Ten manifest użytkownika Godman przeczytało już 876 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Mój ostatni wpis był może zbyt frywolny, albo zbyt doniosły (inaczej – mógł sprawiać momentami wrażenie doniosłego…). A w mojej menedżerskiej naturze leży również dzielenie się tym, co wiem, co widziałem, co uważam za słuszne. I nie chodzi tylko o wykłady, które stawiają pytania, nie przynosząc odpowiedzi (aczkolwiek takie zmuszają do myślenia). Pomyślałem więc, że może opiszę coś bardzo przyziemnego, prostego, wydawałoby się – oczywistego. Przekaz ten kieruję przede wszystkim do młodych adeptów menedżerki, którzy stawiają pierwsze kroki na FM-owym polu. Starszych, bardziej doświadczonych managerozaurów* proszę o korektę i opinię – w końcu człowiek się uczy całe życie.
Wypożyczenie zawodnika, czyli tak zwany loan. Nieodłączna część managerskiego fachu, z którym spotykamy się prawie tak często, jak z transferami – niektórzy nawet częściej. Jak bardzo, i czy w ogóle taka opcja jest przydatna – każdy decyduje sam, a sytuacja w klubie tą decyzję determinuje. Ale czy każdy zdaje sobie sprawę z pełnych konsekwencji skorzystania z tego (bądź co bądź) dobrodziejstwa? Jeśli uważasz, ze nie – przeczytaj kilka moich porad.
Wypożyczenia dzielimy na kilka „rodzajów”. Łatwiej będzie omówić każdy z osobna.
1.Wypożyczamy swojego młodzieżowca, celem ogrania się w lidze.
Mamy oto młodego adepta sztuki piłkarskiej, którego uważamy za godnego poświęcenia odrobiny czasu i wirtualnych pieniędzy prowadzonego przez Nas klubu. Jego niedostatki w wyszkoleniu, doświadczeniu, czy innych obszarach, nie pozwalają z czystym sumieniem, i spokojem o własne stanowisko (zwłaszcza, jeśli to bramkarz!) na umieszczanie go w pierwszym składzie. Jest to problem przede wszystkim dużych klubów, gdzie presja wyniku jest ogromna, a jedna porażka wywołuje falę krytyki. Nie wspomnę o wyprzedzających Nas w tabeli rywalach. A nie ma nic lepszego, nic bardziej skutecznego w podnoszeniu jakości gracza, jak mecze. Ale… czy Nasza drużyna nie ma rezerw, lub drużyny młodzieżowej? Na pewno ma! Przecież tam z powodzeniem może grać w meczach, i uczyć się. „To nie to samo, co pierwszy skład, nawet słabszej drużyny” – rzeknie ktoś. Owszem, ale jakiej drużyny? Jeśli grając Chelsea wypożyczamy młodziaka do Blackburn – to jasne, że jest to dobry ruch. Ale do Kettrering Town? No nie wiem, czy w rezerwach klubów Premiership poziom nie jest wyższy… Ponadto pamiętajmy – zawodnik przez czas wypożyczenia będzie trenował na boiskach, oraz z trenerami jego tymczasowej drużyny. Jeśli ich infrastruktura i sztab szkoleniowy są mizerne – to i mizerne będą jego postępy. Może więc lepiej zostawić go u siebie – niech gra w rezerwach – ale jego rozwojem zajmują się specjaliści, których sami zatrudniliśmy. Sama gra w pierwszym składzie to rzecz pomniejsza – najważniejsze jest przeciw jakim zawodnikom będzie nowicjusz grał, i kto będzie go trenował. A – byłbym zapomniał – jeśli już wypożyczamy – zawsze wybierzmy opcję „Może zostać ściągnięty spowrotem” – grosze, które zarobimy na jego wypożyczeniu wydadzą się nieistotne, kiedy okaże się, że trener jego nowej drużyny zmienił zdanie (albo Zarząd zmienił trenera :)), i nie wystawia go do składu. Wtedy ani nie będzie dobrze trenował, ani grał. Kloaka – rzekłaby Pani Frau :)
2.Wypożyczamy swojego doświadczonego zawodnika, bo nie mieści się w składzie.
Sytuacja podobna, do poprzedniej, z tym że kwestię treningu możemy potraktować z lekkim przymrużeniem oka. Zawodnik osiągnął już taki poziom, jakie dane mu było osiągnąć (może niektórzy lepiej zrozumieją, jak napiszę CA = PA :)). Teraz liczy się tylko forma fizyczna, i piłkarska – a także psychiczna. Zwłaszcza, jeśli jest to napastnik – jak postrzela trochę bramek, uwierzy, że nadal potrafi to robić. Ale znów – pamiętajmy, aby klub, do którego chcemy go wypożyczyć był dla niego lepszym miejscem, niż Nasze rezerwy. Czy chcemy otrzymać za wypożyczenie pieniądze – czemu nie – ale tylko w przypadku, kiedy jesteśmy absolutnie pewni, że w okresie wypożyczenia zawodnik Nam się nie przyda. Żeby potem nie było lamentu – „ależ teraz on by się przydał, a tak rozgrywającym musi być boczny obrońca…”. Polecam też przemyśleć – czy za te pół roku, czy rok, kiedy zawodnik wróci, to czy jego szanse na grę będą większe? A może będziemy chcieli mieć jeszcze mocniejszy skład, niż ten, do którego on już się nie mieści? Może jednak ulżyć zawodnikowi, i Nam samym – i po prostu go sprzedać. Klub to nie magazyn :)
3.Wypożyczamy zawodnika do wzmocnienia swojego składu.
Wyższa szkoła jazdy. Zagrożeń jest tak dużo, że ja korzystam z tej opcji jedynie w ostateczności. Po pierwsze – za wypożyczenie zazwyczaj trzeba zapłacić. Sprawdzam więc, czy te pieniądze nie wystarczą do zakupu jakiegoś utalentowanego młodziana z mojej shortlisty, albo raportów scout'ów. Po drugie – wypożyczymy zawodnika, ten zgra się z drużyną, a potem odejdzie – a to, co udało się osiągnąć, częściowo bierze w łeb. Może lepiej dać szansę pretendentowi do pierwszego składu – ryzyko jest niemałe, ale jeśli okaże się to dobry wybór – młody będzie już zgrany z drużyną, z którą spędzi być może ładnych kilka lat. Po trzecie – na liście do wypożyczenia zawodnicy znajdują się nie bez powodu – patrz punty 1 i 2. W pierwszej wersji wypożyczymy niedoświadczonego, ale utalentowanego grajka – i jego piłkarskie „pierwsze śliwki robaczywi” zjemy właśnie My. A ile zdrowych owoców z tego będzie – nie wie nikt. Wersja druga – gracz doświadczony. Ale skoro jego klub go nie chce (przynamniej na razie) – to coś z nim musi być nie tak. Albo się nie stara, albo jest w kiepskiej formie, albo właśnie wykurował się po rocznej kontuzji, więc przez najbliższe miesiące 60 minut to maks, co będzie mógł zagrać. Na pewno nie jest to doświadczony zawodnik w dobrej formie – ewentualnie jedno, albo drugie. Fakt – niedoświadczony, albo pozbawiony formy zawodnik Chelsea na pewno będzie gwiazdą League Two. Ja wolę stracić parę punktów, ale dać możliwość zdobycia bezcennego doświadczenia mojemu talentowi, niż zawodnikowi innego klubu. A jeszcze trzeba za to płacić!
4.Wypożyczamy do siebie zawodnika z myślą o transferze definitywnym.
To już jest ruch warty zachodu. Dostajemy do składu zawodnika, którego w zasadzie chcemy kupić, ale mamy pewne wątpliwości. Nie jest to żółtodziób, nie jest to zawodnik bez formy. Ma być wzmocnieniem, najlepiej na wiele lat. Dlaczego więc go nie kupić? Albo nie mamy pewności, że poradzi sobie w Naszym klubie (np. gra w niższej lidze, gdzie jest gwiazdą, ale w Naszej może sobie zupełnie nie radzić – idealny przykład z prawdziwych boisk – Grzesiu Rasiak), albo nie mamy obecnie czym wypełnić drugiej strony równania. Innymi słowy – brak kasiejki. Rozwiązanie takie ma dwa minusy, ale niewielkie. Za wypożyczenie i transfer zapłacimy zapewne troszkę więcej, niż za zakup zawodnika od razu (ale nie zawsze). Ponadto zawodnik pełen werwy, animuszu, i ambicji do zostania największą gwiazdą Twojego zespołu, może po rozegraniu kilkunastu spotkań stwierdzić, że to jednak nie klub dla Niego. Zacznie się marudzenie, że marnuje się tu, zespół źle gra, a pogoda nie taka. Kupując go – miałbyś w ręku jego kilkuletni kontrakt, a tak – za kilka miesięcy pożegna się z Nami z szerokim uśmiechem, a do tego czasu będzie stroił fochy. Możemy go oczywiście odesłać, tracąc cenne pieniążki, które na jego wypożyczenie wydaliśmy. Ale w większości przypadków mamy spokój – przez rok gra, sprawdzamy, obserwujemy. W każdej chwili wysyłamy do jego klubu propozycję nie do odrzucenia (dosłownie, i w przenośni :)) i zawodnik jest Nasz. A jeśli jednak okaże się, że go nie chcemy – pogra do końca sezonu, i bez zbędnych formalności kończymy współpracę. Pieniądze wydane na wypożyczenie można traktować jak zakład bukmacherski, gdzie jesteśmy prawie pewni wygranej. Czasem zdarzy Nam się przegrać, ale to jest wliczone w ten zawód :)
Podsumowując – trzy razy zastanów się, zanim wypożyczysz kogoś ze swoich graczy, lub do swojej drużyny. Pożytek może być tylko pozorny, i nie wart ceny, jaką przyjdzie Ci za to zapłacić. Ostatnio wypożyczyłem na rok czterech moich obrońców do filialnego klubu, grającego w niższej (bardzo niższej…) lidze. Wszyscy oni stanowili kluczową część wyjściowej jedenastki swojej nowej ekipy, ale ich umiejętności nie podrosły przez ten rok ani trochę. A rok dla 19-latka to bardzo, wielce i ogromnie dużo czasu. Mimo doświadczenia, jakiego nabrali – uważam ten rok za stracony (w ich przypadku). Czasem jednak wypożyczenie niechcianego gwiazdora z wyższej ligi pozwoli Nam na awans, a wtedy przyjdzie czas na długofalowe wzmocnienia. I jeszcze jedno – jeśli polujesz na zawodników, którym kończą się kontrakty – to wypożyczenie takiego zawodnika w ostatnim roku jego kontaktu znacznie zwiększy Twoje szanse na przejęcie go na koniec sezonu za darmo! A przecież o to chodzi – zdobywaj tanio, ale sprzedawaj drogo, graj pięknie, ale strzelaj skutecznie!
Jeśli komuś pomogło to, co napisałem – bardzo się cieszę. Jeśli, dodatkowo, ktoś chciałby poczytać o czymś innym – jestem otwarty na propozycje. Postaram się coś napisać na każdy temat, w którym mam jakieś doświadczenie.
*Managerozaur – Gatunek zagrożony. Łączny czas gry w FM/CM dla wygody mierzony jest w gigagodzinach. Z przyzwyczajenia pyta sprzedawcę w sklepie mięsnym, czy schab jest na sprzedaż, czy też do wypożyczenia. Nie potrzebuje snu ani pożywienia, energię zdobywa wchłaniając promieniowanie monitora. Pracuje w cyklach 45-minutowych, po czym zawsze ma 15 minut przerwy. Zapytany o swoja największą zaletę, odpowie np. „mam programowanie w Javie na 20”.
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Budżet płacowy to podstawa |
---|
Jeżeli po zamknięciu okienka transferowego na Twoim koncie pozostał zapas gotówki, wejdź do siedziby zarządu i zmieniając proporcje "przerzuć" część kasy do budżetu płacowego. W trakcie sezonu możesz nie potrzebować pieniędzy na transfery, a zarząd spojrzy na Ciebie przychylniejszym okiem, jeżeli zostawisz duży zapas budżetu na wynagrodzenia. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ