Premier League
Ten manifest użytkownika Black przeczytało już 1047 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
ACHTUNG - Ta część będzie o dziwo nieco bardziej fabularna. Nieco.
Udałem się wprost do gabinetu prezesa. Zapukałem i wszedłem.
-Witaj Michael. Czegoś potrzebujesz?
-Tak szefie - odparłem wprost - Chciałbym wziąć tak z trzy dni urlopu.
-A w jakim to celu można wiedzieć? - prezes spojrzał podejrzliwie.
-Nie będę ukrywał, skoro jedziemy już do Polski na mecz z Wisłą, to chciałbym tam zostać te parę dni. Wie prezes, odwiedzić wreszcie rodzinę, spotkać znajomych...
-Hm... Nie widzę przeciwskazań. Na mecz z Middlesbrough powrócisz?
-Tak, wrócę w sobotę wieczorem. Oczywiście podróż powrotna na własny koszt. - od razu uprzedziłem.
-Dobra, masz moją zgodę. Ostatnio osiągnąłeś dobre wyniki, więc nie ma co robić Ci problemów. Tylko macie się postarać w meczu z Wislą, nie lekceważcie ich.
-Jasne.
-Weź odwiedź tam kogo chcesz. I jak zobaczysz jakiś talent, daj znać. - rzekł David na pożegnanie, raczej z formalności, a nie z wiary, że na takim zad... pustkowiu znajdę wielki talent. No ale cóż, w życiu różnie bywa.
Z pozytywnym nastawieniem przygotowywałem się do meczu. Naprawdę cieszyła mnie wizja wizyty w Polsce. No ale najpierw, najważniejszy był sam mecz. Choć miałem nie lekceważyć zbytnio Wisły, wystawiłem paru juniorów wspomaganych przez Fabregasa, Ferdinanda i Rooneya. Wierzyłem, że sobie wszyscy poradzą. I od samego początku meczu zapowiadało się, że jednak miałem rację. Już w 9min objęliśmy prowadzenie. Saivet okiwał przeciwników dryblingiem i dośrodkował na szósty metr, gdzie na właściwym miejscu znalazł się Ochirosii. 0:1! Ale niestety, na tym się skończyło. Zabrakło nam skuteczności, aby podwyższyć i schodziliśmy do szatni z jednobramkowym prowadzeniem. Przeważaliśmy, ale w kiepskim stylu. W 55min szansa dla nas! Drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę dostał Brożek! Wisła grała w dziesięciu! To sygnał do ataku dla nas. I od razu to poskutkowało, w 57min Carrick trafił w poprzeczkę. Chwilę później przeprowadziłem kolejne zmiany taktyczne. Obaj boczni obrońcy zmienili pozycje. Sakho zszedł do środka, a zamiast Duplusa wprowadziłem Andersona, który miał włączyć się do ataku z pozycji ofensywnego pomocnika. Także Rooneya zastąpił Berbatov, a Fabregasa Fletcher. Tak mieliśmy zaatakować. Niestety, pomimo ciągłych ataków, nie przyniosło to efektów. Wygraliśmy marnym 0:1, choć powinniśmy dużo wyżej.
Byłem rozczarowany. Nawet jeżeli to skład rezerwowy, to grać przeciwko tak słabemu rywalowi w przewadze jednego zawodnika i zdobyć tylko jednego gola? Szok. Musimy popracować nad skutecznością. Z nowych zawodników dobrze spisali się Ochirosii i Paloschi. Obaj zagrali świetne spotkanie. Reszta zagrała dobrze. Zaledwie dobrze. Niestety Rooney nadal słabo grał. Musi się wdrożyć w grę i to szybko, bo chciałem dać mu szansę na powrót, ale wszystko wskazywało na to, że Berbatov miał go zastąpić w wyjściowej jedenastce.
Długo wyczekiwany urlop w Polsce rozpoczęty. Od razu po meczuo meczu pojechałem odwiedzić rodzinę. Dom rodzinny, dawno tam nie byłem. I bardzo długo też nie zabawiłem. Spędziłem noc na rozmowach z rodzicami, z którymi ostatnio tylko w wakacje i ewentualnie przez telefon mogłem rozmawiać. Rano jeszcze posiedziałem z nimi, ale już po pułudniu w czwartek byłem w trasie. Wieczorem wybrałem się na mecz Legii z HSV Hamburg rozegrany w Warszawie. Powiem, że polscy piłkarze nie zachwycili mnie. Nie dziwię się Leo Beenhakerowi, że ma problemy kadrowe. Owszem, jest paru dobrych. Ale zaledwie dobrych. Gdzie te dawne talenty... Obiecałem sobie, że następnego dnia ich poszukam. Gdzieś przecież muszą być, nawet w Polsce! Miałem zamiar spotkać się z paroma znajomymi, którzy pracują w branży piłkarskiej. Może tam kogoś ciekawego znajdę. Wspomniana Legia wygrała 2:0 po dwóch golach Grzelaka, który zaprezentował się naprawdę nieźle. Niestety jest on już chyba nieco za stary na regularne występy w reprezentacji. W drugim interesującym mnie mecze Lech Poznań wygrał z Stade Rennes też 2:0. Strzelali niezawodni Lewandowski i Stilic - podpora drużyny Lecha w każdym meczu. Gdyby nie oni, to Lech by prawie nie istniał, a na pewno nie zaszedłby tak daleko. Nie mniej, jak na polskie realia oba zespoły spisały się rewelacyjnie. Dzięki nim, może nie w tym roku, ale w przyszłych latach zdołamy coś osiągnąć? W końcu nie trzeba od razu coś osiągnąć, ale jeżeli powoli doprowadzimy do zwiększenia się ilości miejsc Polski w Pucharach, albo chociaż do rozstawienia ich wyżej, na pewno to pomoże.
Następnego dnia wybrałem spotkać się z moim przyjacielem z dawnych lat - Mieczysławem Broniszewskim. Choć starszy ode mnie o kilka dobrych lat, był moim dobrym kumplem z czasów, kiedy zaczynałem grać w piłkę. Ot, poznaliśmy się przypadkiem, gdzieś tam, kiedyś tam. Ja zostałem piłkarzem, on menadżerem. Spotkaliśmy, pogadaliśmy, wypiliśmy kawkę. Przy okazji miałem okazję przyjrzeć się treningowi jego zespołu - Ruchu Chorzów. Akurat pierwszy skład rozgrywał mini-mecz treningowy z zespołem U-21. Jak było do przewidzenia przewagę miała podstawowa jedenastka, jednak młodzi nie dawali się bić bez walki. Moją uwagę przykuł jeden młodzik. Grał on na pozycji napastnika, jednak często cofał się i grał jako ofensywny pomocnik. Wyróżniał się przede wszystkim walecznością i agresją - walczył z wielką determinacją nawet tam, gdzie inni już dawno by sie poddali i po prostu oddali piłkę. Z tego co zdołałem zaobserwować, był także bardzo szybki, ale jak na swój wzrost dość wątły i mało skoczny. Widać było, że jest dobrze rozwinięty tylko na jednej płaszczyźnie. Zdążyłem się przyjrzeć i wstępnie ocenić także jego techniczne umiejętnościo. Miał w miarę niezłą technikę, porządnie podawał i próbując wykończyć akcje robił to całkiem całkiem. Jednak w jego grze było widać braki psychiczne oraz niewielkie doświadczenie. Wiele musiał się po prostu nauczyć. Bardzo wiele. Z tej krótkiej obserwacji wyciągnąłem wniosek: był dobry w tym, co było mu potrzebne, reszte miał na niskim, wręcz żenująco niskim poziomie. Jednak jak na polską ligę i jej realia, to był niesamowity talent. Zwłaszcza, że dopiero się rozwijał.
-Mietek, kto to jest ten młodzik? - zapytałem kumpla
-O Łukasza Ci chodzi? - odpowiedział szybko - Czekaj... zwie się Czerwiński o ile dobrze pamiętam. Przyszedł do naszej szkółki tego lata. Jak na te 16 lat to niezły zawodnik, sądzę nawet, że się trochę jeszczerozwinie. A czemu pytasz?
-A tak, zwrócił mą uwagę. Jak na Polskę, to niezły.
-No. Może się przebić do pierwszego składu za parę lat... A co, może chcesz go kupić za niezłe pieniądze? - zażartował Mietek.
Zażartował sobie, ale to w sumie nie byłby żart. Łukasz przyciągnął moją uwagę. Jak na tak młody wiek, to był wręcz rewelacyjny. A i widziałem błysk w jego oku, który sprawił, że byłem pewien, że ma w sobie to coś. To coś cechującego prawdziwych graczy. Byłem przekonany, że jego talent się jeszcze rozwinie i będzie z niego czołowy gracz. Może nie Europy, ale jakiegoś większego zachodniego klubu owszem. A może i Europy? Kto wie. Ja wyczułem w nim talent i w duchu postanowiłem posłać w ukryciu scouta na mecze Ruchu. Niech poobserwuje młodzika i może potwierdziłby moje domysły. Bo co do zakupu byłem prawie pewien. Może to nie byłby zakup, co przyniósłby potem miliony, ale Łukasz był na pewno wart więcej, niż te parenaście tysięcy. Tyle zapewne chciałby Ruch. A ja widziałem w nim potencjał. Talent, który jakby się rozwinął w wielkim klubie, to może by nawet osiągnął cenę paru milionów.
Po tym meczu pogadałem sobie jeszcze z Mietkiem, po czym ruszyłem dalej w Polscę szukać jakichś talentów. Za wiele ich nie znalazłem. Ot, po prostu solidni piłkarze na miarę Polski. Nie warci zachodu, gdy prowadzę taki klub jak ManUtd. Ale i tak byłem zadowolony z poszukiwań i obejrzawszy jeszcze parę meczy, w sobotę rano wsiadłem do samolotu. Jeszcze przed tym zdążyłem posłać prezesowi SMSa o treści "Już wracam zaraz. Jeden gracz wart zachodu znaleziony, będziemy go oberwować."
Wróciłem akurat na wieczorny trening i zdążyłem zobaczyć, że piłkarze są w formie i są gotowi na mecz z Middlesbrough FC.
Nasi rywale prezentowali ostatnio słabszą formę, dlatego ośmieliłem się zaryzykować i dać pograć młodszym graczom.
Pierwsza połowa to była nasza całkowita dominacja. Przeważaliśmy, a rywale zostali zepchnięci do obrony. Niestety, jedyną bramkę strzelił Hargreaves z rzutu karnego po faulu Digarda na Saivecie. I to był jedyny gol meczu. Mimo przewagi, nie potrafiliśmy strzelić. Mieliśmy też pecha - Nani trafił w słupek, a raz zmarnował sytuacje sam na sam. Dlatego wynik był taki, jaki był.
Kibice poważnie martwili się o formę Rooneya. Kolejny słaby mecz w jego wykonaniu. W rezprezentacji gra świetnie, a teraz nie może się spowrotem wzdrożyć do gry w zespole. No ale postanowiłem wystawiać go jeszcze trochę, w nadziei, że się odrodzi i zacznie grać jak kiedyś, jeszcze przed kontuzją.
Zaledwie trzy dni później przyszedł czas na kolejny mecz z zespołem z dolnej połowy tabeli. Z Wigan Athletic zajmującym 15 miejsce w lidze. Postanowiłem dalej kombinować ze składem, wystawiając niekoniecznie najsilniejszych graczy, ale tych najbardziej wypoczętych. Taki był mój styl prowadzenia zespołu - spora rotacja składu, aby wykorzystać pełnię mocy zespołu, także rezerw oraz żeby na najważniejsze mecze sezonu ci najsilniejsi byli w pełni sił.
Dodatkowym smaczkiem meczu był występ w ataku Manucho - mojego byłego gracza, którego sprzedałem bez żalu. U mnie nie łapał się na ławkę rezerwowych, tutaj grał w wyjściowym składzie. Różny bywa los piłkarza, nieprawdaż?
Choć w porównaniu z Middlesbrough rywal grał dużo lepiej, nie dawał nam takiego pola do popisu, szybko strzeliliśmy bramkę. Evra umiejętnie włączył się do ataku i strzelił swojego pierwszego gola w lidze w tym roku! W 22min było już 0:2, bo Boyce nieumiejętnie pokrył Rooneya i skierował piłkę do własnej bramki. 43min i trzybramkowe prowadzenie! Vidic po rożnym, jak zwykle. Gdy już cieszyłem się z takiej przewagi, nadeszła 75min i Koumas. W pięknym stylu przedarł się przez obronę kiwając paru obrońców i strzelił gola z najbliżej odległości. Van der Sar bez szans, passa 565 minut bez puszczenia bramki przerwana. Już w doliczonym czasie gry, gdy już się nieco rozluźniliśmy, Valencia strzela na 2:3. I tak zostaje.
O ile pierwsza połowa była rewelacyjna, to końcówka fatalna. Daliśmy sobie wbić dwa gole jak amatorzy. Byłem rozczarowany i nie kryłem tego. Na szczęście zdołałem pohamować złość, bo najchętniej ochrzaniłbym piłkarzy jak należy. Tak się nie gra końcówek. Ale suma sumarum, wygraliśmy. Tyle dobrego. I Rooney zagrał nieco lepiej, Paloschi niestety już nie. Chyba wróci do rezerw, miałem takie przeczucie.
Dodatkowo zostałem znowu pochwalony przez prasę
jak i zyskałem po raz drugi z rzędu tytuł Menadżera Miesiąca.
Bardzo cieszy mnie ta nagroda, naprawdę. Poczułem się miło, jak sie o niej dowiedziałem. Chyba każdy lubi, jak docenia się jego pracę.
Minęły kolejne trzy dni i kolejny mecz. Swoisty maraton. Tym razem czekało nas starcie ze Stoke City. Posiadasz zaledwie 4pkt i okupant 20 miejsca. Dlatego ponownie pozwoliłem sobie wystawić częściowo rezerwowy skład. Dałem szansę m.in. Kuszczakowi, który bardzo rzadko grał, więc powinien nabrać nieco ogrania. A i może pokazałby się w lidzie i ktoś by go zauważył?
Stoke zaczął bez respektu do wyżej utytułowanego rywala. Grał śmiało, próbował ataków. Ale my też świetnie zaczęliśmy, gdyż już w 2min Nani zagrał do dobrze ustawionego Rooneya, który strzelił bramkę z 11 metrów. Wreszcie się odblokował! Miałem nadzieję, że to tylko początek drogi Rooneya do dawnej formy. W 28min było już 0:2 dzięki Berbatovowi, który strzelił z dystansu. Jeszcze przed przerwą mogło być nawet 0:3, ale Carrick trafił w poprzeczkę. W drugiej połowie meczu, choć mieliśmy znaczną przewagę, nie udało się strzelić żadnego gola. Wynik pozostał taki, jaki był do przerwy.
Byłem zadowolony z tego wyniku. Nie lubię deszczu, a mecz odbył się w taką pogodę, więc każda wygrana w nim sprawia mi radość.
Dodatkowo przyszła kolejna świetna wieść. Portsmouth wygrało z Arsenalem 2:1!
To świetna wiadomość, gdyż każda strata punktów rywala jest na naszą korzyść. Będziemy mieli spokojniejszą końcówkę sezonu, o ile oczywiście utrzymamy obecną formę. Na co liczyłem w duchu i kibice zapewne też.
Nie mieliśmy za dużo czasu na odpoczynek, bo zaraz przyszedł mecz z Wisłą Kraków w Lidzie Mistrzów, tym razem u nas. Pomimo czekającego nas trudnego meczu z Newcastle, nie uległem pokusie odpuszczenia meczu. Ten mecz to była świetna okazja do dobrego zaprezentowania się. Z takim rywalem gra po prostu powinna iść pięknie. A i mieliśmy spore szanse na zapewnienie sobie awansu do następnej fazy już po czterech kolejkach. Dlatego zagraliśmy mocnym składem.
Mecz był na początku wyrównany, jednak stopniowo to my zyskiwaliśmy przewagę. Przełomowy moment nastąpił w 27min, kiedy bramkarz Białej Gwiazdy - Pawełek dostał piłkę od obrońcy i pobiegł z nią do przodu. Rooney szybko do niego doskoczył, odebrał futbolówkę i posłał ją do pustej bramki. Piękny gol! Już w trzy minuty później podwyższył Vidic z rzutu rożnego! Jeszcze przed przerwą było 3:0, bo w 45min Paloschi strzelił swego pierwszego gola w pierwszym zespole Manchesteru. W 68min Wes Brown zmiejsza naszą przewagę prowokując karnego, którego pewnie wykorzystał Cleber. Ale od 81min gramy w przewadze, gdyż sędzia wyrzucił Głowackiego! I już w minutę później Tevez wykorzystał tą przewagę i było 4:1! A za parę chwil gramy przeciw dziewięciu, gdyż Cleber dostaje drugą żółtą kartkę! Niestety, nie zdołaliśmy wykorzystać miażdżącej przewagi w końcówce. Wynik pozostał jaki był - 4:1.
Byłem wniebowzięty ich grą. Pomimo deszczu grali jak natchnieni, po prostu cieszyli się grą. I osiągnęli świetny rezultat, byłem w peńi zadowolony z mojego zespołu. I udało nam się, już na pewno wyszliśmy z grupy, pozostałe dwa mecze mogliśmy zagrać na luzie. Ale niestety tego luzu nie było przed następnym meczem, gdyż podejmujwaliśmy rewelacyjne Newcastle United, które niespodziewanie zajmowało trzecie miejsce w lidze. Zapowiadał się pasjonujący pojedynek, jeden z tych, które po prostu musieliśmy wygrać.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Odbiór piłki |
---|
Można zdefiniować sposób, w jaki nasi zawodnicy będą odbierać piłkę przeciwnikowi. Odbiór delikatny ogranicza liczbę fauli i dzięki temu liczbę kartek. Odbiór agresywny sprzyja zastraszeniu rywali, zmuszeniu ich do błędu i szybkiemu przerwaniu akcji. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ