Informacje o blogu

Okiem zezowatego daltonisty

Kolejarz Stróże

Fortuna I Liga

Polska, 2011/2012

Ten manifest użytkownika HashVanHebel przeczytało już 925 czytelników!
Łącznie swój komentarz zostawiło 0 z nich.

Pokaż notki z kategorii:

MÓJ BLOG

Kolejarz 12/2011


Zgodnie z tym co obiecywaliśmy Państwu w ostatnim numerze „Kolejarza” - grudniowy numer jest w pełni poświęcony menedżerowi naszej drużyny. Nie przedłużając oddajemy w Wasze ręce pierwszy tak długi wywiad w krótkiej historii tego miesięcznika.

- W polskim futbolu nie było o Panu słychać od prawie dwudziestu lat. Wszystkich zapewne interesuje co się z Panem działo.
- Prowadziłem zwykłe, spokojne życie. Chociaż na pewno żałuję tego co się stało przed Barceloną to i tak nie mogę powiedzieć, że w jakiś sposób zmarnowałem sobie życie. Kontuzje są częścią tego sportu – pogodziłem się z tym.

- Do tej pory nie wiemy co się wydarzyło na obozie przygotowawczym przed Igrzyskami w Barcelonie. Streści nam Pan tą historię?
- Wszystkie moje problemy zaczęły się jeszcze na początku mojej przygody z olimpijską kadrą. Nigdy nie byłem jakimś grzecznym chłopcem… właściwie nie można powiedzieć, że byłem niegrzeczny. Po prostu byłem specyficzną osobą. W wieku osiemnastu lat poznałem dziewczynę, a w wieku dziewiętnastu była już moją żoną. Świeżo po ślubie zaczęły się obozy przygotowujące nas do Igrzysk. Często z nich uciekałem, często w ogóle na nie nie jeździłem. Trener Wójcik miał ze mną wiele problemów, jednak wierzył w ten talent i cierpliwie znosił moje wybryki. Czas leciał, z każdym dniem byłem mądrzejszy i sumienniej przygotowywałem się do turnieju olimpijskiego. Wydawało się, że wszystko jest już dobrze, kiedy na tym pechowym ostatnim obozie razem z Wojtkiem Kowalczykiem uciekliśmy w nocy do klubu. Kiedy wychodziliśmy było już ciemno. Zeskakując z płotu koło naszego „ośrodka” upadłem, a że chodnika nie było to spadłem na ulicę. Wszystko to było niesamowicie głupie, ale w końcu się doigrałem. Tego dnia widocznie pech mnie prześladował bo upadłem prosto pod nadjeżdżającą ciężarówkę. Ja nie zdążyłem się podnieść, a kierowca nie wyhamował. Diagnoza wydawała się być dla mnie końcem świata. Przeskakując przez płot uszkodziłem sobie prawe kolano – zawsze miałem z nim problemy, więc było wyjątkowo delikatne. Oczywiście to był tylko dodatek do zmiażdżonej stopy po której przejechała ciężarówka. Mogłem się rehabilitować jednak zrezygnowałem z takiej perspektywy bo po dwóch, a może i trzech latach rehabilitacji powrót do formy trwałby zbyt długo, a kontuzje kolana prześladowałyby mnie do końca kariery. Tak więc przygoda z piłką skończyła się na dwa tygodnie przed najważniejszą imprezą mojego życia. Załamałem się, ale wspierała mnie żona. Wyprowadziliśmy się z Krakowa do znacznie spokojniejszych Stróży i tam pracowałem.

- Jak Pan sądzi, jak wyglądałaby Pana kariera gdyby nie ten wypadek?
- Nie ma co gdybać. Według trenera Wójcika równie dobrze mogłem grać w Barcelonie, a równie dobrze w okręgówce pod Ciechocinkiem.

- Planował Pan kiedyś karierę trenerską?
- Tak właściwie to jeszcze dzień przed angażem w Kolejarzu niczego takiego nie planowałem. Skończyłem z piłką, miałem pracę, dom, rodzinę na utrzymaniu, a kariera piłkarza czy też kogoś innego związanego z futbolem ograniczała się do Barcelońskich wspomnień i pocinania z synem w FIFĘ.

- W takim razie skąd się Pan wziął na ławce rezerwowych Kolejarza?
- Kiedy przeprowadziliśmy się do Stróży w miarę możliwości oglądałem mecze Kolejarza. Z czasem poznałem prezesa, kilku kibiców. Poniekąd stałem się ultrasem tyle, że w wersji łagodnej. Zawsze siadałem trzy rzędy za ławką drużyny gości gdzie po kilku meczach poznałem prawdziwego ultrasa Pana Mariana. Kiedy jeszcze drużyna grała w okręgówce namawiał mnie na grę w Kolejarzu. Często na nudnych meczach gawędziliśmy z Panem Marianem o futbolu. On był prawdziwym ultrasem! Większość ludzi mnie nie znała, bo kto by się interesował jakimś młodzikiem który nawet nie grał na igrzyskach. Jednak on poznał mnie już na pierwszym meczu. Wtedy były inne czasy. Wróćmy jednak do czasu kiedy Kolejarz grał w okręgówce. Na każdym meczu siadałem z Panem Marianem i rozmawialiśmy. Niekiedy mecz się kończył, a my dalej rozmawialiśmy. Podziwiałem tego człowieka, naprawdę dużo wiedział o historii czy nawet aspektach okołotaktycznych. Z kolei ja wiedziałem więcej od wewnątrz, jak to wszystko wygląda z perspektywy piłkarza. On jeden znosił moja gadatliwość. Razem oglądaliśmy mecze Kolejarza przez wiele lat. Wielkie było moje zdziwienie kiedy dowiedziałem się, że Pan Marian jest bratem prezesa. Byłem mądrzejszy o drzewo genealogiczne mojego stadionowego sąsiada jednak tak naprawdę niczego to nie zmieniło. Do czasu kiedy po pierwszym sezonie w pierwszej lidze Kolejarz stracił trenera. Po namowach Pana Mariana i Jego Brata zrobiłem szybkie kursy i zostałem trenerem, a właściwie menedżerem. Myślałem, że żona mnie zabije, kiedy wróciła mi młodzieńcza „specyficzność” jednak gdy poznała pensję zdecydowanie wyższą od tej z pracy w piekarni zmiękła.

- Prezes powierzył Panu tą pracę tylko ze względu na to, że Brat go namówił?
- Prezes poznał mnie przez swojego Brata, jednak nie trzeba było żadnego namawiania, kiedy dowiedział się, że byłem o krok od reprezentacji olimpijskiej.

- Nie bał się Pan takiego wyzwania?
- Niekoniecznie. Było to coś nowego jednak sądziłem, że moja wiedza wystarczy do podołania tej misji.

- Od razu został Pan rzucony na głęboką wodę. Sztab szkoleniowy właściwie nie istniał, a Pan musiał go stworzyć.
- Nie było to łatwe, jednak miałem wiele znajomości i z drugiej strony komfort wyboru pracowników. Większość sztabu odeszła wraz z poprzednim trenerem, a została tylko jedna osoba. Był to chyba asystent. Rozwiązaliśmy z nim kontrakt kiedy poznałem się na jego umiejętnościach i podejściu do pracy. Oczekiwałem, że wprowadzi mnie do drużyny Kolejarza i powie co i jak. Musiałem wejść do nowego klubu z nowym asystentem. Było to trudne bo razem weszliśmy w nieznane. Nie znaliśmy zawodników ani otoczenia.

- Jakie były reakcje Pana i Zarządu na pierwsze wyniki?
- Zarządu nie interesowały sparingi, a mi ulżyły i dodały pewności siebie, doszedłem do wniosku, że jednak się nadaję.

- Ze strony sportowej sparingi też wyglądały dobrze.
- Zdecydowanie tak. Wygrywaliśmy tam gdzie mieliśmy wygrać, czyli u siebie z Unią Racibórz 1-0, Igloopolem Dębica 3-1 i Izolatorem Boguchwała 3-0. Mecze wyjazdowe były gorsze. O ile mogliśmy się spodziewać przegranej z Wisłą (4-5), tak remis 1-1 z Resovią i przegrana 3-4 z Tuzserem dały do myślenia. Mecz z Rakamaz był sprawdzianem rezerwowych, więc 1-0 cieszy.

- Liga też nie była najgorsza.
- Momentami mieliśmy dużo szczęścia. Przegrana na wyjeździe z Polonia Bytom 1-3 nie była dobrym wynikiem, jednak warto wziąć pod uwagę to że od 12’ graliśmy w dziesiątkę po czerwonej kartce dla Marcina Stefanika. Dwa następne mecze graliśmy u siebie i wypadliśmy dobrze 2-1 z Olimpią Grudziądz i 2-0 z Dolcanem Ząbki były ważnymi wynikami.

- Cofnijmy się trochę w czasie. Jak podsumuje Pan swoje pierwsze transfery?
- Z perspektywy czasu wypadło to dobrze. Wymieniliśmy cały atak co spotkało się ze zdziwieniem kibiców. Grali tam zawodnicy starsi, bez pasji. Byli takimi typowymi rzemieślnikami. Z klubem pożegnał się Mariusz Mezyk wzmacniając Zawiszę, a na wolny transfer odeszli: Tomasz Grybos, Konrad Cebula, Maciej Kowalczyk, Krzysztof Gajtkowski i Krzysztof Markowski. Kibice… no cóż kibice się zdziwili. Co najmniej zdziwili. Wzmocnił nas Wojciech Okinczyc, Michał Mróz, Sebastian Kosiorowski, David Kotrys, Łukasz Chrzanowski, Łukasz Juszkiewicz, utalentowani Audrius Brokas, Loic Lo Bello i Serges Kiema. W dodatku wypożyczyliśmy Macieja Górskiego, Michała Efira, Dominika Furmana i Alana Urygę. Teraz widać, że nie trafiliśmy z Michałem Mrozem i wypożyczeniami Macieja Górskiego czy wiecznie sfochanego Alana Urygi.

- Sądzi Pan, że wyniki udowodniły trafność transferów?
- Kilku modach chłopaków nie pokazało się jakoś wybitnie, z tym, że oni dopiero się uczą. Wyniki były dobre, piłkarze grali na miarę możliwości, jednak ciągle brakowało stabilizacji, dopiero na koniec rundy się udało. Wyjazdowe 1-1 z Niecieczą, bolesna przegrana u siebie z Radzionkowem 1-2, wyjazdowa wygrana z Flotą 1-0, wygrane u siebie z Pogonią 3-2, Polkowicami 1-0. Wyniki były niezłe ale nierówne. Pierwsza liga jest jednak łagodna na nieregularność co pozwalało nam nawet obejmować prowadzenie w tabeli. Porażka w meczu na szczycie z Bogdanką w Łęcznej 0-1, wyjazdowa wygrana 2-1 z Wartą, zwycięstwo u siebie z Wisłą Płock 1-0, wyjazdowa przegrana z Zawiszą 1-3. Niestety nie udało nam się zrewanżować na Zawiszy za Puchar Polski w którym wcześniej przegraliśmy u siebie 0-2. Wciąż nabierałem doświadczenia, co było wspaniałym uczuciem. Patrząc na pierwsze sparingi śmiałem się z samego siebie. Wspaniałem jest to, że człowiek uczy się całe życie. Po wspaniałej wygranej u siebie 3-1 z GKSem Katowice wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze. Niestety głupi wyjazdowy remis z Olimpią Elbląg 2-2 w którym do 90’ prowadziliśmy 2-1 czy późniejsze przegrane u siebie z Arką 1-2 i Piastem 0-1 zmusiły mnie do rozmowy z piłkarzami. Czasami ich podejście było tragiczne, zero walki bo „w radiu mówili, że to Arka jest faworytem”. Męska rozmowa pomogła bo w derbach z Sandecją zmietliśmy rywali z boiska na ich szczęście skończyło się tylko na 2-0 w dodatku w Nowym Sączu. Wtedy nadeszła stabilizacja i pewność w grze. Szkoda, że tak późno bo po wygranej 2-0 u siebie z Polonią Bytom skończyła się runda jesienna. Po tych meczach postanowiłem pokazać piłkarzom , że są oni naprawdę dobrymi grajkami. Niekiedy w śniegu po kostki graliśmy sparingi. Obiecałem im, że to tylko trzy sparingi i mają przerwę. Zmobilizowali się na te mecze, cieszyli się grą co poskutkowało wyjazdowym 3-1 z Janowianką, 2-0 u siebie z Okocimskim i na koniec fantastyczne, po prostu genialne zwycięstwo 5-0 u siebie z ekstraklasowym Górnikiem Zabrze. Teraz święta.

- Planuje Pan jakieś wzmocnienia?
- Zobaczymy jak to wyjdzie z budżetem. Mam kilku kandydatów do gry w Kolejarzu jednak to czy tutaj zagrają zależy od budżetu na tą rundę. Prezes powiedział mi, że jak wyniki będą dobre to i pieniądze się znajdą. Wyniki są, teraz czekam na pieniądze i działam. Pewne jest odejście Łukasza Liska który przegrał walkę na bramce z Sebastianem Kosiorowskim, a nawet z Marcinem Zarychtą. W jego miejsce przyjdzie doświadczony ale znakomity napastnik jak na te warunki. Skorzystaliśmy z amatorskiego kontraktu i za darmo ściągnęliśmy gwiazdę ligi luksemburskiej – Tomasza Gruszczyńskiego.

- Jaki cel na wiosnę?
- To co mówię na każdej konferencji – mistrzostwo.

- Nie wywiera to zbyt dużej presji na piłkarzach?
- Oni niech się nie interesują moimi konferencjami. Staram się im wpajać, ze wychodzą na boisko żeby wygrać. Oficjalnym celem jest utrzymanie się co po rundzie jesiennej wydaje się być śmieszne, więc piłkarze wiedzą, że zadowolę się z utrzymania, jednak nie mają prawa wyjść na boisko żeby walczyć o utrzymanie. Gra się zawsze po to żeby wygrać.

- Dziękuję za rozmowę.
- Ja również.
/rozmawiała Kunegunda Kruczek/

Komentarze (0)

Możliwość komentowania tylko dla zarejestrowanych użytkowników.
Nie masz konta? Zarejestruj się.

Drogi Rewolucjonisto, prosimy o przestrzeganie regulaminu i zapoznanie się z FAQ
FM REVOLUTION - OFICJALNA STRONA SERII FOOTBALL MANAGER W POLSCE
Największa polska społeczność Ponad 70 tysięcy zarejestrowanych użytkowników nie może się mylić!
Polska Liga Update Plik dodający do Football Managera opcję gry w niższych ligach polskich!
FM Revolution Cut-Out Megapack Największy, w pełni dostępny zestaw zdjęć piłkarzy do Football Managera.
Aktualizacje i dodatki Uaktualnienia, nowe grywalne kraje i inne nowości ze światowej sceny.
Talenty do Football Managera Znajdziesz u nas setki nazwisk wonderkidów. Sprawdź je wszystkie!
Polska baza danych - dyskusja Masz uwagi do jakości wykonania Ekstraklasy lub 1. ligi? Napisz tutaj!
Copyright © 2002-2024 by FM Revolution
[x]Informujemy, że ta strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z polityką plików cookies. W każdym czasie możesz określić w swojej przeglądarce warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies.