Ten manifest użytkownika Bolson przeczytało już 931 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Mecz Manchesteru City z Manchesterem United nie układał się jak zwyczajne spotkanie. Przez pierwsze dziesięć minut Czerwone Diabły siedziały na swojej połowie i czekały, aż przejdzie huragan. Niedługo potem piękną główką popisał się Rooney, a jeden z antybohaterów tego spotkania – Chris Foy, postanowił wtrącić swoje trzy grosze i wyrzucić z boiska Kompany’ego. Słusznie czy niesłusznie, nie o tym chcę się rozpisywać, bo na pewno zajmą się tym inni, bardziej zaznajomieni z przepisami i bez dwóch zdań bardziej kompetentni od przeciętnego zjadacza chleba, jakim jestem ja. Im dalej w mecz, tym robiło się ciekawiej. Gol Welbecka po dość słabym zachowaniu obrońców City i jedna z niewielu decyzji Foy’a, która mimo wszystko kontrowersyjna nie była – podyktowanie karnego, którego na raty w trzecie trafienie zamienił Wayne Rooney. Do przerwy United wygrywało 3-0, grało w 11 na 10, a wszyscy zastanawiali się, ile jeszcze bramek uda się wbić osłabionym rywalom z Etihad Stadium. W chwili, gdy piszę to zdanie jest 81 minuta spotkania, a Man United nie wbiło ani jednej bramki, ba, straciło dwie. Chris Foy w drugiej połowie powinien podyktować drugiego karnego dla United, ale dobra, przed przerwą powinien dać Giggsowi co najmniej żółtą kartkę za zrównanie z ziemią Aguero, więc załóżmy że chciał wyrównać rachunki.
Z innych pozytywnych wiadomości – na boisko wrócił Paul Scholes. To taki 37-letni rudzielec w czerwonej koszulce, który obecnie będzie biegał po murawie z numerem 22. Do tej pory nie wiadomo, czy to akt desperacji czy próba wymuszenia na naszych kochanych właścicielach wyłożenia wielkich pieniędzy na naprawdę dobrego pomocnika, a może Sir Alex przekonał Rudego Księcia, bo po prostu dobrze mieć takiego Scholesa u siebie. Tylko że tu pojawia się problem wieku – 37 lat na karku oznacza, że do tej właściwej emerytury, a nie przerywanej, już naprawdę jest bliżej niż dalej (tak, panie Giggs, to pana też się tyczy) i choć chęć gry pozostaje, możliwości fizyczne już nie te. W dzisiejszym futbolu, w którym gra jest coraz szybsza, coraz więcej się biega i nawet najlepiej przygotowani fizycznie mogą mieć okazyjnie problemy, nie możemy wymagać cudów od naszych Oldbojów, czego świadkami byliśmy przy drugiej bramce dla City (choć skłaniam się też ku opinii, że Scholesy po prostu nie wszedł w meczowy rytm).
W każdej sondzie pod tytułem „Na jakiej pozycji Manchester United potrzebuje wzmocnień?” odpowiedź brzmi „W pomocy”. Sam zagłosowałem w pięciu czy sześciu takich, właśnie na środek pola (głównie dlatego, że nie można wybrać prawej obrony). Ale, w przeciwieństwie do 90% kibiców, którzy zbawiciela upatrują w kreatywnym środkowym pomocniku takim jak Sneijder, Modric, a ostatnio też i Kaka, mam inny pomysł na wzmocnienie United. Mamy Andersona i Cleverley’a, którzy wspierani czasami przez Giggsa, oczywiście zakładając że cała trójka jest zdrowa i w formie, powinni w zupełności wystarczyć, zwłaszcza że Ando i Clev nie są w wieku Walijczyka. Moim skromnym zdaniem jest nam potrzebny pomocnik z petardą w nodze, który będzie łamał poprzeczki i rozrywał siatki, a przy okazji porządnie odbierze piłkę. Coś jak Darron Gibson, ale jakieś czterdzieści sześć razy lepszy. Dlaczego? Już tłumaczę.
Jeżeli ktoś uważnie śledził zakończony przed paroma chwilami derbowy pojedynek, można było zauważyć jedną zasadniczą analogię do hokeja na lodzie. Otóż w takim NHL, gdy mamy do czynienia z powerplay (grą w przewadze dla niezaznajomionych), drużyna, która posiada przewagę liczebną trzyma przeciwnika w hokejowym zamku, podając krążek po obwodzie, szukając możliwości przebicia się przez szyki obronne, w konsekwencji uderzając na bramkę i pokonując bramkarza. Nie inaczej było w przypadku Manchesteru United, który z uporem maniaka chciał trzymać swoich rywali w błękitnych koszulkach w okolicach ich pola karnego, szukając podania do skrzydła, stamtąd płaskiego dośrodkowania w nadziei na znalezienie Rooney’a albo Welbecka, którzy mieliby wykończyć akcję strzałem z bliskiej odległości. City było jednak znakomicie ustawione, szyki obronne, mimo przewagi liczebnej przeciwnika, cechowała podręcznikowa wręcz organizacja. W tym momencie przydałoby się coś, co w koszykówce nazywa się inside-outside. Gdy rozgrywający podaje do centra, żeby ten zagrał tyłem do kosza, zazwyczaj do środkowego podchodzi drugi zawodnik rywala, a wtedy taki Gortat wyrzuca piłkę na obwód do niekrytego krytyka zawodnika na obwodzie, który słynie z bycia strzelcem wyborowym i jeśli nie jest Bryantem albo LeBronem, rzuci trójkę i zazwyczaj zrobi to celnie.
Podobną metodę można byłoby zastosować w przypadku United. Giggs i Valencia wraz z Evrą i Jonesem pchają się skrzydłami, a wtedy na 25 metrze czai się pomocnik, który w razie nieudanej próby przebicia się flanką otrzymałby piłkę, a następnie pociągnął za spust i uwolnił potężną prawą nogę. Oczywiście nie można zagwarantować skuteczności tej metody, ale kto broni spróbować, skoro plan A zawiódł. Wydaje się ostatnimi czasy, że Sir Alex gdy planu A nie uda się wykonać, siedzi na ławce i tyle. Trzeba mieć kilka rozwiązań i potężne uderzenie z dystansu może być właśnie jednym z nich. Może gdyby podczas pucharowego spotkania gracze United pokusili się o takie rozwiązanie (o ile się nie mylę, raz sprzed pola karnego spróbował Rooney, ale to nie było granie skrzydłami w „zamku”), zobaczylibyśmy czwartą bramkę dla MU, a nie obgryzali paznokcie do ostatniego gwizdka pana Foy’a.
Pozostaje tylko pytanie, kto mógłby być za ten element odpowiedzialny. Kiedyś idealnym kandydatem był właśnie Scholes, który potrafił zrobić takie rzeczy:
Teraz, jeśli mielibyśmy się trzymać angielskiego przepisu na szczęście, kandydatem mógłby być Tom Huddlestone:
W Anglii przebywał także pewien Islandczyk, Gylfi Sigurdsson (pomijam przymioty FM-owe):
Jeśli chcielibyśmy zaś wzmocnić się kosztem innej drużyny z Premiership, może Cheick Tiote?
I ostatnia już propozycja – Toni Kroos.
Oczywiście takich zawodników jest wielu, trzeba tylko poszukać odpowiedniego. Moim zdaniem warto, dodatkowa opcja w ataku zawsze się przyda.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Budżet płacowy to podstawa |
---|
Jeżeli po zamknięciu okienka transferowego na Twoim koncie pozostał zapas gotówki, wejdź do siedziby zarządu i zmieniając proporcje "przerzuć" część kasy do budżetu płacowego. W trakcie sezonu możesz nie potrzebować pieniędzy na transfery, a zarząd spojrzy na Ciebie przychylniejszym okiem, jeżeli zostawisz duży zapas budżetu na wynagrodzenia. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ