Ten manifest użytkownika Bolson przeczytało już 1439 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Środa, 9.07.2014 r., godzina 11.00 -> hotel Manifestos de los wiosnos w Sao Luis.
- O mój drogi przenajświętszy, łeb mnie boli i w ogóle nic mi się nie chce. - stwierdził Ferdinand.
- A właśnie, gdzieś ty był? - spytałem.
- E... sam nie pamiętam. Kojarzę tylko jakiś bar na mieście i potem taksówkę i to, że przed drzwiami do pokoju wyrzuciłem z siebie kolację i z 5 drinków.
- Brawo, brawo. Wiesz co jeszcze zapamiętasz?
- Co trenerze?
- To, że możesz się pożegnać z grą w finale. Ile razy mam wam tępe strzały wbijać do waszych niewykształconych łbów, że u mnie picia po meczu nie ma! Ferdinand, będziesz siedział na ławie, ale nie wejdziesz. Sam sobie zasłużyłeś. Ale mi ciśnienie podniosłeś.
- Spokojnie, niech pan pamięta, oaza spokoju. - pomagał mi w opanowaniu się Marrow.
- Ok, już, jestem spokojny. Dzisiaj macie prawie cały dzień wolny. Mówię prawie, bo około 17-18 jedziemy na Ligę Światową w siatkę. Brazole grają z Polską i przegapić tego nie mogę. Poza tym podpatrzycie sobie wyskok u siatkarzy. Nie sądzę, że jakoś wam to pomoże, ale trudno. No, teraz mi powiedzcie, co zamierzacie dziś robić?
- Ja będę spał. - stwierdził Campbell.
- Taa, nasza szóstka idzie pozwiedzać. - dodał Baines.
- A ja nie będę nic robił. - na swoją zgubę oznajmił Shawcross.
- Proszę państwa, zrobił to, naprawdę to zrobił!!! Ryan Shawcross oficjalnie jest najbardziej... wkurzającym... człowiekiem... świata!! Kto by pomyślał! Taki młody i już jest w tym mistrzem! Niesamowita historia!
Stołówka wręcz wybuchnęła śmiechem. Niesamowite, po raz pierwszy rozśmieszyłem moją drużynę.
- Wie pan co? Jest pan drugi w kolejce! - odciął się Shawcross.
- Racja, racja, uczę się od ciebie, mistrzu. Okej, nie przedłużajmy tej bezsensownej rozmowy. Bierzcie manatki i widzimy się o 16.30 w hotelu. Spocznij.
Udałem się do pokoju. Czułem się już trochę mniej samotny, w końcu przede mną finał MŚ i nie mogłem sobie pozwolić na rozkojarzenie. Musiałem przestać myśleć o moich sercowych rozterkach i skupić się na ostatnim już spotkaniu. Przez to oglądanie gry Niemców w dotychczasowych spotkaniach połączonym z dogłębnym modyfikowaniem gry mojego zespołu i słuchaniem norweskiego zespołu Datarock czas bardzo szybko zleciał.
Środa, 9.07.2014 r., godzina 17.00 -> hala sportowa Los Fuzjos w Sao Luis.
- A niech cię Julcimarze de Souzo Assisie da Silvo znanym też jako Julcirinho, nazywanym przez przyjaciół i znajomych Julcimarem de Souzą Assisem da Silvą, niech cię!! - zakrzyknąłem złowieszczo na brazylijskiego siatkarza zdobywającego pierwszy punkt w spotkaniu między Polską a Brazylią.
- Trenerze, spokojnie, mecz się dopiero zaczął, Polska ma takie same szanse jak Brazylia. - uspokajał mnie Rooney.
- Racja, racja. Uff.. spokojnie Michał, spokojnie. Noż kurde!! Niech ta piłka się do jasnej choinki przebije! Ja zaraz usiądę chyba! Dajcie spokój!
- Trenerze! - wrzasnął na mnie Wazza.
- Dobra, już, głęboki wdech i już mi lepiej. Tak! Polskaaaaaa! I co teraz brazylijskie kanarki?! Taaaaak! Już tylko 2-1. - nie potrafiłem powstrzymać radości.
Zdzierałem sobie gardło przez dobre dwie i pół godziny. Padały takie teksty jak: "Ej, idioto! Nie chcesz dostać krzesłem w potylicę? Przydałoby ci się!" lub "Rusz się albo zaraz będę na ciebie mówił Zlazły albo gorzej - Rozlazły! Coś ta Iskra ci nie służy!" oraz "AAAAAAAAAAAAAAAAAAAUUUUUUUUUUUUTTTTTTTTTT!! Sędzia spoko ślepy na jedno oko!!". Ogólnie Polska wygrała po tiebreaku 42-40 i mogłem odetchnąć z ulgą. Wielkie zwycięstwo dla Polaków, niestety w przeciągu ośmiuset lat nie do powtórzenia przez piłkarzy nożnych.
- Panowie. Oglądaliście ze mną jedno z najlepszych widowisk w tym roku. Mam nadzieję, że podobnie jak Polakom, uda się wam pokonać Szkopów.
- Pan ma nadzieję, a my jesteśmy pewni. - odparł Lennon.
- Okej, Lennon, zobaczymy, czy będziesz taki do przodu po meczu. Teraz wracamy do hotelu i macie wolne. Jutro o 11 wylatujemy do Rio, tak więc bądźcie spakowani. Trzymcie się panowie.
I po raz kolejny udałem się do pokoju, było już późno, a ja prawie nie mogłem mówić. Zadzwonił jednak telefon.
- Haloo?
- Michał?
- Tak, to ja. Czekaj, czekaj.. niech zgadnę... eee. mama?
- Liz, baranie.
- A, no taak. Ile to już się nie widzieliśmy, 2 miesiące?
- No coś koło tego, co u ciebie?
- W porządku, właśnie kładłem się spać.
- A.. to cóż.. zadzwonię jutro, chciałabym pogadać.. śpij dobrze.
- Wzajemnie.
Zupełnie nie wiedziałem co chciała Liz. Nie rozmawiałem z nią dosyć długo, a szkoda, dobrze się z nią dogaduję. Przydałoby się dowiedzieć czegoś więcej. Jednakże nie miałem teraz siły na rozmyślania więc poszedłem w przysłowiowe kimono.
Czwartek, 10.07.2014 r., godzina 10.00 -> lotnisko Okęciosss w Sao Luis.
Zanim przekroczyłem próg zadzwonił telefon.
- No, miałaś rację, zadzwoniłaś.
- Skąd wiedziałeś, że to ja?
- Hah, moja droga, z tym się rodzi. Wiem gdzie jesteś, w co nie jesteś ubrana i czy masz makijaż.
- Taak? No spróbuj zgadnąć mistrzu.
- Okej, siedzisz w domu, nie masz na sobie zupełnie nic i nie masz makijażu.
- Niemożliwe, skąd wiesz?!
- Mówiłem ci, z tym się rodzi. A tak w ogóle to schudłaś.
- Przestań!!
- Czerwienisz się. Ale dobra, już przestaję. Czemu w ogóle do mnie dzwonisz?
- No.. chciałabym się z tobą spotkać.. Trochę cię nie widziałam no i.. stęskniłam się..
Zatkało mnie. Ona chciała się ze mną umówić. Ciężko było mi cokolwiek powiedzieć, ale w końcu..
- E.. jasne, możemy się spotkać. Jak wiesz, jestem teraz w Brazylii i w ogóle kończę mistrzostwa świata. Jak wrócę, to zadzwonię, okej?
- Oczywiście, że wiem. Czekam na telefon, powodzenia.
- Dzięki, do zobaczenia, Liz.
Pomknąłem ku odprawie. Wszystko poszło dość sprawnie i o 11 znaleźliśmy się w samolocie. Dostałem od pilota mikrofon i zacząłem gadkę.
- Anglio! Mówi do was Bóg! Taaak! Patrzę na was z nieba. Nieźle wam idzie, ale i tak was nie lubię!
- Trenerze, to pan? - spytał Terry.
- Nie, to nie Michał Rygiel, ale słyszałem, że ten gość jest super. Mniejsza o to. Życzę wam niepowodzenia! Niech niemoc będzie z wami.
Po chwili rozpocząłem drugą część przemówienia.
- O matko! Gdzie ja byłem, to jakieś.. nienormalne, ale nieważne. Panowie! Podobno gadaliście z Bogiem, fajnie było?
- Super, nie wiedziałem, że Bóg nosi ten sam garnitur, co pan! - stwierdził Agbonlahor.
- Ale mi w nim bardziej do twarzy! Wybacz Boże, ale taka prawda. Okej, do rzeczy. Lecimy sobie teraz samolocikiem ładnie pięknie do Rio de Janeiro. Wysiadamy około hm... 15-16 jak mi tu podpowiada pilot. Wtedy to ruszamy odwłoki do samolotu i czym prędzej wybywamy do hoteliku. Kto zgadnie nazwę, ten nie będzie jutro biegał.
Natychmiast wszystkie ręce znalazły się w górze.
- Okej, zaczynamy od.. Kirklanda, dajesz chłopie.
- Las Keczap?
- Źle! Johnson - twoja kolej.
- El wredna ssałatta?
- Chciałbyś, nie? Źle! Marrow, teraz ty.
- E... nie wiem.
- Nie wiesz? No, niestety źle. Okej, złamię zasady, Shawcross, proszę bardzo.
Wszyscy wstrzymali oddech. Po raz pierwszy pozwoliłem Shawcrossowi się odezwać bez darcia się.
- O matko, ja? Ja?! Ee... wiem! Wiem! El banditoss de los Anglikoss.
- Ryan. Przez cały ten turniej miałem cię za skończonego idiotę. Jednak teraz...
- Teraz co? No co?! - podniecił się obrońca Stoke.
- Jednak teraz... nie zmieniłem zdania. Co to za głupia nazwa? Nikt już nie zgadnie. Hotel nazywa się Hotel. Sprytne, nie?
- Hotel!? - wybuchł Carson.
- Hotel o nazwie Hotel, genialny pomysł! Okej, wszyscy zająć miejsca i do zobaczenia na ziemi.
Czwartek, 10.07.2014 r., godzina 17.00 -> Hotel Hotel w Rio.
- Niee no, hotel pierwsza klasa! Nazwa tępa jak.. no tępa, ale hotel ładny. - ocenił warunki Onuoha.
- No w końcu to hotel o nazwie Hotel! Haha, wciąż mnie to śmieszy. Ale mniejsza z tym, drużyno, zbiórka! Raz raz! Okej, dzisiaj już macie wolne, chcecie znać plan na jutro? Nieważne, czy chcecie, czy nie. I tak wam powiem. A zatem wstajemy około 9-10. Śniadanko mamy o 10.30, potem krótka, godzinna przebieżka po plaży i wracamy do hotelu. Mamy godzinę dwunastą więc co za tym idzie obejrzymy film pt. "W samo południe" traktujący o właściwym podejściu psychologicznym w przerwie spotkania. Mam nadzieję, że będzie się wam podobało - stwierdziłem ironicznie - ale chodźmy dalej. Film skończy się o 15, jemy obiad i macie luzik do 18, potem schodzicie na kolację i.. jako, że turniej już się kończy, pozwolę wam wybrać zajęcie na wieczór. Zadowoleni?
- Łał, trenerze, ale nas pan rozpieszcza. - mruknął pod nosem Milner.
- Słyszałem to! W nagrodę możesz przedstawić swój pomysł.
- Turniej badmintona. Dawno nie graliśmy.
- Panowie, co wy na to?
- Jesteśmy za.
- Ja też. To znakomicie wpłynie na waszą skoczność i zwinność. Nieźle Milner. Dobra, do zobaczenia jutro.
Udałem się do pokoju. Wciąż nie mogłem przestać myśleć o tym, co powiedziała Liz. Nie chciałem jednak dzwonić do żony, w końcu mnie nienawidzi. Miałem porządny dylemat, ponieważ Liz wyglądała jak anioł, podobała mi się, trudno było to zachować dla siebie. Z drugiej strony jestem żonaty i ciężko, z religijnego punktu widzenia, było mi się rozstać z żoną. "Oj Michał, Michał, masz przekichane." pomyślałem sobie. Próbując odgonić złe myśli włączyłem komputer i zacząłem młócić w stare, dobre Call of Duty 2. Rozwalałem Niemców tak, jak chciałbym żeby moi piłkarze to robili za trzy dni. Zasnąłem dość późno. Po przebudzeniu zauważyłem, że laptop wskazał, że jest...
Piątek, 11.07.2014 r., godzina 15.00 -> Hotel Hotel w Rio.
- Czemu ja tak długo spałem? Wie ktoś?
Na stołówce było słychać szmery moich zawodników, nikt jednak nie wiedział albo nie chciał powiedzieć, czemu spałem ponad 10 godzin.
- Dobra, może tego właśnie potrzebowałem. Jak film?
- Super, trenerze, naprawdę mi się podobał. - stwierdził Baines.
- Cieszy mnie to ogromnie. Okej, a teraz krótka piłka, kto z was nie ma rakiety do badmintona, ręka w górę, ale już!
Ku mojemu zaskoczeniu nikt nie podniósł ręki.
- Okej, świetnie. A teraz kolejne pytanie: kto ma dwie?
I znowu nikt nie kwapił się do odpowiedzi. Po chwili wyciągnął rękę Downing.
- Ja mam trenerze. Pożyczyć?
- Jak możesz. Dobra, jest nas 24 sztuki, więc zagramy systemem pucharowo-grupowym. To znaczy, że pierwsze 2 etapy gramy pucharowo, a gdy zostanie nas sześcioro, dzielimy się na dwie grupy po trzech i jedziemy każdy z każdym. Zwycięzcy grają w finale, ci z drugich miejsc o brązowy medal. Zrozumiano?
- Jasne, kiedy będzie wiadomo, kto z kim gra?
- Za 20 minut wywieszę drabinkę. Do zobaczenia o 18.
Byłem zachwycony tym turniejem. Okazał się on znakomitą inicjatywą. Wszyscy śmiali się i ogólnie zabawa była przednia. Wygrałem ja, w końcu za młodu byłem mistrzem osiedla w badmintona. Jednak najbardziej cieszyło mnie to, że wszyscy wykazali zaangażowanie i wolę walki. Po turnieju zebrałem wszystkich na słówko.
- Panowie, świetna robota. Nie mieliście ze mną szans, ale wykazaliście się niezwykłą ambicją, za co macie u mnie wielkiego plusa. Okej, jutro tradycyjnie inspekcja Maracany o 16. Potem macie wolne. Zresztą przed też macie. No ogólnie jesteście wolni. Dobrej nocy.
Sobota, 12.07.2014 r., godzina 16.00 -> stadion Maracana w Rio.
- Dzisiaj ogólnie macie luz, więc popracujcie troszkę ciężej. Godzina biegania plus pół godziny gierki, ok?
- Ma się rozumieć szefie. - odparł Terry.
- No, to do boju hołota, spotykamy się w hotelu.
Wybiła 18.30, przyszedł czas na ostatnią odprawę w hotelu.
- Panowie. Nawet nie wyobrażacie sobie tego, co wam zrobię, jeżeli zawalicie ten mecz. To trzeba wygrać. Macie być jak Dywizjon 303 podczas II WŚ, jak Adam Małysz za najlepszych lat swojej kariery, jak ja w skoki, jak..
- Okej, wiemy, jak mamy grać. - przerwał mi Davies.
- Cieszę się. Tak się składa, że znam wyjściową jedenastkę Szkopów więc omówimy ją sobie krok po kroczku. Na bramce stoi półzawodowiec - Rene Adler. Czemu pół pytacie? Ponieważ jest też murarzem. Skubany świetnie broni i nie ma z nim to tam to. Na prawej obronie mamy Osmana Turka, oczywiście zawodnika z importu. Kiepsko gra, więc można go łatwo objechać. Na lewej jest ciężej, bo tam stoi Philipp Lahm, twardy jak ściana. Kapitan Szkopów. To ich głównodowodzący i od niego sporo zależy. W środku Jerome Boateng i Heiko Westermann. Kiepawi z nich sztukmistrze, nawet Shawcross mógłby ich okiwać, a co dopiero Rooney z Walcottem. Im dalej tym tragiczniej, bowiem na prawej pomocy stoi syn żółwia i kangurzycy - Daniel Schwaab. Ten gość jest tak niesamowicie kiepski, że chcę go kupić do Man U, więc Mattock, uważaj na niego! Lewą flanką trzęsie łoś z Emiratów czyli Marko Marin. W środku jest nieco lepiej, głównie ze względu na Toniego Kroosa, jednego z moich ziomów. Przyciśnijcie go i powinno być ok. Towarzyszy mu niewidzialny Lars Bender. Dlaczego niewidzialny? Jest tak chudy, że gdy stanie do was bokiem, weźmiecie go za drogowskaz. Tak więc wiecie, parę bezpardonowych wejść i po nim. No i dotarliśmy na koniec układanki. Mario Gomez i Richard Sukuta-Pasu mylą bramkę z reklamami, tak więc nie sądzę, żebyś Carson miał dużo do roboty. No, to tyle. Powodzenia!
Po odprawieniu moich graczy posiedziałem chwilę nad taktyką na finał. Doszedłem do wniosku, że najlepiej będzie zagrać prostym 4-4-2 czyli takim samym ustawieniem co Niemcy. Miało to na celu pokazanie tego, że moi piłkarze są lepsi, a o sukcesie nie zadecydował mój geniusz taktyczny. Około 22 zasnąłem i śniłem o zwycięstwie i Pucharze Świata. Ale przedtem trzeba było zagrać mecz finałowy.
Niedziela, 13.07.2014 r., godzina 15.00 -> stadion Maracana w Rio.
- Ludzie, to już koniec. Miło było przez cały turniej, ale jeżeli przegracie, cały ten miesiąc pójdzie na marne. Kibice wam nie wybaczą, a pamiętajcie, że Anglików jest z 50 milionów. Tak więc wyjdźcie na boisko i rozjedźcie tych Niemiaszków!! Skład jest następujący:
Anglia - Dojczland -> formacje.
Usiadłem na ławce podśpiewując "Trzynastego nawet w grudniu jest wiosna, trzynastego Anglii nikt nie sprosta.." oraz "Paradise City" z repertuaru Guns 'N' Roses. Jednak szybko musiałem wstać i wyrzucić z siebie:
- Mattock pajacu!! Przyspawało cię do tego boiska?! Rusz się, albo cię zmienię!
- Spokojnie trenerze, to dopiero rozgrzewka.
- Zaraz będziesz się rozgrzewał na ławce!
Po chwili znowu zacząłem krzyczeć:
- Marrow! Jak nie chcesz grać, to przynajmniej nie udawaj, że umiesz! Podaj do Lamparda i nie kompromituj się! Lampard, ty tu jesteś szefem, powiedz mu coś, bo rzucę w niego tym dachem z ławki rezerwowych!
Denerwowałem się bardziej niż moi gracze. Nagle, w 17 minucie, zdarzył się cud:
- Rooney, podaj do Lamparda! Podaj do choinki jasnej! Lampard masz Walcotta, no dajesz mu na dobieg. Walcott biegnij, ja cię błagam, biegnij! Ładuj, ładuj no ładuj!! Tak!!!!!!!!
Usiadłem z wrażenia. Anglia wygrywała z Niemcami 1-0! W przerwie musiałem jednak zmotywować grajków do kontynuowania tej świetnej gry.
- Nieźle, ale może być jeszcze lepiej! Strzelcie drugiego i potem wykopujcie piłki jak najdalej! Z dwubramkową stratą nawet Luftwaffe i Wehrmacht im nie pomogą! No, do roboty! Rooney, szkoda mi ciebie, na serio mi cię szkoda. A
Było dobrze, nie miałem powodów do krzyku. Nadeszła 75 minuta gry.
- Faaaaaaaaaul!!! Ściął go, karny!!!!! Jest!!!!!!!!! Lampard strzela, Lampard strzela! Traf, traf!!!!!!!! Gooooooooool! 2-0! 2-0!
Nic już nie mogło zabrać Anglii zwycięstwa. 50 milionów ludzi czekało 48 lat na upragnione Mistrzostwo Świata. Dokonałem tego ja, choć przed turniejem stawiano na nas jak 50-1. Ten kto postawił kasę u bukmachera, sporo zgarnął.
Anglia - Dojczland -> screen z meczu + statystyki meczowe.
Anglia - Dojczland -> statystyki Anglików.
Nareszcie koniec! Anglia została Mistrzem Świata. Dla mnie to jednak nie koniec roboty, za 2 lata Mistrzostwa Europy w Szkocji i Walii i znowu minie 48 lat od ostatniego sukcesu, jakim było 3 miejsce w 1968 roku.
Ach, PS. Łapcie parę screenów ze statystykami i nagrodami:
Najlepsza zgraja grajków na MŚ.
Proszę, naprawdę proszę o udział w sondzie, bo bez tego trudno będzie mi tworzyć następne odcinki.
To tyle, jeśli chodzi o cykl "Angielszczaki i mundialowa paranoja." Możecie jednak przeżyć to wszystko jeszcze raz, dzięki unikatowemu plikowi pdf, który możecie zachować na swoich komputerach. Enjoy!
Angielszczaki i mundialowa paranoja - the complete saga.[PDF.]
___________________________________________________________________________
Z cyklu ogłoszeń wielkanocnych.
Życzę wszystkim Wam, drodzy Towarzysze, zdrowych i wesołych świąt, wielu udanych sezonów w FM'a, oraz żeby dobry humor był zawsze z Wami! Smacznego jajka!
Bolson.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Budżet płacowy to podstawa |
---|
Jeżeli po zamknięciu okienka transferowego na Twoim koncie pozostał zapas gotówki, wejdź do siedziby zarządu i zmieniając proporcje "przerzuć" część kasy do budżetu płacowego. W trakcie sezonu możesz nie potrzebować pieniędzy na transfery, a zarząd spojrzy na Ciebie przychylniejszym okiem, jeżeli zostawisz duży zapas budżetu na wynagrodzenia. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ