Informacje o blogu

Jak Feniks z popiołów?

Gwardia Warszawa

LOTTO Ekstraklasa

Polska, 2016/2017

Ten manifest użytkownika Gilbert przeczytało już 2270 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.

Pokaż notki z kategorii:

MÓJ BLOG

31 maja 2017 roku... dla większości ludzi po prostu dzień jak co dzień. Dla każdej osoby związanej z Gwardią Warszawa był to dzień szczególny. Dla mnie jako managera tej drużyny oczywiście też...

Mniej więcej rok wcześniej, jak zwykle zresztą, wraz z Harpagonami rozpoczynałem okres przygotowawczy do nadchodzącego sezonu. Miał to być rok wyjątkowy. Jako Mistrzowie Polski mieliśmy grać w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Naszym celem było oczywiście wywalczenie kolejnego tytułu najlepszej drużyny w kraju. Żeby jednak stało się to możliwe trzeba było drużynę wzmocnić. I muszę przyznać, że na Racławickiej zjawiły się znane nazwiska. Największą euforię wśród kibiców wywołał powrót Wojtka Kolarza, którego udało się wykupić z Lecha Poznań. Na skrzydłach brylować mieli Sdrjan Simovic kupiony z Górnika Zabrze oraz Tomasz Cywka, któremu w Wigan kończył się kontrakt. Tak samo zresztą było z Maciejem Korzymem ze Swensea. Środek pomocy i napad nie został wzmocniony, bo i tak były to dość silne formacje. Do obrony sprowadziłem Guillermo - młodego Argentyńczyka z polskim paszportem, doczekaliśmy się również nowego pierwszego bramkarza. Przejść zgodził się do nas Jasmin Buric, któremu kończył się kontrakt w Valencii. Ponieważ był tam wiecznym rezerwowym nie wahał się długo. Z Dinama Bukareszt kupiliśmy z kolei 18-letniego napastnika - Claudiu Panait. Miał on ogrywać się w zespołach juniorskich Gwardii. Jak się okazało później - został on gwiazdą rundy wiosennej. Oczywiście było ich więcej, ale nie były to już tak poważne wzmocnienia. Sprzedanych zawodników nawet nie byłem w stanie policzyć. Wymienię więc tylko ważniejsze nazwiska: Gladson do Sturmu Graz, Majo do Aberdeen, Damian Szuprytowski i Jovan Vucinic do Wisły Kraków, Dennis Ramadzuli do Sevilli, Filip Kurto do Uralu, Konstantin Lunev do Tromsø.

Ponieważ czekało nas więcej spotkań do rozegrania w sezonie niż zazwyczaj, więc trochę mniej pograliśmy w sparingach. Nigdy nie przywiązywałem wagi do ich wyników, ale wyglądało to nieźle: 1:1 Świt Nowy Dwór Mazowiecki, 2:0 Gwarek Zabrze, 3:0 Unia Susz, 3:1 Mogi Mirim, 2:0 Falkirk, 4:0 Legion Warszawa, 1:0 GKS Katowice oraz 6:2 Piast Gliwice. Sezon 2016/17 można było zacząć.

A początek do najłatwiejszych nie należał. Kalendarz mieliśmy bardzo ciężki. 23 lipca mecz o Superpuchar z Wisłą Kraków. A potem liga: u siebie z Legią oraz Lechem i wyjazd z... Wisłą Kraków. Ogólnie co to za poroniony pomysł, żeby w pierwszej kolejce mistrz grał z wicemistrzem? Jak widać w PZPN-ie nadal nie każdy potrafi używać mózgu. Gwardia po raz pierwszy w historii stanęła przed szansą zdobycia Superpucharu... i szansę wykorzystaliśmy. Mecz był bardzo ciężki i wygraliśmy go z ledwością 1:0. Do meczu z Legią przystępowaliśmy pewni obaw. Było to spotkanie ważne przede wszystkim z psychologicznego punktu widzenia. Wygraliśmy 2:1. Lech również nam nie sprostał - rozgromiliśmy ich 4:0. Wyjazd do Krakowa na potyczkę z Białą Gwiazdą skończył się remisem 1:1. Początek sezonu można więc było uznać za udany. Dalsze mecze ligowe na przełomie sierpnia i września pozwoliły nam dość szybko odskoczyć od reszty stawki. Po kolei w pokonanym polu zostawiliśmy Ruch Chorzów (3:1), Śląsk Wrocław (6:2), Lechię Gdańsk (1:0) oraz GKS Katowice (2:1). I nadszedł 14 września 2016 roku... nasz debiut w Lidze Mistrzów.

Losowanie nie było dla nas łaskawe, trafiliśmy do grupy G razem z Barceloną, VfB Stuttgart oraz PSV. Nie znałem wtedy nikogo kto by nie obstawiał dla nas czwartego miejsca. Na początku trafił się nam wyjazd do Niemiec. Rok wcześniej w eliminacjach do Ligi Europejskiej dwukrotnie dostaliśmy lekcję pokory od Manchesteru United. Było jasne, że nie możemy znów grać tak otwartego futbolu. Dlatego na mecze w europejskich pucharach ustawialiśmy się totalnie defensywnie. Z perspektywy widza wyglądało to zapewne na „obronę Częstochowy" (przez cały mecz oddaliśmy trzy celne strzały), ale wynik 2:2 był ważniejszy. Dwa razy VfB wychodziło w tym meczu na prowadzenie i dwukrotnie nasze kontry boleśnie ich ubodły. Pierwszy historyczny punkt Gwardii w Lidze Mistrzów.

Powrót na polskie boiska był równie udany. Szczerze mówiąc kolejne mecze nie wywoływały już takich emocji. Czyżbym zaczął się wypalać? W lidze wygraliśmy u siebie z Zagłębiem Lubin 2:1, w 8 rundzie Pucharu Polski przy Racławickiej pokonujemy 4:1 Lechię Gdańsk, by za chwilę w lidze na wyjeździe odprawić z kwitkiem Widzew Łódź (3:0). Sezon ledwo co się zaczął, a niektóre media już zaczęły pisać, że mamy mistrza.

27 września 2016 to kolejna historyczna data dla Gwardii. Pierwszy mecz Harpagonów w Lidze Mistrzów rozegrany na własnym stadionie. Tutaj emocji nie brakowało. Oczywiście komplet widzów na trybunach, chętnych było siedem razy więcej niż mogło wejść. Podobnie jak w meczu z niemiecką drużyną, tak i z PSV byliśmy skazywani na porażkę. Do przerwy przegrywaliśmy 0:1, ale nasza gra mogła się podobać. Brakowało jednak skuteczności. Pojawiła się ona jednak w drugiej połowie. Pałys oraz Simovic z karnego strzelili dwie upragnione bramki, które dały nam pierwsze zwycięstwo w Champions League. Była to jedna z większych niespodzianek tej edycji. Awans do 1/8 zaczął wydawać się realny, a już na pewno trzecie miejsce, które gwarantowało 1/16 Ligi Europejskiej.

18 października przy Racławickiej miała pojawić się wielka Barcelona. Oczekiwanie na ten mecz strasznie się dłużyło. Nie baliśmy się tej potyczki, nie mieliśmy przecież nic do stracenia. Zagrać z takim klubem u siebie a potem na Camp Nou... takie dni pamięta się potem do końca życia. Zanim to jednak nastąpiło trzeba było znów pograć w lidze. Trzy mecze i trzy zwycięstwa. Czułem się coraz bardziej wyzuty z emocji. Zacząłem rozumieć, że dalsza gra na polskich boiskach z każdym sezonem będzie sprawiać mi coraz mniej radości. No bo co, powiedzmy sobie szczerze, co może być radosnego w corocznym zdobywaniu kolejnych trofeów ligowych, gdy nikt nie jest w stanie się temu przeciwstawić? Tak jak Cracovia (4:1 u siebie), Polonia Warszawa (1:0 na wyjeździe) oraz Piast Gliwice (3:2 u siebie). Właśnie już tylko potyczki europejskie wprawiały mnie w dobry nastrój, było ich jednak mało w porównaniu z całą resztą. Mecz z Barceloną u siebie znów zmusił nas do zastosowania maksymalnie defensywnej taktyki. Było dobrze, naprawdę dobrze. Zabrakło jedynie szczęścia i przegraliśmy 0:1. Ale mogliśmy być z siebie dumni. Gwardia i jej gra była na ustach całej Europy.

Mecz w Zabrzu 22 października to jeden z tych momentów, o których się nie chce myśleć. Bo niestety nadal nie potrafię znaleźć sposobu na takie pojedynki. Odkąd objąłem zespół nigdy nie graliśmy dobrze, gdy aura przypominała mecz Polska - RFN z MŚ 1974 roku. Tak było i tym razem, a porażka 0:3 dobrze podsumowuje brak umiejętności grania podczas ulewy. Inna sprawa czy ten mecz w ogóle powinien się odbyć. Było to jednak tylko wypadek przy pracy co potwierdziły kolejne wygrane u siebie potyczki - 2:0 z Odrą w Pucharze Polski oraz 2:0 ze Zniczem Pruszków w Ekstraklasie. Biorąc pod uwagę, że właśnie Znicz został naszym rywalem w ćwierćfinale PP otworzyła się przed nami wielka szansa na triumf w tych rozgrywkach (nie było już w nich Wisły czy Cracovii, które non-stop stawały w poprzednich latach na naszej drodze).

Mecz na Camp Nou, który rozegraliśmy 2 listopada kompletnie nam nie wyszedł. A może inaczej - to Barcelonie wychodziło wszystko. Wynik 1:5 szybko jednak puściliśmy w niepamięć. W przeciwieństwie do samej atmosfery meczu. Tego się po prostu nie da opisać. Właśnie na takim poziomie chciałbym grać na co dzień. Przede mną jednak długa droga by tak się stało. Ale to właśnie wtedy postanowiłem, że muszę zrobić kolejny krok w swojej trenerskiej karierze. Postanowione - to ostatni mój sezon przy Racławickiej. Póki co nikomu jednak nie oznajmiłem swojej decyzji. Jak się miało okazać porażka z Barceloną było ostatnią w roku kalendarzowym 2016.

Zaczęła się wspaniała seria. Liga - 2:0 na wyjeździe z Odrą, 1:0 na wyjeździe z Lechem, 2:0 u siebie z Wisłą. Liga Mistrzów - zwycięstwo u siebie 2:1 z VfB. Ekstraklasa - 2:0 na wyjeździe z Legią i 4:1 u siebie z Ruchem. 7 grudnia - mecz na wyjeździe z PSV. Remis daje nam awans z grupy do 1/8 finału Ligi Mistrzów. 11 minuta, przegrywamy 0:1. 16 minuta - 1:1. 49 minuta - wychodzimy na prowadzenie. 59 minuta - 2:2. 63 minuta - znów prowadzimy. 72 minuta - 3:3. 79 minuta - PSV gra w dziesiątkę. 90 minuta - koniec meczu. Gwardia Warszawa z drugiego miejsca awansuje do dalszych gier!!! Chyba nie muszę mówić jak wielka była radość kibiców i Zarządu. Losowanie nie było dla nas sprzyjające, jednak skoro doszliśmy już tak daleko nie pozostało nam nic więcej jak podjąć walkę. Na wiosnę czekały nas potyczki z Atletico Madryt. 10 grudnia zakończyliśmy rundę jesienną wygrywając u siebie ze Śląskiem 2:0.

Przerwa zimowa przyniosła „lekkie" zmiany w składzie, m.in. odszedł do Lecha dopiero co kupiony Cywka, który okazał się kompletnym niewypałem. Z Gwardią pożegnali się również Jakub Szumski (Al-Wahda), Djordje Djuric (Spartak Moskwa), Jianyi Zhu (Higashiosaka Rosa), Radosław Kozieł (Bari), Tomislav Havojic (Blackburn). Zasilili z kolei nasze szeregi: Selahattin Erçetin z Gençlerbirligi, Carmine La Rocca z Vicenzy, Wojciech Szczęsny z Almerii, Tadeusz Kołacki z Al-Wahda, Billy Saunders z Falkirk oraz Marc Van der Velde z Arsenalu. Ten ostatni jednak zaczął grać dopiero w kwietniu z powodu szybko odniesionej kontuzji. Nie zapominajmy też o wspomnianym na samym początku Rumunie Claudiu Panait, który postawą w zimowych sparingach wywalczył sobie miejsce w seniorskim składzie.

No właśnie, tak prezentowały się nasze sparingi w styczniu i lutym 2017 roku: 2:0 Śląsk Wrocław, 0:4 Rubin, 3:2 Bochum, 3:1 Eintracht Braunshweig, 1:1 Wisła Kraków, 3:0 Tromsø, 4:1 Ural, 1:2 Aberdeen, 3:2 Sturm Graz, 1:3 Sevilla, 3:3 Maccabi Hajfa, 4:1 SC Heerenveen. Postanowiłem m.in. wykorzystać wszystkie zakontraktowane wcześniej w klauzulach sprzedaży zawodników możliwości zorganizowania sparingów.

Runda wiosenna rozpoczęła się od pierwszego meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów. Przy Racławickiej padł szczęśliwy wynik 1:1. Wystarczy powiedzieć, że Atletico oddało na naszą bramkę 27 strzałów. Zdawaliśmy sobie sprawę, że powoli dobiega końca nasza przygoda w europejskich pucharach. Do rewanżu zdążyliśmy jeszcze rozegrać trzy spotkania ligowe. Wygraliśmy na wyjeździe 3:2 z Lechią Gdańsk, rozgromiliśmy u siebie 5:0 GKS Katowice oraz zwyciężyliśmy na terenie rywala 2:0 z Zagłębiem Lubin. Następny ligowy mecz, a miała to być dopiero 24 kolejka mógł nam dać mistrzostwo kraju, tak wielką przewagę mieliśmy. Wystarczyło zwyciężyć w meczu u siebie z Widzewem i oczekiwać remisu lub porażki Legii.

Wcześniej jednak, niestety zgodnie z oczekiwaniami odpadliśmy z dalszej rywalizacji w Champions League. Co prawda już po trzech minutach prowadziliśmy na Nuevo Vicente Calderón, ale tylko rozwcieczyliśmy naszych rywali tą bramką. Jeszcze do przerwy przegrywaliśmy 1:2, by ostatecznie ulec 1:3. Pozostawiliśmy jednak po sobie dobre wrażenie. Dzięki obecnemu sezonowi Gwardia na jesieni znów zagra w Lidze Mistrzów. Niestety na kolejny tytuł musieliśmy poczekać, bowiem przy Racławickiej po bardzo słabym meczu zaledwie zremisowaliśmy 0:0 z Widzewem. Oczekiwanie zbyt długo jednak nie trwało. Szkoda tylko, że stało się to w Gliwicach, a nie w Warszawie. W 25 kolejce, 25 marca wygraliśmy z Piastem 3:0 i po raz drugi z rzędu Gwardia została najlepszą drużyną w kraju! Mistrzostwo dało mi wiele satysfakcji, ale z pewnością nie była ona tak duża jak za pierwszym razem. Moja obecność w drużynie Harpagonów dobiegała końca. Właśnie po tym meczu powiadomiłem o swojej decyzji Prezesa Gawora. Oczywiście nie chciał przyjąć tego do wiadomości. Rozmawialiśmy chyba z cztery godziny. Nie dałem się namówić na zmianę tej decyzji. Zawodnicy póki co o niczym nie wiedzieli i tak miało pozostać, bowiem przed nami był jeszcze jeden cel, którego wcześniej nie udało się zrealizować - Puchar Polski.

 W związku z zaległościami w terminarzu w bardzo krótkim czasie (29 marca i 1 kwietnia) musieliśmy rozegrać dwa mecze ćwierćfinałowe ze Zniczem. Pierwszy pojedynek to gładkie 2:0. Do Pruszkowa jechaliśmy dopełnić formalności. I rozegraliśmy swój najgorszy mecz w całym sezonie (nie licząc porażki 0:3 z Górnikiem). Nic nam nie szło, graliśmy tragicznie. W 21 minucie Znicz wyszedł na prowadzenie 1:0. Już 6 minut później Norbert Jędrzejczyk z pruszkowskiej ekipy zarobił czerwoną kartkę, ale nawet gra przeciw „10" rywali przez tak długi czas w niczym nam nie pomogła. Znicz wyczuł swoją szansę spychając nas do defensywy. W 69 minucie dopięli swego i straty z pierwszego meczu zostały przez nich odrobione. A napór narastał. Bramka wisiała w powietrzu. I padła w 87 minucie... ale to my ją zdobyliśmy, typowa bramka z niczego. Awans był pewny... do 90 minuty, gdy to podłamani już gracze z Pruszkowa zdobyli gola w całkiem niegroźnej sytuacji. 1:3... i sędzia dolicza 6 minut. Po prostu wybijaliśmy piłki. Ciężko było uwierzyć, że Gwardia to obecni mistrzowie Polski. Na szczęście przetrwaliśmy, półfinał Pucharu Polski stał się faktem. Losowanie było dla nas szczęśliwe. Trafiliśmy na GKS Katowice, podczas gdy drugą parę tworzyły dwie stołeczne drużyny - Legia i Polonia. Od razu 5 kwietnia rozegraliśmy na wyjeździe pierwszy mecz 1/2 finału. Nie popełniliśmy tym razem błędów z Pruszkowa i pewnie wygraliśmy 2:0. Finał był na wyciągnięcie ręki.

Ponieważ w lidze nie graliśmy już o nic w kolejnych meczach wystawiałem rezerwowy skład. Grać mogli w końcu ci, którzy do tej pory nie mieli na to zbyt wiele okazji. Ale nawet takie ułatwienie dla naszych rywali nie pomogło im w odniesieniu zwycięstw. Z własnego boiska pokonana schodziła Cracovia, z którą wygraliśmy 3:2, na Racławickiej z kolei wygraliśmy 1:0 derbowy pojedynek z Polonią. Rewanż w PP był tylko formalnością. Już do przerwy prowadziliśmy z GKS Katowice 2:0, więc drugą połowę całkowicie odpuściliśmy. Skończyło się na 2:2 i po raz pierwszy od 1974 roku Harpagony miały wystąpić w finale. Wtedy skończyło się porażką z Ruchem Chorzów. W 1954 roku Gwardia to trofeum zdobyła pokonując Wisłę Kraków. Tym razem naszym przeciwnikiem została Legia Warszawa.

Mecz finałowy, który rozegraliśmy na Stadionie Narodowym poprzedził pojedynek ligowy przy Racławickiej z Górnikiem Zabrze. Mecz był nudny, sytuacji bramkowych było jak na lekarstwo i skończyło się na 0:0. 3 maja, w Święto Konstytucji, przystąpiliśmy do rywalizacji o trofeum, którego w mojej kolekcji brakowało. Miałem już Mistrzostwo, miałem Superpuchar. Pora było zdobyć Puchar Polski. Legia zaatakowała od pierwszej minuty. Praktycznie nie schodzili z naszej połowy. Nie byliśmy przygotowania na taki frontalny atak i kompletnie nie potrafiliśmy sobie z tym poradzić. Grający w bramce Wojtek Szczęsny miał jednak „dzień konia". Nie byłem w stanie zliczyć sytuacji, po których piłkarze Legii łapali się za głowy. Do przerwy było 0:0, choć mogliśmy już przegrywać co najmniej 0:3. Niestety po przerwie obraz gry nie uległ zmianie. Ataki Legii i kolejne parady Szczęsnego. I wtedy nastąpiła 58 minuta meczu. Daleki wykop Wojtka w pole, błąd obrońców Legii i nagle sam na sam z Janem Muchą staje Lucas... cały stadion zamiera... Gwardia - Legia 1:0! To była tak naprawdę nasza jedyna stuprocentowa sytuacja w całym meczu. Wojskowi rzucili wszystkie siły do ataku. Nie byliśmy w stanie się im przeciwstawić, ograniczaliśmy się tylko do przeszkadzania. Ale robiliśmy to na tyle skutecznie, że więcej bramek w tym meczu nie obejrzeliśmy. Gwardia Warszawa w podwójnej koronie!!! O Superpuchar będzie musiał już powalczyć mój następca. Po tym meczu podano oficjalnie do wiadomości, że będzie to mój ostatni sezon na stanowisku managera Harpagonów. Kibice nie mogli się z tym pogodzić. Żądali wręcz ode mnie pozostania. Wtedy jednak miałem już w ręku podpisaną umowę z moim nowym klubem. Nie było już odwrotu.

Udało się nam jeszcze wygrać ligowy wyjazdowy pojedynek ze Zniczem 3:1, a na koniec rozgrywek Ekstraklasy zremisowaliśmy u siebie z Odrą 1:1. Po tym meczu rozpoczęło się wielkie świętowanie udanego sezonu... i pożegnanie mojej osoby. Były łzy wzruszenia, były sympatyczne przyśpiewki kibiców („Jeszcze tu wrócisz, zobaczysz - jeszcze tu wrócisz"), było przypomnienie na telebimach najwspanialszych chwil Gwardii z mojej kadencji. A było co przypominać:

2009/2010 - Liga Okręgowa - 1. miejsce i awans oraz zdobycie Pucharu Okręgowego,

2010/2011 - IV Liga - 2. miejsce i awans oraz zdobycie Pucharu Gloria Victis,

2011/2012 - III Liga - 1. miejsce i awans

2012/2013 - II Liga - 1. miejsce i awans

2013/2014 - I Liga - 1. miejsce i awans

2014/2015 - Ekstraklasa - 3. miejsce i awans do Ligi Europejskiej

2015/2016 - Mistrzostwo i Superpuchar Polski oraz debiut w europejskich pucharach

2016/2017 - Mistrzostwo i Puchar Polski oraz dojścia do 1/8 finału Ligi Mistrzów.

Łącznie przepracowałem przy Racławickiej 2924 dni, kupiłem 217 piłkarzy i sprzedałem 213. Jako manager Harpagonów zarobiłem 1,9mln złotych. Zdobyłem 17 nagród, Gwardia pod moją wodzą rozegrała 316 spotkań z czego 236 kończyło się naszym zwycięstwem, 43 razy remisowaliśmy, 37 razy schodziliśmy z boiska pokonani. Udało się nam zdobyć 861 bramek przy zaledwie 280 straconych. Zostałem wpisany do „Hall of Fame" Gwardii Warszawa. Prezes Gawor dał mi jasno do zrozumienia, że w każdej chwili mogę wrócić. Jednocześnie przekazał radosne dla kibiców wieści - Zarząd postanowił rozbudować obiekty młodzieżowe, jak również sam stadion. Za około pół roku jego pojemność wzrośnie z 9000 do 13500. Ogłoszone zostało również nazwisko nowego managera Gwardii. Został nim... Marek Iwanicki, mój dotychczasowy asystent.  To był wybór najlepszy z możliwych. Sezon 2016/2017 dobiegł końca, a wraz z nim mój pobyt w Warszawie.

 

Tabela Ekstraklasy --- Tabela I Ligi --- Statystyki piłkarzy Gwardii

 

Sezon 2016/2017 był jednak dla mnie szczególny z jeszcze jednego powodu. 3 czerwca 2016 roku zrezygnowałem z funkcji selekcjonera reprezentacji Mali U-21. Nie widziałem dalszego sensu pracy w tak odległym regionie. Jednak przerwa w mojej reprezentacyjnej karierze managerskiej okazała się niespodziewanie krótka. Już 26 czerwca objąłem seniorską reprezentację Albanii. Oczywiście nie może tu być mowy o walce o najwyższe cele, ale była to fantastyczna odskocznia od klubu. Decyzja tamtejszego ZPN-u nie spotkała się z pozytywnym przyjęciem. Zarzucano mi przede wszystkim zbyt małe doświadczenie i nieznajomość języka. Nie zaskarbiłem sobie również sympatii kibiców po dwóch meczach towarzyskich, które wypadły wręcz fatalnie. Co prawda gra nie była zła, ale wyniki w opinii mediów i wspomnianych fanów były kompromitujące - zremisowaliśmy 0:0 z San Marino oraz 1:1 z Tuvalu. Nie nastrajało to optymistycznie przed meczami eliminacyjnymi do Mistrzostw Świata. Oczywiście nikt nie oczekiwał awansu, ale od razu skazano mnie na zajęcie ostatniego miejsca. Grupę 8 eliminacji tworzyliśmy razem z Turcją, Szkocją, Bułgarią i Cyprem. W pierwszych meczach rozegranych 7 września Cypr zremisował u siebie z Bułgarią 1:1, a Turcja pokonała Szkocję 2:0. 8 października w swoim pierwszym meczu o punkty Albania grała u siebie z Cyprem. Mecz ten przeszedł do historii albańskiej piłki, a jego retransmisje i obszerne skróty pokazywały telewizje na całym świecie. Albania pokazała styl gry Harpagonów - ofensywny i radosny futbol, tworząc piękne widowisko na stadionie Qemal Stafa w Tiranie. Już w 23 sekundzie meczu objęliśmy prowadzenie by po 17 minutach przegrywać 1:2. Potem swój koncert rozpoczął Ervis Alikaj, napastnik grający na co dzień w Arminii Bielefeld, dla którego był to zaledwie trzeci mecz w barwach Albanii. W 18, 27 oraz 41 minucie pokazał przebłyski geniuszu i jeszcze do przerwy wygrywaliśmy 4:2. W 61 minucie Cypr zmniejszył rozmiary porażki by w 72 minucie nie kto inny, jak Alikaj ustalił wynik meczu. Albania - Cypr 5:3. To była moja pierwsza i niestety póki co ostatnia wygrana w roli selekcjonera tej reprezentacji, chociaż nasza gra naprawdę może się podobać. 12 października na wyjeździe przegraliśmy z Turcją 1:2, a 22 marca 2017 roku u siebie zostaliśmy pokonani przez Szkocję 1:3, gdzie m.in. trafiliśmy w słupek i nieuznana została prawidłowo zdobyta bramka. Obecnie w Grupie 8 eliminacji prowadzi Turcja (4 mecze - 10 punktów), druga jest Szkocja (3 mecze - 6 punktów), Albania jest na trzecim miejscu (3 mecze - 3 punkty). Na czwartym miejscu jest Bułgaria (3 mecze - 2 punkty), a tabelę zamyka Cypr (3 mecze - 1 punkt). Do MŚ awansują bezpośrednio zwycięzcy grup, a osiem z dziewięciu najlepszych zespołów z drugich miejsc zagra w barażach.

 

31 maja 2017 roku... mój ostatni dzień pracy w Gwardii Warszawa. Ten dzień kiedyś musiał nadejść. Tak naprawdę jednak byłem już wtedy w drodze do mojego nowego klubu, mojego nowego miasta, które na nieznany mi jeszcze okres miało stać się moim domem. 1 czerwca około godziny 7 rano zjawiłem się na Pittodrie Stadium by spotkać się białoruskim Prezesem klubu - Valentinem Belkevichem. Punktualnie o godzinie 12 na konferencji prasowej miałem zostać przedstawiony jako nowy manager klubu szkockiej Premier League -  Aberdeen FC...

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ

Reklama

Reklama

Szukaj nas w sieci

Zobacz także

FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.