Sky Bet Championship
Ten manifest użytkownika wujekzdzicho przeczytało już 2044 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.
Obiecuję – to już ostatnia zmiana kariery. To jest to – Brighton. Razem zbudujemy tu angielską potęgę. Po prostu szukałem klubu z klimatem, ładnym stadionem i wiernymi kibicami. I oto jest – tak po prostu. Zakochałem się. Brighton stało się gniazdem dla małych mew, które chcą dorosnąć i zdobyć Anglię! Poza wstępem kariera będzie opisywana jako miesięcznik.
***
Jest wieczór, czwarty lipca, cieplutki dzień. Siedzę sobie na kanapie razem z Louise, oglądamy jakąś głupią komedię romantyczną, to znaczy ona ogląda a moje myśli są daleko stąd. W Brighton. Na Amex Arena. Wczoraj podpisałem kontrakt.
A wszystko zaczęło się przed pięcioma dniami. Wtedy to mój kolega Andre – zadzwonił do mnie i powiedział, że wszystko jest w porządku. Wiedziałem, że już niedługo będziemy opijać mój sukces jak w trakcie tych wieczorów kiedy chodziliśmy kompletnie pijani po klubach nocnych w Londynie, albo w Mediolanie. Ale po kolei.
Piłkę kochałem podobno od zawsze – tak przynajmniej uważa moja mama, Maria. Jest Polką, dlatego płynie we mnie polsko-włoska krew. Mieszanka iście wybuchowa. Mój ojciec, Pietro zawsze podkreślał, że z takiego połączenia musi wyjść człowiek kochający calcio(W końcu nazwisko zobowiązuje) i …wódkę. I choć wychowałem się w Mediolanie to drugie również nie jest mi obce.
W światowej stolicy mody spędziłem całe dzieciństwo. Była to wieczna wędrówka pomiędzy San Siro, a domem. Od kiedy pamiętam, byłem na każdym meczu AC Milan, jaki tylko był rozgrywany w moim mieście. Od sparingów, po ważne spotkania w europejskich pucharach. Kiedy miałem siedem lat ojciec – również zagorzały fanatyk rossonerich – zaprowadził mnie na mój pierwszy trening. Było fantastycznie, pamiętam, że bardzo szybko przesunięto mnie do grupy starszych chłopców. W Milanie to wielki zaszczyt. Zapowiadałem się bardzo dobrze, już widziałem oczyma wyobraźni tych wszystkich kibiców skandujących moje nazwisko.
Do dziś nie mogę zrozumieć dlaczego tak się stało. Miałem wtedy piętnaście lat, a nasza drużyna U-16, rozgrywała właśnie mecz o mistrzostwo Włoch juniorów – derby z Interem. Prowadziliśmy od samego początku, kiedy to mi w piątej minucie udało się posłać piłkę obok bezradnego golkipera nereazzurrich. W drugiej połowie nie zamierzaliśmy odpuścić. Wtedy to mój kolega z drużyny – obecnie trener juniorów w niższych ligach włoskich – wrzucił piłkę na pole karne. Balona. Ale bramkarz się specjalnie nie fatygował. Wyskoczyłem więc do piłki jakoś cholernie wysoko, ale spadając zahaczyłem o obrońcę i upadłem … zupełnie wyginając sobie kolano. Wiązadła poszły się jebać jednym słowem. Raz było lepiej raz gorzej, ale nigdy nie powróciłem do dyspozycji sprzed kontuzji. Otarłem się niby o Serie C, ale porównując to do tego, że chciałem zostać legendą, … no cóż bywa.
I tak przez ciągnące się problemy z kolanem w 2001 roku mając zaledwie dwadzieścia jeden lat zakończyłem karierę piłkarską. Wtedy podjąłem najtrudniejszą decyzję w moim życiu. Dzięki starym znajomościom z Milanu załatwiono mi studia w Szkocji, na jednym z najlepszych uniwersytetów futbolowych na świecie. To tam poznałem dwie najważniejsze obecnie osoby w moim życiu. Mojego przyjaciela, Andre… Villasa-Boasa, którego chyba nie muszę wam przedstawiać, a także Louise Clark – moją narzeczoną, modelkę, z którą od tej pory spędzałem każdą wolną chwilę.
Ach, no tak, miałem powiedzieć coś o mojej przyjaźni z sympatycznym Portugalczykiem. Jest on o dwa lata starszy ode mnie. Na owej szkockiej uczelni uczył się już mając zaledwie siedemnaście lat. Ja wtedy jeszcze nie wiedziałem, że tak naprawdę nigdy nie zostanę piłkarzem. Potem Andre przyjeżdżał do Szkocji wiele razy, w różnych sprawach. Pewnego dnia kiedy miałem 22 lata, a Villas-Boas właśnie zaczynał pracę asystenta w FC Porto, pogadaliśmy chwilę. Następnie umówiliśmy się na kawę, i tak już zostało. Kiedy ukończyłem szkołę załatwił mi fuchę trenera juniorów w Chelsea Londyn, gdzie przybył pełnić funkcję asystenta. Byłem z nim wszędzie. Poznałem osobiście Jose Mourinho – to on uczył nas obu taktyki, a my słuchaliśmy go siedząc wpatrzeni jak w obraz.
Aż przyszedł rok 2008, kiedy to Mourinho postanowił przejść do znienawidzonego przeze mnie Interu. Nie mogłem pojechać razem z nimi, ale pojechałem. Jednak dzięki temu, że w AC Milan byłem ceniony to tam zacząłem szkolić młodych adeptów futbolu. Z Andre, cały czas utrzymywaliśmy kontakt. Lubiliśmy czasem wyjść na miasto i zaszaleć. Oczywiście przez całą tą podróż była ze mną Louise. Jednak kiedy leciała gdzieś na jakiś pokaz mieliśmy idealną okazję, aby wybrać się do jakiegoś klubu, na mocno zakrapianą imprezę, a potem wracać do domu prowadząc ożywione rozmowy z taksówkarzem.
Kiedy Andre postanowił rozpocząć samodzielną karierę w Coimbrze, ja zostałem w Mediolanie. On musiał spoważnieć, bo stał się tym pierwszym, a ja nie miałem zamiaru ruszać się z mojego miasta. Blisko miałem rodziców, a przecież moja mama robi takie spaghetti, że głowa mała. Muszę się także pochwalić, że prowadzona przeze mnie ekipa Milanu U-18, zdobyła Mistrzostwo Włoch w swojej kategorii wiekowej. Niby ja też dostąpiłem tego zaszczytu, będąc nieco młodszym, ale nie mogłem biegać po boisku, wymachując pucharem - z wiadomych przyczyn - czyli braku czegoś co wyglądałoby na kolano.
I tak zleciało to kilkanaście miesięcy kiedy zadzwonił do mnie Villas-Boas i stwierdził, że mam natychmiast wsiadać w samolot, bo zostanę członkiem jego sztabu szkoleniowego FC Porto:
- Jakiego kurwa FC Porto?! – odrzekłem.
- Takiego, normalnego, z Do Dragao, dostałem angaż, dawaj tu będziesz mi pomagał!
Nie zastanawiałem się ani chwili. Spakowałem się, uściskałem rodziców i odleciałem najbliższym samolotem. Asystentem co prawda nie zostałem, ale miałem zaszczyt między innymi rozstawiać pachołki Hulkowi, czy Falcao. Nie o taką pomoc rzecz jasna Andre prosił mnie włączając do swojego sztabu szkoleniowego.
Razem przezywaliśmy te wielkie chwile. Do dziś nie pojmuję tego jakim cudem w pierwszym sezonie ten człowiek, z moją pomocą, zdobył potrójną koronę. Niesamowita sprawa. To ja wpadłem też na pomysł, aby kupić bramkę, do której trafił Falcao, ze stadionu w Dublinie, na którym odbył się finał Ligi Europejskiej.
Aż wreszcie Andre dogadał się z Chelsea. Wtedy podjąłem decyzję. Na mnie już czas. Czas zacząć działać samodzielnie. Odrzuciłem ofertę The Blues, którzy namawiali mnie do tego, aby zostać asystentem ich nowego menadżera. Wtedy w prasie zobaczyłem taką oto informację:
„Skandal! Były już menedżer Brighton – Gustavo Poyet przegiął na całej linii. Rozumiemy, że można świętować awans, ale żeby w taki sposób?! Otóż klub, który zwolnił trenera nie chce o niczym rozmawiać, a w oficjalnym oświadczeniu była mowa o wydaleniu dyscyplinarnym. Jednak dotarliśmy do informacji, z których wynika, że Urugwajczyk, wybrał się razem z kumplami na mocno zakrapianą imprezę, po czym wracając do domu po pijaku spowodował wypadek samochodowy. Uciekając z miejsca zdarzenia, natknął się na policję, a kiedy ta próbowała go zatrzymać wcale nie miał zamiaru dać się złapać. A kiedy wreszcie dwójka funkcjonariuszy dobrała mu się do skóry, miał rzec:
- Spierdalać, głupie psy, to ja awansowałem do The Championship, nie wy. Mam prawo się zabawić.”
To jest moja szansa – pomyślałem i niewiele się zastanawiając, wyruszyłem z Londynu na wybrzeże, gdzie zdecydowanym krokiem wstąpiłem do siedziby klubu i zapukałem do drzwi prezesa.
- Proszę – usłyszałem w odpowiedzi.
- Dzień dobry – powiedziałem przekraczając próg.
- Witam, ale kim pan do cholery jest i co pan tu robi?
- Miło pana poznać panie Bloom. Nazywam się Giuseppe. Giuseppe Futbollerri.
- Zawsze pan mówi jak w Jamesie Bondzie? – odrzekł prezes wskazując ręką skórzaną kanapę.
- No czasami. Zależy od nastroju.
- Dobra, koniec żartów. Jak strzelam jest pan trenerem z ósmej ligi i szuka szczęścia. Am I right?
- You’ re left. Właściwie to niezupełnie tak to wygląda.
Kiedy opowiedziałem mu swoją historię, tylko się uśmiechnął. Następnego dnia zadzwonił do Andre, który potwierdził mu, że tak to prawda, ja to ja, a dodatkowo zdecydowanie mnie polecił. I stało się, zostałem trenerem Brighton.
- Mam nadzieję, że nie popełniłem właśnie największego błędu w moim życiu – pomyślał zapewne prezes, po czym wręczył mi kluczyki – odpowiednio do nowego samochodu, a także do nowego przytulnego lokum nad kanałem La Manche.
A zatem do przeczytania! Mówcie jak wam się podoba!
REAL MADRYT |
FC BARCELONA |
MANCHESTER UNITED |
Rozmawiaj z reprezentantem |
---|
Do rozmów między menedżerem a zawodnikiem powinno dochodzić nie tylko w klubie, ale również w reprezentacji. Wybierając opcję "Prywatna rozmowa (rep.)", możesz zasygnalizować graczowi, że musi grać lepiej, by pozostać w kręgu Twoich zainteresowań. Najczęściej są dumni ze swoich występów, ale zdarza się, że odnosi to pożądany skutek. |
Komentarze (0)
Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.
Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ