Od niepamiętnych czasów spędzam święta Bożego Narodzenia z rodziną. Nie inaczej miało być i tym razem. 22 grudnia (dzień po meczu z Edubiase), wyleciałem samolotem z Akry. Była to już moja standardowa podróż przez Dubaj. O godzinie 22:05 byłem już na Okęciu, gdzie czekał na mnie ojciec. Bardzo się ucieszył na mój widok. Jak się później miało okazać, była to tylko cisza przed burzą.
Podczas kolacji wigilijnej przyjętym zwyczajem jest składanie sobie życzeń. Jako pierwsza podeszła do mnie matka. Standardowa gadka typu "zdrowia, szczęścia, pomyślności". Mimo wszystko widać było, że są to szczere życzenia. Kiedy podszedł ojciec, nie spodziewałem się nadchodzącej katastrofy. Jego życzenia brzmiały mniej więcej tak:
"Synu, życzę ci szczęścia w życiu, ale nie tylko w prywatnym. Chciałbym, żebyś się spełniał również w życiu zawodowym. Ponieważ widzimy się tylko w Boże Narodzenie, mam dla ciebie wspaniałą wiadomość. Nie będziesz już musiał dłużej trenować tych murzynów w Ghanie. Mam dla ciebie propozycję pracy o wiele bardziej ambitnej. Właśnie udało nam się przejąć jeden z większych banków w kraju. Synu, chciałbym cię uczynić jego prezesem."
- Tato, szanuję cię, ale nigdy więcej nie mów o mojej pracy "mało ambitna". Jest to dla mnie obraźliwe. Nie wiem ile razy jeszcze ci muszę powtórzyć, że nie interesuje mnie biznes. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Wolę robić to co kocham, czyli być zawodowym trenerem piłkarskim. Nie obchodzi mnie, czy robię to w Afryce, Europie, czy też Azji. Jak dla mnie to może być nawet Antarktyda! Nie spodziewałem się po tobie, że jesteś takim samolubnym rasistą.
- W takim razie możesz się pożegnać ze spadkiem ty niewdzięczny sku*****nie. Nie dostaniesz od nas złamanego grosza! Wy******laj z mojego domu!
Z wściekłością wybiegłem z budynku. Byłem niesamowicie zły na ojca. Matka cała we łzach próbowała go jeszcze powstrzymać, ale wydawał się nieugięty. W bardzo złym nastroju poszedłem do baru na Nowym Mieście i wypijałem browara za browarem. I tak już do rana. Około godziny trzeciej, kiedy byłem już mocno pod wpływem, wdałem się w bójkę z jednym z barmanów, który chciał mnie wyprosić z knajpy. Przyjechała policja i wylądowałem na izbie wytrzeźwień. Następnego dnia ogarnąłem się po tym co się wcześniej stało i wypisałem się z izby. Ledwo zdążyłem na samolot, który odlatywał o godzinie 14:00. Na szczęście takie informacje nie rozeszły się za bardzo w mediach, gdyż w Polsce jestem całkowicie anonimowy. Po pożądym odespaniu nocy w apartamencie w Akrze, wróciłem do pracy. Na szczęście mecz z Medeama SC graliśmy u siebie i nie spóźniłem się na niego...
Jeszcze przed tym nieprzyjemnym incydentem udało nam się zakontraktować dwóch piłkarzy. Obaj zajęli miejsce w podstawowym składzie.
Quansah przybył do nas z myślą o pierwszym składzie. Trochę mu zajęła aklimatyzacja, ale po kilku meczach wygryzł ze składu Koomsona.
Potrzebowałem drugiego bramkarza, ponieważ McCarthy nie chce z nami przedłużyć kontraktu i prawdopodobnie odejdzie w letnim okienku transferowym. Padło na Etiopczyka, który był aktualnie bezrobotny. Po kilku meczach udało mu się wygryźć ze składu N'Diaye.
Naszym ostatnim wzmocnieniem podczas zimowego okienka był Ransford Osei. Gracz sprowadzony na pozycję rezerwowego napastnika, ponieważ Nwoha ma już swoje lata i z sezonu na sezon jest coraz słabszy.
Rozgrywki
Puchar Czterech
Przed sezonem obiecałem sobię, że skupię się na rozgrywkach pucharowych, więc najmniej prestiżowy puchar w Ghanie musiał paść moim łupem. W półfinale tych rozgrywek zmierzyliśmy się z Edubiase. Wynik na to nie wskazuje, ale był to w miarę wyrównany mecz. Jednak to my po dwumeczu cieszyliśmy się z awansu do półfinału (3-1, 1-0). W finale czekała już na nas nasza największa zmora - Berekum Chelsea. Wszystkie mecze, które grałem z tym zespołem były niezwykle ciężkie i zacięte. Tym razem wybiliśmy im z głowy jakiekolwiek szanse na końcowe zwycięstwo. 5-2 na wyjeździe załatwiło praktycznie sprawę i nie popsuła nam humoru nawet porażka 1-2 u siebie. Mogliśmy świętować zdobycie Pucharu Czterech!
Puchar Ghany
Dzięki Bogu, że te rozgrywki nie odbywają się systemem mecz-rewanż. Moi piłkarze by się zajechali. Wystarczy już, że grają na czterech frontach. W ćwierćfinale bez problemów poradziliśmy sobię z Ashanti Gold (2-0). W półfinale ponownie mieliśmy się mierzyć z naszymi niewygodnymi przeciwnikami - Berekum Chelsea. Muszę przyznać, że nie spodziewałem się, że nasza przygoda w tych rozgrywkach skończy się już w półfinale. Rywale wyszli zdeterminowani, aby zrewanżować się za porażkę w Pucharze Czterech i im się to udało. Porażka 1-3 na wyjeździe po słabej grze mówi chyba wszystko...
Ekstraklasa
Nasza przewaga na półmetku rozgrywek nie pozwalała nam na spokojne wystawianie rezerw w meczach ligowych. Czasami musiałem ryzykować i wystawiać zmęczonych piłkarzy, którzy ledwie trzy dni wcześniej grali w Lidze Mistrzów na drugim krańcu Afryki. Rundę wiosenną zaczęliśmy najgorzej jak mogliśmy - porażką 0-3 z All Stars na własnym boisku. Nie napawałao to optymizmem. Potem zaczęła się tak zwana "seria trzech". Trzy zwycięstwa i wpadka. Oczywiście dla mnie wpadką jest nawet remis. Po porażce z All Stars przyszły trzy zwycięstwa z Zaytuna Utd (3-1), Berekum Chelsea (5-1 zemsta jest słodka) i Hasaacas (2-0), a następnie niespodziewany remis na wyjeździe z Asante Kotoko (1-1). Oczywiście sytuacja się powtórzyła i po zwycięstwach z Tema Youth (4-0), Ashanti Gold (2-1), Amidaus Professionals (7-0) nadszedł remis z beniaminkiem Okwahu Utd (1-1). Na szczęście do końca rundy już tylko wygrywaliśmy i udało nam się obronić tytuł Mistrza Ghany.
Liga Mistrzów
Dobra postawa w tych rozgrywkach była jednocześnie moim priorytetem, jak i marzeniem. Wszyscy zawodnicy zdawali sobie sprawę, że na te rozgrywki trzeba rzucić wszystkie siły, bo sukces w tych rozgrywkach odbija się szerokim echem na całym kontynencie. Aby zagrać w fazie grupowej musieliśmy przejść trzy rundy kwalifikacyjne z systemem mecz-rewanż. W rundzie wstępnej wylosowaliśmy półzawodowy nigerski klub Dan Gormou. Trzeba przyznać, że losowanie było łaskawe, bo nie można sobię chyba wyobrazić prostszego przeciwnika. 4-1 na wyjeździe i 3-1 u siebie załatwiały sprawę awansu do następnej rundy. A tam mieliśmy się zmierzyć z marokańskim Wydad Fes. Kolejny raz poszczęściło nam się w losowaniu i po jednostronnym dwumeczu (3-1 wyjazd, 4-1 dom) zameldowaliśmy się w ostatniej rundzie. Tutaj żarty się skończyły, bo los przydzielił nam wicemistrza Iworyjskiej Ekstraklasy - AFAD Djekanou. Tak na prawdę... byli dobrzy tylko na papierze. Pokonaliśmy ich bez problemu 3-0 i 3-0, meldując się w fazie grupowej Ligi Mistrzów Afryki, czyli de facto wśród ośmiu najlepszych zespołów Afryki. Największy sukces w mojej dotychczasowej karierze. Jednak patrząc na naszych rywali w fazie grupowej, w tym roku będziemy raczej zbierać doświadczenie, niż walczyć o awans do fazy pucharowej...
Podsumowanie
Jestem niezwykle zadowolony z tego sezonu, mimo że nie udało się zdobyć wszystkich możliwych pucharów w rodzimej lidze (przegrana w półfinale Pucharu Ghany), to i tak udało nam się osiągnąć coś niesamowitego! Otóż pierwszy raz za mojej kadencji Hearts of Oak w potrójnej koronie!
Dodatkowo, w końcu zakończyła się budowa nowiuteńkich obiektów młodzieżowych. Mam nadzieję, że nie będę musiał już więcej szukać starych sprawdzonych piłkarzy w innych zakątkach Afryki, ale będę w stanie wprowadzać do pierwszego składu naszych młodych wychowanków. Na razie dotychczasowi juniorzy nie prezentują odpowiednich umiejętności.
Cieszy również ogromne zainteresowanie ze strony kibiców. Szczególnie jest to widoczne w trakcie Ligi Mistrzów, kiedy na mecz przychodzi regularnie ponad 40 tysięcy widzów! Może dlatego, że bilet kosztuje średnio 1 euro, a karnet na sezon aż 2 euro! W sumie, po co kupować bilet na pojedyńczy mecz, jak karnet na cały sezon kosztuje dwa razy więcej? Nie ważne. Ważne jest to, że frekewncja jest na prawdę imponująca!
W przypadku tak znaczących sukcesów i nacisku ze strony kibiców, zarząd nie miał innej możliwości niż zaproponowanie mi nowego kontraktu. Ja go oczywiście podpisałem, bo chcę z tą drużyną osiągnąć coś wielkiego. Poza tym... kurde, przyzwyczaiłem się do tych chłopaków...
Niestety, Quendambu nie udało się zdobyć króla strzelców, ale i tak jestem z niego bardzo zadowolony. 23 gole to mimo wszystko bardzo przyzwoity wynik na 30 meczy. Wyróżniał się również Helegbe, który w debiutanckim sezonie zdobył aż 16 bramek! W klasyfikacji asyst najlepszy był za to niezawodny Alseny Camara.
Czas zacząć przygotowywać się do następnego sezonu, a przede wszystkim do fazy grupowej Ligi Mistrzów, która rozpocznie się 19 lipca meczem z Al-Ahly. Czy z takim składem jesteśmy w stanie powalczyć o wyjście z grupy Ligi Mistrzów? Okaże się już niedługo...
PS1: Zachęcam do wzięcia udziału w ankiecie.
PS2: Liga Mistrzów zostanie opisana w następnym manifeście, ze względu na terminarz. Przypada po prostu na początek następnego sezonu.
PS3: Jeżeli spodobał ci się manifest zostaw MOCNE. Zachęca to bardzo do dalszej pracy.
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ