Prolog

Bazylika św. Marka w Wenecji

Do Bazyliki wszedł wysoki postawny mężczyzna. Przed ołtarzem stał starzec. Zanim usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, kończył zamiatać. Teraz spojrzał w kierunku gościa. Obdarował go miłym uśmiechem i wrócił do pracy. Tamten kroczył przez środek. Stanął w połowie drogi do ołtarza i uklęknął. Zaczął się głośno modlić. W jego oczach pojawiły się łzy. Od razu zwrócił na siebie uwagę. Człowiek, który jeszcze przed chwilą sprzątał, stał zdziwiony. Bardzo był zaskoczony tą sytuacją. Spytał niepewnie, czy wszystko w porządku. Nic nie usłyszał w odpowiedzi, dalej od ścian odbijały się słowa modlitwy. Po chwili modlący się, upadł przed siebie. Od razu z pomocą przyszedł mu starzec. Najpierw zaczął krzyczeć. Po pewnym czasie, gdy nic nie usłyszał wybiegł na zewnątrz, aby szukać pomocy. Do budynku wrócił z mężczyzną, podającego się za lekarza. Od razu przeszedł do pierwszej pomocy. Jednak to nie przyniosło żadnych efektów. Po parunastu minutach stwierdził zgon...

Ciało zmarłego zostało przetransportowane do Włoch, a dokładniej do miejscowości Spinea. Tam po długim czasie, go dopiero przeszukano. Szukano dokumentów, jakichś informacji o rodzinie. Cokolwiek, aby powiadomić bliskich o śmierci. Znaleziono tylko kartkę z imieniem, nazwiskiem i numerem telefonu. John Leigh- to widniało na arkuszu...