Ten manifest użytkownika zachi przeczytało już 2911 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Serbski teatrzyk.
Sztachetowe mieszkanie, gdzieś w Pruszkowie.
Wieczór wcześniej.
Sztacheta dojrzał. Zupełnie przypadkowo, acz skutecznie, dojrzał do tego, by otworzyć spuchnięte patrzałki, znaczy oczy. Rozmemłane spojrzenie ogarnęło szarzyznę pokoju, puste butelki na wypłowiałym i nadpalonym dywanie oraz natrętne promienie słońca, leniwie smyrające zapaćkaną i brudną jak pielucha bobasa szybę w oknie. Sztacheta usiadł na łóżku i dokonał koncentracji myśli. Czoło przeorała bruzda myśliciela. Sztacheta poczuł się filozofem, mądrością największą i chodzącym kacem w jednym.
Przez krótką chwilę mignęły mu na płacie czołowym obrazy z wczorajszego wieczoru. Był to moment długi jak pstryknięcie. Sztacheta posmutniał. Zamknął oczy i pozwolił by jego ciało wróciło do pozycji horyzontalnej. Sprężyny materaca jęknęły. Sztacheta jęknął. Słońce łaskawie schowało się za chmurami. W pokoju pociemniało. Po chwili rozległo się chrapanie. To Sztacheta, zmęczony myśleniem, powędrował do Krainy Wiecznie Pełnej Butelki.
* * *
Sztachetowe mieszkanie, gdzieś w Pruszkowie.
Dzisiaj.
- No, z pustymi ręcoma nie wypada na mecz zachodzić - Kazik Gębogburski zarechotał, po czym wyciągnął zza pazuchy pękatą flaszkę. - Samogon - wyjaśnił. - Wali w sagan jak ci jebacy w pornolach.
- Śliczna metamorfoza - parsknął Sztacheta.
- Chyba metafora? - zdziwił się uprzejmie, acz bezczelnie Marian Fafluniak.
- Jak zwał, tak zesrał - melancholijnie wyśpiewał Gębogburski. - Ty, Stasiu - zwrócił się do Sztachety. - Wyszukaj no kielony. Jak już wbijamy do ciebie na kwadrat, to chociaż byś zadbał o odpowiednie zaplecze.
Sztacheta mruknął pod nosem łaciną uproszczoną, ale wstał ociężale z fotela i podszedł do zabytkowego regału, który zapełniał jedną ze ścian w salonie. Wyciągnął z kieszeni klucz, który zawsze nosił na łańcuszku razem z obrazkiem któregoś ze świętych.
- Nie dam babie popijać nalewki i marnować szkła - wyjaśnił zdziwionym kolegom. - To moja prywatna kolekcja. Same rarytasy - wskazał rząd równo ustawionych butelek. - "Cichy mózgojeb", wypędzony przez samego Kołtunia. "Gleborzut", cudownie skomponowany przez Hajduczka spod siódemki. A to mój faworyt. "Zrzygam się, a na klina setę walnę", świętej już pamięci Stańczyka. Trzymam to na specjalną okazję.
- Euro 2012 w Polsce? - roześmiał się Fafluniak.
- Nie, na śmieszny dowcip Strasburgera - odparował Sztacheta po czym zamknął swoje sanktuarium. - Macie tu po kielonie, otwieraj drzwi do raju, Kaźmierz. Za ile mecz?
- Pół godziny do pierwszego gwizdka - Gębogburski ponownie spojrzał na zegarek. - Tak, pół godziny.
- No, to wciskaj po starterze i jadymy z tematem - Sztacheta zatarł ręce. - Porządny podkład musi być.
13.10.2010 godzina 19:07 Stadion Manuel Ruiz de Lopera, Sewilla
Szatnia gospodarzy, odprawa przedmeczowa.
- Z Walią poszło nawet gładko, panowie - uśmiechnąłem się i po krótkim zastanowieniu oparłem o szafkę. - Dziś będzie trudniej. Serbia. Twarde chłopaki, jak nasi ostatni rywale, ale bardziej poukładani na boisku i zdecydowanie lepsi technicznie. Nie odpuszczajmy sobie tego spotkania, w żadnym wypadku. Trzy punkty są dziś w naszym zasięgu, ale trzeba będzie o nie powalczyć. Wygrana daje nam komplet punktów w tabeli i spokojne oglądanie rywali z czuba grupy B. Pamiętajcie, panowie. Żadnych niepotrzebnych strat, minimum gwiazdorstwa. Każdy z was ma grać dla zespołu, nie dla siebie. Piłka ma iść na kontakt, dużo wymianek na krótko, strzały z wypracowanych pozycji a nie ostrzegawcze pudła z dystansu. Piłkę na trybuny rzucimy po meczu, nie wcześniej - zażartowałem. - No, do boju ludkowie złoci.
Ustawienie Hiszpanii i Serbii.
- Ty, Kazik - Sztacheta zaciągnął się mocnym i zakasłał. - Zoba co gra ten, jak on ma? Ten kudłaty, cholera, na końcu języka mam...
- Pudżol?
- O. Pudżol - Stanisław pstryknął palcami. - Świetna sprawa. Wie ten nasz Zacharow na kogo postawić. W klubie Kudłacz to legenda i to wciąż żywa.
- I całkiem sprawna - dodał Fafluniak. - Co oni tam żrą, że tak szybko im się te szkitki poruszają?
- Pojęcia nie mam - Gębogburski wzruszył ramionami. - Ale taka dieta by mi się przydała na budowie. Nie latałbym po placu jak pizdofon, gnąc się i garbiąc, popylając taczką z jednym, biednym pustakiem.
- A to wy jeszcze ten szpital stawiacie? - zdziwił się Sztacheta. - No ludzie. Kilka metrów na krzyż, a budowa nie zamknięta od trzech lat.
- A jak zakończyć budowę, jak te kurwy, co to windę stawiają, kradną?! - Gębogburski trzasnął pięścią w blat. - Przecież zbrojenie to ginie już w trasie. Ostatnio jakiś łachmyta zapieprzył nawet trzonek od łopaty! Kołchoz, panowie, kołchoz, swołocz i bandyterka. Tak my Polski nie zbudujem!
- Ajjj, prawie gol - zauważył przytomnie Fafluniak. - Prawie niemalże o siedem metrów minęło słup.
- E, z sześć było maksymalnie - Sztacheta rozlał kolejkę. - Kto to łupnął?
- Iniesta.
- Nie lubię tej francy - Sztacheta wysuszył szkło jednym haustem i otarł usta.
- Ponieważ? - Gębogburski zapełnił kieliszek gospodarza.
- Z gęby mu się dziwnie widzi. Morda jakaś taka niewyraźna, ciul malowany, bukiet.
- E - Fafluniak machnął ręką. - Ty nie patrzaj na jego fizjonomię, tylko jak gra. To mózg drużyny.
- Więc nie nazwę tego pięknym umysłem - mruknął Sztacheta i chwycił kieliszek.
* * *
- Ile na blacie? - Fafluniak wprawnym ruchem otworzył flaszkę i zalał kieliszki "Wonią Manhattanu".
- 32 minuta. Czuję pismo nosem, brameczka wisi i kisi, pany - Sztacheta zaklaskał. - Zoba jak ich cisną, Kaźmierz.
- Za Górskiego nasi tak grali - odparł Gębogburski. - Teraz to szmaciarze same. Ani pomyślunku, ani zgrania, zero ambicji. Za to konta puchną im jak oszalałe.
- E, bo to tylko im - parsknął Fafluniak. - Politycy. Bankierzy. Sportowcy. Wszyscy dostają potężny pieniądz za, tak właściwie, pierdu-pierdu. No, takie czasy, panowla. Takie to są czasy - westchnął smętnie.
- Jest! - ryknął nagle Sztacheta.
- Zamknąłbyś ryja, kutany złamasie - warknął Kazik i zaczął wycierać rozlany po stole alkohol. - Kielona żeś wylał.
- Naleje się nowy szpunt - Sztacheta lekceważąco machnął ręką.
- No kurwa - Fafluniak zerwał się jako oparzony. - Uważaj jak machasz tymi wiatrakami! Mój kielon też się wziął i wylał.
- Wielkie mi rzeczy, napełni się nowe szkło - Sztacheta cmoknął z zachwytem. - Pięknie pokręcił Serbów ten Torres. Ma chłopak wiertareczkę w kopycie, bez dwóch zdań.
- 33 na zegarze i dopiero jeden do zera? - Marian Fafluniak rozpoczął nową kolejkę "Woni Manhattanu". - Słabo.
- Słabo to ci będzie po kolejnej flaszce - Stanisław zarechotał. - Jest gol, jest zabawa.
- No, to nuda - westchnął Sztacheta. - Oddali zupełnie pola, te hiszpańczyki. Jaki czas?
- 43 minuta - sprawdził Kazik. - Ty, zoba!
- Gol?! - zdziwił się radośnie Fafluniak. - Jak wino kocham, gol!
- No tak, gol - Sztacheta kiwnął głową. - Tak z niczego, jakby z dupy strony.
- Z niczego, z niczego - przedrzeźnił Gębogburski. - Z czuba kropnął Xavi, jak nic, zoba na ripleja. Pięknie urwał, klasycznie.
- Zamiatają Serbów do szatni, zamiatają - mruknął Fafluniak. - Nawet jest mi ich szkoda.
- Niby dlaczego? - zainteresował się Sztacheta.
- A bo nie dość, że mają przesrane w kraju, to jeszcze i w piłkę ich gnoją. Szkoda mi ich serdecznie, zadziory to takie, a umiejętności mają, bez dwóch zdań. Ta bramka z dupy się wzięła i do onej rzyci z nią.
- Filozofujesz, kolego - wtrącił się Kazik. - Lepsi wygrywają, a słabsi mogą im sznurówki wiązać. Hiszpania jest w gazie, zobacz na tabelę.
- Tabela, tabela. Z kim oni grali? Cztery do jądra z Luksemburgiem, biedne jeden do zera z Irlandią Północną, trzy do wacka z Walią. Teraz ogrywają Serbię. Co to za rywale?
- Z Europy - zażartował Sztacheta.
- Przerwa - Kazik odstawił pusty kieliszek i wstał od stołu. - Idę na kanał.
- Śmiało. Z korytarza w lewo - Sztacheta chwycił nową butelkę. - "Cud między nnnnnnn". Ciekawa nazwa. Do czego pił autor?
- Może do lustra? - Marian podrapał się w brodę. - O, wyłażą na boisko po przerwie. Do rzyci u nich z tą pogodą, ciągle kroplawa z nieba.
- Taką już mają aurę. Podoba mi się nasz selekcjoner. Ale że chce mu się jeszcze i Znicz prowadzić? Nu, kto to widział? Selekcjoner Hiszpanii, który dorabia grosze w Zniczu Pruszków, śmiech na sali.
- Takie ma hobby - rzekł Kazik, który właśnie pojawił się w drzwiach salonu. - Kubica po sezonie popyla w rajdach, a nasz Zacharow w wolnej chwili ogrywa bolków w Ekstraklasie. Dopóki nie koliduje to z jego pracą dla Hiszpanii, dopóty wszyscy będą zadowoleni.
- Ja też jestem zadowolony - Sztacheta mlasnął. - Pyszna nalewka. O, gol - dodał zdziwiony.
- E? - zainteresował się Fafluniak. - Który dziabnął na trzy-zero?
- Negredo - Gębogburski wskazał ekran telewizora. - Riplej zapodali.
- Ładna akcja skrzydłowa. Negredo też zacnie się odnalazł w polu karnym.
- Taaak - mruknął Sztacheta. - To mamy trzy do jajka i powtórkę z rozgrywki. Walia dostała identyczny prezent. To już po meczu.
- W sumie... - Kazik odstawił pustą butelkę na podłogę i westchnął smętnie.
W następnym odcinku :
Powrót na klepiska Ekstraklasy.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Odbiór piłki |
---|
Można zdefiniować sposób, w jaki nasi zawodnicy będą odbierać piłkę przeciwnikowi. Odbiór delikatny ogranicza liczbę fauli i dzięki temu liczbę kartek. Odbiór agresywny sprzyja zastraszeniu rywali, zmuszeniu ich do błędu i szybkiemu przerwaniu akcji. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ