LOTTO Ekstraklasa
Ten manifest użytkownika Bolson przeczytało już 2337 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
- Kolejny sezon minął... Czy nasza liga nie jest za łatwa dla Zagłębia Lubin?
- Wydaje się, że tak niestety jest. Takiej przewagi nie mieliśmy jeszcze nigdy.
- Czego zatem jest to wina?
- Uważam, że taki stan rzeczy jest spowodowany tym, że rzekomi 'potentaci', którzy mieli stanowić o sile naszej ligi, wcale nimi nie są. Nie ma awansów do grup europejskich pucharów, co przekłada się na brak pieniędzy. Proszę zobaczyć, jak rozwinęło się Zagłębie Lubin po pierwszym awansie do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Przecież za sam awans dostaliśmy więcej pieniędzy, niż taka Polonia Bytom uzbiera przez dwa lata. I jak my mamy z kimkolwiek w Europie rywalizować, skoro wyłania się tylko jedna siła?
- Ale może to jest rozwiązanie? Zagłębie wygrywa raz za razem, podnosi renomę naszej ligi, a inne kluby po czasie zrozumieją, że trzeba coś zrobić, żeby wspomóc wasze starania?
- Powiem tak, nasze drużyny są zacofane i nie można tego ukrywać. Sprowadzanie wyrzutków z Brazylii to nie jest rozwiązanie, które przyniesie nam wymierne korzyści. My w Zagłębiu osiągnęliśmy swój cel poprzez kupowanie solidnych graczy, ale nie z Kraju Kawy, tylko z Bałkanów i ze Wschodniej Europy. Nie wiem, gdzie bylibyśmy teraz bez graczy takich jak Lovrecic, Grabez, Stasevich czy Mijatovic, którzy byli motorami napędowymi, pozwalającymi nam na szybkie wspięcie się na sam szczyt. Potem przychodzili już coraz to lepsi gracze, którzy jeszcze powiększali naszą przewagę nad resztą, żeby wymienić tylko Skjelbreda, Annana czy Laurito. Oczywiście bylibyśmy nigdzie, gdyby nie nasza polityka transferowa.
- No właśnie, warto chyba o tym wspomnieć. Jak w ciągu trzech sezonów udało się panu zbudować drużynę, która zdominowała naszą ligę i, co nawet ważniejsze, trzeba się z nią liczyć także w Europie?
- Prosta sprawa. Biznes rodzi biznes – wystarczyło wypromować paru zdolnych grajków zagranicę, ściągnąć z list transferowych kolejnych, niepotrzebnych, a zarazem niesamowicie, jak na polską ligę, utalentowanych i tak w kółko. Najlepszy przykład, jaki mogę panu podać, to Robert Feczesin. Przyszedł do Lubina z Brescii za żenująco śmieszne... 5 tysięcy złotych, a odszedł do Angers za 2,5... ale już milionów euro, co daje nam 12 milionów złotych. Proszę sobie policzyć przebitkę.
- Rzeczywiście, niesamowite. Czyli wszystko opiera się na biznesie?
- Gdzieżby... Bez taktyki ani rusz.
- Czyli ma pan swoje własne ustawienie, które demoluje każdego? Może pan nam zdradzić jego szczegóły?
- Przykro mi, ale cóż... zdradzając szczegóły naraziłbym się na utratę tej przewagi, którą mamy. Mimo iż przez trzy lata nic się nie zmieniło, to wciąż nie można nas rozgryźć i wolałbym, żeby tak pozostało jak najdłużej.
- To może chociaż coś o składzie?
- Co roku dokonujemy roszad, które pozwalają nam stać się lepszymi. Niestety, mimo moich usilnych starań, sprowadzamy zbyt mało Polaków. Powód jest prosty, kluby przekonane o swej wielkości nie chcą sprzedawać swoich najlepszych graczy za rozsądne pieniądze, więc musimy się posiłkować równie dobrymi, a w dodatku tańszymi zawodnikami z zagranicy.
- A kto teraz według pana jest gwiazdą Zagłębia?
- Za największą uznałbym Igora Stasevicha, który z roku na rok staje się coraz lepszym zawodnikiem, a swoją postawą zasłużył na opaskę kapitana, którą otrzymał na początku nowego sezonu. Na drugim miejscu postawię Pera Ciliana Skjelbreda, bo okazuje się on być królem środka pola, a i jest w stanie rozkręcić akcję na skrzydle. Na najniższym stopniu podium stanie nasza opoka – Sebastian Viera. Bez niego mielibyśmy ze 100 bramek straconych więcej.
- Teraz powróćmy jeszcze do kwestii siły naszej ligi. Co trzeba zrobić, żeby jednak zacząć się liczyć w Europie?
- Po pierwsze, pozostałe kluby biorące udział w LE, a mamy ich aż trzy, muszą się dostać do fazy grupowej. Nie tylko Zagłębie musi nabijać Polsce punkty do rankingu UEFA. Mimo że co sezon dołączamy do naszego konta aż 10, to można jeszcze więcej. Poza tym, nawet gdy osiągnęliśmy w tym sezonie ćwierćfinał Ligi Mistrzów, to awansowaliśmy tylko o 9 miejsc w hierarchii rozgrywek, przez co nie chcą do nas przychodzić lepsi piłkarze. Potrzeba czasu, niestety, upadliśmy na dno i trzeba się z niego wygrzebać.
- Właśnie, Liga Mistrzów! Jak ocenia pan postawę Zagłębia w tych rozgrywkach?
- W pierwszym sezonie nie mieliśmy doświadczenia, trafiliśmy do grupy z MU, OM i Sampdorią i udało się nam awansować, pokonując w Lubinie Manchester, co było nieziemskim wydarzeniem, przez tydzień idąc gdziekolwiek można było usłyszeć „Wielkie, wielkie, wielkie Zagłębie!”. Jednak w 1/8 sprowadziło nas na ziemię Napoli, wygrywając w dwumeczu aż 6-2. Drugi sezon? Nie uwierzyłem, gdy doszło do losowania grup. Znowu Manchester United, znowu Olympique, tylko tym razem Lyon, no i Standard. Szczerze mówiąc, liczyłem na awans z 3 miejsca i namieszanie w LE, ale o dziwo 8 punktów po 2 zwycięstwach ze Standardem i 2 remisach z Francuzami awansowaliśmy dalej, gdzie czekało na nas Schalke. W pierwszym meczu 2-1 dla nas, a w drugim... miazga. Do 88 minuty 3-0 dla Zagłębia, a Niemców było stać już tylko na 2 bramki i znaleźliśmy się w ćwierćfinale, a tam... Real Madryt. Przegraliśmy ledwie 3-2 w dwumeczu, co było zaszczytem. Obiecałem sobie, że w tym sezonie wrócimy mocniejsi.
- Miejmy nadzieję, że tak będzie, dziękuję bardzo za wywiad.
- Ja również dziękuję.
To już mój czwarty sezon pracy w Lubinie. Kolejny rok próbuję wyciągnąć polską ligę na szczyt Europy, ale ona wyraźnie stawia opór. Jagiellonia, wicemistrz 2012/13, straciła do nas aż dwajścia sześć punktów, co najlepiej odzwierciedla poziom reszty Ekstraklasy. Spowodowało to, że nie oglądamy się już na resztę klubów w Polsce, tylko na Europę, którą próbujemy gonić. Jak co roku, musiałem dokonać roszad w składzie – typowa wymiana szrotu na kogoś z wysokiej półki. I tak pojawili się w Lubinie:
Leroy Fer, 23 lata, Feyenoord Rotterdam, 3 miliony euro.
Jeden z najdroższych graczy kiedykolwiek sprowadzonych do Zagłębia. Ma być alternatywą dla Anthonego Annana i od czasu do czasu, oprócz rozbijania ataków, huknąć z dystansu. Jeden z najbardziej perspektywicznych Holendrów w ostatnim czasie, kandydat do gry w reprezentacji.
Daniel Fredheim Holm, 27 lat, AaB Aalborg, za darmo.
Kolejny po Skjelbredzie Norweg w składzie Zagłębia. Wraz z Perem mogą stanowić zabójczy duet na skrzydłach lubinian, a do tego Daniel będzie w stanie w awaryjnych przypadkach zastąpić nasze żądła – Janczyka, Sito Rierę czy Laurito. Zważywszy na to, że przyszedł za darmo, będzie wielkim wzmocnieniem.
Giorgos Tzavelas, 25 lat, Eintracht Frankfurt, 525 tys euro.
Nie ukrywam, że od dawna polowałem na Greka. Podobnie jak w przypadku Holma i Skjelbreda, Tzavelas stworzy znakomity duet ze swoim vis-a-vis – Giannisem Skondrasem. Oczywiście będzie musiał sobie wywalczyć pierwsze miejsce pokonując Wawrzyniaka, co nie powinno być łatwym zadaniem.
Adam Danch, 25 lat, Philadelfia Union, 750 tys euro.
Adaś ma za zadanie zastąpić jednego z najbardziej cenionych graczy w Zagłębiu – Andre Mijatovica, który odszedł na zasadzie wolnego transferu i szuka klubu. Danch ma bardzo dobre umiejętności, które pozwolą mu na sumienne wypełnienie zadania, jakie przed nim stoi.
,
No i czas na bombę, człowieka, którego nikt nigdy nie wyobrażałby sobie w miedziowej koszulce. Z miejsca stał się gwiazdą i półbogiem - Nigel De Jong, 28 lat, wolny transfer.
Niesamowity transfer, który jest znakiem tego, że Polska zaczyna się znowu liczyć w świecie i będą do niej przychodzić coraz lepsi gracze. De Jong oczywiście otrzymał największą tygodniówkę w klubie (a kto wie, czy nie w kraju) – 31,5 tysięcy euro. Już wiadomo, że będzie legendarnym graczem.
Z klubu odeszli zaś Janusz Gol, Mikhail Sivakov, Haris Handzic, Nikola Tolimir i Artur Sobiech. Ten ostatni za rekordową sumę 4,3 milionów euro, co daje około 21 milionów złotych, a więc 2 razy więcej niż otrzymaliśmy za symbol Lubina – Dusana Djokicia, który za 10 milionów poszedł do Toulouse. Jeżeli już nikogo nie sprzedamy, to zamkniemy okno transferowe mając na koncie około 36 milionów euro.
Po 3 latach grania sparingów w Afryce i obu Amerykach postanowiliśmy zaprosić do siebie solidne europejskie firmy na próbę sił. I tak:
Zagłębie 1-2 Club Brugge,
Zagłębie 2-2 AS Monaco,
Zagłębie 1-2 Szachtar Donieck,
Zagłębie 3-0 FC Kopenhaga,
Zagłębie 3-0 Aston Villa Birmingham.
Następnie przyszedł czas na Ligę Mistrzów, gdzie mieliśmy obić Besę Kavaja z Albanii. Misja się powiodła, w dwumeczu wygraliśmy 6-2.
Prawdziwe wyzwanie to mecz z Jagiellonią Białystok, wicemistrzem Polski o Superpuchar. No, może nie takie znowu wyzwanie. Spotkanie z Jagą było rozgrywane między dwoma meczami w LM i postanowiłem, że wystawię na tą okazję rezerwy, które i tak mogły sobie bez problemu poradzić z przeciwnikami. Jako jedyny z nowego zaciągu w pierwszym składzie pojawił się Fredheim Holm, ponieważ chciałem postawić na zgranie.
Zostaliśmy bardzo ciepło przywitani na stadionie Wojska Polskiego, bo tylko 20 tysięcy z 30 obecnych na stadionie kibiców nas wygwizdało. Od początku spotkania dominowaliśmy, a Jagiellonia, niby czekająca na kontrę, rozpaczliwie odpierała nasze ataki. Jednak z każdą minutą przewaga rosła, aż wreszcie, po niecałym kwadransie Anej Lovrecic pięknym strzałem z 18 metrów pokonał Skorupskiego. Jaga zrozumiała, że bez ataków nic nie wskóra i zaczęła naciskać, jednakże za każdym razem na posterunku był fenomenalny Viera. W dodatku, na 8 minut przed przerwą lewym skrzydłem pociągnął Fredheim Holm, ograł dwóch obrońców i wrzucił piłkę prosto na głowę Pawłowskiego, który nie mógł chybić i schodziliśmy do szatni z dwubramkowym prowadzeniem. Po przerwie nie zmieniło się praktycznie nic, Jaga atakowała, ale wciąż bezskutecznie. My zaś spokojnie czekaliśmy na swoją szansę na postawienie kropki nad i. Ta nadeszła w 63 minucie – Fredheim Holm na długi słupek z rzutu rożnego, a Stasiak nie miał problemów z wpakowaniem piłki do siatki. Mając 3 bramki na koncie mogłem spokojnie patrzeć na mojego wielkiego wroga – Tomka Kafarskiego, który pieklił się na ławce Jagi. Zwycięstwo było nasze, a on nie mógł nic poradzić. Koniec końców zarówno drużyna, jak i ja osiągnęliśmy swoje cele i bez większego problemu pokonaliśmy Jagiellonię.
Niewiele po tym spotkaniu wylecieliśmy do pięknej i słonecznej Bułgarii, żeby obić tyłki Czernomorcowi Burgas. Ich największą gwiazdą jest Ronaldo (nie ten, ani nie ten Cristiano), ale z tego, co przedstawił mi mój scout, nie będzie grał dłużej niż 70 minut, bo jego wytrzymałość jest na żenującym poziomie. Mając do dyspozycji pierwszą jedenastkę, mogłem rzucić na gospodarzy pełną siłę Zagłębia Lubin.
Nic dziwnego, że bukmacherzy nie dawali większych szans gospodarzom. Mimo tego, nie 'narobili w gacie', tylko stanęli do walki, dominując przez pierwsze minuty spotkania, niejako robiąc na złość wszystkim spisującym ich na straty. Jednak po tym okresie przewagi, mecz się wyrównał, a widowisko bardzo na tym straciło i to na tyle, że do przerwy wynik brzmiał 0-0. W drugiej połowie stan rzeczy nie uległ zmianie, a kibice powoli uczyli się synchronicznego ziewania. Postanowiłem wpuścić na boisko Laurito, który nie raz i nie dwa znakomicie się spisywał w roli jokera. I rzeczywiście, Argentyńczyk rozruszał trochę naszą grę. Na kwadrans przed końcem Czernomorec mógł wygrać spotkanie, ale Ronaldo, awizowany jako bohater spotkania, nie trafił w bramkę będąc sam na sam z golkiperem. Tuż po tym Annan był bliski zdobycia gola, ale jego główka poleciała nad poprzeczką. Nic już nie uległo zmianie i w tym żenująco nudnym meczu padł bezbramkowy remis. Tragedia...
Mieliśmy tydzień na obgadanie kilku spraw przed rewanżem, który, dzięki Bogu, rozgrywaliśmy u siebie. Postanowiłem zastosować trochę modyfikacji w taktyce, gdyż skrzydłowi za bardzo zbiegali do środka, przez co nie było miejsca dla ofensywnie usposobionego pomocnika, odpowiedzialnego za rozgrywanie piłki. Również przed meczem kontrakt przedłużył Per Ciljan Skjelbred, ucinając spekulacje łączące go z Bayerem Leverkusen i Panathinaikosem Ateny (he he he). Czernomorec wiedział, że w Lubinie będzie mu znacznie ciężej, stąd Krasimir Balakov postanowił ustawić zespoł w zupełnie inny sposób w porównaniu do tego, jaki wystawił u siebie. U mnie zaś de Jonga zastąpił Fer, Skjelbreda Pawłowski, a Janczyka Laurito.
Już w 35 sekundzie mogliśmy prowadzić, ale Sito Riera postanowił przytrzymać nas w oczekiwaniu, trafiając w poprzeczkę. Trzy minuty później Stasevich zdecydował się wykopać piłkę w trybuny z jakichś ośmiu metrów, ale to zamiast denerwować, napawało optymizmem. Wreszcie, po 20 minutach z pomocą przyszedł nam Samuel, obrońca Czernomorca, który w polu karnym wyciął Laurito równo z ziemią, dzięki czemu Stasevich stanął przed szansą pokonania Whittakera, co uczynił bez najmniejszego problemu. Po tej bramce gra naszego zespołu znacznie się ożywiła, ale zasnęła obrona, co powinni wykorzystać goście. Na nasze szczęście, w bramce stoi taki ktoś jak Wojtek Szczęsny, który wybronił w sposób niesamowity dwa strzały Bułgarów. W 32 minucie Szymon Pawłowski pociągnął prawą stroną i dośrodkował wprost na głowę Sito Riery, który podwyższył nasze prowadzenie i dzięki temu już spokojnie obserwowaliśmy resztę spotkania. Sześć minut przed przerwą Stasevich mógł zamknąć sprawę, ale po raz kolejny pomylił się okrutnie, trafiając w trybuny. O dziwo do przerwy to goście mieli więcej strzałów na naszą bramkę, jednakże my byliśmy celniejsi. W 53 minucie piłka krążyła jak po sznurku między graczami Zagłębia, Annan w ostatniej fazie tej akcji idealnie dograł do Sito Riery, a Hiszpan nie pomylił się i było game over. Pięć minut później Czernomorec postanowił nie zawieszać broni, a strzelcem gola był ten, który zawalił pierwszego – Samuel. Na piętnaście minut przed końcem Pawłowski po raz kolejny obił słupek bramki Whittakera, a nasza dominacja była wyraźnie widoczna. Nic złego nie mogło się nam już stać. Gdy już wszyscy szykowali się do wyjścia, Holm dośrodkował z rzutu rożnego, Annan przedłużył do Tui, a Włoch nie omieszkał huknąć z woleja pod poprzeczkę. Wygraliśmy 4-1 i spokojnie przeszliśmy do następnej rundy.
Dodam jeszcze, że w 4-tej rundzie trafiliśmy na Banika Ostrawa. Do przeczytania!
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Budżet płacowy to podstawa |
---|
Jeżeli po zamknięciu okienka transferowego na Twoim koncie pozostał zapas gotówki, wejdź do siedziby zarządu i zmieniając proporcje "przerzuć" część kasy do budżetu płacowego. W trakcie sezonu możesz nie potrzebować pieniędzy na transfery, a zarząd spojrzy na Ciebie przychylniejszym okiem, jeżeli zostawisz duży zapas budżetu na wynagrodzenia. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ