Agyemang Opoku (OPP/NŚ)
Człowiek do rozrywania obrony swoimi rajdami i schodzeniem do środka, gdyż nasza taktyka opiera się na skrzydłowych, którzy schodzą do środka pola na strzał. Opoka łącząc obie te cechy myślę, że będzie idealnym kandydatem na tę pozycję. Tutaj mogą też grać Sarki i Barrientos, jednak obaj prezentują trochę inny styl gry, a Barrientos to już typowy technik, który może grać na skrzydle i próbować dryblując ograć obrońcę.
Dzięki podpisaniu kontraktów z tą trójką, budżet wyniósł okrągłe 0, a nawet zaczęliśmy być pod kreską. Jedynym wyjściem było wygrywanie, wygrywanie i może jeszcze wygrywanie... A żeby dopełnić formalności - Dolcan uzyskał nadspodziewanie dobry wynik - przegrał jedynie
3:0.
Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem nowego sezonu ligowego postaraliśmy się o podpisanie porozumienia między Wisłą a
Sandecją Nowy Sącz, dzięki czemu mieliśmy już dwa kluby filialne. Potem mecz bez historii i
2:0 na wyjeździe z Bełchatowem, pretendentem do spadku... A 27 lipca staliśmy już na własnym stadionie. Przed wejściem na murawę pogadaliśmy sobie o tym, że kolegom nie wypada przegrać inauguracji sezonu u siebie, po czym usiadłem na ławce trenerskiej i zacząłęm rozmyślać...
...17 lat wcześniej...
To było pod koniec siódmej klasy podstawówki. Byliśmy wtedy drugą siłą w czterodrużynowej lidze klas siódmych. Klasa 7A była nie do pokonania, klasa 7D była totalnymi outisderami, klasa 7C była bliska nam lecz najczęściej także przegrywali. Nasza klasa 7B toczyła dzielne boje z 7A, ale nigdy nie udało się nam wygrać z nimi. Aż do ostatniej lekcji W-F w tym historycznym roku szkolnym. Po obronionym karnym strzeliłem na 1:0, a potem obsłużyłem podaniem najszybszego w klasie i było 2:0. Jedyna wygrana o tyle cenna, że zakończyła pewien etap w życiu młodego człowieka i uświadomiła, że nawet z najtrudniejszym rywalem da się kiedyś wygrać. Takie historie potem były już tylko wspomnieniami, gdyż 8B została rozwiązana, a ja sam przeszedłem właśnie do A. Prawie jak transfer.
Przy blasku jupiterów na Reymana odesłaliśmy Chorzowian z bagażem całej jednej bramki, której autorem był niezrównany Brożek. Pierwsze u siebie spotkanie niezwykle udane i w kolejnych meczach miało być łatwiej. Rzeczywiście było. Kolejne dwa spotkania także graliśmy u siebie i zarówno Górnik (4:0) jak i Lechia (2:0) wracali do domów z workiem bramek. Pierwszą bramkę straciliśmy w czwartym spotkaniu grając pierwszy raz na wyjeździe w Łęcznej, ale udało się wywalczyć remis (1:1). Od tego meczu za strzelanie bramek wzięli się także nowi - Maxim i Agyemang, dzięki czemu w kolejnym spotkaniu przy Bułgarskiej Lech został skarcony 2:0, a potem Zawisza uznała, że warto dostać cztery brameczki. Potem jeszcze Piast dostał dwie bramki, a w Bielsku-Białej cudem udało się przetrwać oblężenie, ale tylko dlatego, że Jović dostał czerwoną kartkę jeszcze w pierwszej połowie. Fakt - nie mieliśmy w tym meczu ani jednego celnego strzału na bramkę... Nie znaczy, że kibice nie mieli ciekawego widowiska...
Do worka bramek dołożyliśmy czwórkę w meczu z GKSem Katowice w 4 rundzie PP i zbliżał się dzień 28 września 2015 roku. Jechaliśmy na stadion przy Józefa Kałuży. To wielkie Derby Krakowa. Wielkie, bo moje pierwsze. Wiadomo przecież, czym się kończą takie derby...
Takie derby to nie proste spotkanie, o czym przekonaliśmy się na własnej skórze... W 31 minucie
Kapustka miał piłkę z lewej strony boiska. Dośrodkowanie, brak spalonego, wyskakuje
Roberts (nowy nabytek Cracovii) i głową pokonuje
Ricardo. Do końca pierwszej połowy cisza. Mecz bez historii, bez jakiegokolwiek zaangażowania. Dostali zatem bardzo mocne słowa w szatni. Wyszli widać z większym animuszem i większym zaanagażowaniem. Każdy zareagował pozytywnie i wiedzieli, że żeby coś ugrać, trzeba się sprężyć. W 65 minucie
Stilić strzelił z rzutu wolnego na tyle mocno, że Pilarz odbił piłkę w bok. Tam jednak stał
Stępiński i strzałem z ostego kąta posłał piłkę do bramki. W 72 minucie
Opoku mając 5 metrów do bramki trafił w Pilarza, a w 74 minucie
Jedrisek w takiej samej sytuacji za długo zwlekał z oddaniem strzału i piłkę spod nóg wybił mu
Guzmics. Pod koniec meczu zaczęliśmy gnieść rywali i bramka wisiała w powietrzu. Nadeszła jednak 93 minuta. I ten nieszczęsny rzut karny... Podobno wszyscy go widzieli... Część stadionu gwizdała, część ucichła... Czy to jednak na pewno był faul? Ja schowałem ręcę w twarz. Nie mogłem patrzeć na to, co miało wydarzyć się za chwilę...
(c.d.n.)
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ