Jutro ostatni mecz sezonu polskiej Ekstraklasy. Sezonu fatalnego dla Legii. Sezonu, o którym wszyscy fani stołecznej ekipy chcieliby jak najszybciej zapomnieć.
"Wojskowi" staną w szranki z GKS-em Bełchatów, a więc klubem, który do najsłabszych nie należy. W świetle obecnej kondycji psychicznej i fizycznej naszych zawodników, o korzystny rezultat może być naprawdę ciężko. A jedynie zwycięstwo pozwoli nam zachować nadzieje na awans do Ligi Europejskiej. Sprawa awansu nie leży jedynie w rękach Legii, bo jak powszechnie wiadomo, punkty musi zgubić chorzowski Ruch w bitwie z Koroną Kielce, która nie walczy w tym sezonie już o żaden cel. Jedyna nadzieja w Aleksandarze Vukoviciu - legioniście z krwi i kości - oraz Arturze Jędrzejczyku, który po zakończeniu obecnego sezonu wróci do stolicy. Mimo wszystko, szanse nie są zbyt wielkie, więc nie należy się na ten "sukces" zbytnio napalać. Na pewno zawodnicy chcieliby zagrać w Europie, lecz zastanawiam się nad jedną rzeczą. Czy warto się starać?
Pomyślmy. Legia wygrywa jutro przy Łazienkowskiej z Bełchatowem, a Ruch remisuje z Koroną. Do Ligi Europejskiej dostają się legioniści, których po sezonie czekają ogromne przetasowania w składzie. Pierwszy mecz tego pucharu zostanie rozegrany już w pierwszym tygodniu lipca. To bardzo wcześnie, a nowy trener - wiemy już, że będzie nim Maciej Skorża - nie dostanie zbyt wiele czasu na przygotowanie i zgranie zespołu. Po rewolucji należałoby zacząć funkcjonować spokojnie i rozważnie, a przede wszystkim powoli. Załóżmy, że Legia nie dostaje się do europejskich rozgrywek. Warszawiacy swój pierwszy mecz rozegrają na przełomie lipca i sierpnia - to niespełna miesiąc później, niż w przypadku wywalczenia awansu do LE. Cały miesiąc na dopracowanie strategii, taktyki, kondycji fizycznej i wszystkich innych, niezbędnych do należytego funkcjonowania w sezonie elementów. Wydaje mi się, że najważniejsze po takiej przebudowie będzie właśnie przygotowanie się w stu procentach do sezonu 2010/2011. Nawet kosztem tych kilku występów w Lidze Europejskiej. Początki zawsze bywają trudne i jestem zdania, że Nowa Legia, która musiałaby grać praktycznie bez zrozumienia i zgrania, nie byłaby tak silnym zespołem, jak po kolejnym miesiącu przygotowań. Z tych właśnie powodów dochodzę do wniosku, że należałoby... kibicować jutro chorzowianom, a samemu pokonać bełchatowian. W ten sposób kilku zawodników w niezłym stylu pożegnałoby się z Warszawą, a wobec triumfu "Niebieskich" "wywalczyliby" kolejny miesiąc na przygotowania. Wydaje mi się, że to najlepsze rozwiązanie.
Legię czekają ogromne zmiany. Z obecnego składu ostanie się zaledwie kilku/kilkunastu graczy. Wzmocnienia czekają nas na pozycji bramkarza, lewego obrońcy, defensywnego pomocnika, skrzydłowego i napastnika. To pięciu nowych graczy do podstawowej jedenastki. Ponadto należy pamiętać też o rezerwowych. Potrzeba będzie więc czasu, aby ta maszynka zaczęła funkcjonować jak należy. Występ w Europie, bardzo możliwe, że zakończony klapą, byłby tylko przeszkodą w tym przygotowaniu. Z tego względu uważam, że warto sobie te rozgrywki odpuścić. Są rzeczy ważne i ważniejsze - tą ważniejszą jest niewątpliwie walka o mistrzostwo Polski w następnym sezonie. Inna sprawa, że Legia wcale na te europejskie puchary nie zasłużyła...
PS Bardzo prawdopodobnym jest, że po zakończeniu obecnego sezonu wyjadę wraz z Legią na obóz przygotowawczy. Myślałem o tym, aby każdego dnia, w miarę możliwości, zdawać tutaj relację z mojego pobytu na tym zgrupowaniu. Być może jakieś zakulisowe anegdotki, być może opinie na temat nowych graczy, a być może po prostu odczucia i przemyślenia. Jeśli więc byłoby zainteresowanie, myślę, że byłbym skłonny podjąć się takiej "misji".
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ