Fortuna I Liga
Ten manifest użytkownika Black przeczytało już 5389 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Szał i szewską pasję przy formatowaniu tego manifestu sponsoruje Opera.
*****
Po tygodniu przerwy wzięliśmy się znowu do roboty. Oprócz ciężkich treningów i ogólnych przygotowań do rundy jesiennej, zaczęliśmy serię sparingów.
Pierwsze z nich to były dwa mecze w ramach 'Pucharu Spadających Liści'. Tak, przyznaję. Pomysłu na nazwę nie miałem, ta wydała mi się śmieszna i tak też chyba myśleli kibice. Ten turniej był na rozruszanie, bo prócz nas walczyli w nim drugoligowcy. Pelikan Łowicz, KSZO Ostrowiec, Pogoń Szczecin to porządne, lecz nadal drugoligowe firmy. Ot takie mecze na rozruszanie nóg. Te zespoły nie sprawiły nam większych problemów. W kolejnym starciu z moim rodzinnym Pelikanem wygraliśmy jeszcze wyżej niż ostatnio. Mecz zakończył się wynikiem 5:1, a strzelali Jamroz, Ulatowski, Andradina, Gawecki i Wilk.
W drugim półfinale Pogoń pokonała KSZO i niestety nie będzie starcia z rywalami w finale, na co liczyłem. Niemniej jednak, także zespół ze Szczecina nie sprawił nam problemówi i wygraliśmy pewnie aż 5:0 po meczu życia Shatova i Andradiny, który zaliczyli po dwa gole. Ostatniego dołożył junior Rabenda.
W kolejnym turnieju, nazwanym już Pucharem Przyjaźni z Łodzią zagraliśmy z dwoma niezbyt wymagającymi rywalami i jednym równorzędnym. Mowa o Sokole Aleksandrów Łódzki, SMSie Łódź i samym Widzewie Łódź. W starciu z Sokołem nie było wątpliwości kto jest górą. Wygraliśmy pięcioma bramkami (Shatov, Gawecki x2, Jamroz i Rączka sam.), a rywale w miniderbach pokonali SMS 0:1.
W finale spotkaliśmy się z Widzewem i to było bardzo emocjonujące starcie. Wystarczy spojrzeć na wynik. 4:4!
Takiego wyrównanego meczu dawno nie było. Nie można było wskazać jednoznacznie kto jest górą, choć muszę przyznać, że miejscami przeważał Widzew. Ale nie poddaliśmy się bez walki i wkrótce objęliśmy prowadzenie 2:0 po golach Kala i Andradiny. I taki był wynik po pierwszej połowie. W drugiej zaczęła się wielka gonitwa. Najpierw Giesa w 61min zdobył honorowe trafienie dla Łodzian, ale nasza odpowiedź była szybka. Sześć minut później Zganiacz trafił do bramki. Ale kontra była jeszcze szybsza, bo trwała zaledwie minutę. Panka i 3:2. Ten sam zawodnik trafił do bramki w kolejnej błyskawicznej kontrze w 76min, gdy dwie minuty wcześniej trafił Rabenda. Wynik meczu na 4:4 ustalił Budka już w doliczonym czasie gry. Do wyłonienia zwycięzcy potrzebne były rzuty karne. W serii jedenastek strzelaliśmy bezbłędnie, lecz rywale nie. Pomylił się Matusiak i wygraliśmy 5:4!
Następny turniej to już była poważna sprawa. Był on rozgrywany w formie ligi, więc czekały nas trzy mecze. I to z rywalami z najwyższej polskiej półki - Cracovią Kraków, Górnikiem Zabrze i Jagiellonią Białystok. O ile dwa ostatnie zespoły były kandydatami do spadku z Ekstraklasy, to Cracovia zajmowała rewelacyjne, trzecie miejsce. Dlatego czekające nas mecze były trudne, ale jednak te zespoły były w naszym zasięgu. Potrzebowaliśmy tylko dobrej gry i nieco szczęścia. I właśnie to pokazaliśmy. Owa dobra gra i sprzyjający nam los zadecydowały o naszym zwycięstwie nad najgroźniejszym z rywali - Cracovią. Co tu dużo mówić, przeważaliśmy przez większość meczu, ale Krakowianie nie oddawali tanio skóry. Musieliśmy nieźle się napracować, ale jednak to my wygraliśmy. Strzelali Shatov z Malarczykiek i mecz zakończył się naszą wygraną 2:0.
Górnik okazał się dużo bardziej wymagającym rywalem, mimo że jest na prostej drodze do spadku z ligi. Jednak to on pokazał się z dużo lepszej strony niż Cracovia, ba to on wyszedł na prowadzenie, jednak szybko wyrównaliśmy, a potem strzeliśmy zwycięskiego gola. Zrobili to Jamroz i Zganiacz i to nim zawdzięczamy zwycięstwo w tym bardzo wyrównanym meczu.
Ostatni mecz z outsiderem Ekstraklasy - popularną Jagą miał być tylko formalnością. Lecz o dziwo to oni stawili nam największy opór i dopiero w samej końcówce meczu bramki Michałka i Ulatowskiego dały nam wygraną. Wcześniej strzelił Jamroz, a dla rywali Niedziela i Dzienis. Jagielonia pokazała pazury i udowodniła, że zbyt wczesne skazywanie jej na spadek jest błędem.
Trzy zwycięstwa, choć wszystkie wywalczone z trudem, dały nam zwycięstwo w tym turnieju z prestiżowymi rywalami. Kibice byli wniebowzięci, a to był dopiero początek atrakcji przewidzianych dla nich.
W ostatnim meczu w A.D. 2008 graliśmy na własnym stadionie z Wisłą Płock. W rundzie jesiennej pokonaliśmy nafciarzy rekordowym 6:0 i teraz spodziewaliśmy się podobnego rezultatu. Pomimo trudnym warunków (deszcz ze śniegiem i temperatura rzędu -3*C) wygraliśmy pewnie 4:1 po golach Shatova, Gaweckiego, Nawotczyńskiego i Rabendy. Poważnym problemem dla nas było wyłączenie Kubana z gry na prawie miesiąc. Mieliśmy paru wartościowych zmienników na pozycji bocznego obrońcy, ale nie ukrywam, że z młodym Czechem wiązałem nadzieje na przyszłość, więc żałuje, że musiał pauzować aż tyle czasu.Tym meczem pożegnaliśmy na stadionie przy ul.Ściegielnego rok 2008. Aż do końca roku piłkarze mieli czas wolny na spędzenie świąt i Sylwestra z rodziną. Tak i ja spędziłem je w Łowiczu, a rok 2009 powitałem w gronie znajomych. Lecz zaraz trzeba było wracać do pracy, gdyż 3 stycznia rozpoczynaliśmy kolejny cykl sparingów. I to od razu od mocnych rywali. W ramach II Pucharu Prezydenta Kielc zagraliśmy miniligę wraz z Wisłą Kraków, Legią Warszawa i Lechią Gdańsk! Niestety nie udało się powtórzyć składu z lata, gdyż Lech Poznań nie dał się namówić na sparingi. Mieli widać inne plany. Ale wiem, że Lechia godnie ich zastąpi.
Nie mogę powiedzieć, że jestem zadowolony z pierwszego meczu, z Wisłą Kraków. Zagraliśmy dosyć dobrze, ale jednak nie dość dobrze. Choć momentalnie odpowiadaliśmy na gole Wisły, oni strzelili o jednego więcej i wygrali 2:3. Mecz był wyrównany, ale Wiślacy pokazali klasę. Piłkarze zagrali na ich poziomie, a o wyniku zadecydował prawdopodobnie błąd Bidnyia, który nie upilnował Brożka, a ten strzelił bramkę w sytuacji sam na sam z bramkarzem. Dla nas strzelał dwa razy Malarczyk (oba gole po rożnym), a dla rywali jeszcze Jirsak i Cantoro.
W kolejnym meczu zagraliśmy już lepiej. Z Legią miejscami to my przeważaliśmy, ale jednak przez większość meczu graliśmy jak równi z równymi. Prowadzenie dał nam już w 5min Gawecki, a kibice musieli czekać aż 69 minut na kolejnego gola. Wyrównał z karnego Iwański, ale nasza kontra była momentalna. Minutę później strzelił Andradina, ale niestety wynik meczu na 2:2 ustalił Rocki. Rzuty karne! Te lepiej egzekwował nasz zespół. Nie pomyliliśmy się ani razu, za to Legionista z Argentyny Diego Lagos owszem. Wygraliśmy z Legią w karnych 6:5!
Do meczu z Lechią podchodziliśmy ze świadomością, że wynik turnieju nie zależy od nas. O ile wygramy z Gdańszczanami, a Legia pokona Wisłę, mamy szanse. Wtedy zdecyduje stosunek bramek nasz i drużyny z Krakowa. Więc nie wystarczy wygrać i liczyć na Legię, trzeba wygrać wysoko. I stał się cud! Lechia była cieniem siebie, widać było, że są wyczerpani trzecim meczem pod rząd. W naszym zespole każdy grywał tylko po 45min, więc mieliśmy dużo więcej sił i to wykorzystaliśmy. Po kapitalnym meczu rozgromiliśmy przeciwników aż 8:0! Połowa z tych goli padła po rzutach rożnych (2x Nawotczyński, 2x Malarczyk), pokazując, jak świetnie dopracowaliśmy ten element. Kolejne bramki dorzucili Zganiacz i Shatov aż trzy! Rywalizacja na pozycji rozgrywającego robiła się naprawdę emocjonująca.
Zagraliśmy rewelacyjny mecz i ta wygrana wlała w nas tony nadziei. I stał się drugi cud! Legia wygrała z Wisłą 4:2 i to my zwyciężyliśmy w turnieju! Przyznaje, że gdyby nie reguła, że mecz musi być rozstrzygnięty, choćby w karnych, zajęlibyśmy trzecie miejsce. Ale dzięki tej zasadzie wygraliśmy cały turniej! Byłem dumny z chłopaków, a nasze morale przed tournee osięgnęło niebiosa. Byliśmy w formie i trzeba było tylko ją utrzymać.
Po tym turnieju przyszedł czas na tournee po Rosji. Mimo naszych obaw, nie było tam przeraźliwie zimno, temperatura oscylowała w okolicach zera. Jednak to wystarczyło, aby boisko było usłane śniegiem i w większości meczy musieliśmy grać w takich trudnych warunkach. Naszymi rywalami były zespoły zdecydowanie niższej klasy. Aż połowa z nich była półzawodowa i wszystkie grały gdzieś w czwartych czy tam piątych ligach rosyjskich. Nie byli to zbyt wymagający rywale, raczej tacy na rozgrzewkę. We wszystkich meczach mieliśmy miażdżącą przewagę - nie pozwalaliśmy rywalom na jakikolwiek atak, a sami strzelaliśmy praktycznie nonstop. W efekcie nasze mecze zakończyły się wynikami 0:14 z Wołga Niżny Wołogród, 0:10 z naszym klubem filianym Gazownikiem Orenburg, 0:18 zAmurem Błagowieszczeńsk i w końcu 0:15 z Sibiriakiem Brack.
To tournee było w praktyce rozgrzewką przed dużo poważniejszym wyzwaniem - wycieczką na Ukrainę. Tam zagraliśmy nie z jakimiś ogórkami, tylko z pierwszoligowcami. Nie dawałem drużynie większych szans na zwycięstwa, bo jednak liga ukraińska stoi na wyższym poziomie niż polska, ale w duchu liczyłem na sprawienie niespodzianki.
Pierwszy z tych meczy zagraliśmy z Czornomoriec Odessa. To właście od nich wykupiliśmy Bidnyia i co tu dużo kryć, transfer okazał się strzałem w dziesiątkę. Bidnyiowi na pewno łezka się kręciła w oku, gdy wyszedł na boisko swojego poprzedniego pracodawny. Mecz z siódmym zespołym Premier Lihi był bardzo wyrównany i zakończył się wynikiem 0:0. Wynik ten w głównej mierze zawdzięczamy słabej dyspozycji naszych napastników, którzy nie potrafili wstrzelić się w bramkę Rudenki, który rozgrywał świetny mecz i w pełny zasłużył na miano zawodnika meczu. Choć byliśmy odrobinę lepszym zespołym, remis jest sprawiedliwy.
W kolejnym meczu spotkaliśmy się z Krywbasem Krzywy Róg - jednym z kandytatów do spadku z Premier Ligi, zajmującym 13. miejsce. W trudnych warunkach (silny wiatr i -4*C) osiągnęliśmy rezultat 1:1. Choć teoretycznie przeważaliśmy, rywale byli lepszym zespołem i powinniśmy być zadowoleni z wyniku. Zwłaszcza, że to oni strzelili obie bramki - jedną Balabanov, a później Pshaev zmienił przypadkiem tor lotu piłki i wpakował ją do własnej bramki. Łut szczęścia i mamy remis. Zaprezentowaliśmy się dosyć słabo, ale nie jesteśmy przyzwyczajeni do takich warunków. Ale musimy się poprawić.
Szansą na to był trzeci mecz, z Metalistem Charków. Wicelider tabeli nie powinien dać nam żadnych szans, ale o dziwo wygraliśmy z nim 1:3!
Tym razem wynik był odbiciem gry. Zagraliśmy dużo lepiej i pewnie wygraliśmy. Widać gramy wprost proporcjonalnie do klasy rywala. Starcie z drugą drużyną Ukrainy zmotywowało nas do walki. Do przerwy było 1:0 po golu Slyusara, ale tuż po przerwie wyrównał niezawodny Nawotczyński. Gole na wagę wygranej dali nam w samej końcówce Malarczyk (72min) i Michałek (87min). Rozstrzygneliśmy starcie z naszym rodakiem Sewerynem Gancarczykiem pod koniec meczu. Zasłużyliśmy na wygraną, choć może nie dwiema bramkami przewagi. Tym razem jestem w pełni zadowolony.
W ostatnim meczu na Ukrainie zmierzyliśmy się z drugoligową Stalą Ałczewsk. Nie daliśmy im większych szans, mimo że walczyli dzielnie. Zdołali pokonać oby naszych bramkarzy, ale my odpowiedzieliśmy im aż czterami bramkami. Dzieła dokonali Jędryka, Shatov, Andradina i Bednarek.
Po tych wyjazdach wróciliśmy wreszcie do Polski. Ale nie dane nam było odpocząć, gdyż po paru dniach uczestniczyliśmy w kolejnym turnieju. Skład odrobinę podobny do poprzedniego. Nadal to były zespoły z najwyższej półki i nadal grała z nami Wisła Kraków. Do niej dołączyły Górnik Zabrze i Lech Poznań.
Zaczęliśmy od najłatwiejszego rywala. Wynik 3:0 dobitnie pokazał, kto będzie grał w której lidze w przyszłym sezonie. Nasze miejsce było w Ekstraklasie, a Górnik był kandydatem do spadku z tejże. Lubię ich, więc mam nadzieję, że się uratują, bo czekam na starcia z nimi za rok. Ale nie będę płakał, jak spadną. Wygraliśmy z dystansu, wszystkie trzy gole padły ze strzałów z odległości conajmniej 20m. Strzelali środkowi - Wilk, Shatov i wprowadzony w drugiej połowie Nowak.
W drugim meczu starliśmy się z mistrzowską Wisłą Kraków. To starcie pokazało prawdziwe znaczenie słowa 'comeback'. Niestety, pokazali je rywale. W pierwszej połowie zdołaliśmy uzyskać wyraźną przewagę, głównie dzięki umiejętnościom Jamroza, który strzelił dwie bramki w tym jedną przepiękną z rzutu wolnego. Wisła zdołała odpowiedzieć tylko trafieniem Jirsaka tuż przed przerwą. Koszmar zaczął się po przerwie, gdy zmieniłem większość zespołu, w tym Łukasza. Wisła od razu odzyskała pewność siebie i inicjatywę. Najpierw strzelił Brożek, gdy obrona nie przypilnowała go należycie. Naszą porażkę przypieczętował Ćwielong, gdy po błyskawicznym rajdzie przez połowę boiska strzelił w sytuacji sam na sam z bramkarzem. Wisła bezlitośnie wykorzystała nasze najmniejsze błędy i pomimo początkowej przewagi, w końcu przegraliśmy 2:3.
Już druga przegrana z Wisłą w ostatnim czasie. Ale bądź co bądź, jest ona lepszym zespołem i nosi miano mistrza Polski. Ale walczymy z nią dzielnie i gdy powrócimy do Ekstraklasy, na pewno nie będzie miała z nami łatwo. Jesteśmy w stanie nawiązać z nią równorzędną walkę. Niestety, nasze własne błędy potrafią wszystko zaprzepaścić.
Ostatni mecz z Lechem Poznań miał rozstrzygnąć cały turniej. On jako jedyny miał na koncie dwa zwycięstwa i stosunek bramek aż +5. My i Wisła mieliśmy po trzy punkty i odpowiednio +2 i -3. Dlatego wygrana nad Lechem nie dawała nam zwycięstwa, musieliśmy wygrać conajmniej dwiema bramkami. Krakowianie w gruncie rzeczy nie liczyli się już, gdyż musieli pokonać Górnika przynajmniej siedmioma bramkami. Dlatego nasze starcie z Kolejarzem było rozstrzygające. I początkowo szczęście nam sprzyjało. W czasie pierwszej połowy mieliśmy lekką przewagę, co udokumentowaliśmy dwiema bramkami Bidnyia i Andradiny. Ale druga odsłona przyniosła prawdziwe odrodzenie Poznańskiej Lokomotywy. Lech odzyskał utraconą przewagę i w pełni kontrolował przebieg meczu. Najpierw jęk zawodu kibiców spowodował Kucharski celnym strzałem głową, a ich nadzieje rozwiał potem Scherfchen pięknym strzałem z 25m. Nasz zespół było stać tylko na ostatni, szaleńczy zryw Gaweckiego w samej końcówce. Niestety na więcej nie starczyło motywacji i sił. Wygraliśmy 3:2, ale to jednocześnie była przegrana. Wygraliśmy z silnym Lechem Poznań, ale to nie wystarczyło na zajęcie pierwszego miejsca. Kolejarz wygrał cały turniej z przewagą jednej bramki nad nami.
W ponurych nastrojach po porażce, gdy już mieliśmy puchar w dłoni, przystąpiliśmy do dwóch ostatnich meczy. W pierwszym z nich udowodniliśmy, że w piłce nożnej szczęście też się liczy. Pomimo ogromnej przewagi Beitaru Jerozolima, zemściliśmy się na nim za poprzednią porażkę, wygrywając 3:1.
Rywale byli zespołym dużo lepszym od nas. Oni atakowali prawie nonstop i przez większość czasu byli przy piłce. My przeprowadziliśmy sporo ataków, ale większość z kontr i strzelając z dystansu. I o dziwo, to był klucz do zwycięstwa. Podczas gdy oni próbowali sforsować naszą linię obrony, a często broniliśmy się całym zespołem i w skutek tego zdobyli tylko jedną bramkę, my atakując szybkimi kontrami strzeliliśmy aż trzy. Strzelali Andradina, Wilk i ponownie Brazylijczyk po pięknym przechwycie. Bramkarz wybijał piłkę do obrońcy, ale Edi ją przechwycił i strzelił do pustej bramki. Dzięki szczęściu i żelaznej defensywie, wygraliśmy z mistrzem Izraela.
Ostatni mecz nie był już taki prosty. Graliśmy z Club Brugge, czołowym zespołem ligi belgijskiej. I rywal był bardzo ciężki do przejścia. Po wyrównanym meczu przegraliśmy 2:3.
Najsprawiedliwszym wynikiem byłby remis, ale muszę przyznać, że rywale nieco bardziej zasłużyli na wygraną. Nasze marzenia zostały rozwiane w samej końcówce. W ciągu pięciu minut, od 85min do 89min, wynik meczu zmienił się z 2:1 na 2:3. Belgowie rozegrali końcówkę rewelacyjnie i dzięki temu wygrali. Dla nas strzelał dwa razy Michałek.
Zakończyliśmy sezon przygotowawczy. Po tygodniu na odpoczynek i regenerację sił, zaczynaliśmy ligę. Pierwszem starciem jakie nas czekało był mecz z Górnikiem Łęczna. Chcieliśmy pokazać, że wynik 4:1 pół roku temu nie był przypadkiem. Zapowiadało się ciekawe starcie.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Lubisz to? |
---|
Jeżeli korzystasz z Facebooka, wpadnij na profil CM Rev, kliknij "Lubię to" i bądź na bieżąco ze wszystkim nowościami dotyczącymi świata Football Managera oraz oficjalnej strony serii w Polsce. Jest nas już ponad 12 tysięcy. |
Dowiedz się więcej |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ