt w zespole.
Mam natomiast wątpliwości, co do tego, że zespół w obecnym składzie jest w stanie powalczyć o miejsce w górnej połowie tabeli. Wystarczy spojrzeć na skład przed moją obserwacją:
I na zestawienie już po przeprowadzeniu sprawdzianów:
Ci piłkarze, którzy zostali już usadowieni na danej pozycji mogą być prawie pewni swojego miejsca w podstawowej jedenastce. Rezerwowi mogą o nie powalczyć i wskoczyć do składu, jeśli nie uda się przeprowadzić odpowiednich wzmocnień. Reszta piłkarzy zaś została przesunięta do rezerw i wystawiona na listę transferową.
Kolejną sprawą było ustalenie budżetu na ten sezon.
- Im wyższy cel, tym więcej kasy. – rzucił Trotignon po wyjściu Martina – Ale pamiętaj, nie spełnisz oczekiwań, wylatujesz.
- Ile by Pan dał za uniknięcie spadku? – zapytałem wprost
- Jesteś pozbawiony ambicji. – ze smutkiem odparł prezes – 200 tysięcy i ani grosza więcej.
- A za górną połówkę tabeli?
- Już lepiej. 325 tysięcy. Funtów oczywiście, żeby nie było.
- Dobra. A czy nie ma Pan jeszcze jakiś zaskórniaków za pazuchą?
- Ma! I to dużo! – zakrzyknął głos zza drzwi
- Guillerme, fajfusie! – zagrzmiał Tortignon – No i ch*j... mam.
- A ile? Wiem, że Croix do biednych klubów nie należy. – rzuciłem, patrząc się spode łba na swojego chlebodawcę
- Policz sobie. – prezes ukazał mi stronę konta transferowego w banku – Tyle i ani centa więcej.
- 656 tysięcy funtów? – zapytałem z niedowierzaniem
- Coś nie tak?
- A w życiu. Danke! – wyszedłem i skierowałem swoje kroki w kierunku wspomnianej na początku opowiadania chałupy, w której to rozgrywa się dramat właścicielki zaginionej brożki, Pani Travelliere. Zapukałem w potężne mahoniowe drzwi.
- Kto? – zapytał gruby głos zza „bariery”
- Detektyw, bo kto niby inny. – odparłem buńczucznie
- No to proszę. – moim oczom ukazała się postać mężczyzny w średnim wieku, o władczym wyrazie twarzy i bliźnie pod okiem. Poprowadził mnie do dosyć dużego, nowocześnie stylizowanego pomieszczenia, gdzie siedziała stosunkowo młoda kobieta, patrząca się w ekran telewizora. Na mój widok wzdrygnęła się i wybiegła do kuchni.
- Depresja. – skomentował sytuację spotkany przy wejściu mężczyzna.
Rozsiadłem się na fotelu, czekając na rozwój sprawy. Ponętna pokojówka podała mi szklankę herbaty i zawołała swoją Panią do pokoju. Ta zaś niechętnie, wyciągana przez swojego małżonka (pierwszej spotkanej przeze mnie osoby w tym miejscu) usiadła na przeciwko mnie ukrywając głowę w ramionach. Uśmiechnąłem się do niej szeroko, starając się wyluzować sytuację.
- No Jaquelline... – zwrócił się do niej mąż.
- No co? – kobieta wreszcie podniosła głowę do góry, patrząc przy tym na mnie z wyniosłością. Uśmiech z mojej twarzy jednak nie zniknął.
- Proszę się przełamać. – zacząłem łagodnie.
- Pan też by się przełamał. Do pasty do zębów. – szybko schowałem swoje uzębienie, jednocześnie wiedząc, że czeka mnie ciężka rozmowa.
- Ależ Jaquelline... – ponownie zwrócił się do damy małżonek.
- Zamknij się! I oddajcie mi tę brożkę... – lamentowała Pani Travelliere.
- Przecież jestem tutaj po to, żeby znaleźć to ustrojstwo. – wtrąciłem zniecierpliwiony.
- To szukaj Pan! A nie się szczerzysz! – grzmiała nadal Pani domu.
- Mam do Pani kilka standardowych pytań. – pociągnąłem jednym tchem. – Kiedy ostatnio widziała Pani zaginiony przedmiot?
- Hmmm... – uspokoiła się kobieta. – W piątek rano przypinałam ją do bluzki. Kiedy wróciłam z pracy, odłożyłam ją na szafce nocnej. Potem położyłam się spać, a po przebudzeniu brożki już nie było. Histeria i płacz były oczywiście konsekwencją tego wydarzenia...
- Kto jeszcze przebywał wtedy w domu? I czy zamykała Pani sypialnię na klucz?
- Tak, zamykałam. Ale każdy z domowników posiada klucz. Kto jeszcze w budynku był? Praktycznie wszyscy oprócz służby – Panny Foti, która wykorzystała w piątek swój urlop.
- Urlop? W jeden dzień? – zdziwiłem się
- No co Pan... – odpowiedziała Pani Travelierre
- Bo już myślałem... – rzuciłem z ulgą.
- ... po prostu – przerwała mi klientka. – 2 dni wypoczynku już zostały wykorzystane. Jako ostatni wybrała sobie akurat ten feralny piątek.
- Aha. – odparłem spokojnie, nie zdradzając ani krzty zażenowania. – Przeszukała Pani cały pokój?
- Oczywiście. Wraz z dziećmi. Nic nie znaleźliśmy.
- Rozumiem. Jak Pani myśli, co w trakcie Pani snu mogli robić współlokatorzy?
- Mąż miał zabrać dzieci i babkę na spacer, żeby mi nie przeszkadzać. Bo ja jestem bardzo agresywna, kiedy ktoś mnie przebudzi. I miewam senne koszmary.
- O tak! – zakrzyknęła chórem rodzina.
- A tej nocy coś dziwnego się działo w pani podświadomości?
- Tak, leciałam czymś i spadałam. I tak w kółko. Masakra.
- Czy ktoś może potwierdzić, że byliście Państwo na spacerze? – zwróciłem się do zgromadzonej grupy osób, poza Panią Travelliere.
- Pan Droube, u którego byłem podczas przechadzki. Pożyczałem klucz francuski, bo żonie przeszkadza dźwięk spadających kropel. – odparł ze smutkiem „Pan domu”.
- Telefon, do Pana Droube poproszę. – rzuciłem z uśmiechem na ustach. Chwilę potem rozmawiałem już z sąsiadem Travelliere’ów. Potwierdził on wersję wydarzeń mężczyzny. Jesteśmy w kropce.
- Czy w szkole odbywał się ostatnio jakiś kiermasz? – zapytałem dwójkę uroczych dzieci.
- Tak, bożonarodzeniowy. Łączyliśmy się w grupy i wystawialiśmy stoisko. – odparł jeden z berbeci.
- Wygraliśmy! – wtrącił drugi.
- To cudownie! – zakrzyknąłem. – Coście tam sprzedawali, że tyle kasy uzbieraliście?
- Takie tam bibeloty. – odpowiedział pierwszy dzieciak.
- A kto był takim chętnym kupcem? – zapytałem z przekąsem.
- Samuel Proit. Ten listonosz z naprzeciwka. – odparł drugi bachor.
- Biedaczysko. – wtrąciła Pani Travelliere. – Nigdy go na nic porządnego nie było stać. Teraz pewnie nakupował tych przedmiotów zbytku, żeby nie było, że biedny jest.
- Z naprzeciwka? – zapytałem sam siebie. – Zaraz wracam. - Wyszedłem i skierowałem się do domostwa leżącego po drugiej strony ulicy. Chwilę potem przyprowadziłem Proita do mieszkania klientki.
- Proszę pokazać, co ma Pan teraz w ręku. – poprosiłem listonosza. Ten przestał kurczowo ściskać dłoń i oczom wszystkich zgromadzonych ukazała się wielka, wypełniana rubinem brożka.
- Ty łachmyto! – ryknęła pani domu. – Jak mogłeś?!
- Spokojnie. – wtrąciłem. – Samuel jest niczego nie świadom. Cała sprawa jest banalnie prosta. Brożkę strąciła Pani podczas koszmaru sennego, potem podczas poszukiwań znalazły ją dzieci. Te, nie znając jej wartości sprzedały Panu Proit’owi za banalnie niską cenę. Ten skorzystał z okazji i kupił opłacalny przedmiot. Oto cała filozofia.
- Dziwne. Ale może być prawdziwe. – stwierdziła Pani Travelliere.
- Jest prawdziwe. - odparła reszta zgromadzonych.
- Nie pozostaje mi nic innego... – Pani domu wręczyła mi kilka (naście) banknotów po 100 ojro każdy.
- Dziękuję. – odparłem – I polecam się na przyszłość.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Zaskocz pozytywnie |
---|
Na początku gry nie wyznaczaj sobie celów wyższych niż przewidywania mediów. W razie niepowodzenia nie zawiedziesz oczekiwań zarządu, w przypadku nieoczekiwanie dobrej postawy ucieszysz działaczy i kibiców. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ